FIFA się nie rozwija? Bzdura, ewolucja zastępuje rewolucję
O serii autorstwa kanadyjskiego oddziału Electronic Arts można by pisać całe książki. I choć wiele zarzutów w ich kierunku ma poparcie w rzeczywistości, to nie mogę zgodzić się z utartym zdaniem, że te gry się nie rozwijają.
Ah ta FIFA… Naprawdę długo rozważałem napisanie tego teksu i zastanawiałem się, czy warto wkładać kij w mrowisko. Jakby bowiem na to nie spojrzeć, jest to temat, który stanowi owoc naprawdę wielu kontrowersji i sporów. Mówi się przecież, że twór od Electronic Arts ani trochę się nie rozwija, a my - fani gier o piłce nożnej - dostajemy rokrocznie ten sam cukierek, ale w innym (niekiedy gorszym) opakowaniu.
Od lat jesteśmy świadkami pewnej wyliczanki i jest spore grono osób, które z całym przekonaniem twierdzą, iż to jedyna zmiana w serii. FIFA 20, 21, 22… Co roku podobnie. I szczerze? Jakoś nie potrafię się z tym zgodzić. Jasne, cykl gier piłkarskich od Electronic Arts cierpi na dziesiątki, jeśli nie setki, przypadłości i błędów. Tak, często wypada powtarzalnie, a zmiany zdają się szczątkowe. Ale czy to oznacza, że się nie rozwija? Bynajmniej.
Kawał historii
Z racji wieku nie mogłem grać w tę serię od jej startu. Miałem oczywiście styczność ze starszymi częściami, ale mocno nieświadomie. Pierwszą odsłoną, którą dobrze pamiętam, jest FIFA Football 2005 wydana w 2004 roku. Wtedy była to dla mnie prawdziwa magia. Mogłem zostać piłkarzem, po prostu włączając grę. One zawsze przenosiły mnie do niesamowitych światów, ale tu pozwalały wcielać się w idoli.
I był to wyjątek, albowiem zazwyczaj podobne elementy są detalami i trudno uznać je za coś, co o 180 stopni zmienia obraz gry. Jednym z takich aspektów jest na przykład fizyka kolizji postaci, nad którą EA czynnie pracuje od kilku lat. Zmiany rzeczywiście można zauważyć (szczególnie na różnego rodzaju porównaniach gier na YouTube), a to, że raz uda się zbliżyć do królującego w tej kwestii PES’a, a innym razem doprowadza się do „wylewów” w obronie, to już odmienna sprawa.
Prócz tego mamy przecież zupełnie nowe formy rozegrania piłki, coraz większy nacisk na taktykę podczas meczu, kolejne możliwości zwodów, krótkie prowadzenie futbolówki, więcej opcji wykonywania stałych fragmentów gry i tak dalej. Mógłbym długo wymieniać - prawda jest bowiem taka, że te zmiany są. Giną jednak gdzieś pod nadmiarem błędów, eksploatacją Ultimate Team i naciskiem na znane osoby. Nic w tym jednak dziwnego - to gra dla każdego. Fascynaci dostają strategiczne detale, a casualowi gracze nowe stroje i transfery.
Kierunek
W kwestii FIFY jestem raczej spokojny. Przed częścią okraszoną numerem „22” znów wyczekuję kolejnych informacji i jak głupi będę każdego dnia sprawdzał statystyki najlepszej setki zawodników, aby przekonać, kto o ile się zmienił. To nie szczegółowe zmiany są bowiem tym, co może pogrzebać fenomen kolejnych odsłon. Będzie nim przerost formy nad treścią, którego już teraz jesteśmy świadkami w Ultimate Team.
Najbliższa odsłona będzie ważna, choć bynajmniej nie najważniejsza z punktu widzenia kolejnych kroków. Fani piłki nożnej są głodni dobrej gry po tym, jak świetne Euro mogliśmy oglądać w telewizji. Kanadyjski oddział Electronic Arts będzie sobie musiał poradzić z kilkoma problemami (coraz więcej znikających licencji czy błędy, które na pewno się pojawią na starcie), ale póki dalej będzie można wyczuć płynącą stamtąd pasję do tej dyscypliny, będę ukontentowany.
Reasumując…
Zmiany w serii miały miejsce i uważam, że błędem jest zakładać, iż było inaczej. To, że od lat skupiają się na szczegółach, jest rzeczą normalną. Nie można oczekiwać rokrocznej rewolucji. Jasne, sam widzę ogromne minusy takiego podejścia, które za każdym razem bardzo mnie irytują. Byłoby przecież lepiej, gdyby gra ukazywała się co dwa lata, a po dwunastu miesiącach od premiery dostawalibyśmy po prostu tańszą aktualizację składów.
Kwestia tego, że zmiany są często na minus, to również prawda, ale zagadnienie to stanowi materiał na inny tekst. Najlepszym przykładem jest choćby zalew kart w trybie FIFA Ultimate Team, gdzie obecnie posiadanie zwykłej karty Ronaldo czy Messiego przestało być jakimkolwiek wyznacznikiem siły na rynku transferowym tudzież ogromnego szczęścia. Dziś różnych specjalnych paczek jest na pęczki.
Niemniej, z FIFĄ jest trochę jak z piłką nożną. Przy tym tytule zachodzi ewolucja, a nie rewolucja. Wszystko postępuje bardzo powoli i właśnie to sprawia, że nie widać różnic na pierwszy rzut oka. Sam czerpię o nich informacje z prezentacji twórców albo rozległych wideo na temat szczegółów. Jest ich naprawdę wiele, ale niektóre są tak szczątkowe, że trudno je wychwycić. To tworzy złudzenie braku progresu, które jest bardzo mylące.
Przeczytaj również
Komentarze (56)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych