Dead Rising było zbyt japońskie
Chociaż nikt ich nie zmusza do spowiedzi, a wielu fanów (w tym ja) było zachwyconych pierwowzorem, Capcom przyznaje się, że Dead Rising było zbyt japońskie, aby dotrzeć do szerszej publiczności. Dlatego w temacie sequela uderzyli po pomoc na zachód...
Chociaż nikt ich nie zmusza do spowiedzi, a wielu fanów (w tym ja) było zachwyconych pierwowzorem, Capcom przyznaje się, że Dead Rising było zbyt japońskie, aby dotrzeć do szerszej publiczności. Dlatego w temacie sequela uderzyli po pomoc na zachód...
Pierwsza gra - jako exclusive na Xboksa 360 - powstała w całości w Japonii, w studiach Capcom, pod producenckim przywództwem twórcy MegaMana, Keiji Inafune. Na potrzeby kontynuacji (już multiplatformowej), Capcom poszukało jednak zdolnych programistów poza granicami swego kraju - sięgając aż do Kanady po Blue Castle Games. Wciąż jednak Inafune nadzoruje projekt.
Producent Shinsaku Ohara wspomina:
"Pierwsze Dead Rising zbudowaliśmy w bardzo japońskim stylu. Mieliśmy trochę pomocy z Ameryki, ale w sumie całość powstała w Japonii. Tym razem chcemy zrobić lepszy produkt dla zachodniego odbiorcy - dlatego pracujemy z Blue Castle. Wiedzą co im się podoba i dobrze mieć kogoś takiego, z pomysłami - to działa w obie strony. Razem wymyślamy jeszcze bardziej zwariowane rzeczy, niż były w pierwszej grze. To co nam się w niej nie udało, to wyeliminować poczucie jej japońskości. Tym razem jesteśmy o wiele bliżej zachodnich klimatów z nową produkcją."
Szczerze mówiąc, nic ze skośnookich klimatów nie przeszkadzało mi się genialnie bawić w oryginale. Nie atakowały mnie ani pokemony, ani lachony z wielkimi oczami - za to z przyjemnością rżnąłem tłumy zombiaków brodząc we krwi...
Jakie wykręcone pomysły chcielibyście zobaczyć w sequelu?