Hands-off: Widzieliśmy w akcji wczesną wersję kodu GTA V! Obszerne wrażenia!

Hands-off: Widzieliśmy w akcji wczesną wersję kodu GTA V! Obszerne wrażenia!

Roger Żochowski | 24.05.2013, 09:59

FIVE DATE - tak w Rockstar określa się dzień, w którym na rynku zadebiutuje jedna z największych produkcji tej generacji. Mowa oczywiście o Grand Theft Auto V. Miałem okazje zobaczyć na własne okulary ponad półgodzinny fragment rozgrywki - jak prezentuje się w akcji tytuł aspirujący do miana gry wszech czasów?

Pokaz GTA V odbył się w warszawskim klubie Capitol w blasku fleszy, gości z Rockstar i z zachowaniem wszelkich norm bezpieczeństwa. Na salę, w której odbywała się prezentacja, nie można było wnieść nawet telefonów komórkowych - te trzeba było zdać do depozytu. Rockstar znane jest z tego, że strzeże swoich perełek jak oka w głowie, zazwyczaj nie udostępniając przed premierą nawet wersji promocyjnych gier, dlatego specjalnie mnie to nie zdziwiło. PRESS X TO LAUNCH - gdy na ekranie kinowym pojawił się taki oto komunikat, a na sali przygasły światła, można było poczuć dreszczyk emocji. Poczuli go też zapewne goście z innych państw (w tym Czech czy Węgier), którzy zostali zaproszeni do naszego pięknego kraju na pokaz. Rockstar zadbał nie tylko o przelot, ale również zakwaterowanie w miejscowych hotelach. Cały event był przeprowadzony zarówno w języku angielskim, jak i polskim, choć muszę przyznać, że tłumacz sprawiał wrażenie "wczorajszego". Na scenie dominował niejaki Federico Clonfero z Rockstar Games, który przypomniał, że GTA V wydane zostanie w polskiej wersji językowej (kinowej - bo właśnie to według Rockstar znaczy lokalizacja), a zajmie się nią duet QLOC & Cenegą pod czujnym okiem Rockstar Lincoln. Zanim przystąpiliśmy do głównego dania mogliśmy jeszcze raz obejrzeć wszystkie trzy trailery z bohaterami GTA V. Nie po to jednak zjawiliśmy się tego dnia na sali...

Dalsza część tekstu pod wideo

Lecim na Szczecin


Pokaz właściwy, którego wyczekiwał zgromadzony w Capitolu lud zaczął się od zapierającego dech w piersiach skoku na spadochronie w wykonaniu Franklina. Lot trwał naprawdę długo, a w tym czasie mogliśmy podziwiać przepiękną panoramę okolicznych terenów skąpanych w blasku słońca, choć jak wiemy, nie zawsze będzie tak przytulnie, bo warunki atmosferyczne będą się na bieżąco zmieniały. Jeśli wierzyć zapewnieniom gościa z Rockstar, to największy świat, jaki kiedykolwiek stworzyli producenci GTA. Obszar ma być podobno większy niż ten z czwórki, San Andreas i Red Dead Redemption razem wzięte. A co najciekawsze, już na samym początku gry będziemy mogli udać się tam, gdzie dusza zapragnie, bez praktycznie żadnych ograniczeń. Wróćmy jednak do lotu Franklina, co by nam chłopak nie rozbił się na jakimś drzewie. Obserwując świat z lotu ptaka, widać, że tereny zostały zaprojektowane z głową. Podziwiamy malownicze wzgórza, majaczący w oddali ocean, mosty, wodospady, mniejsze osady, fabryki, bazy wojskowe. Gdzieś w oddali ląduje turystyczny samolot, a krętą górską drogą zasuwa radośnie gostek na quadzie. Im bliżej ziemi, tym więcej szczegółów dostrzegamy. Roślinność falująca na wietrze wygląda nieźle, ale znacznie większe wrażenie robi świetnie odwzorowana woda pędząca górskim strumieniem. Już po wylądowaniu, naszym oczom ukazuje się wóz kempingowi. należący zapewne do dwóch mietków, którzy łowią ryby przy brzegu. Jeśli się trochę rozejrzymy, na wzgórzu dostrzeżemy kozę (choć może to i jeleń, mniejsza o większość), gdzieś mimochodem przemknie nam wiewiórka, a po drugiej stronie rzeczki inny zwierz postanowił się napoić.

Chwilę potem zobaczyliśmy jedną z największych nowości GTA V - opcję dynamicznego przełączania się pomiędzy bohaterami. Po jej odpaleniu w prawym dolnym rogu pojawia się ikonka z wizerunkami naszych trzech postaci. Na pokazie przeskoczyliśmy w skórę Trevora (trwa to kilka sekund), czemu towarzyszył motyw namierzania jego osoby w stylu, jakim robią to satelity. Kamera najpierw odjeżdża na orbitę, by potem w towarzystwie kilkustopniowego zoomu znaleźć wybranego przez nas bohatera. Jest to swoisty "fast-travel" pozwalający nam przeskoczyć z jednego punktu mapy do drugiego w błyskawicznym tempie. Choć autorzy gry zapewniali, że będzie można podróżować szybko także na inne sposoby, ten ma być najskuteczniejszy. Charyzmatycznego Trevora spotykamy zapijaczonego, poobijanego i w samych majtach na jakiejś dziewiczej plaży, na której roi się od truposzy. Widać był dobry melanż. Musicie bowiem wiedzieć, że przełączając się między postaciami, możecie trafić na nieoczekiwaną scenkę z ich udziałem. W czasie, gdy nimi nie sterujemy, nasi protagoniści żyją własnym życiem. Zapomnijcie więc o tym, że po zmianie bohatera, znajdziecie go dokładnie tam, gdzie został pozostawiony ostatnim razem. W chwili, gdy Trevor dostaje się do motorowego pontonu i wyrusza na zwiedzanie okolicznego basenu wodnego, ciężko nie zachwycić się rewelacyjną wprost fizyką wody czy rozbijającą się o fale łodzią. To naprawdę wygląda nieźle. W końcu jednak Trevor zdejmuje śmierdzące skarpety i zapewne nie mniej aromatyczne szorty, wskakując w strój płetwonurka.



Przyznam się bez bicia, że nurkowanie uważałem do tej pory za mało istotny dodatek, który jakoś specjalnie do mnie nie trafi. Nawet biorąc pod uwagę fakt, że podwodny obszar jest zaledwie o 30% mniejszy od lądowego. Cóż, pomylić się ludzka rzecz. Przebijające się przez tafle wody promienie słoneczne, zatopione statki, rafy koralowe, wraki samolotów - coś pięknego. Aż ciężko uwierzyć, że taki poziom detali utrzymany zostanie we wszystkich akwenach. W oddali widać ławicę ryb, bogatą roślinność, innych nurków badających okoliczne głębiny czy w końcu krwiożercze rekiny. Niestety (albo stety), na potrzeby dema udomowiono te morskie potwory i choć na radarze widać było, jak się do nas zbliżają, chętne zatopić swoje zębiska w naszej wirtualnej skórze, spotkanie zakończyło się pokojowo. Tutaj mała ciekawostka - podczas zwiedzania świata po raz pierwszy w historii serii słyszymy podkład muzyczny - stonowany i spokojny, mający za zadanie umilić nam wycieczki. Oczywiście autorzy gry nie zapomnieli o stacjach radiowych, które jak zwykle przyprawią graczy o syndrom "za cholerę nie wyjdę z auta, dopóki nie skończy się kawałek".

Bandzior po przejściach

I to było na tyle, jeśli chodzi o sielankę życia wiejskiego i buszowanie w zbożu. Gdy na pokazie przełączyliśmy się na postać Michaela rezydującego w mieście (zastaliśmy go wychodzącego z baru, a jak), wiadome było, że w końcu zacznie się jakaś akcja. Zanim jednak przejdziemy do pościgów, strzelanin i szeroko pojętej rozpierduchy, zatrzymajmy się na chwilę na oprawie terenów zabudowanych. Od razu zaznaczę -  nie oczekujcie rewolucji, bo możecie się zawieść. Wprawdzie autorzy zapewniają, że sam Franklin ma więcej tekstur niż wszyscy przechodnie w San Andreas, to jednak nie ma tu jakiegoś megaskoku jakościowego względem czwartej części gry. Bohaterowie są nieco lepiej animowani, dysponują lepszą mimiką twarzy (choć do takich gier jak L.A Noire daaaaaleka droga), jednak szczęka nie opadnie Wam na podłogę, a momentami poczujecie, że część składowych oprawy trąci już mocno myszką. Podobnie zresztą odczucia miałem, przyglądając się otoczeniu. Miasto wygląda przywozicie, ale to takie "GTA IV i pół", jeśli wiecie, co mam na myśli. Niektóre tekstury są lepsze, niektóre gorsze, samochody mają wyraźnie więcej detali (choć model jazdy jakoś drastycznie się nie zmienił), nowe efekty świetlne cieszą oko (zwłaszcza smugi rzucane przez reflektory), ale już animacja NPC-ów momentami przypominała, jakby żywcem wyciągnięto ją z czwórki. A przecież nie wspomniałem jeszcze o dorysowujących się momentami elementach otoczenia w oddali.


 

Michael przespacerował się nieco po mieście, zrobił zdjęcie komórką (wygląda jak iPhone i ma znacznie więcej opcji niż ta w czwórce), którym potem mógł podzielić się ze znajomymi. Idąc chodnikiem (nawiązującym do alei gwiazd znanej z Hollywood), minął gości handlujących okularami przeciwsłonecznymi, rzucił okiem na lokalne plakaty filmowe (jakby ktoś chciał wiedzieć, w kinach leci właśnie "Bitch in the Trunk") , salon tatuażu i podziwiał krajobraz z charakterystycznym napisem Vinewood na wzgórzu. Na koniec spaceru trafił na ukrywającą się przed paparazzi celebrytkę, którą musiał dowieźć bezpiecznie do domu. Było to jedno z pobocznych zadań (tzw. dynamic events), jakich w GTA V ma być wiele. Całość przypomina akcje z pojawiającymi się na mapie ludkami oferującymi questy znane z czwórki. Michael podbiegł do postawionego nieopodal auta (wydaje się, że tym razem bohater biegając, się nie męczy), zabrał kobitkę i po kilku ulicznych przepychankach odwiózł ją do rezydencji na obrzeżach miasta, zarabiając nieco hajsu. Misja standardowe wręcz do bólu jeśli chodzi o tę serię. Jak zwykle w GTA samochód odwiezionej dziewczyny mogliśmy potem, jak gdyby nigdy nic, podpierdzielić, jednak zanim o tym w ogóle pomyślałem, w oczy rzuciły mi się motyle latające wokół okolicznych krzewów. Drobny detal, a cieszy.

Uwaga na śmieciarki


 

Ostatni fragment prezentacji pozwolił nam zobaczyć jedną z fabularnych misji, w trakcie której niezbędna była współpraca między trzema bohaterami. Zanim przejdziemy do tego, jak potoczyły się sprawy, musicie wiedzieć jedną rzecz - "GTA nie ma liniowej fabuły, która zmierza ku jednemu, wielkiemu finałowi". Cała gra skupiona jest wokół niejakich skoków. Ten przedstawiony w demie był niewielki. Najbardziej rozbudowane skoki, które rozmieszone zostaną równolegle na całej linii fabularnej, będą wymagały od nas planowania. W notatce, jaką otrzymaliśmy od Rockstar po pokazie, wynika, że głównymi elementami napadów będą:

- planowanie i zadania przygotowawcze - zdobywanie broni, pojazdów i wyposażenia niezbędnego do przeprowadzenia skoku, w tym również przebrania i masek
- wybranie planu ataku - kwestia preferencji gracza. Skok będzie wyglądał zdecydowanie inaczej w zależności od tego, czy gracz zdecyduje się na atak z ukrycia, czy uderzy od frontu
- wybranie ekipy - niektóre skoki wymagają znalezienia dodatkowych członków ekipy. Czasem potrzeba więcej kierowców, strzelców lub techników. Im lepszy specjalista, tym większą działkę łupu trzeba mu będzie odpalić. Zabieranie tych samych ludzi na kolejne skoki, sprawia, że stają się oni coraz lepsi
- łupy, które trzeba podzielić między członków ekipy
- podsumowanie, w którym rozpisane są łupy, działka każdego z członków ekipy i zarobki na czysto

Misja zaprezentowana w demie nie była tak rozbudowana, ale wymagała dla przykładu podstawienia pojazdu do ucieczki w miejsce, w którym będziemy chcieli się pozbyć auta z napadu, oraz zdobycia masek (niestety proces przygotowawczy nie został pokazany na evencie). W demku nasza wesoła gromadka planuje napad na furgon przewożący pieniądze. Michael ma za zadanie zablokować mu drogę śmieciarką, Franklin staranować auto z forsą ciężarówką z dźwigiem, zaś Trevor, który akcję rozpoczął od wyjęcia babola z nosa, wysadzić pancerne drzwi i zgarnąć łup. Wszystko to mocno ostrkryptowane i raczej nie ma tu miejsca na swobodę działania. Oczywiście niedługo po napadzie na miejscu zdarzenia pojawia się oddział policji (powróci 6-gwiazdkowy system poziomów poszukiwania). Z tego, co zdążyliśmy się dowiedzieć, w tym aspekcie zadania również będą liniowe. Nie ma możliwości zaplanowania działań w taki sposób, by w przypadku tej misji uniknąć konfrontacji z gliniarzami. Szkoda, bo odniosłem wrażenie, że całe to planowanie niewiele wnosi do samej misji. Tak czy inaczej rozpoczyna się zadyma na całego, a my możemy przyjrzeć się, jak wszystko wygląda w praniu. Z miejsca rzuca się w oczy, że doświadczenie zdobyte przy produkcji Max Payne 3 zaprocentowało. Możliwość prowadzenia ognia z biodra w pełnym biegu, lepsza praca kamery, płynne przechodzenie z osłony do osłony (które ulegają stopniowej destrukcji) czy choćby zmieniony system celowania (trzy tryby - swobodne, częściowe i pełne namierzanie). jedynie sama opcja chowania się za osłonami mocno śmierdziała mi przeniesioną na żywca animacją z GTA IV. Bronie zmieniamy w locie, wybierając je z kołowego menu, co również zdaje się być intuicyjne i proste. 

Ich Troje


Główną atrakcją ostatniej części dema była prezentacja systemu przełączania się między bohaterami podczas wykonywania misji. Można to zrobić zarówno w trakcie animowanego przerywnika, jak i ręcznie, już w momencie gry właściwej. Pojawią się także momenty, w których zamiana następuje automatycznie i jest narzucona przez cele misji. Przejścia pomiędzy bohaterami są błyskawiczne i pozwalają nam skorzystać z unikalnych zdolności każdego z naszych gangsterów. Jakich?

- Michael potrafi spowolnić czas podczas strzelania
- Franklin może pochwalić się tym samym co kolega wyżej, ale za kierownicą samochodu, co pozwala mu wykonywać skomplikowane manewry przy dużych prędkościach
- Trevor zadaje z kolei większe obrażenia i jest wytrzymalszy. Dysponuje także dodatkowym atakiem wręcz i swoistym trybem "wściekłości"

Ponadto wszystkie postacie są opisane kilkoma statystykami, takimi jak Special, Strength, Stamina, Shooting czy Flying (jak widać latanie odegra w GTA V sporą rolę). Podczas walki z policjantami gra ani na chwilę nie zwalniała, a warto napisać, że wymianie ognia towarzyszyły wybuchające efektownie radiowozy i latający nad głowami helikopter rzucający klimatycznych snop światła. Psiaki padały jak muchy, jednak odniosłem wrażenie, ze na potrzeby pokazu zmniejszono drastycznie poziom trudności bądź wyłączono zgony, bo Michael mordował komandosów niczym John Rambo, przyjmując na klatę serie z karabinów. W pewnym momencie akcja ukazana została z oczu Trevora, który znalazł miejscówkę na dachu i stamtąd prowadził ogień. Najpierw ze snajperki, zdejmując wspinających się po dachach komandosów, potem wykorzystując bazookę do strącenia śmigłowca.

Tutaj zresztą również pokazano fajny motyw. Wystrzelony z dachu pocisk przez Trevora, możemy zobaczyć z bliska (np. jak wysadza radiowóz z ukrywającymi się za nim gliniarzami) oczami Michaela walczącego w obszarze, na który został skierowany. Wystarczy tylko odpowiednio szybko się przełączyć. Warto w tym momencie zaznaczyć, że w misjach śmierć jednego bohatera oznacza Game Over (oby SI kierujące poczynaniami dwóch "nieużywanych" bohaterów dało radę). W momentach poza misjami jest podobnie, jak w poprzednich częściach - po zgonie przeniesieni zostaniemy do szpitala. Gdy nasza trójka pozbyła się w końcu szwadronu antyterrorystów, pozostało już tylko wywieźć śmieciarkę w wyznaczone miejsce, wysadzić narzędzie zbrodni i uciec z miejsca wypadku podstawionym wcześniej samochodem.

Nie ma Cejota, ale i tak jest zajebiście


 

Cóż mogę jeszcze dodać? Jak na GTA przystało, nie może też zabraknąć całej masy minigier. BASE Jumping, wyścigi terenowe i motocyklowe, joga, golf, tenis, triatlon, polowania (można było się spodziewać, że zwierzaki nie pojawiły się tu rekreacyjnie) czy chociażby okradanie bankomatów. Będziecie mogli też zabawić się w przemycanie broni łodzią czy przewożenie autostopowiczów. Kto wie, czy przy odrobinie szczęścia nie trafi się jakaś ponętna blondyna, która w zamian za przysługę nie wcieli się w "leśnego ssaka". Dużą rolę mają odgrywać także wyzwania powietrzne oraz kaskaderskie. Pojawi się też możliwość kupna różnego rodzaju nieruchomości, jak domy, garaże, przystanie, a nawet całe firmy, z których zapewne będzie można ciągnąć profity. Wzorem San Andreas nie zabraknie też opcji zmiany wizerunku postaci, choć nie na taką skalę, jak w słynnym hicie na PS2. Autorzy gry modyfikacje ograniczyli do tatuaży, fryzur i nowych ciuszków, więc grubaska sobie nie wyhodujemy. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. Pobawimy się bowiem w daleko idącą modyfikację pojazdów. Chcecie zmienić lakier, koła, wstawić przyciemniane szyby, grille czy spojlery? Proszę bardzo. Dołóżcie do tego tuning zawieszenia, silnika czy hamulców, które wpłyną wyraźnie na osiągi auta. A jeśli jesteśmy już przy wózkach, musicie wiedzieć, że w GTA V będziemy mieli największy wybór w historii całej serii. Kończąc wątek kustomizacji, dodam tylko, że podlegać jej będą także zdobywane bronie. Te mogą zostać ulepszone o tłumik, lunetę, większy magazynek czy choćby celownik laserowy.  

Na koniec pokazu dowiedzieliśmy się, że Rockstar otworzył polski kanał na YouTube (znajdziecie go tutaj), na którym umieszczane będą wszystkie trailery nadchodzących produkcji z polskimi napisami. Warto dodać, że równolegle z tymi zagranicznymi, więc nie trzeba będzie czekać na spolszczone wersje. Padła też zapowiedź rewolucyjnego multiplayera do GTA V, ale z tą rewolucją wiadomo jak bywa - osobiście nie nastawiam się w tym aspekcie na jakiś przełom. Informacje o sieciowych trybach póki co objęte są wielką tajemnicą. Po zobaczeniu GTA V wiem jedno - przy tej grze zatracicie się na długie godziny. Czy mamy tu jednak do czynienia z rewolucją? Absolutnie nie. To tytuł, który czerpie garściami ze swoich tradycji i w wielu elementach przypomina poprzednią odsłonę gry - niestety również w oklepanym już częściowo gameplayu. Liczba zaimplementowanych nowości, środowisko i ogrom możliwości sprawiają jednak, że już teraz możemy z czystym sumieniem napisać, że będzie to jedna z największych produkcji tej generacji. Wy natomiast musicie sami zadać sobie pytanie, czego tak naprawdę od GTA V oczekujecie. Przyznam się bez bicia, że po pokazie hype na ten tytuł trochę ze mnie uszedł, jednak jestem pewien, że będzie to produkcja, którą zakupię w dniu premiery. Innej opcji nie widzę.

Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Grand Theft Auto V.

Roger Żochowski Strona autora
Przygodę z grami zaczynał w osiedlowym salonie, bijąc rekordy w Moon Patrol, ale miłością do konsol zaraziły go Rambo, Ruskie jajka, Pegasus, MegaDrive i PlayStation. O grach pisze od 2003 roku, o filmach i serialach od 2010. Redaktor naczelny PPE.pl i PSX Extreme. Prywatnie tata dwójki szkrabów, miłośnik górskich wspinaczek, powieści Murakamiego, filmów Denisa Villeneuve'a, piłki nożnej, azjatyckiej kinematografii, jRPG, wyścigów i horrorów. Final Fantasy VII to jego gra życia, a Blade Runner - film wszechczasów. 
cropper