Recenzja: Avatar (PS3)

Gry
2313V
Recenzja: Avatar (PS3)
SoQ | 24.12.2009, 15:10

>> James Cameron nad Avatarem pracował dwanaście lat, a pierwszy film 3D zaatakuje kina już jutro. Developerzy z Ubisoftu na sklecenie growego odpowiednika mieli mniej czasu, a zapał z jakim podchodzili do pracy pozwalał mieć nadzieję, że wyjdzie z tego coś więcej niż miałki tytuł oparty o licencję. Jak jest w istocie?


Dalsza część tekstu pod wideo

>> James Cameron nad Avatarem pracował dwanaście lat, a pierwszy film 3D zaatakuje kina już jutro. Developerzy z Ubisoftu na sklecenie growego odpowiednika mieli mniej czasu, a zapał z jakim podchodzili do pracy pozwalał mieć nadzieję, że wyjdzie z tego coś więcej niż miałki tytuł oparty o licencję. Jak jest w istocie?




Małym faux pas może być pisanie na początku recenzji o końcowej jakości produktu, ale nie zamierzam tego ukrywać – Avatar nie wyszedł tak, jak wyobrażali sobie to jego twórcy. Mimo szumnych zapowiedzi, obiecujących materiałów którymi karmiono media i mocarnego zaplecza w postaci bogatego świata, kilka rzeczy zwyczajnie tu nie zagrało. Najnowszy produkt sygnowany logiem Ubisoftu i jednocześnie pierwsza gra przeznaczona dla odbiorników 3D nie jest niemiłosiernym crapem. Avatar ma swoje momenty, jednak spapranych w nim aspektów przemilczeć nie można.



Puszka Pandory

Na Pandorę, planetę zamieszkałą przez Na'vi, trafiamy jako spec od sygnałów komunikacyjnych. Na początku wybieramy płeć i kolor skóry naszego herosa, co przekłada się również na to, jak wyglądać będzie odpowiadający danej postaci Na'vi. Ot, drobna, przyjemna kosmetyka. Na rozgrzewkę mamy kilka bezpłciowych misji, a ciekawie zaczyna się robić gdy wskakujemy w avatara, czyli sztucznie wyhodowanego Na'vi. Musicie bowiem wiedzieć, że korporacja RDA, pod której banderą walczymy, potrafi przenieść naszą świadomość w ciało obcego, co ma pomóc jej w dogadaniu się z rdzennymi mieszkańcami planety. Szybko jednak okazuje się, że na Pandorę nie trafiliśmy z misją pokojową i zmuszeni będziemy opowiedzieć się po jednej ze stron konfliktu. Zatem jak nie trudno się domyśleć, w Avatarze mamy dwie odmienne kampanie - RDA i Na'vi.




avatar1


Pandora to miejsce przedstawione z polotem i jeden z najmocniejszych punktów gry. Świat jest dopracowany w najdrobniejszych szczegółach, począwszy od najmniejszych roślinek i krzaków, a kończąc na wielkich i drapieżnych zwierzętach go zamieszkujących. Mamy nosorożcopodobne bydlaki, coś na wzór ptaków przypominających pterodaktyle, niby konie i sporo innych „żyjątek”. Jedne są neutralne i nie zwracają na nas uwagi, inne można wykorzystać jako środki transportu (choć wyłącznie gdy gramy jako Na'vi), a i nie brakuje tych agresywnych, które z miejsca nas atakują. Ba, nawet niektóre rośliny potrafią zrobić niemałe kuku. Wszystkie gatunki flory i fauny są szczegółowo opisane w Pandorapedii i jeśli ktoś chce poznać tajniki planety będzie zadowolony. Pandora to wielka dżungla, a niektóre lokacje prezentują się zadowalająco i bywa na czym zawiesić oko. Samo rozbudowanie świata to jednak bardziej zasługa Jamesa Camerona i jego ekipy, gdyż ludzie z Ubi dostali praktycznie gotowy materiał. Aspekty w których przyszło wykazać im się własną inwencją kuleją jak pirat z drewnianą nogą, a z owej puszki Pandory zaczynają wyłazić na wierzch kolejne kłopoty.



Prymitywizm do kwadratu

Cóż z tego, że Avatar bywa zajmujący, a miejscówki po których przyjdzie nam śmigać ładne. Gra nie oferuje praktycznie żadnej swobody, ponieważ wszystkie poziomy mają korytarzową strukturę. Każda lokacja to oddzielna mapka, jednak zapomnijcie o skoku w bok w krzaczory, czy zajściu wrogów z flanki. W dżungli występują oczywiście tereny bardziej otwarte, gdzie pole manewru jest nico większe, jednak głównie biegamy po z góry ustalonych ścieżkach. Taka niby jest już natura gęstej dżungli, ale moim zdaniem tak pieczołowicie przygotowana planeta aż prosiła się o otwarty świat. Ten zonk idzie jednak przełknąć. Tak łatwo jednak przez gardło nie przejdzie kolejny - znacznie wpływający na jakość rozgrywki.




avatar2


Avatar pozbawiony jest jakiegokolwiek cover systemu, co w dobie gier takich jak Uncharted 2 jest przynajmniej zastanawiające. Po prostu biegamy i radośnie, robiąc uniki, strzelamy do mięcha armatniego. Zaraz zaraz, radośnie? Właśnie nie do końca. Kolejnym nieporozumieniem jest bowiem brak lockowania się na wrogach. Co prawda celownik z automatu przesuwa się na adwersarzy gdy ci są dostatecznie blisko, ale wystarczy zrobić wspomniany unik by całkowicie stracić ich z „muszki”. Ta parka mankamentów sprawia, że system walki spektakularnie leci na ryj. Żal to stwierdzać, ale Avatar przy większych starciach zmienia się w prymitywną strzelaninę, w której biegamy wokoło starając się unikać pocisków wroga i jednocześnie w miarę precyzyjnie celować, co i tak często kończy się zgonem. Frustracja rosła z każdą minutą, a okazało się, że najgorsze jeszcze przede mną. Dopiero wcielenie się w Na'vi sprawiało, że miałem ochotę zafundować płytce lot przez okno z szóstego piętra. Niebiescy używają bowiem w większości broni białej (karabin też mamy, ale szybko kończy się do niego amunicja), zatem aby ubić wroga, należy podejść blisko niego. Szkoda jedynie, że Na'vi mierzą około trzech metrów, zatem ludki przy nich są dość małe. Na domiar złego schowa się taki w krzakach (naturalnie ma zieloną zbroję) i pruje do nas w najlepsze, a my nawet nie wiemy za bardzo skąd. Bo czy wspomniałem, że na radarze nie widać wrogów? Pomysł iście przedni. Zatem jak nie prymitywna strzelanka, to prymitywna siekanka. Litości.




avatar3


Sytuację w walce nieco ratują moce, którymi możemy się posługiwać. Rozwijamy je, podobnie jak broń, otrzymując punkty doświadczenie po każdej z misji, a wśród nich mamy np. chwilową niewidzialność, szybki bieg (przydatny gdy trzeba brać nogi za pas), wsparcie lotnicze, leczenie, czy ogłuszenie przeciwników. W momenty gdy jako niewidzialny Na'vi atakujemy grupkę ludzi wycinając ich w pień dwoma ostrzami można nawet się wczuć, ale to wczuwa krótkotrwała. Pewnym urozmaiceniem są też pojazdy, szkoda jedynie, że całą przyjemność z ich prowadzenia zabija nijaki model jazdy i dziwne sterowanie. Nie odczujesz różnicy czy zasuwasz po glebie w buggy, czy po wodzie motorówką. Poza tym samochodzik potrafi wywalić się na byle krzaku czy górce. Latanie, czy to wspomnianym pterodaktylem czy helikopterem, też nie sprawia wystarczającej frajdy, a gdy podczas podniebnych wojaży zatrzymałem się na niewidzialnej ścianie rzuciłem... nie, słów niecenzuralnych wam oszczędzę. Z tego wszystkiego najfajniejsze są mini mechy, dość szybkie i dysponujące sporą siłą ognia, podobnie jak opancerzone jeepy.




avatar4



Mamo, ja chcę do domu

Growy Avatar rozgrywa się kilka lat przed tym filmowym. Nad scenariuszem teoretycznie czuwał sam Cameron ale albo była to ściema dla mediów, albo swoją robotę zwyczajnie olał. Historia jest sztampowa, bez porywających dialogów i wartych uwagi postaci. Do nich zalicza się również nasz chłoptaś (akurat grałem samcem), który po prostu nie ma jaj. W ciele Na'vi jest nierespektowany w środowisku, co kwituje głupimi tekstami. Z kolei w korporacji traktują go jak szmatę do wycierania podłóg i chłopca na posyłki. Podobny do fabuły poziom trzymają misje. Przedostań się na drugi koniec mapy, wsiądź w helikopter i rozwal cele. Zbierz kilka rzeczy, potem odwieź je pod wskazany adres, następnie obroń bazę przed trzema falami wrogów, a dalej powtórka z rozrywki. Tak bywa gdy gramy jako RDA. Podłóż bomby pod trzy wieżyczki wroga, obroń wiochę przed nalotem, następnie udaj się we wskazane miejsce. Tam rozwal dwa buldożery, dostań się do bazy wroga gdzie uwolnisz więźniów, potem ubij trzech ludków w mechach i tak dalej. To z kolei atrakcje czekające na Na'vi. Jednym słowem - bieda.




avatar5


Powyżywałem się na produkcji Ubisoftu ale nie ukrywam, że Avatar sprawił mi ogromny zawód. Potencjał i wsparcie jakim dysponowali twórcy był ogromny, a mimo to wszystko zakończyło się hucznym upadkiem. Można było mieć nadzieję, że tym razem tak się nie stanie, że tym razem gra powstaje równocześnie z filmem, ma go uzupełniać i czerpań zeń najlepsze pomysły. Nic z tego. Dostaliśmy ładny świat, ale przyjemność z cieszenia się nim psuje posmak prymitywnego gameplayu, nijaka historia i misje sprawiające, że często ziewałem bardziej niż po przebalowanej nocy. Na pewno kiedyś, gdy upowszechnią się telewizory z 3D, ponownie odpalę Avatara by przekonać się jak wówczas wygląda Pandora. Teraz z ulgą odłożę go półkę, niech się kurzy. [Fantom]


P.S. Zgodnie z obowiązującymi trendami Avatar posiada tryb multi. Możemy hasać w 16 osób, bawiąc się w wyżynkę drużynową lub zdobywanie i bronienie terenu czy kryształów. Tłoku na serwerach jednak nie zaobserwowałem.




avatar okladka



platforma:

PS3
nośnik: Blu-ray
HDD: 2,6 GB
developer: Ubisoft Montreal
wydawca: Ubisoft
gatunek: przygoda-akcja
premiera: 4.12.2009
Lokalizacja: brak
PEGI: 12
gracze: offline 1, online 16

zalety: przebogata planeta, dwie zróżnicowane kampanie

wady: dwie mało rajcujące kampanie, brak cover systemu i lockowania, bezpłciowe i schematyczne misje

WERDYKT: 6 +




Źródło: własne

Komentarze (20)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper