Reklama
Kącik filmowy #55

Kącik filmowy #55

Łukasz Kucharski | 20.08.2013, 22:05

Wiem, że w głowie macie teraz tylko zbitkę liter układającą się w wyraz "gamescom", więc nie będę przeciągał. Zapraszam Was na wycieczkę po Elizjum.

 

Dalsza część tekstu pod wideo

 

Wiadomości ze świata filmu

 

 

Strefa mroku zaprasza

 


 


Joseph Kosinki, autor takich widowisk jak Tron: Dziedzictwo czy Niepamięć, ma okazję wybrać się w podróż do Strefy mroku. Ów świetny serial, który doczekał się kilku odsłon (w tym i filmowej) łączył w sobie opowieści z różnych gatunków. Widzowie przeżywali historie z pogranicza horroru, science-fiction, fantasy czy dramatu. Jak to bywa w przypadku tzw. „kultowych produktów” warto na nich zarabiać do upadłego. Takim posunięciem jest bez wątpienia tworzenie nowego filmu, za który odpowiadać będzie Kosinski. Scenariusz powierzono trzem muszkieterom - Jason Rothenberg, Anthony Peckham oraz Joby Harold, a za produkcję odpowiada Warner Bros. i Appian Way Productions (firma Leonardo DiCaprio. Na więcej szczegółów musimy niestety poczekać.

 


***

 


Superbohaterzy w telewizji

 


 


Brytyjski dostawca rozrywki – Sky Movies – tworzy nie lada gratkę dla fanów bohaterów w trykotach. Mianowicie, przez dwa tygodnie, zamiast kanału Greats Sky Movies HD, klienci telewizji będą mogli oglądać Superheroes Sky Movies HD. Jak nazwa wskazuje, jest to kanał, który wypełniają wszelkiej filmowej maści produkcje z różnymi manami i womenami. Na razie jest to mały projekt, ale w przypadku sukcesu, stacja planuje poszerzyć ofertę. Najlepiej, aby dogadali się z rodzimymi oddziałami dostarczającymi rozrywkę, bo nie obraziłbym się na wymianę kilkuset bezużytecznych programów, w zamian za taki rarytasik.

 


***

 


Survival horror klaps pierwszy

 


 


Wczoraj, w malowniczym Pszczynie, ruszyły zdjęcia do filmu Kawalerskie, realizowanego przez grupę filmową D.A.R. Produkcja stanowi połączenie grozy i komedii, a opowiada o szóstce przyjaciół wyprawiających wieczór kawalerski. Niestety zamiast ponętnych, gotowych na wszystko tancerek, bohaterzy zamawiają ponętne, mordercze istoty. Premiera już tej zimy, a po więcej bieżących informacji zaglądajcie na DAR.

 


A poniżej Na jagody – drugie dzieło grupy D.A.R.

 


 


***

 


14. edycja Anatomy Awards

 


 


Co tam Wielka Gala, Złote Globy czy Festiwal w Cannes i tak wiemy, ze co roku liczą się tylko Anatomy Awards. Nagrody wręczane podczas imprezy dotyczą rozbieranych scen w kinie i telewizji. Wśród nagrodzonych jest również nasza rodaczka.


Naga Aktorka Roku


Ashley Hinshaw w "About Cherry"
Nominowani: Ali Cobrin w "American Reunion", Camilla Luddington w "Californication", Sophie Rundle w "Episodes", Megalyn Echikunwoke w "House of Lies", Nadine Velazquez we "Flight"

Celebrycki Debiut Nago


Nadine Velazquez we "Flight"
Nominowani: Laura Prepon w "Żądze i pieniądze", Olivia Munn w "Magic Mike", Kristen Stewart w "W drodze", Sarah Silverman w "Take This Waltz"

Najlepsze Pośladki


Stephanie Fantauzzi in Shameless
Nominowani: Elizabeth Twining w "Big C", Nadine Velazquez w "League", Jessica Marais w "Magic City", Taryn Terrell w "Treme"

Najlepsza Scena Pełnej Nagości


Michelle Williams i Sarah Silverman w "Take This Waltz"
Nominowani: Emily Addison w "Celebrity Sex Tape", Nadine Velazquez we "Flight", Helen Hunt w "Sesjach", Jessica Kiper w "Weeds"

Najlepsze Piersi


Sophie Rundle w "Episodes"
Nominowani: Sarah Power w "Californication", Joanna Kulig w "Sponsoringu", Laura Prepon w "Żądze i pieniądze", Carla Howe w "Mac & Devin Go to High School"

Najlepsze Scena Nagości w Pikselach


Chelsea Handler w "Chelsea Lately"

Najlepsza Scena Lesbijska


Heather Graham i Diane Farr w "About Cherry"

Najlepsza Scena Wymuszonej Nagości


Dreama Walker w "Compliance"

Najlepsze Bikini


AnnaLynne McCord w "90210"

Najlepsza Scena w Bieliźnie


Kristen Bell w "House of Lies"

Najlepszy Złoty Prysznic


Joanna Kulig w "Sponsoringu"

Najlepsza Scena Nagości Po 40.


Helen Hunt w "Sesjach"

Najlepsza Scena Nagości Po 80.


Emmanuelle Riva w "Miłości"

Nagroda za Osiągnięcia Życia


Sylvia Kristel (1952-2012)

 

 

***

 

 

 

 

W rękach fanów

 

 


Batman vs The Terminator

 


 


Tutum tum tutum...niedaleka przyszłość. Maszyny pod wodzą Skynetu opanowały większą część globu. Niedobitki ludzkości może poprowadzić tylko jedna osoba. Nie jest nią John Connor, który miał dosyć takiego życia i przeniósł się w czasie, a Mroczny Rycerz.

 


 


***

 


Paraphernalia

 


 


Historie o chłopcach i ich robotach nie są rzadkością, ale tylko niektóre potrafią wybić się ponad przeciętność. Mały chłopiec jest niemal prześladowany przez pewnego robota, który bynajmniej nie jest tylko zabawką.

 


 


***

 


Ps4 vs Xbox One - Console Wars The Musical

 


 


Wojny konsolowe stanowią standardowy krajobraz internetowy. Pytanie tylko po co? Czy nie można kochać wszystkich sprzętów? W końcu wszystkie służą do tego samego. A jeśli już walczyć to może przy pomocy śpiewu?

 


 


Plus materiał zza kulis

 


 


***

 


The Flash (Episode One - Shock of the Lightning)

 


 


Zanim stacja CBS powoła do życia serial o przygodach szybkonogiego wielbiciela czerwieni, zerknijcie na te fanowską produkcję. Kolejne odcinki w drodze.

 


 

 

***

 

 

 

 

Kino Świat prezentuje...

 

 


Piękna gwiazda ARTYSTY na plakacie filmu PRZESZŁOŚĆ w kinach od 6 września 2013

 


 


6 września na ekrany kin wejdzie „Przeszłość” - nowy film Asghara Farhadiego, twórcy nagrodzonego Oscarem i Złotym Globem „Rozstania”. Poruszający dramat psychologiczny, skonstruowany z precyzją najlepszego thrillera, był jednym z największych odkryć ostatniej edycji Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Cannes. W rolach głównych - uhonorowana w Cannes nagrodą dla Najlepszej Aktorki Bérénice Bejo (gwiazda obsypanego nagrodami „Artysty”) oraz Tahar Rahim, laureat Europejskiej Nagrody Filmowej i Cezara za występ w głośnym „Proroku”.

Ahmad i Marie nieformalnie zakończyli swój związek cztery lata temu. Po długiej rozłące mężczyzna przylatuje do Paryża, aby ostatecznie podpisać dokumenty i tym samym doprowadzić sprawę rozwodową do końca. Marie potrzebuje tych formalności, aby móc wejść w nowy związek małżeński z Samirem. Spotkanie nabiera dramatyzmu, kiedy Ahmad dowiaduje się, że atmosfera w domu Marie daleka jest od normalności. Z każdą chwilą kolejne tajemnice z przeszłości wychodzą na jaw i odciskają swoje piętno na życiu wszystkich.

Rolą Peppy Miller w „Artyście” Bérénice Bejo oczarowała widzów i krytyków. Dziś wymienia się ją jednym tchem obok największych francuskich gwiazd - Marion Cotillard, Audrey Tautou i Juliette Binoche. Jednak urodzona w Argentynie aktorka ma do sławy spory dystans. Jak sama twierdzi, brak jej pomysłu na karierę, a młodszym koleżankom po fachu podpowiada, że najlepszym sposobem na angaż w filmie jest… przespanie się z reżyserem.

Każdy kto miał okazję poznać Bejo, zwraca uwagę na jej żywiołową gestykulację. „Płynie we mnie argentyńska krew. Kiedy się emocjonuję, zaczynam używać całego ciała. Pamiętam, jak w dzieciństwie siostra mówiła do mnie: „Bérénice kocham cię, ale zajmujesz za dużo miejsca. Nic tylko machasz rękami.” - mówi aktorka. O ironio to właśnie ekspresyjna mowa ciała okazała się kluczowa w pracach nad „Artystą”. „Zdobycie roli w tym filmie nie było problemem. Wystarczyło przespać się z reżyserem. Co było o tyle łatwe, że był nim mój mąż.” - żartuje gwiazda.
 
Chociaż sukces oscarowego hitu z 2011 roku utorował Bérénice drogę do sławy, aktorka wciąż na chłodno podchodzi do kwestii związanych z karierą. „Cieszą mnie nowe role i perspektywa spotkania z kolejnymi reżyserami. Jednak niczego nie kalkuluję. Gdy otrzymuję ciekawą propozycję, pakuję męża i córki do walizek i pojawiamy się, gdzie trzeba.” - śmieje się Bejo.


Bejo dobrze zapamiętała pierwszy pokaz filmu Farhadiego. Oglądając jedną ze scen, w której jej bohaterka milczy, gwiazda „Artysty” miała ciekawą refleksję. „I oto jestem. Znów milcząca, ale w kolorze. A za chwilę przemówię. Będzie kolor i dźwięk. Zatem powoli zbliżam się do kina współczesnego. Co następne? Pewnie 3D.” -  wspomina Bejo.

 


***

 


Zdradzał żonę na sto sposobów! Alec Baldwin opowiada o roli w BLUE JASMINE (w kinach od 23 sierpnia)

 


 


Rok po „Zakochanych w Rzymie” Alec Baldwin powraca w kolejnym przeboju Woody’ego Allena. W okrzykniętym rewelacją „Blue Jasmine”, ośmiokrotnie nominowany do Złotego Globu i raz do Oscara aktor zagrał milionera z - jak sam mówi - „skłonnością do skoków w bok”.
 
„Myślę, że Hal jest taki sam, jak miliony facetów z manią wielkości.” - mówi Baldwin. „Zarabiają mnóstwo pieniędzy, są czarujący i hojni dla innych. Gdy tylko mogą, starają się działać w obrębie prawa, a gdy trzeba je trochę nagiąć, robią to bez wahania.” Podobna elastyczność cechuje bohatera także w kwestii wierności małżeńskiej. „W tym aspekcie Hal również przypomina odnoszących sukcesy mężczyzn, którzy czują potrzebę chwilowej ucieczki od stresującego życia i oczekują, że ich partnerki to zrozumieją. Notorycznie zdradza żonę, ale zna sto sposobów, by przekonać ją, że nie ma powodu do zmartwień.” - dodaje aktor.
 
„Blue Jasmine” to trzeci, po „Alicji” i „Zakochanych w Rzymie”, film Woody’ego Allena, w którym miał okazję zagrać Alec Baldwin. „Alec był idealnym kandydatem do tej roli, bo ma wszystkie cechy, w które chciałem wyposażyć Hala.” - mówi reżyser. - „Poza tym, że świetnie wygląda, jest też niesamowicie utalentowanym aktorem dramatycznym, który, jeśli tylko chce, potrafi być bardzo zabawny.”

 


***

 


Barciś i Żak braćmi! Gwiazdy "Rancza" w animacji RYCERZ BLASZKA. POGROMCA SMOKÓW (w kinach od 6 września)

 


 


Tego nie spodziewał się żaden miłośnik „Rancza”! Artur Barciś i Cezary Żak zostali braćmi. Wszystko to w animacji „Rycerz Blaszka. Pogromca smoków”, w której gwiazdy hitowego serialu obdarzyły głosami i talentem komicznym… dwugłowego smoka Popiołka. Co wynikło z tego zdumiewającego połączenia przekonamy się 6 września, kiedy pełna humoru komedia zagości na naszych ekranach.
 
„Gramy dwie głowy tego samego smoka. To znaczy głowy są różne, a reszta jest wspólna, nad czym nieco ubolewałem. Nawet zapytałem reżysera, czy nie ma opcji, by jakoś to sobie podzielić. Ja mógłbym mieć żołądek, serce, no i wątrobę, bo tę mam bardzo zdrową.” - tłumaczy Żak. „Czy fajnie być smokiem? Pewnie, ale ja mogę odpowiadać tylko za swoją głowę. A ona była bardzo fajna.” - dodaje Barciś.
 
Poza gwiazdami „Rancza” w obsadzie „Blaszki” pojawią się również: Jacek Braciak – w tytułowej roli niezłomnego rycerza, co nie lęka się przygód i korozji, a także - etatowy czarny charakter polskiego kina Janusz Chabior w roli złodziejaszka Boba oraz dubbingowy specjalista do zadań specjalnych i misji pozornie niemożliwych Jarosław Boberek, jako smoczek Koks. Rycersko-smoczą ekipę filmu dopełnia znana z hitów „Mulan” i „Ralph Demolka” Jolanta Fraszyńska w roli dzielnej Bożenki, znanej jako Bo - pierwszej damy dworu rycerza Blaszki.

Sir Blaszka, najweselszy rycerz królestwa Zardzezii, pada ofiarą spisku złego księcia. Niesłusznie oskarżony o kradzież, zostaje pozbawiony zamku, tytułu i wygnany. Jedynym sposobem na odzyskanie honoru jest pokonanie smoka. Blaszka i jego przyjaciele - waleczny smoczek Koks oraz wierny koń mechaniczny Czoper - ruszają w pełną przygód wyprawę na koniec świata. Razem przyjdzie im stanąć do walki z dwugłowym potworem, ocalić piękną księżniczkę Bo i powstrzymać księcia, który uwięził dobrego króla Zardzezii.

 


***

 


Cate Blanchett z wizytą u Clinta Eastwooda! Zapraszamy na filmową przechadzkę po San Francisco.

 


 


Po spektakularnej filmowej wycieczce po najbarwniejszych miastach Europy, Woody Allen powraca do USA. W swoim najnowszym hicie „Blue Jasmine” zabiera widzów do pełnego niespodzianek San Francisco, gdzie - jak śpiewa Scott McKenzie - „ludzie noszą kwiaty we włosach, a wakacje są najlepszą porą na miłość.”
 
Rodzinne miasto Clinta Eastwooda i Bruce’a Lee znajduje się w pierwszej pięćdziesiątce największych atrakcji turystycznych globu, a ponadto jest szóstym z najchętniej odwiedzanych miast USA. Turystów urzeka niezwykłym, eklektycznym połączeniem architektury i krajobrazów oraz znanymi na cały świat atrakcjami - Mostem Golden Gate, elektryczną koleją miejską, więzieniem Alcatraz i kolorowymi uliczkami Chinatown.
 
San Francisco to także wdzięczne miejsce dla filmowców. To tutaj Alfred Hitchcock nakręcił niezapomniane „Ptaki” i „Zawrót głowy”, Neil Jordan przeprowadził „Wywiad z wampirem”, a rodzeństwo Wachowskich ekranizowało „Atlas chmur”. W rewirze „Brudnego Harry’ego” ochoczo gościli superbohaterowie - „Hulk” i „X-Men: Ostatni bastion”, tajni agenci - „Mission: Impossible - Ghost Protocol”, kosmiczni piloci „W ciemność. Star Trek” i zdobywcy Oscarów z głośnych obrazów „Absolwent”, „Obywatel Milk” i „The Social Network”.
 
Grono wybrańców Akademii Filmowej, którym San Francisco przyniosło szczęście, może wkrótce poszerzyć się o Cate Blanchett. Gwiazda „Blue Jasmine” już teraz wymieniana jest wśród głównych kandydatek do drogocennej statuetki. W najnowszym filmie Allena, piękna Australijka spędzi w kalifornijskim mieście wiele upojnych chwil, próbując na nowo ułożyć życie i znaleźć upragnioną miłość.
 
A co sądzi o urokliwych zakątkach San Francisco? „Kocham to miasto. Na swój sposób przypomina mi Sydney. Chyba przez podobne, częste zamglenia i atmosferę życzliwości łączącą jej mieszkańców. No i ubóstwiam tamtejszą restaurację - The Tadisch Grill. Jest tam od zarania dziejów i nigdy nie zmarnuję szansy, by do niej zajrzeć.” - mówi aktorka, a przywołany przez nią lokal to rzeczywiście miejsce-legenda. Powstał 160 lat temu, w czasach „gorączki złota”, jako pierwsza restauracja w mieście.

W najnowszym filmie twórcy „O północy w Paryżu” i „Zakochanych w Rzymie” wystąpiła Cate Blanchett, już teraz wymieniana za tę rolę wśród faworytów do Oscara. Fenomenalnie zagrała kobietę z wyższych sfer, która - po aresztowaniu zdradzającego ją notorycznie męża-milionera (Alec Baldwin) - przenosi się do San Francisco, do lekceważonej wcześniej siostry. Tam próbuje ułożyć sobie życie i znaleźć nową miłość. Zaskakujące relacje damsko-męskie stają się okazją do popisów błyskotliwego poczucia humoru Woody’ego Allena.
 
Po spektakularnej filmowej wycieczce po najbarwniejszych miastach Europy (zmysłowa Barcelona, romantyczny Paryż i kipiący humorem Rzym), Woody Allen powraca do rodzinnej Ameryki. Na planie jego najnowszego filmu tradycyjnie spotkała się imponująca gwiazdorska obsada. Obok laureatki Oscara i dwóch Złotych Globów - Cate Blanchett („Władca Pierścieni”), już teraz wymienianej wśród głównych kandydatek do przyszłorocznego Oscara, pojawią się m.in. ośmiokrotnie nominowany do Złotego Globu i raz do Oscara Alec Baldwin („Zakochani w Rzymie”), uhonorowana Złotym Globem Sally Hawkins („Happy-Go-Lucky, czyli co nas uszczęśliwia”), charyzmatyczny Peter Sarsgaard („Była sobie dziewczyna”), dwukrotny laureat Emmy, znany z serialu „Lost: Zagubieni” Michael Emerson, odkryty przez braci Coen Michael Stuhlbarg („Poważny człowiek”), gwiazda „Współczesnej rodziny” i „Zakazanego imperium” Bobby Cannavale oraz ulubieniec Ameryki, słynny komik, producent i scenarzysta Louis C.K

 


***

 


Skarbiec zapowiedzi

 

 

 

 


W dzisiejszym Skarbcu czeka na was kilka kompletnych nowości, ale i powtórek pod postacią międzynarodowych zapowiedzi, które często różnią się tylko kilkoma szczegółami, od tych oficjalnych.

 


Mamy superbohaterów z Ameryki, a nawet Wielkiej Brytanii. Teraz czas na mocarza z Danii, tylko takiego małego. Oto Antboy.

 


 


***

 


Hugh Jackman porzuca pazury, buty do tańczenia i lekcje śpiewu. Wszystko po to, by uratować swoje dziecko z rąk porywacza. Partnerują mu Terrence Howard oraz Jake Gyllenhaal.

 


 


***

 


Woody Allen w filmie nie Woody'ego Allena? Tak, to dziwne, ale jakże prawdziwe. John Turturo musi mieć niezły układ z diabłem skoro poza Allenem i samym sobą do filmu zatrudnił Sharon Stone, Lieva Schreibera, Vanessę Paradis i Sofię Vergarę.

 


 


***

 


Lee Daniels pokaże Wam jak na przestrzeni trzydziestu czterech lat zmieniał się Biały Dom. Wszystko to z perspektywy lokaja Alfreda...to jest Cecila Gainesa. Film oparty na faktach.

 


 


***

 


Animowana Księga Dżungli powraca na Blu-ray i to w diamentowej edycji. Na razie tylko za oceanem, ale pewnie kiedyś dopłynie do naszego brzegu. Historia Mowgliego to ponadczasowa opowieść, w której najważniejsza była przyjaźń.

 


 


***

 


Po chłopcu z dżungli przyszedł czas na śpiewającą syrenkę – również w Diamond Edition Blu-ray. Ktoś ma ochotę na śpiewajjące sushi?

 


 


***

 


Trzystu Spartan powraca i każdy z nich jest wkurzony. Nie, to nie kolejny przykład na zmartwychwstanie, a odcinanie kuponów. Jeśli jednak twórcy zachowają poziom pierwszej części i pokażą trochę nowych trików jestem w stanie im to wybaczyć.

 


 


***

 


Mieliśmy już wampiry z pamiętnikami, błyszczące jak diamenty, teraz czas na całą akademię dla krwiopijców...ratuj się kto może.

 


 


***

 


Film oparty na autobiograficznej powieści Davida Sedarisa, który po studiach udał się na farmę i przybrał inną tożsamość. Jednak życie w cudzych butach też nie jest łatwe.

 


 


***

 


Film dokumentalny poświęcony jednemu z najsłynniejszych pięściarzy w dziejach boksu i jego walce z systemem, który chciał zamknąć go w więzieniu za odmowę pełnienia służby wojskowej w Wietnamie. Tak, w tym Wietnamie.

 


 


***

 


Kolejny mało lekki film, który skupia się na snajperze zabijającym przypadkowych ludzi. Issac Washington podobno dał z siebie wszystko.

 


 


***

 


Ostatni film z gwiazdą Glee, która niedawno wyniosła się z tego świata. Fabuła ukazuje losy dwóch detektywów polujących na młodego kryminalistę, który właśnie opuścił więzienie.

 


 


***

 


Jeden z najbardziej – nie supermegaultrahiper widowiskowych - wyczekiwanych przeze mnie filmów. Don Jon w reżyserii Josepha Gordona-Levitta doczekał się drugiej zapowiedzi. Pierwsza była oryginalniejsza, ale co tam.

 


 


***

 


Wytwórnia Disneya ma dla Was opowieść, która - nie oszukujmy się - będzie wzruszająca jak diabli. Bo czy jest coś lepszego od misiej rodziny walczącej z przeciwnościami losu?

 


 


***

 


Zakodowany tytuł to komedia o młodym mężczyźnie, który nieświadomie brał udział w eksperymencie dotyczącym dzieci rozwodników – wszystko z przymrużeniem oka.

 


 


***

 


Stało się, mordercze wiewiórki zaatakowały. Nikt nie jest bezpieczny i nawet wojsko nam nie pomoże.

 


 


***

 


Oto kolejny – tajemniczy – projekt J.J. Abramsa. Zapowiada się interesująco, czymkolwiek będzie.

 


 


***

 


Michael Fassbender otoczony gwiazdami kina – czy to może się nie udać? Wkrótce się przekonamy jak to jest pracować dla bogatych i bezwzględnych tego świata.

 


 

 

***

 


Drugim okiem

 

 

 

 


W tym tygodniu Chris K chwyta się za bary z samym Arnoldem Schwarzeneggerem w filmie Likwidator.. Oto jego werdykt.

 

 


 


 



Reżyseria: Kim Jee-Woon

Scenariusz: Andrew Knauer

Produkcja: USA

Czas trwania: 107 minut

Obsada:

Arnold Schwarzenegger - Ray Owens
Forest Whitaker - Agent John Bannister
Eduardo Noriega - Gabriel Cortez
Luis Guzmán - Mike Figuerola

 


Terminator-respirator
 

 


Znudzony dobiegającą końca karierą polityczną Arnold postanowił odwiesić przeciwsłoneczne okularki i skórzaną kurtę, odkurzyć zardzewiałe już nieco hantle i powrócić do kina przez duże „K” (a może „L”?). Pierwszy po długiej przerwie film z udziałem Schwarzeneggera o tytule „Likwidator” (cóż za wdzięczne nawiązanie do kultowych tytułów...Co dalej? „Murator”, Mastur...a, nieważne) już podczas fazy przygotowawczej mógł budzić mieszane uczucia. Powrót Arniego, udział Foresta Whitakera, doświadczony reżyser i sporo strzelania – dobrze. Zaangażowanie do roli epizodycznej Johnny'ego Knoxville'a (błazen z Jackassa) i Luisa Guzmana (stereotypowy Hiszpan) oraz budżet a la kino klasy B – źle. Pozostało jedynie trzymać kciuki i mieć cichą nadzieję, iż Schwarzenegger potrafi jeszcze dostarczyć kawał porządnej ekranowej rozrywki.
 
„Likwidator” ukazuję historię lokalnego szeryfa - Raya Owensa (Arnold Schwarzenegger), który po okresie prominentnej kariery w pokrewnym zawodzie postanowił na stare lata osiąść w spokojnym miasteczku. Sommerton Junction to istna dziura w której nie dzieje się nic. Owens pilnuje porządku poprzez regularne odwiedzanie baru i popijanie „małej czarnej”, od czasu do czasu strofując swoich podopiecznych (całych dwóch). Jednak spokój mieściny zmącony zostanie przez niejakiego Corteza (Eduardo Noriega), zbiega chcącego przekroczyć granicę Meksyku na drodze ku wolności od przytulnej celi. Pech chce, iż wspomniany kryminalista za punkt wylotowy obrał sobie właśnie wspomniane Sommerton. Owens, dzięki radiowej łączności, pozostaje w kontakcie z agentem Johnnem Banisterem (Forest Whitaker). Chcąc nie chcąc, doświadczony szeryf zmuszony będzie stawić czoło bezwzględnemu Cortezowi. W swojej walce nie będzie jednak osamotniony, gdyż pomocnej dłoni udzielą mu mieszkańcy miasteczka...
 
Złośliwi wypominali Stallone'owi, iż jego ostatni „John Rambo” był opowieścią o człowieku, który idzie do działa. Mnie osobiście podobał się cały film, niemniej scena z pruciem z potężnego karabinu do wrogich jednostek robiła niesamowite wrażenie. Pociski kalibru dwóch kciuków szatkowały ciała żołdaków, rozpruwając wnętrzności w brutalnym tańcu śmierci z Rambo w roli prowadzącego. Nie bez powodu wspominam ową sekwencję, gdyż w „Likwidatorze” Arnie również dosiada wysłużonego działka obrotowego, robiąc krwawe kotlety z oprychów Corteza (kule widowiskowo masakrują rzesze nieszczęśników). Najwyraźniej wraz z wiekiem starsi Panowie wyjątkowo upodobali sobie duże gnaty o dużej sile rażenia...Czyżby jakiś rodzaj rekompensaty? A niech sobie rekompensują na zdrowie, stare byki zdecydowanie zasłużyły na męskie zabawki dobitnie pokazujące kto jest szefem. W dodatku w przypadku Schwarzeneggera, motyw z działkiem stanowi ładny ukłon w stronę jednej (?) z jego życiowych ról w „Terminatorze 2” (pamiętny ostrzał policyjnych patroli z okna wieżowca), przypominając najlepsze lata „Austriackiego dębu” na dużym ekranie.
 
Na całe szczęście dla widza, Arnie nie ograniczył się jedynie do prucia z zamontowanej na pace pojazdu przedpotopowej obrotówki, można go zatem również podziwiać w nieźle nakręconej scenie pościgu (auta śmigają przez pola kukurydzy, zaś Arnold AKA Owens przypadkiem zamienia sportowy wóz [Chevrolet Camaro ZL1 - przyp. Loganek] z dachem w wersję „odkrytą”) i, fanfary, w pojedynku na gołe pięści. Tak jest proszę Państwa, wpieniony Ray zmuszony jest udowodnić młodszemu gachowi kto naprawdę rządzi w Sommerton, robi zaś to przy użyciu prostych, sierpów, jak również i chwytów wrestlingowych (body slam o metalową posadzkę uśpiłby każdego). Oczywiście w sekwencji pojedynku widać nadmierne cięcia mające na celu ukryć wszelkie niedoskonałości w montażu (przypominam: Arnold ma już 65 lat), niemniej miło zobaczyć emerytowanego herosa kina akcji dzielnie stawiającego czoła młodszemu rywalowi.
 
„Likwidator” traktuje przedstawioną historię z lekkim przymrużeniem oka, dzięki czemu znalazło się miejsce na parę autoironicznych tekstów i kąśliwych uwag wypowiadanych przez Arniego. Część z nich to prztyczki we własny nos odnośnie podeszłego wieku, część zaś to cięte riposty skierowane do oprychów znajdujących się po złej stronie lufy. Miło, iż Schwarzenegger potrafi potraktować własną osobę z dystansem (na modłę „Niezniszczalnych 2”), jednocześnie zaś stara się kultywować stare tradycje kina akcji lat 80. (pewny siebie protagonista z niewyparzoną gębą). Efekt jest co prawda udany połowicznie, niemniej plus za odwagę.
 
Problem z „Likwidatorem” jest taki, iż pomimo wszelkich zalet i obecności Arnolda na ekranie po latach przerwy, od filmu bije kinem niższej kategorii niczym smrodem ze stojących na baczność skarpetek. Akcenty komediowe w postaciach odgrywanych przez Knoxville'a (postrzelony fanatyk broni palnej) i Guzmana (pierdołowaty zastępca szeryfa) bardziej irytują niż śmieszą zaś wspomniany wcześniej rwany montaż scen akcji (zwłaszcza starcia wręcz) na spółkę z wyraźnie widocznym udziałem kaskaderów boleśnie przypominają o wieku Schwarzeneggera (który i tak do zbyt ruchliwych i gibkich nigdy się nie zaliczał). O fabularnej sztampie i niektórych czerstwych tekstach wspominać chyba nie muszę...
 
Niech jednak stracę – polecam „Likwidatora” wielbicielom Arniego łaknącym produkcji z jego udziałem. Niniejszym udzielam również staremu, dobremu Schwarzeneggerowi pokaźnego kredytu zaufania licząc na to, iż w przygotowaniu ma już projekt(y) z wyższej półki. Wspomniany kredyt może się jednak spłacić w mgnieniu oka i z potężnymi odsetkami, gdyż na horyzoncie widnieje ciekawy „Escape Plan” łączący w jednym filmie zarówno Pana wymienionego wyżej jak i Stalowego Sylwka. Dwóch podstarzałych twardzieli dających nogę z naszpikowanego nowoczesną technologią „kicia”? Jestem za, a nawet przeciw. Tymczasem zaś pozostaje nam podziwianie Arnolda w miarę porządnym akcyjniaku ocierającym się niebezpiecznie o klasę B. Rzecz raczej dla fanów.
 


Ogółem: 6+/10
 


W telegraficznym skrócie: Arnie wraca do kin(a) na dobre! Oby jednak kolejne produkcje trzymały tendencję zwyżkową...”Likwidator” ma parę niezłych scen akcji, trochę pościgów samochodowych i lekką dawkę humoru. Cieszy obecnością Schwarzeneggera w roli głównej, irytuje akcentami komediowymi i klimatem a la kino klasy B.

 

 

***

 

 

 

 

 

***

 

 


 

W kinach...

 

 

 

Elizjum / Elisium (2013)

 

 


 



 




Reżyseria: Neill Blomkamp

Scenariusz: Neill Blomkamp

Produkcja: USA

Czas trwania: 109 minut

Obsada:

Matt Damon - Max
Jodie Foster - Delacourt
Sharlto Copley - Kruger
Alice Braga - Frey

 


Pamiętaj skąd pochodzisz - Zakonnica

 



Pieniądze to nie wszystko. A jednak, gdy przychodzi nam oglądać filmowe wersje przyszłości okazuje się, że stanowią istotny element życia. Magiczne papierki, monety czy elektroniczne cyferki warunkują nasze miejsce w społeczeństwie, bez znaczenia z jakiego kraju pochodzimy. Podstawowy podział to Ci na górze i Ci na dole. W nowym filmie Neila Blomkampa jest to jeszcze bardziej widoczne.

Wystarczyło kilkaset lat, aby nasza wspaniała planeta została niemal kompletnie wyjawiona i zapełniona wirusem ludzkości, który jak widać wcale nie jest taki wspaniały jak sądził. Osoby o pokaźnych kontach wdrożyły pewną inicjatywę, która miała im zapewnić byt na jaki przecież zasługują, bo...zapewne znaleźli, by jakiś powód. Tym przedsięwzięciem okazało się Elizjum, ogromna stacja kosmiczna, która wygląda jak połączenie pierścienia Halo z bogatą dzielnicą Los Angeles i pięcioramienną felgą. Ten technologiczny twór góruje nad naszą – jeszcze – Błękitną Planetą. Poza luksusem, blichtrem i kilkoma innymi synonimami szpanerstwa, kosmiczni osadnicy mają dostęp do specjalnych kapsuł, które są w stanie uleczyć każdą przypadłość. Nie ważne czy macie zgruchotane kości, raka czy brodawkę na twarzy, lśniący cud techniki Was naprawi. Ci, którzy zostali na dole nie mają tyle szczęścia i muszą dzielnie znosić swój los. Najczęściej urabiają sobie łokcie w fabrykach zajmujących się produkcją przedmiotów dla bogaczy, a także robotów. W jednym z takich przybytków pracuje Max. Jego życie nie było łatwe i przyjemne. Od kiedy trafił do sierocińca i zaprzyjaźnił się z Frey, marzył by dostać się na Elizjum i porzucić dotychczasowy żywot. Jak to z życzeniami bywa, często się spełniają, więc lepiej uważać na wypowiadane słowa. Po niefortunnym wypadku (a są jakieś fortunne?) główny bohater ma pięć dni zanim jego organizm weźmie wolne na zawsze. Ostatnia nadzieja w magicznej kapsule, w którą wyposażony jest każdy dom w Elizjum. Gdyby jednak wycieczka w kosmos była taka łatwa, nie byłoby o czym kręcić filmu.

Jak to powiedzieć, a raczej napisać...Matt Damon zawiódł...Na ekranie zaprezentował łysą głowę, trochę grymasów i tyle. A gdy rozczarowuje kreacja głównego bohatera, nie da się tego przeskoczyć. Przynajmniej Jodie Foster i Sharlto Copley prezentują wysoki poziom. Przez cały seans nie byłem w stanie w żaden sposób utożsamić się z Maxem, którego nie da się lubić. Jego obsesja dotycząca Elizjum, przez wypadek zostaje zwielokrotniona i wygląda na to, że nie obchodzi go los innych. W Dystrykcie 9 mieliśmy okazję oglądać przemianę bohatera - dosłownie i w przenośni, w Elizjum mamy przykład protagonisty, który od początku do końca jest taki sam (plus minus mechaniczne wstawki). Zapowiedź może wskazywać na problem moralny z cyklu "co czyni nas ludźmi", ale to bujda. Fabuła jest głęboka  jak w większości strzelanin z jakimi mamy do czynienia w elektronicznych widowiskach.

Kwestia wizualna i dźwiękowa nie wymaga ganienia. Wszystkie efekty, muzyka, plenery i stroje to wysoka półka. Od premiery Dystryktu 9 minęło kilka lat w technologicznym rozwoju, przez co świat Blomkampa wygląda jeszcze lepiej. A jest to miejsce sąsiadujące z jego poprzednim dokonaniem. Nie zdziwiłbym się, gdyby po drugiej stronie globu, w tym samym czasie, miały miejsce wydarzenia, które już znamy z D9. Co gorsza, wszystkie ukazane plenery, nie wymagały ogromnej ingerencji speców komputerowych. Lokacje są niezwykle wiarygodne i przypominają to co możemy obejrzeć w wiadomościach z mniej szczęśliwych regionów planety.

Ogólnie rzecz pisząc - Blomkamp stworzył tradycyjny film science-fiction. Fakt, to dobre kino, ale nic ponadto. W Dystrykcie starał się poruszyć szare komórki widza, a nie tylko łechtać gałki oczne. W przypadku Elizjum, wszystko macie podane na tacy i po seansie refleksja Wam nie grozi. Najbardziej zabolał mnie jednak przesadny optymizm reżysera. Otóż, wierzy on, że biedni mieszkańcy planety, jak tylko dostaną się do stacji będą chcieli korzystać wyłącznie z magicznych maszyn do uzdrawiania i nie rozniosą na strzępy każdego centymetra pierścienia. Przecież planeta sama się nie wyjałowiła i bogacze mogli stworzyć swoją oazę w innym miejscu niż przestrzeń kosmiczna. Woleli jednak uciec, a to o czymś świadczy. Dla mnie, Max nie uratuje ludzkości, on ją zniszczy, a pierwszym krokiem jest jego wizyta na Elizjum.


 

Ocena końcowa:

 

 

 

***

 

W tym tygodniu to wszystko. Niech gamescom będzie z Wami i do przeczytania za tydzień!

Łukasz Kucharski Strona autora
cropper