Komodo trafił do pewnej tajemniczej rezydencji... Gdzie hostessami były Niemki

Komodo trafił do pewnej tajemniczej rezydencji... Gdzie hostessami były Niemki

Wojciech Gruszczyk | 27.01.2015, 21:16

Nasi redaktorzy nie mają łatwego życia... Często są wysyłani do najróżniejszych zakątków globu, gdzie po pokonaniu hord przeciwników (czyt. innych dziennikarzy) i wywalczeniu zaszczytnego miejsca (czyt. zajęciu stołka przed konsolą) mogą rozkoszować się nadchodzącymi produkcjami. Komodo trafił niedawno do Hamburga, gdzie mógł zapoznać się z... Jesteście ciekawi? To przeczytajcie jego wrażenia z wycieczki do pewnej tajemniczej rezydencji. 

W odpowiedzi na tajemnicze zaproszenie wystosowane w imieniu Capcom przez lokalnego wydawcę, udałem się w zeszłym tygodniu w podróż do Hamburga, do pewnego klubu skrywającego mroczną zagadkę. Usytuowany z dala od centrum miasta i otoczony osiedlem mieszkalnym wyglądał niepozornie, choć w powietrzu bez dwóch zdań dało się wyczuć atmosferę grozy. Po sforsowaniu drzwi wejściowych („Master of unlocking” - tak mi na drugie imię) nie zastałem jednak typowej dla tego typu pokazów gwary a.... zupełną ciszę.

Dalsza część tekstu pod wideo

 

 

Pustą klatkę schodową zdobił jedynie nisko zwisający ozdobny żyrandol oraz („What is it?”) upaprane czymś czerwonym („Blood.”) szmaty dyndające z poręczy. „Czyżby REZYDOWAŁO tu jakieś ZŁO?” - zapytałem siebie w myślach.

 

 

Oszczędne oświetlenie oraz obrazy ze skądinąd znanymi postaciami zaprowadziły mnie na piętro, gdzie po przekroczeniu kolejnego progu dostrzegłem w półmroku zarys dwóch sylwetek. Jakby ludzkich, chyba kobiecych („I'll be examining this.”). Czyżby hostessy? Kilka kroków wystarczyło by stwierdzić z całą pewnością – to nie jakieś tam zwykłe hostessy, to hostessy-zombie (Watch out! It's a monster!”)!

 

 

Pomijając jednak ich przebrzydłą aparycję, dziewczęta okazały się całkiem miłe, po odfajkowaniu na liście obecności prowadząc mnie do sali ze stanowiskami do gry oraz ekipą deweloperską również wystylizowaną na żywe trupy. Bez wyjątku, zatem z zabieganym producentem gry Michiteru Okabe włącznie. Na wywiad nie udało mi się jednak załapać, co zrekompensowałem sobie blisko 3-godzinną przygodą z pierwszym epizodem Resident Evil: Revelations 2 złożonym z dwóch następujących po sobie i zazębiających się wzajemnie scenariuszu oraz tradycyjnego już dla serii trybu Szturm (Raid). Tytułem znacznie lepszym od swojego poprzednika, należy dodać.

 

Co  pozytywnie zaskakuje to odnalezienie niezłego balansu pomiędzy klasycznymi rozwiązaniami charakterystycznymi dla pierwszych odsłon serii a jej nieco młodszym sposobem zabawy. Całość nie próbuje jednak kopiować sztuczek straszących leciwych oryginałów, co przy tego rodzaju mechanice byłoby już zresztą niemożliwe. Umiejętnie korzysta jednak z ograniczeń kieszeni, ustawicznego braku amunicji oraz kluczeniu po zbadanej już lokacji w poszukiwaniu pierdoły zdolnej do popchnięcia akcji do przodu. Oferuje także najlepszy jak dotąd w serii tryb kooperacji (lub samodzielnego zmieniania się pomiędzy postaciami) oraz intrygującą fabułę w serialowej strukturze wbrew pozorom wychodzącą jej na dobre. Szkoda jedynie, że w oprawie rodem z PS3 w „średnim wieku” oraz niezbyt gęstej atmosferze, za to w całkiem uczciwej cenie.

 

Co jeszcze wypadło na plus a co na minus? Więcej informacji w recenzji pierwszego epizodu Resident Evil: Revelations 2 w marcowym numerze PSX Extreme (#211). [Komodo]

Wojciech Gruszczyk Strona autora
Miał przyjść do redakcji zrobić kilka turniejów, ale cytując klasyka „został na dłużej”. Szybko wykazał się pracowitością, dzięki której wyrobił sobie pozycję w redakcji i zajmuje się różnymi tematami. Najchętniej przedstawia wiadomości ze świat gier, rozrywki i technologii oraz przygotowuje recenzje gier i sprzętu. Jeśli jest zadanie – Wojtek na pewno się z nim zmierzy. 
cropper