God of War to nie do końca udany powrót Boga Wojny [opinia]
God of War to seria, której jestem fanem od wielu dobrych lat. Tym samym spośród wszystkich ekskluzywnych gier wydanych na PlayStation 4, w stosunku do niej właśnie miałem największe oczekiwania. I jak możecie zauważyć po tytule tekstu, nie jestem pocieszony tym, co zastałem.
God of War poznałem oczywiście jeszcze za czasów PlayStation 2, wtedy kiedy ta seria debiutowała. Z początku, zanim sam zaopatrzyłem się w omawianą produkcję, widziałem jak grał mój dobry znajomy. Do dziś pamiętam, że był to fragment, kiedy spotykamy tajemniczego starca kopiącego dół. Z zewnątrz nie wyglądało to wtedy imponująco - system walki zdawał się zbytnio uproszczony, Kratos jakby nazbyt brutalny, a z kolei klimat luźno oparty na greckiej mitologii, nie do końca do mnie trafiał.
Szybko uświadomiłem sobie w jak wielkim błędzie byłem. Wystarczyło, że zagrałem sam. Do dzisiaj uważam, że system walki to nic nadzwyczajnego, ale jego prostota i responsywność samej postaci sprawia, że idealnie nadaje się do tego typu gry. No i nie zapominajmy o Ostrzach Chaosu - genialnej broni, która stała się wizytówką serii. Dodatkowo unik przypisany do prawego analogu sprawdzał się tutaj po prostu idealnie. Poza rozgrywką pozostałe elementy również były na swoim miejscu, więc całość składała się na naprawdę świetną produkcję, która jest równie dobra dzisiaj - idealnie wyważona i zbalansowana, aby gracz ani przez moment nie poczuł znużenia.
"Bogowie mnie opuścili"
Wychwalam pierwszą część, ale jak dla mnie absolutnym mistrzostwem jest God of War II, które wspomniane elementy wzniosło na jeszcze wyższy poziom. Kontynuacja była lepsza pod każdym względem, choć w żaden sposób nie chciałbym zabrzmieć, jakbym cokolwiek ujmował pierwowzorowi - to w końcu on przetarł szlak dla tej genialnej produkcji i zainspirował wiele późniejszych gier (jednocześnie warto przypomnieć - o ile ktokolwiek zapomina - że przygoda Kratosa to zlepek cech wielu innych, świetnych gier).
Sam Kratos stał się tu jeszcze bardziej brutalny, bardziej wyrazisty i po prostu ciekawszy. Tak, wspominałem wcześniej, że na początku zdawał mi się nad wyraz agresywny, aż do przesady - było to jednak pierwsze wrażenie. Pewna dzikość spartiaty oraz jego samolubność i niezłomność w dążeniu do celu, to coś co w grach pojawia się rzadko - do dzisiaj. To typ, który nie liczył się z nikim i lepiej było nie wchodzić mu w drogę - nawet jeśli było się bogiem.
Jedyne co bym zarzucił tej produkcji, to zakończenie, które po prostu następowało zbyt nagle - z rodzaju tych najgorszych podczas oglądania serialu. Człowiek chce iść już spać, ale niestety, odcinek zakończył się tak, że trzeba włączyć kolejny. Tutaj jednak problemem była data debiutu kolejnej części, bo ta przecież nastąpiła dopiero po kilku latach i to na kolejnej generacji.
Warto jednak było czekać. God of War III pokazało klasę. Kratos był jeszcze bardziej brutalny, a wykańczanie kolejnych bogów, czy nawet tytanów dawało sporo satysfakcji - choć niektórych było mi momentami wręcz szkoda. Krew lała się wiadrami (nie bez powodu na liście trofeów pojawiło się jedno ściśle z tym związane), a rozgrywka jak zawsze stała na wysokim poziomie.
Nie mam nic poza podziwem dla tego jak twórcom na przestrzeni lat udawało się zrobić grę jednocześnie mocno intensywną, ale też dającą odsapnąć i zamiast zręczności trochę przetestować nasze umiejętności w rozwiązywaniu zagadek środowiskowych. Podobnie jak z systemem walki, nie były one niczym wyszukanym czy skomplikowanym, ale były na tyle dobrze zrealizowane, że ich obecność w niczym nie przeszkadzała - co często się zdarza we wszelakich tytułach.
"Zeusie! Twój syn powrócił!"
Zakończenie trzeciej odsłony tej mocno docenianej serii sugerowało jej koniec, choć pewne rzeczy pozostawały niewyjaśnione i można było przypuszczać, że kontynuacja przygód Kratosa jeszcze się kiedyś pojawi. W następnej kolejności pojawił się jednak prequel, przedstawiający wydarzenia sprzed pierwszej części. Akurat God of War: Wstąpienie nie było niczym nadzwyczajnym - ot, prezentowała odpowiednio wysoki poziom, ale udowodniła tylko, że ta sprawdzona formuła już się przejadła i należy tę serię albo uwspółcześnić, albo po prostu zostawić w spokoju. Zejść ze sceny póki ludzie nie zaczynają buczeć.
W międzyczasie pojawiły się mniejsze odsłony poboczne wydane na przenośną konsolę, jaką jest PlayStation Portable. Udało mi się ukończyć jedynie God of War: Chains of Olympus, które jak na możliwości małej konsoli było bardzo udane. Czuć, że to produkcja mniejszego kalibru, ale nie można było jej niczego zarzucić. Dzięki niej mogliśmy zerknąć na Kratosa z nieco innej strony - nieszczęśliwego ojca, który po kres będzie żałować błędu jaki popełnił.
God of War: Duch Sparty nie udało mi się ukończyć - ta produkcja czeka, aż ponownie zakupię PlayStation 3. nasłuchałem się jednak od groma pozytywnych opinii, myślę więc, że się nie zawiodę. Obawiam się jedynie, że podobnie jak z poprzednią poboczną odsłoną, wersja HD wydana na "chlebak", będzie miała podobne bolączki i zapewne najlepiej poznawać ją na platformie docelowej.
Nadchodzi nowe!
Powoli zbliżamy się do moich narzekań na God of War (2018), czyli najciekawszej części tego artykułu. Od razu mówię, że nie będzie tego tak dużo jak w przypadku Horizon Zero Dawn, Uncharted, czy rebootu serii Tomb Raider, bo omawiana produkcja w swojej kategorii jest po prostu nieco lepsza. Zanim jednak do tego przejdę, powspominam sobie jak przyjąłem pierwsze przecieki i zapowiedzi.
Kiedy po raz pierwszy pojawiły się przesłanki o tym, że kolejna odsłona może nawiązać do mitologii nordyckich, byłem rozdarty. Z jednej strony podobał mi się ten koncept, bo od zawsze lubiłem ją zgłębiać. Z drugiej jednak strony gryzło mi się to z dotychczasowym dorobkiem serii. Pamiętam, że również tutaj, na stronie PPE, sporo było komentarzy, które mówiły, że już lepiej zmienić w takim razie tytuł gry, albo w ogóle jej nie wydawać.
To co mnie podekscytowało, to odświeżenie rozgrywki. Kamera w końcu miała wylądować za plecami bohatera, a ten jednocześnie miał zyskać nową broń i tym samym umiejętności. To zawsze było dla mnie ciekawe - w tej materii twórcy nigdy mnie nie zawiedli. Wiedziałem, że pod kątem rozgrywki mogę im zaufać. Pamiętam głównie przecieki i pierwsze koncepty artystyczne. Później przestałem się grą interesować, do momentu aż w końcu pojawiła się na rynku.
Jak tylko zobaczyłem z czym mamy tu do czynienia (pseudo-RPG, w pseudo otwartym świecie z fabułą The Last of Us), zainteresowanie omawianą produkcją spadło niemal do zera. Nie przekonał mnie nawet wcześniej wspomniany dobry znajomy, który na początku też podchodził do nowej odsłony jak pies do jeża, ale w końcu się przekonał i stwierdził, że to jedna z najlepszych gier wydanych kiedykolwiek. Jak zwykle się z nim zgadzam, tak tutaj po prostu nie mogę.
Tato! Zobacz jaki wąż!
Obecny, bardzo nieudany rok, postanowiłem uczynić jeszcze mniej udanym i w końcu poznać tę produkcję. Początek był mi już znany i niestety od pierwszego kontaktu nie byłem zbyt pocieszony, choć początek podróży zapowiada, że będzie dobrze. W moim przypadku czar prysnął, kiedy okazało się, że co rusz będziemy mieć do czynienia z pół-otwartymi lokacjami. Na system walki nie narzekałem, choć protagoniście brakowało tej szybkości z poprzednich części.
Topór i jego działanie przypadło mi do gustu. Spodobała mi się mechanika rzucania go i przyzywania z powrotem - zwłaszcza fajnie było, kiedy po drodze trafił kilku przeciwników przerywając im atak (przydatne okazało się to w wyzwaniach, kiedy konieczne było pokonać grupę przeciwników bez otrzymania obrażeń). Od początku jednak denerwowało mnie to, jak działało namierzanie. Uważam, że w takiej grze niedopuszczalnym jest, aby ciągle trzeba było mimo wszystko namierzać od nowa, bo wystarczyło żeby przeciwnik uskoczył za bardzo na bok i doświadczony Kratos już gubił go z oczu. Jeszcze rozumiem, że działo się to w przypadku tych faktycznie znikających.
Walka toporem nie była jednak tak rajcująca jak za czasów PS2, kiedy to Kratos wymachiwał Ostrzami Chaosu - ta broń to jedna z rzeczy, za które po prostu uwielbiałem tę serię. Nie narzekałem jednak zbytnio, tym bardziej że walczyło się naprawdę dobrze, a na normalnym poziomie trudności stanowiła umiarkowane wyzwanie, tak jak powinno być. Szkoda tylko, że zabrakło tu godnych zapamiętania walk z bossami - te często wyglądają podobnie, bo antagoniści, z którymi się mierzymy to reskin poprzednich, lub po prostu ta sama postać w kolejnej walce.
Mocno jednak nie spodobało mi się całe to zbieractwo i ulepszanie rynsztunku, na podstawie czego określany był poziom postaci. Oczywiście nieco spowalniało to tempo rozgrywki, bo co jakiś czas warto było odbić na bok, trochę poszperać, wykonać zadania poboczne i ulepszyć swój ekwipunek. Zdobyte zaś doświadczenie mogliśmy przeznaczyć na odblokowanie nowych umiejętności - rozwijanie swoistego drzewka, co w pewnym stopniu od zawsze było w serii.
Więcej znaczy lepiej? Niekoniecznie.
O ile do systemu walki nie mam zastrzeżeń, tak już do pozostałych elementów rozgrywki jak najbardziej. Przede wszystkim nie spodobała mi się konstrukcja świata. Jak wspominałem wcześniej, mamy tu do czynienia z wieloma "otwartymi" lokacjami. Korytarzowe jak najbardziej są obecne, ale to raczej wtedy kiedy wchodzimy do jakiejś świątyni, czy jaskini.
W późniejszym etapie odwiedzamy też Lake of the Nine, które jest szczytem "otwartości" tej gry. To swoista baza wypadowa, z której docieramy do kolejnych miejsc. Na poszczególnych wyspach znajduje się też całkiem sporo zadań pobocznych (jak choćby pomaganie duchom), czy ukrytych skarbów. Żeby nie było - nie mam nic do otwartych światów w grach. Nie lubię jednak kiedy dzieje się właśnie coś takiego jak tutaj. Dostajemy do dyspozycji wielki obszar, który nie do końca jest otwarty (bo do wielu miejsc nie da się od razu dotrzeć), a samo jego przemierzanie jest po prostu nudne i sztucznie wydłuża czas zabawy. Tym bardziej, że do momentu aż ukończymy wątek główny, wiele punktów "szybkiej" podróży jest zablokowanych.
Tyle dobrego, że twórcy jakoś urozmaicili te wycieczki. Spodobały mi się dialogi pomiędzy dwójką bohaterów - zwłaszcza momenty, w których Kratos nieporadnie starał się opowiedzieć jakieś historyjki z morałami. W późniejszych etapach dołącza do nich kolejny bohater, który ciszę wypełniał opowieściami o bogach i ich perypetiach. Dobrze się tego słuchało i było to też dobrym uzupełnieniem fabuły. Szkoda tylko, że mimo wszystko nie sprawiło to, że zwiedzanie tych wszystkich lokacji było wystarczająco ciekawe. Tym bardziej, że ilość dialogów jest jednak mocno ograniczona i po jakimś czasie przestają się pojawiać - to jednak zarzut kierowany już do rozgrywki po ukończeniu fabuły.
Powracanie do wcześniej odwiedzonych miejsc nigdy szczególnie mi nie przeszkadzało. Tutaj jednak twórcy przegięli. Podczas przechodzenia wątku głównego do niektórych lokacji zmuszony byłem wrócić jakieś 5 razy - bo działo się coś, co kolejny raz krzyżowało bohaterom plany. I może nie miałbym z tym takiego problemu, ale eksploracja świata jest powolna, momentami nazbyt problematyczna (blokowanie trujących gazów) i przez to nudzi i czasami wręcz frustruje. Na domiar złego mało jest muzyki jak na tak długą grę. Rzadko się więc też pojawia sprawiając, że zwiedzanie tego świata jest tym bardziej nudne. Ja rozumiem, że dźwiękowcy sporo czasu spędzili w lasach nagrywając ich dźwięki, ale to naprawdę nic imponującego. Nie jest to gra, w której cisza ma budować napięcie. Cichy utwór w tle nikomu by nie zaszkodził. Tym bardziej, że czasami było słychać moment zapętlenia dźwięków tła.
Kiedyś urwałbym ci głowę, ale teraz poprzestanę na skręceniu karku
Przeszkadza mi też to jak zmieniono Kratosa. Z bezkompromisowego okrutnika zrobiono z niego ciepłą kluchę, który mimo całej swojej surowości nie potrafi sobie poradzić z młodym synem - który też przecież nie jest szczególnie problematyczny. Są jednak momenty, kiedy syn "pokazuje pazur", a Kratos który przecież raczej zwolennikiem bezstresowego wychowania nie jest, przystaje na to co się dzieje. Mam też problem z całą oziębłością i nieporadnością ojca. To nie jest przecież jego pierwsze dziecko i już w poprzednikach widzieliśmy, że potrafi okazać czułość w stosunku do potomka, czy ukochanej małżonki.
Z grą spędziłem 66 godzin zdobywając platynowe trofeum i przez cały ten czas nie było za bardzo powiedziane skąd ten dystans do syna się wziął - pomijając ukrywanie pewnych faktów. Atreus zresztą jako postać towarzysząca często jest drażniący - zwłaszcza podczas walk ze zwykłymi przeciwnikami, kiedy jego dramatyczne okrzyki brzmią nieco śmiesznie. W fabule jest kilka momentów, kiedy jego zachowanie jest jeszcze bardziej denerwujące, co z początku wydawało mi się niemożliwe.
W walce jest jednak przydatny, zwłaszcza po rozwinięciu jego umiejętności. Przyczepię się jednak do tego, że brakuje konsekwencji w dialogach. Kiedy dwójka bohaterów w wątku głównym się kłóci, po odbiciu na bok do aktywności pobocznej nie ma po tym śladu, bo już rozmawiają normalnie, po to aby za chwilę znów wrócić do kłócenia się. Nie rozumiem więc jaki sens jest robienia tylu aktywności pobocznych w tego typu grze, kiedy skupia się ona na opowiedzeniu historii o relacji dwójki postaci.
Fabuła też jest przeciętna, choć ma swoje momenty. Nie chcę zdradzać zbyt wiele - wspomnę tylko, że powrót Kratosa do domu pozytywnie wpłynął również na rozgrywkę, bo w końcu było czuć, że gram w stare i dobre God of War, ale w nowym wydaniu. Co prawda, po raz pierwszy poczułem, że gram w God of War przy walce ze smokiem - co jednak z tego, skoro za chwilę znów było sporo nudy.
God of War kolejnym przereklamowanym exem na PlayStation 4
Podsumowując, to kolejna przereklamowana gra ekskluzywna wydana na PlayStation 4. Okrzyknięta jedną z najlepszych produkcji wydanych na ten system, jest po prostu solidnie wykonaną grą, która niestety ma dotkliwe braki. Najważniejszym z nich jest otwarcie świata, spowolnienie rozgrywki i stonowanie głównego bohatera. Brakuje też konsekwencji w prowadzeniu relacji pomiędzy dwójką protagonistów i nieciekawy koncept ich wspólnej podróży. Nie rozumiem tego trendu kopiowania pomysłów z innych gier. God of War od zawsze było serią, w którą grałem nie dla wzruszających motywów (których i tutaj nie ma), a po prostu dla satysfakcjonującej rozwałki. Poruszenie "poważniejszej" tematyki nie czyni tej gry ambitną, tym bardziej kiedy jest to tak mocno zainspirowane grą wydaną jeszcze na poprzednią generację, aniżeli przedstawieniem czegoś nowego.
Liczę, że kolejna część będzie miała w końcu odpowiedni rozmach i nieco powróci do tego, co było w poprzedniej trylogii. To po części stało się już pod koniec gry, ale to wciąż za mało, żebym piał z zachwytu. Dla mnie to podobnie duży zawód jak w przypadku Metal Gear Solid V: The Phantom Pain, czy Final Fantasy XV - coś, co w teorii brzmi umiarkowanie dobrze, ale w praktyce jest po prostu nudne i niezgodne z wcześniejszym dorobkiem danej serii (mimo, iż nawiązań nie brakuje). Nie mówię jednak, że to zła produkcja. Gdybym wystawiał ocenę, byłoby to 7/10, bo uważam, że to gra po prostu dobra, ale nic ponadto.
Przeczytaj również
Komentarze (183)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych