Kilka słów o Xboksie One po dwóch tygodniach użytkowania
W końcu i ja położyłem swoje łapy na Xboksie One. Redakcyjna konsola zagościła w moich progach i tylko utwierdziła mnie w zamiarze rychłego zakupu własnego egzemplarza. Microsoft nie ustrzegł się jednak kilku wpadek.
Na początku zaznaczę tylko, że rozpościerające się niżej rzędy karnie stojących w szeregu literek nie są w żadnej mierze testem Xboksa One, a jedynie garścią krótkich przemyśleń na temat sprzętu i jego funkcjonalności. Konsolę na czynniki pierwsze w aktualnym, 197 nr PSX Extreme rozłożył Kilu, gdzie odsyłam wszystkich zainteresowanych wnikliwą analizą.
Chłop jak dąb
Po otworzeniu pudełka moim oczom ukazały się wpierw - nowy Kinect, pad, standardowo wywołujący respekt swoimi gabarytami zasilacz, niezbędny miłośnikom sieciowej zabawy headset, okablowanie i nieodzowny zestaw makulatury, w tym zdrapka na 14 dni Xbox LIVE Gold oraz wchodzący w skład premierowej partii konsol kartonik uprawniający do nabicia sobie osiągnięcia "Day One". Piętro niżej spoczywa już monolityczny One. Tak, konsola jest duża. Nie, nie jest wcale brzydka. Jasne, nie ma mowy o fantazyjnym projekcie, ale czarna skrzynka idealnie wtapia się w krajobraz otaczających telewizor urządzeń. Z designerskim art déco nie ma to za wiele wspólnego, ale też nie pomylicie nowego członka rodziny Xbox z dekoderem TV. No chyba, że skleicie taśmą ze trzy sztuki.
Gorące brawa należą się natomiast za kulturę pracy konsoli. Chłodzący wnętrzności sprzętu wiatrak jest niemal bezgłośny, a obudowa nawet po kilku godzinach intensywnego użytkowania nie pozwala na odgrzanie na jej powierzchni wczorajszego obiadu. Cieplejsza jest jedynie zajmująca połowę górnej ściany kratka, którą ze środka wyprowadzane jest powietrze.
Kontroler idealny?
Pomijając maksymalnie spieprzony krzyżak, padowi do 360-ki naprawdę ciężko jest cokolwiek zarzucić. Ba, niezwykle ergonomiczną bryłę kryjącego elektroniczne bebechy plastiku wielu graczy uważa za najlepszy, dostępny na rynku kontroler. Nic więc w tym dziwnego, że Microsoft odpuścił sobie wymyślanie koła na nowo i postawił na doskonale znane rozwiązanie, które poddano kilku istotnym zmianom. Nowy d-pad wreszcie zdaje się działać jak należy i poprawnie interpretuje wklepywane kierunki, zaś triggery doczekały się oddzielnych silniczków, które np. w Forza Motorsport 5 drgają zgodnie z przeciążeniami działającymi na samochód. Analogowym gałkom przeprojektowano "grzybki" i zwiększono ich precyzję poprzez zmniejszenie stawianego przez nie oporu i konkretną redukcję tzw. martwej strefy, w obrębie której ruch spoczywającego na drążku kciuka nie jest rejestrowany. Na minus poczytać można jedynie odświeżone przyciski LB i RB, do których dostęp wydaje się być utrudniony względem poprzedniej wersji pada.
Warto przypomnieć, że spece z Redmond po raz kolejny odpuścili sobie wbudowaną w kontroler baterie i ponownie postawili na zasilanie z dwóch paluszków/akumulatorków typu AA. Z jednej strony można uznać to za tkwienie w średniowieczu, z drugiej zaś za praktyczne podejście do sprawy. Ot, wystarczy chwila by podmienić rozładowane ogniwa na pełne soku wymienniki. Żaden kłopot, zwłaszcza w obliczu wiecznie głodnego DualShocka 4, który wielu graczom już po niecałych 10 godzinach zabawy skamle o podłączenie do źródła zasilania.
Wzrok w porządku, słuch do poprawy
Przed premierą Xboksa One Microsoft piał z zachwytu, jaki to nowy Kinect nie będzie dokładny w rejestrowaniu ruchu i dźwięku. Niestety o idealnym działaniu nie ma mowy. O ile kamerka nie ma problemów z rozpoznawaniem facjat użytkowników przy logowaniu i odczytywaniu ruchu rąk, to z rozumieniem komend jest już bardzo różnie. Gdy w pomieszczeniu panuje cisza, Kinect w mig łapie wypowiadane w menu rozkazy i niczym łania skacze pomiędzy odpalonymi aplikacjami, a właśnie ogrywanym tytułem. Gorzej jest już w trakcie rozgrywki, kiedy to sensor ma wyraźne problemy z oddzieleniem głosu gracza od generowanego przez telewizor lub system audio "hałasu". Nie chce mi się nawet wspominać ile razy powtarzać musiałem "Xbox Record That", co rusz podnosząc głos, zanim Kinect łaskawie zatrybił o co mi chodzi. Redakcyjna konsola ma również spore kłopoty z interpretacją komendy "Xbox On", co według licznych skarg graczy w Sieci jest szeroko rozpowszechnionym problemem. Wygląda na to, że w umożliwiającym włączenie konsoli werbalnym sygnałem trybie zasilania "Instant-on" aktywny jest zaledwie jeden z mikrofonów kamerki, co wydatnie osłabia jej czujność.
Żeby było śmiesznie, to w Dead Rising 3 uszy Kinecta wyostrzają się na tyle, by dobiegające z telewizora dźwięki rzeźni powodowały włączenie pauzy, a byle głośniejszy szmer powrót do Los Perdidos. Człowiek wyjdzie z psem na spacer, wraca i nie ma już czego szukać, bowiem gra usłyszała swoje, zwolniła ręczny i zostawiła Nicka na pożarcie zapychających ulice zombie.
Panie, śmiga to?
Po włączeniu konsoli wita nas doskonale znane użytkownikom Windows 8/Windows Phone 8 kafelkowe menu. Te podzielone zostało na szereg ekranów - centralny pełni rolę głównego hubu, zaś kolejne służą m.in. do przypinania ulubionych skrótów i buszowania po zawartości Rynku Xbox LIVE. Przyzwyczajenie się do nowego rozkładu zajmuje chwilkę, ale dzięki komendom głosowym wywołanie pożądanego elementu to najczęściej zaledwie kilka drgań strun głosowych.
Nowy dashboard skonstruowany został tak, że każda jego funkcja jest oddzielną aplikacją, co pozwala m.in. na aktualizacje poszczególnych składowych bez konieczności czekania na update firmware'u. Nieważne czy chcecie sprawdzić swoje osiągnięcia, czy też obczaić aktywność znajomych - zawsze będzie wiązało się to z odpaleniem stosownej appki. Część z nich uruchomić można w trybie Snap, który wyświetla pożądane informacje na wygospodarowanym po prawej stronie ekranu pasku. I to bez względu na to czy skacze się po kafelkach, czy też jest w samym środku rozgrywki. Dodać należy, że system dość sprawnie radzi sobie z utrzymaniem płynności interfejsu i nie ma mowy o irytujących przestojach w działaniu.
Optymalnym ustawieniem planu zasilania jest wspomniane już "Instant-on", które oprócz możliwości odpalenia konsoli nieszczęsnym hasłem "Xbox On", pozwala na automatyczny pobór wszelkich łatek i przywraca sprzęt ze stanu letargu do pełnej gotowości w zaledwie kilku sekund.
Pamiętajcie o Xbox LIVE Gold!
Na koniec zostawiłem sobie złotą subskrypcję Xbox LIVE, bez której co prawda można się obejść, ale to tak jakby planować na obiad frytki z ketchupem nie mając w domu ziemniaków. Gold jest wymagany począwszy od grania w Sieci, przez korzystanie ze Skype'a i Internet Explorera, aż po zabawę z umożliwiającym edycję i publikowanie gameplayów Upload Studio.
Przeczytaj również
Komentarze (75)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych