Halston (2021) – recenzja serialu [Netflix]. Król mody
Ryan Murphy, który od kilku lat intensywnie współpracuje z Netflixem, postarał się o kolejny miniserial zasilający katalog platformy. Gdy zobaczyłam pierwsze zapowiedzi „Halstona” przebierałam nogami na samą myśl o premierze. Producent uwielbia szokować i nie boi się kontrowersyjnych tematów, więc opracowanie historii homoseksualnego projektanta mody było obiecującym pomysłem. Czy to się udało? Zapraszam do recenzji serialu.
Od kilku lat z większym i mniejszym entuzjazmem śledzę poczynania Ryana Murphy'ego, którego pewne produkcje śmiało mogę zaliczyć w poczet moich ulubionych seriali. Rozpoczęcie wielkiej współpracy z Netflixem poskutkowało już kilkoma debiutami, jakie zazwyczaj były chłodno przyjęte przez widzów. Czy jego najnowszy miniserial poświęcony ekscentrycznemu projektantowi mody i zdeklarowanemu gejowi zostanie z większą aprobatą odebrany przez publikę? Istnieje taka szansa.
Halston (2021) – recenzja serialu [Netflix]. Historia perfekcjonisty
Roy Halston Frowick jest projektantem kapeluszy, którego poznajemy w momencie, gdy zyskuje niesamowitą popularność, a wszystko dzięki opracowaniu nakrycia głowy dla Jacqueline Kennedy na zaprzysiężenie jej męża, prezydenta Johna F. Kennedy'ego w 1961 roku. W modzie nic jednak nie trwa wiecznie, więc Halston zmuszony jest do zmian i przerzucenia się na tworzenie innych części garderoby. Idąc za ciosem, mężczyzna gromadzi wokół siebie specjalistów oraz zaufanych ludzi i otwiera butik, który pomimo ciepłego przyjęcia przez klientki, nie przysparza zbyt dużych zysków, przez co zespół ledwo wiąże koniec z końcem. Z czasem na drodze utalentowanego i odważnego projektanta staje biznesmen David Mahoney, którego spółka prowadzi Amerykanina na szczyt, by później mógł z niego z impetem spaść i dotknąć dna. Fabuła recenzowanego „Halstona” skupia się na przedstawieniu drogi zawodowej wizjonera, przeskakując pomiędzy konkretnymi okresami jego kariery, a kończąc na wstrząsających wydarzeniach.
Główną rolę w serialu Netflixa zagrał Ewan McGregor, który w moim odczuciu znakomicie poradził sobie z rolą, ukazując inną twarz, a mówiąc szczerze, nie przypominał on samego siebie. Przede wszystkim aktor dopracował charakterystyczny akcent i gestykulację, a przed nagraniem serialu przeszedł szkolenie z drapowania – wszystko to sprawiło, że w swojej kreacji był przekonujący i nie przesadził, bawiąc się stereotypami, o które nietrudno wcielając się w osobę homoseksualną. Roy Halston był niezwykle charakterną personą, typem perfekcjonisty, który już na początku swojej kariery założył, że zmieni sposób ubierania Amerykanek i nie bawiąc się w nadmierne analizy jego projektów ubrań, trzeba przyznać, że mu się to udało. Zdarzało się, że jego kolekcje były rozchwytywane i wielokrotnie spotykały się z dobrymi recenzjami, które były szczególnie ważne dla projektanta – choć z czasem stracił on ciężko wypracowaną pozycję. W serialu Murphy'ego wiele czasu poświęcono aspektom zawodowym Halstona, czyniąc z niego niemal wielki trybik zasilający ogromną machinę, jaką była marka sygnowana jego nazwiskiem, do której w wyniku nieprzemyślanych decyzji i zbyt dużego kredytu zaufania udzielonego biznesmenom, stracił prawa. McGregorowi na ekranie towarzyszą aktorzy znakomicie dopełniający ten klimatyczny obraz. Ze swoich zadań wywiązali się David Pittu wcielający się w Joego Eulę, Rebecca Dayan jako Elsa Peretti, efektownie poradziła sobie także Krysta Rodriguez (Liza Minnelli) oraz Gian Franco Rodriguez (Victor Hugo), tworząc mocną podstawę obsady.
Historia przedstawiona w recenzowanym „Halstonie” jest niesamowicie fascynująca, choć nieco potraktowana pobieżnie i fragmentarycznie. Kariera zawodowa bohatera, wbrew pozorom i nieszczęśliwemu finałowi, miała spory wpływ nie tylko na kreowanie ubrań dla kobiet, ale również dalsze działania marketingowe wielkich sieciówek, dla których obecnie już pewną regułą stało się nawiązywanie kontaktów z projektantami i tworzenie specjalnych kolekcji. Decyzje i działania Halstona wpłynęły na popularyzowanie strategii zrównoważonego rozwoju i mieszania się wielkiej mody z ubraniami na każdą kieszeń – choć twórcy Netflixa nie zagłębili się zbytnio w jego motywacje. Klimat recenzowanego „Halstona” jest podbudowywany znakomitymi aranżacjami, stylowymi strojami oraz bardzo dobrze dopasowaną muzyką. Ryan Murphy już wielokrotnie udowadniał, że w swoich pracach kładzie mocny nacisk na kwestię realizacji i oprawę audiowizualną, a od serialu poświęconego biografii amerykańskiego projektanta po prostu oczekiwało się przyzwoitego poziomu. Pod tym względem twórcy nie zawiedli.
Halston (2021) – recenzja serialu [Netflix]. Czegoś mi tutaj brakuje...
Miniserialowi Murphy'ego i Minahana można jednak trochę zarzucić. Przede wszystkim w opowiedzeniu historii projektanta pominięto kilka ważnych momentów lub nie nadano im odpowiedniej wagi, nie przedstawiając wielu postaci, które miały ogromny wpływ na głównego bohatera. Mowa tutaj chociażby o matce mężczyzny – doświadczenia wyniesione z rodzinnego domu ukształtowały go w poszukiwaniu dalszej drogi zawodowej i nastręczyły problemów w bliskich relacjach uczuciowych w przyszłości. Scenarzysta Ian Brennan nieco spłycił motywacje postaci, jego wewnętrzną walkę, niedokładnie pokazał imprezy odbywające się w klubie Studio 54, pozbywając się niektórych wątków. Nie poświęcił również zbyt dużo uwagi modelkom projektanta. Co prawda w poszczególnych odcinkach netflixowego „Halstona” mocno uwydatnia się, że Roy współpracował ze stałą ekipą i miał dobry kontakt ze swoimi modelkami, jednak do historii mody przejdą Halstonettes, które nie tylko uczestniczyły w pokazach, brały udział w reklamach, ale przede wszystkim podróżowały i pojawiały się wspólnie z nim na wielu imprezach. Amerykanin rozpromował również modelki będące przedstawicielkami różnych grup etnicznych czy mające różny kolor skóry, co w latach 70. i 80. było nietypowym przedsięwzięciem.
Wszystkie moje zarzuty położyłabym jednak na karb przyjętej budowy miniserialu – 5 odcinków to zdecydowanie za mało, by ze wszystkimi szczegółami przedstawić niemal 30 lat życia tak barwnej i charakternej persony. Będąc u szczytu Halston był przekonany o własnej nieomylności, wielokrotnie odsuwał się od otaczających go ludzi, jeżeli wyrażali się niekoniecznie pochlebnie o jego decyzjach, projektach czy problemach z narkotykami. Twórcy dotknęli również problemu AIDS, który w latach 80. dotyczył przede wszystkim gejów, jednak zabrakło pogłębienia perspektywy głównej postaci, która musiała zmierzyć się z chorobą. Aż chciałoby się poprosić o więcej epizodów – w „Ratched” Murphy jednak udowodnił, że zdarzają mu się dłużyzny i niepotrzebne rozwlekanie historii, dobrze więc, że recenzowany „Halston” posiada konkretną, skondensowaną fabułę.
Halston (2021) – recenzja serialu [Netflix]. Przyzwoity seans
Wokół serialu rozbrzmiewała także atmosfera skandalu, a to za sprawą oświadczenia, jakie zostało wydane przez przedstawicieli The Halston Archives oraz rodzinę artysty, którzy zdecydowanie ogłosili, że nie byli konsultantami produkcji. Wydaje się więc bardzo prawdopodobne, że kilka wątków podjętych w obrazie im się nie spodobało. Warto jednak zwrócić uwagę, że serial Netflixa został stworzony na podstawie książki „Simply Halston” Stevena Gainesa, który również współtworzył scenariusz. The Halston Archives określiło się jednak jako „jedyne ostateczne i wyczerpujące źródło informacji” o spuściźnie Amerykanina.
Ryan Murphy nie boi się kontrowersji i mocnych scen, dlatego w recenzowanym miniserialu „Halston” nie brakuje ujęć, które mogą bardzo zszokować, a nad wyraz często ukazywane są stosunki seksualne. Trzeba jednak szczerze przyznać, że życie popularnego projektanta mody, który zmarł w 1990 roku, było intensywne, wymagające i budziło niemałe emocje. Netflix zyskał całkiem przyzwoitą produkcję, która przedstawia intrygującą historię osadzoną w świecie mody. Obraz ma dobre tempo, choć posiada kilka niedociągnięć (mógłby być nieco dłuższy i jeszcze bardziej skupiony na emocjach bohatera), jednak z ciekawością śledziłam kolejne odcinki. Po kilku wpadkach Murphy'ego, muszę śmiało przyznać, że to jedna z lepszych historii, jakie wyprodukował dla giganta streamingowego. Jeżeli preferujecie serie nawiązujące do świata wielkiej mody to „Halston” może być propozycją właśnie dla Was. Ja bawiłam się dobrze.
Atuty
- Bardzo dobra kreacja Ewana McGregora
- Interesujące postacie drugoplanowe
- Intrygująca historia bazująca na biografii znanego projektanta
- Ryan Murphy lubi szokować
- Oddanie klimatu epoki
- Dopasowana muzyka
Wady
- Pominięcie kilku szczególnie ważnych wątków z życia Halstona
- Skupienie się przede wszystkim na pracy projektanta
- Zakończenie pozostawia pewien niedosyt
„Halston” Ryana Murphy'ego to całkiem dobra produkcja, idealna na jeden wieczór. Skupienie się na specyficznym projektancie nie spodoba się każdemu widzowi, jednak życie Roya Halstona było na tyle ciekawe, że serial o nim okazał się bardzo interesujący.
Przeczytaj również
Komentarze (4)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych