Kącik filmowy #18
Napływ wielkich growych hitów rozpoczęty, więc zapewne nie będzie Wam łatwo wygospodarować trochę czasu na kino – nie wspominając o pieniądzach. Na szczęście filmy nie zając i poczekają na Was. W tym tygodniu udałem się na wyprawę z chińskim Sherlockiem Holmesem zatytułowaną Detektyw Dee i zagadka upiornego ognia. Zapraszam!
Wiadomości ze świata filmu
Transformers w prawdziwym 3D
Japońskie roboty to część mojego dzieciństwa. Kasetę z pełnometrażowym filmem z 1986 roku oglądałem na okrągło nie wiedząc wtedy jeszcze, że głos Unicrona należał do legendarnego Orsona Wellsa. Teraz, dla osób odczuwających niedosyt, w Stanach powstanie park rozrywki Transformers: The Ride-3D. Nad efektami specjalnymi dla tej świątyni robotyki czuwa Industrial Light & Magic, więc efekt końcowy powinien być kosmiczny. Zapowiada się niezła jazda, której zazdroszczę osobom mieszkającym w Orlando.
***
Być jak Hobbit
Nowa Zelandia to piękny kraj Maorysów, owiec i filmowego Władcy Pierścieni. Od teraz każdy marzący o wyprawie do tej baśniowej krainy może skorzystać z Air New Zealand i poczuć się jak niziołek...w samolocie. Linie lotnicze przy współpracy z WETA opracowały poniższy filmik dla waszego bezpieczeństwa.
***
George Lucas szaleje
Ojciec uniwersum Gwiezdnych Wojen po sprzedaży swego dziecka wytwórni Disney nie przestaje zaskakiwać. Większość z 4 miliardów dolarów, które zarobił na transakcji, planuje przeznaczyć na cele edukacyjno-charytatywne. Niczym inni bogacze-filantropi Lucas chce przekazać znaczne sumy na Film Foundation, Stand Up To Cancer, Fundację Make-A-Wish oraz jego alma mater Uniwersytet Południowej Kalifornii. Nic, tylko pogratulować inicjatywy.
***
Imogen Poots w za kierownicą
Główna rola kobieca w nadchodzącym hicie lub kicie opartym na Need for Speed przypadła młodej Imogen Potts, którą możecie kojarzyć z Postrachu nocy / Fright Night (2011). Wedle zarysu fabuły jej postać będzie córką faceta, który zainwestował wszystko w jej sukces. Na fotelu reżysera wciąż ma zasiąść Scott Waugh (Act of Valor) a efekt końcowy teoretycznie poznamy w 2014 roku.
***
Bryan Singer powraca
Jeżeli jesteście maniakami adaptacji komiksów, zapewne ucieszy Was wiadomość, że legenda branży Bryan Singer – reżyser X-Men (2000) i X-Men 2 (2003) powróci do uniwersum mutantów w filmie X-Men: Days of Future Past. Matthew Vaughn postanowił zrezygnować ze stanowiska reżysera i zająć się produkcją tego filmu, czyli tym co robił Singer przy X-Men: Pierwsza klasa (2011). Ja już zamówiłem bilet...w swojej głowie.
***
W rękach fanów
Darth Vader: What Are You Going to Do Next?
Zmiana właściciela Lucasfilm wiele osób napawa przerażeniem. Osobiście wolę poczekać na efekt końcowy z wyrokami. Niektórzy jednak od razu wzięli sprawy w swoje ręce i postanowili ukazać konsekwencje decyzji George'a Lucasa.
***
Assassin's Creed 3 Meets Parkour in Real Life
Assassin's Credd III męczy już czytniki naszych konsol, a Ronnie Shalvis kolejny raz pragnie pochwalić się swoimi umiejętnościami w dziedzinie parkour – aż człowiek od razu ma ochotę tak poskakać...co zapewne skończyło by się połamaniem tego i owego.
***
Why 'Star Wars' Is Secretly Terrifying for Women
After hours pragną wytłumaczyć Wam co jest nie tak z rolą kobiet w uniwersum George'a Lucasa. Wszystko z odpowiednią dawką humoru.
***
Doc Brown vs Doctor Who
Dwóch najsłynniejszych doktorów w historii kina i telewizji stanęło do walki o tytuł. Spór rozwiążą za pomocą słów, a nie swoich wynalazków. Oto Doktor Brown kontra Doktor Who. Może zostać tylko jeden szalony doktor.
***
Kino Świat prezentuje...
W obsadzie najnowszej adaptacji komiksu Goscinnego i Uderzo, którego dotychczasowe aktorskie ekranizacje obejrzało w Polsce niemal dwa miliony widzów, wystąpiły gwiazdy światowego kina (wśród nich Catherine Deneuve i Gerard Depardieu). A w polskim dubbingu - między innymi - Wiktor Zborowski jako Obelix, Beata Tyszkiewicz jako królowa Brytów, mistrzyni parodii Katarzyna Kwiatkowska w roli miss Macintosh - „dziewczyny Obelixa" oraz Pascal Brodnicki - który zagrał… Anglika, Wojciech „Łozo” Łozowski i Alan Andersz. Autorem dialogów jest Jakub Wecsile („Iniemamocni”, „Disco Robaczki”, „Toy Story 3”, „Ratatuj”, „Odlot”), a nad reżyserią przedsięwzięcia czuwał Marek Robaczewski, współtwórca polskiego sukcesu serii „Madagaskar”.
Wideo-wywiad z Wiktorem Zborowskim
Wideo-wywiad z Wojciechem „Łozo” Łozowskim
***
Przetestuj pamięć w grze w Memorixa!
Alea iacta est! Z radością informujemy, że wystartowała polska strona internetowa filmu „Asterix i Obelix: W służbie Jej Królewskiej Mości”. Pod adresem www.asterixiobelixfilm.com czeka na Państwa moc atrakcji, przygotowanych specjalnie z myślą o fanach przygód sympatycznych Galów. To właśnie tam posłuchacie filmowych kwestii, sprawdzicie swoją pamięć w grze w Memorixa, ściągniecie tapety z bohaterami z filmu oraz odkryjecie… kto ukrywa się w beczce Obelixa. Serdecznie zapraszamy i życzymy miłej zabawy!
Rok 50 p.n.e. - głodny podbojów Juliusz Cezar rozpoczyna BITWĘ O ANGLIĘ, wykorzystując perfidnie narodową skłonność Brytów do tradycyjnej przerwy na wrzątek. Królowa Brytów Kordelia wysyła z tajną misją specjalną swego agenta - sir Mentafixa, który ma odnaleźć galijską "willidż" z LICENCJĄ NA OPIERANIE… się siłom Rzymu.
Dzielni Galowie Asterix i Obelix podejmują wyzwanie i wyruszają na odsiecz Jej Królewskiej Mości. Mają ze sobą tajną broń przeciw Cezarowi - beczkę magicznej mikstury Panoramiksa oraz niesfornego młodziana imieniem Skandalix, na każdym krok ściągającego na nich kłopoty. Spotkanie Galów, Brytów i Rzymian prowadzi do serii arcyzabawnych nieporozumień, w które zaplątani są jeszcze m.in. najemnicy z Normandii, piraci, złodzieje, dżentelmeni, futboliści, angielskie damy, kaci i nielegalni imigranci.
ŚMIECH NADEJDZIE JUTRO!
Dystrybutorem filmu „Asterix i Obelix: W służbie Jej Królewskiej Mości” jest Kino Świat na zlecenie SPI International Polska.
***
"Nowy Asterix jest perfekcyjny, ma osobowość" - wywiad z legendą komiksu Albertem Uderzo
Pamięta Pan moment, kiedy powstała ta część przygód Asteriksa i Obeliksa?
Pamiętam doskonale, bo to moja ulubiona część. Gdybym miał wybrać, wskazałbym właśnie na nią. Jeśli mnie pamięć nie zawodzi, powstała w 1966 roku. Myślę, że różnie bywa z tymi historiami, ale ta się wcale nie zestarzała.
Co było punktem wyjścia dla tej historii?
To był nasz ósmy album, byliśmy już na tym etapie, że spodobała nam się idea wysyłania bohaterów w daleką podróż raz na jakiś czas. Co to dawało? Przede wszystkim stawiało postaci w nowym, interesującym kontekście, główni bohaterowie mogli zmierzyć się nowymi wyzwaniami, z nowymi przygodami. Dalej, chodziło nam o pewne narodowe cechy, które chcieliśmy obśmiać, w zetknięciu z narodowymi cechami bohaterów z innych państw mogło to lepiej wybrzmieć. Posługiwaliśmy się zestawieniem, kontrastem. Gdy ironizuje się na temat dwóch grup, łatwiej to uchodzi, jest lepiej odbierane przez fanów, nie ma niebezpieczeństwa, czy podejrzenia, że uwzięliśmy się na kogoś. Kpimy z „naszych”, z cudzoziemców, z wrogów, przyjaciół, słowem z każdego. Z Brytanią poszło nam łatwo - przeczuwaliśmy, że jest łatwa do sportretowania, bo ma fajne, nośne symbole: herbatę o piątej, ogrody, kuchnię, no i jest jeszcze słynna „angielska flegma”.
Z czego jest Pan najbardziej zadowolony, jeśli chodzi o ten album?
Chyba portretu obydwu narodów, kultur, cywilizacji. Wielokrotnie słyszeliśmy, że dobrze to wyszło. Choć byliśmy nieco złośliwi, byliśmy wiarygodni i uczciwi. René mówił perfekcyjnie po angielsku. Znał język, czuł brytyjską obyczajowość, wiedział jak trafić w sedno. W pewnym momencie pojawiła się propozycja, żeby przetłumaczyć komiks na język angielski. René zawsze przywiązywał ogromną wagę do naszych tłumaczeń, więc osobiście podjął się translacji tej części, bo chciał zachować jej wszystkie niuanse. To był jeden z największych naszych sukcesów po obydwu stronach kanału.
Jak Pan wspomina współpracę z Goscinnym?
Wspaniale, nie było żadnych spięć. Od początku byliśmy zgodni, już na etapie wybierania tematu, albo motywu przewodniego, wiedzieliśmy, co chcemy pokazać, o czym opowiedzieć. Potem René pracował sam nad scenariuszem, nad swoją częścią. Raz zdałem sobie sprawę, że rozpisał całą historię nie pytając mnie o zdanie - a zazwyczaj konsultowaliśmy się ze sobą - i to było świetne. René miał wyczucie, trafiał bezbłędnie z pomysłami.
Czy trudne jest dla Pana - autora pierwowzoru - oglądać adaptację własnej pracy w kinie?
Tak. I chyba jest to typowe dla twórców komiksów, rozmawiałem z innymi autorami i jesteśmy zgodni. Zawsze bałem się oglądania na ekranie tego, co wcześniej wymyśliłem. Boję się pewnej dosłowności. Ludzka wyobraźnia nie zna granic, więc nie mogę obwiniać nikogo innego prócz siebie, że zgodziłem się na wszystko. Tak jak powiedziałem, wyobraźnia nie zna granic, jednak nam było wyjątkowo trudno wyobrazić sobie efekt końcowy na ekranie. Nie chodzi o animację, raczej o bohaterów. Zastanawialiśmy się, czy się uda oddać niuanse osobowości Asteriksa, czy uda się sportretować złożoność osobowości Obeliksa? Pytań było sporo. Wydawało nam się, że będzie to duże wyzwanie. Powiem szczerze, zobaczyłem Gérarda Depardieu i absolutnie się uspokoiłem. Co za postać! Poza tym, przy dzisiejszej technologii można zrobić wszystko. Możliwości są praktycznie nieograniczone, postprodukcja pomaga stworzyć, taki film jak ten, specjaliści od efektów komputerowych zazwyczaj znają się na komiksach, więc nie trzeba im za bardzo tłumaczyć, o co chodzi. Nasz film ma dodatkową zaletę, jest w 3D. Czyli na czasie. Jest numerem jeden we Francji.
Oglądał Pan i autoryzował storyboardy?
Nie. Nadzorowałem scenariusz, ale storyboard nie należał już do moich obowiązków. Miałem poczucie, że powinienem to robić, żeby wersja filmowa szanowała tradycje, to z czego wyrasta fabuła kinowa. Wiedziałem, że film nie może negować komiksu, nie może z nim rywalizować. Musi być jakąś wariacją na jego temat. Dlatego przeczytałem scenariusz, by zobaczyć, czy twórcy respektują pierwowzór. Po lekturze pozbyłem się wszelkich obaw.
Reżyser miał pełną wolność w doborze lokacji, scenografii, kostiumów. Jak Pan to odebrał?
Nie zmartwiło mnie to, ani nie rozczarowało, ewidentnie jego wybory służą historii. Ja zresztą starałem się nie wtrącać. To przywilej, ale i obowiązek reżysera, by znaleźć pomost pomiędzy światem kina i komiksu. W ramach jak najlepszego efektu na ekranie, może zmieniać pewne elementy, może żonglować poszczególnymi aspektami historii, wszystko w imię jak najlepszego efektu na ekranie. Ja to rozumiem, mogę iść na pewne ustępstwa, ale to jest coś, co człowiek musi przepracować i na co musi być przygotowany w momencie, kiedy decyduje się na ekranizację. Nie będę narzekać. Jestem dumny, że mogę oglądać na ekranie tak wspaniałych aktorów. To dowód na to, że filmowcy sprostali zadaniu, gdyby było inaczej, gwiazdy nie zagrałyby w naszym filmie. To uznani artyści, docenieni na świeci, z licznymi nagrodami na koncie. Przyjęli propozycję, zagrali w bardzo wyrazistym kostiumie, nie bali się karykatury, autoironii. Jestem szczęśliwy, bo ich obecność potwierdza, że było warto.
Podoba się panu Asteriks w nowej odsłonie?
Bardzo. Edward Baer jest perfekcyjny. Aktor, który wcielał się w Asteriksa przed nim, przyznał, że ta postać wydaje mu się dość dziwna. Baer udowadnia, ze jest inaczej, Asteriks w jego interpretacji jest solidny, konsekwentny, spójny, ma osobowość, jest interesujący, określony, a przy tym współgra z innymi. Przede wszystkim z Obeliksem. Gérard wcielił się w postać nie patrząc na konsekwencje, to tylko komedia, ale proszę zwrócić uwagę, że on jest bardzo uczciwy wcielając się w Obeliksa, nie boi się otworzyć, pokazać swojej fizyczności, ma dystans do siebie, a przy tym charyzmę. Nie współczujemy mu, co najwyżej nas rozczula. On symbolizuje siłę natury. Jestem pod ogromnym, niesłabnącym wrażeniem Gérarda i tego, jak zagrał Obeliksa. On potrafi mnie rozśmieszyć, a jednocześnie wzruszyć. To jest postać, z której jestem najbardziej dumny.
A jak Pan odnajduje Juliusza Cezara? Niby antypatyczny, a jednak przykuwa uwagę?
Dokładnie tak myślę. Efekt na ekranie jest doskonały, przecież Cezar znany był z kompletnego braku poczucia humoru, w filmie jego surowość została przełamana, a jednocześnie nie manipuluje to wizerunkiem wielkiego wodza.
Co dało historii 3D?
Odpowiedni, nowoczesny wymiar. Chyba przez 3D ta historia jest bardziej plastyczna, przez to bardziej koresponduje z komiksem, jest jego bezpośrednim przedłużeniem, ciągiem dalszym. A przy tym nadaje magicznego wymiaru całej opowieści.
A który kolejny album o Asteriksie i Obeliksie chciałby Pan zobaczyć na ekranie?
Takie decyzje nie zależą ode mnie. Wyborów dokonują scenarzyści, producenci oraz reżyser - oni wskazują na odcinek, który wydaje im się interesujący i wart przeniesienia do kina. Ja mogę tylko wyrazić swoją opinię - zazwyczaj sprowadza się to do tego, że tłumaczę, jakie są mocne strony danej opowieści, jakie są pułapki, na co trzeba uważać, co może dobrze wybrzmieć na ekranie, a co nie. Podoba mi się ta rola, kto lepiej niż ja miałby o tym wiedzieć.
***
***
Powiew starości...
Detektyw Dee i zagadka upiornego ognia / Di Renjie (2010)
Reżyseria: Hark Tsui
Scenariusz: Kuo-fu Chen, Chia-lu Chang
Produkcja: Chiny, Hongkong
Czas trwania: 119 minut
Obsada:
Andy Lau - Detective Dee
Tony Leung Ka Fai - Shatuo Zhong
Chao Deng - Pei Donglai
Carina Lau - Cesarzowa Wu Zetian
Każdego można poświęcić, aby osiągnąć wielkość – Wu Zetian
Sherlock Holmes to bez wątpienia najsłynniejszy detektyw w historii literatury. Sir Arthur Conan Doyle stworzył iście ponadczasowego bohatera, którego potem uśmiercił i znów przywołał. Brytyjski mistrz dedukcji coraz częściej gości na ekranach kin i telewizorów. Teraz doczekał się jednak chińskiego wydania i nie mam na myśli taniej podróbki jakie z uporem serwuje studio Asylum. Na fotelu reżysera tej produkcji zasiadł bowiem Hark Tsui – legenda kina, mająca na koncie ponad 40 filmów.
Tytułowy bohater to tamtejszy Janosik - zwany Di Renjie - zakorzeniony głęboko w folklorze. Na zachodzie jego postać spopularyzował Robert Van Gulik w serii detektywistycznych powieści. Zatem z łatwością znajdziecie w filmie wiele nawiązań do Holmesa. Zacznijmy jednak od początku.
W roku 689, po śmierci Cesarza, jego małżonka Wu Zetian ma zostać koronowana na pierwszą w historii przywódczynię chińskiego narodu. A jak łatwo się domyślić - bycie w czymś pierwszym nie jest łatwe, a już zwłaszcza w zmaskulinizowanym świecie. Podczas budowy ogromnego – sześcdziesięciosześcio metrowego - posągu Buddy dochodzi do dwóch tajemniczych samozapłonów. W tej sytuacji, za namową kapłana, przyszła Cesarzowa wzywa lokatora pobliskiego więzienia - Detektywa Dee, który musi rozwiązać sprawę upiornego ognia.
Jak wiele współczesnych produkcji pseudohistorycznych tak i ta jest niezwykle epicka. Znajdziecie tu wszystko, od efektownych walk - w których postacie za nic mają grawitację - przez zastosowanie filtrów wzbogacających intensywność kolorów, spowolnienia zadawanych ciosów, aż po gadającego jelenia. Tak, dobrze czytacie. Jeśli więc wolicie bardziej realne zagadki kryminalne w stylu CSI, ten film powinniście ominąć. Reszta będzie zadowolona, bo poza tymi wszystkimi wizualnymi aspektami, twórcy stworzyli przyzwoitą zagadkę, mającą podwójne dno. Widzowie mający styczność z azjatyckim kinem zdołają rozgryźć kto i dlaczego dopuścił się zbrodni, ale i tak nie będą rozczarowani.
Nie zbrakło miejsca na kilka komicznych sytuacji, ale jest to głównie poważny film...z latającymi ludźmi. Główny bohater nie dość, że posiada cięty język, potrafi korzystać z tego co ma między uszami oraz pięści. A Andy Lau - możecie go pamiętać chociażby z genialnego Infernal Affairs – znakomicie pasuje do tej roli. Natomiast sceny walki opracował sam Sammo Hung, czyli legenda kina kopanego i wieloletni przyjaciel Jackie Chana. Dlatego też, obok wizualnych fajerwerków i zagadki, pojedynki stanowią najlepszy element filmu.
Jedyne zastrzeżenia wzbudziły we mnie częste zmiany w prędkości filmowania – przyśpieszenia – które zaburzają przyjemność z oglądania pojedynków. Znacznie lepiej spisują się spowolnienia, z których jedno nawiązuje do Matrixa rodzeństwa Wachowskich.
Tak więc, Detektyw Dee... to kolejny film, który korzysta z historycznych wydarzeń – jak w tym przypadku koronacja Wu Zetian – by ukazać fantastyczne wydarzenia. Całość stanowi dobre połączenie epickiego widowiska i filmu kryminalnego. Nie jest to CSI, ale właśnie taki chiński, latający Sherlock Holmes.
Ocena końcowa:
***
W tym Kąciku filmowym to tyle. W kolejnym czekać na Was będzie Looper oraz druga część Silent Hill. Do przeczytania!
Przeczytaj również
Komentarze (14)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych