Nintendo Switch cztery lata po premierze. Hybrydowa konsola wciąż zachwyca

Nintendo Switch cztery lata po premierze. Hybrydowa konsola wciąż zachwyca

Kajetan Węsierski | 16.04.2021, 22:00

Od premiery Nintendo Switch minęły cztery lata, a gry, które się ukazują na ową konsolę, wciąż wyróżniają się świeżym podejściem i stawianiem wszystkiego na frajdę.

Od zawsze miałem słabość to przenośnych konsol (co jest nieco dziwne, biorąc pod uwagę to, że na smartfonach gra mi się po prostu źle). Za dzieciaka byłem szczęśliwym posiadaczem Game Boya Advance (choć dość nieświadomie i krótko), a później – będąc dalej dzieciakiem, ale ciut starszym – mogłem zapoznać się z PlayStation Portable, w którym się błyskawicznie zakochałem. Dosłownie łaskotało mnie w brzuchu, na myśl o graniu!

Dalsza część tekstu pod wideo

Następnie przyszła pora na PlayStation Vita i... No właśnie, przez długi czas nie było nic widać na horyzoncie, a stosunkowo mała biblioteka gier (oczywiście jest to kwestią subiektywną) sprawiała, że częściej grałem na wysłużonym PSP, niż na nowiutkim sprzęcie od Sony. Czekałem, czekałem i czekałem. Aż do 2016 roku, gdy pojawiły się pierwsze doniesienia na temat nowej konsoli od japońskiego Nintendo.

Jak to się zaczęło?

Ah, Nintendo Switch! Konsola, która jeszcze przed premierą zapowiadała się na dość tajemniczo. Przecież przez ponad rok, odkąd pierwszy raz pojawiły się jakiekolwiek zapowiedzi, byliśmy przekonani, że dostaniemy sprzęt o nazwie Nintendo NX! Jednak wszystko zmieniło się 20 października 2016 roku, gdy mogliśmy oglądać pierwszy pokaz funkcji i ujawnienie, nazwy, którą znamy do dziś.

Nintendo Switch cztery lata po premierze. Hybrydowa konsola wciąż zachwyca

I choć Nintendo 3DS mnie ominął – sam do końca nie wiem, dlaczego się tak stało – to tutaj od początku poczułem zainteresowanie. Tak wygodna możliwość przełączania trybu konsoli z przenośnego na stacjonarny wydawała się jak z innego świata. I nie chodzi tu bynajmniej o skalę innowacji, a po prostu podejście do sprzętu. Czego by jednak nie mówić, jak ktoś miał na to wpaść, to właśnie ta firma.

No i The Legend of Zelda: Breath of the Wild… Tytuł, który czarował od początku i sprawiał wrażenie projektu z otwartym światem, którego próżno szukać wśród innych wydawców. Naprawdę trudno było się oprzeć. Do premiery doszło w marcu 2017 roku i choć początkowo nie mogłem sobie pozwolić na zakup konsoli, po kilku miesiącach sumiennego odkładania wreszcie zabrałem upragnioną zdobycz z półki popularnego marketu z elektroniką.

I utonąłem...

Początkowo zatopiłem się oczywiście w Hyrule. I być może wynika to po części z mojego wieku, a po części z młodzieńczej ignorancji sprzed lat, ale wcześniej nie miałem styczności z takimi grami. To moja pierwsza odsłona przygód Linka i jak za pstryknięciem palcem zrozumiałem, o co właściwie się tam rozchodzi i z czego wynika fenomen. Momentem przełomowym była chwila, gdy po kilku godzinach wreszcie przeszedłem samouczek, a wielka mapa stanęła przede mną otworem.

Nintendo Switch cztery lata po premierze. Hybrydowa konsola wciąż zachwyca

Granie w The Legend of Zelda: Breath of the Wild przeplatałem testowaniem różnych wersji demonstracyjnych oraz mniejszych i większych produkcji dostępnych w sklepie (gdy ten nie był jeszcze tak zasypany dosłownie wszystkim). Nie będę ukrywał, że moje zamiłowanie do handheldów sprawiło, że tytuły, które normalnie bym omijał, tutaj kupowałem, przechodziłem i bawiłem się świetnie

Później dochodziły kolejne pozycje – jak na przykład Super Mario Odyssey. I znów to samo. Ponownie uderzenie tej magii i czystej, niczym niezmąconej frajdy z rozgrywki. Popularnego hydraulika pamiętałem z pierwszych odsłon i to zaledwie obserwując mojego Tatę, który biegał nim w prawo, omijając potwory i wskakując w rury. Tutaj dostałem coś zupełnie innego. A choć widziałem po zwiastunach, że będzie dobrze, nie spodziewałem się, iż aż tak...

Magia trwa do dziś

Tak minęły cztery lata od premiery konsoli i grubo ponad trzy, odkąd mam ją w posiadaniu. I co? I dalej zachwyca. Choć warto wspomnieć, że w międzyczasie zdążyłem nieco zmienić swoją formułę nabywania gier na Nintendo Switch. W pewnym momencie zdecydowałem, że będę kupował wyłącznie tytuły na wyłączność i tego się trzymam. A korzystam na tym bardzo dobrze – bynajmniej nie odczuwam tej małej liczby nowości, o której tak często się mówi.

Projekty, które się ukazują, wciąż biją świeżością. Ring Fit Adventure wspomagał początki pandemii w ubiegłym roku, jeśli chodzi o aktywność, a Animal Crossing: New Horizon pomagało w relaksie, gdy za oknem działo się sporo złego (więcej o tym pisałem w tym miejscu). The Legend of Zelda: Link’s Awakening to wspaniała możliwość nadrobienia zaległości, a Mario Kart Live: Home Circuit to innowacja sama w sobie. I można tak wymieniać.

Nintendo Switch cztery lata po premierze. Hybrydowa konsola wciąż zachwyca

Najważniejsza jest rozrywka

Jakiś czas temu prezes Nintendo, Shuntaro Furukawa, przyznał, że kluczową wartością dla rozwoju ich marki jest oferowanie frajdy z gry. Fundamentem jest zabawa. I było to pierwszym zapalnikiem, by napisać ten tekst. Drugim, który całkowicie wzniecił ogień, było ogrywanie Super Mario 3D World. Spędzając tam długie godziny, wypowiedź pana CEO wracała jak bumerang. A ja utwierdzałem się w fakcie, że mówił prawdę.

W Nintendo pod tym względem słowa idą w parze z czynami. Nawet gdy wydaje mi się, że nic mnie już nie zaskoczy, pojawia się nowa gra, która to robi. Przeczytałem kiedyś, że w Mario dostajemy dziesiątki mechanik, z których inni wydawcy stworzyliby dziesiątki projektów. I nie ma cienia wątpliwości, że coś w tym jest.

Gry Nintendo są nastawione głównie na to, by się dobrze bawić – wszystko inne jest drugorzędne. Jeśli więc jest się typem gracza, który tego oczekuje od branży, Switch jest idealną opcją. Polecam go zakupić nawet teraz. Biblioteka jest jeszcze większa, niż miało to miejsce te kilka lat wcześniej, a nawet premierowe produkcje nie zestarzały się pod względem gameplayu ani odrobinę.

Kajetan Węsierski Strona autora
Gry są z nim od zawsze! Z racji młodego wieku, dojrzewał, gdy zdążyły już zalać rynek. Poszło więc naturalnie z masą gatunków, a dziś najlepiej bawi się w FIFIE, produkcjach pełnych akcji oraz przygód, a także dziełach na bazie anime i komiksów Marvela. Najlepsza gra? Minecraft. No i Pajączek od Insomniac Games.
cropper