Loki (2021) – recenzja serialu [Disney]. Różnie może być

Loki (2021) – recenzja serialu [Disney]. Różnie może być

Piotrek Kamiński | 14.07.2021, 21:00

Pierwszy w historii Marvela projekt, w którym głównym bohaterem jest dotychczasowy czarny charakter. Potencjał był duży, bo i postać i świat serialu dają praktycznie nieograniczone możliwości. A co wyszło?

Z biegiem lat coraz bardziej doceniam twórców seriali, którzy potrafią opowiedzieć swoją historię we względnie zwięzły sposób. Jeszcze dziewięć lat temu cieszyłem się, kiedy świeżutki, pierwszy sezon "Arrow" składał się aż z 23 odcinków, bo oznaczało to dla mnie więcej przygód Olivera Queena i spółki. Nic to, że połowa z nich (jak nie lepiej) nie wnosiła absolutnie niczego do szerszej historii i opierała się na przestarzałym formacie "złola tygodnia". Niestety, na przestrzeni ostatniej dekady wcale nie wszyscy producenci zauważyli, że publiczność zaczęła gardzić tak rozwleczonymi sezonami. Oceny spadają na łeb naszyję, oglądalność z roku na rok coraz niższa, ale nikt tego jakoś nie łączy. Na szczęście na rynku znajdziemy również całą masę znacznie bardziej zwięzłych historii. Na naszym podwórku właśnie wystartował drugi sezon bardzo dobrego "Kruka", a w Fabryce Snów ostatnimi czasy choćby seriale Marvela - "WandaVision" oraz "Falcon i Zimowy Żołnierz". Teraz do grona tego dołącza i króciutki, sześcioodcinkowy "Loki".

Dalsza część tekstu pod wideo

Loki (2021) – recenzja serialu [Disney]. Nie jednemu psu na imię Loki

Pozwolę sobie przypomnieć to, o czym wspominałem na temat fabuły serialu przy okazji dzielenia się opinią po obejrzeniu pierwszego odcinka. Niemalże natychmiast po swojej brawurowej ucieczce ze Stark Tower, Loki (Tom Hiddleston) zostaje schwytany przez przedstawicieli TVA (Time Variance Authority) - specyficzną, stylizowaną na lata sześćdziesiąte organizację (trochę jak w grze "Control"), której celem jest pilnowanie aby czas biegł tak, jak powinien. W normalnych warunkach Bóg Psot zostałby po prostu wymazany, a czas dalej mógłby biec sobie swoim torem, lecz obecna sytuacja jest dosyć wyjątkowa, toteż na prośbę agenta TVA, niejakiego Mobiusa (Owen Wilson), nasz antybohater zostaje oszczędzony i ma pomóc w rozwikłaniu pewnej spędzającej sen z powiek całego TVA sprawy.

Loki (2021) – recenzja serialu [Disney]. Różnie może być

Aktorzy, przynajmniej ci pierwszoplanowi, doskonale bawią się swoimi rolami. Tom Hiddleston kontynuuje przemianę z potężnego boga, którym był jeszcze do momentu przegrania z Avengersami, w błazna, który dostaje bęcki od niemalże każdej jednej postaci. Nie mogę powiedzieć aby zachwycał mnie kierunek, który twórcy postanowili w jego przypadkuj obrać, lecz czysto technicznie postać zagrana jest pierwszorzędnie. Owen Wilson, w sumie jak w każdym jednym filmie, w którym się pojawia, gra samego siebie. Mobius jest uśmiechnięty, trochę łatwowierny, niemożliwie wręcz sympatyczny. Wszystkie te cechy, za które ludzie kochają/nienawidzą (niepotrzebne skreślić) Wilsona na ekranie. "Loki" nie zmienia tego w żaden znaczący sposób, dorzucając mu jedynie zawadiacki wąs. W drugim odcinku pojawia się również Sophia Di Martino jako Sylvie, postać bardzo istotna dla fabuły całego serialu i swego rodzaju obiekt zainteresowania naszego głównego bohatera. Wolałbym nie rozpisywać się tutaj, o co dokładnie z nią chodzi. Starczy powiedzieć, że nie do końca podobał mi się z początku jej charakter, wydawało mi się, że zbyt odbiega od tego, co wiem o postaci, ale jeśli zastanowić się nad jej przeszłością, to trzyma się to generalnie kupy.

Na drugim planie przewijają się nazwiska takie jak Richard E. Grant, jako jedna z alternatywnych wersji Lokiego, czy Gugu Mbatha-Raw jako Ravonna Renslayer. Oni również robią bardzo pozytywne wrażenie, lecz nawet najlepszy aktor na świecie nie dałby rady przekonująco wypowiedzieć, niektórych z wymyślonych przez scenarzystów linijek. Zwłaszcza bliżej końca serialu dwie osoby odbywają konwersację, w której jedna z nich mówi coś w stylu: "Ty tego chcesz. Ale ona tego potrzebuje". W zamyśle twórców, miało to pewnie wrzucić widzom ciarki na plecy, lecz ja tylko wykrzywiłem się w grymasie zażenowania. Na szczęście tego typu sucharów nie ma w serialu zbyt wielu, a całość scenariusza została przemyślana raczej solidnie.

Loki (2021) – recenzja serialu [Disney]. Multiwersum!

Praca TVA, jak już wspominałem, polega na pilnowaniu aby na raz istniała tylko jedna linia czasu. Ktoś zagraża temu porządkowi, a Loki ma pomóc tego kogoś złapać. Biorąc pod uwagę podtytuł nadchodzącego wielkimi krokami, drugiego Doktora Strange'a (Multiverse of Madness), całkiem jasnym staje się, że katastrofy nie uda się powstrzymać. Trochę spoiler ze strony Marvela, ale z drugiej strony czyż nie ciekawszym jest, jak do tego dojdzie? I pod tym względem "Loki" zdecydowanie dowozi. Podróż, którą Loki, Sylvie i Mobius przebędą należy do tych kompletnie zwariowanych, lecz absolutnie logicznych i zrozumiałych. Każdy kolejny odcinek stanowi integralną część tej opowieści i nawet raczej powolny i sam w sobie niezbyt ciekawy epizod #3 zwyczajnie musi się wydarzyć, aby dalsza część historii mogła mieć sens. Po drodze widz zobaczy całą masę ciekawych smaczków, odwołań do komiksów (jest nawet helikopter Thanosa!), potencjalnych zapowiedzi przyszłych produkcji, zwariowanych postaci. Akcja jest wartka, sceny walk w większości satysfakcjonujące  i ciekawie rozpisane, plany zdjęciowe ZAZWYCZAJ intrygujące, choć planeta ze wspomnianego już, trzeciego odcinka i sam finał, przynajmniej w moim odczuciu, wyglądały strasznie sztucznie. Ścieżka dźwiękowa to raczej typowy Marvel, czyli absolutnie nic ciekawego (tylko główny motyw "Avengersów" wyszedł im faktycznie ciekawie i zapadł ludziom na dłużej w pamięć). Spełnia swoje zadanie i nie przeszkadza w odbiorze reszty produkcji.

"Loki" to produkcja zdecydowanie bardziej udana niż "Falcon i Zimowy Żołnierz" oraz ostatecznie bardziej satysfakcjonująca niż "WandaVision". Ma swoje za uszami - nie wszystkie plany zdjęciowe wyglądają przekonująco, część dialogów brzmi jakby pisał je dzieciak z podstawówki, Loki (i Mobius w sumie też) to trochę popychadło. Lecz serial Kate Herron to przede wszystkim intrygujące studium postaci - jednej z ciekawszych, bardziej złożonych postaci w całym MCU. Co sprawia, że Loki jest Lokim? Co kryje się za władczymi zapędami i głupim uśmieszkiem? Czy ktoś tak zakochany w samym sobie byłby w stanie pokochać kogoś innego? No i najważniejsze pytanie - Czy w serialu pojawia się Mephisto?! Ten witraż z pierwszego odcinka mógłby to sugerować, lecz odpowiedź jest, niestety, znacznie bardziej przyziemna i, jeśli się nad nią dobrze zastanowić, trochę bezsensowna. Ale fani Marvela i tak powinni być usatysfakcjonowani ostatecznym rozwiązaniem zagadki. Będzie się działo!

Atuty

  • Główni bohaterowie zagrani pierwszorzędnie;
  • Ciekawa, mocno zmieniająca całe MCU intryga;
  • Warianty Lokiego;
  • Krótki i satysfakcjonujący.

Wady

  • Kilka czerstwych dialogów;
  • Miejscami niedomagające efekty specjalne;
  • Loki zepchnięty do roli błazna.

Trzeci serial MCU zdecydowanie wypada najlepiej z nich wszystkich. Ciekawa historia, niezłe gagi, masa smaczków i satysfakcjonujący finał. Potencjał nie został wyczerpany, więc już teraz Disney ogłosił, że powstanie drugi sezon. Czekam!

8,5
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper