Hyde Park: Co cię najbardziej kręci w sandboksach...
Sandboksy - namnożyło się nam ich ostatnimi czasy. Ot, choćby teraz, świeżutkie, prosto z tłoczni - Horizon, Zelda, Ghost Recon: Wildlands. To jak to jest z tymi "piaskownicami" - gracie? Lubicie? A jeśli lubicie, to za co najbardziej? A może wręcz odwrotnie - macie przesyt i dość biegania po otwartym świecie, rozwiązywania dziesiątek questów i zbierania przeróżnych wynalazków? Witając się z Wami, zapraszamy do kolejnego Hyde Parku.
Roger: Ostatnio ciągle narzekam, że nie mam czasu, bo zbyt duża liczba bardzo dobrych gier pojawia się na rynku jak grzyby po deszczu. I narzekać będę dalej. Bo jak tu cisnąć poboczne questy w Horizonie, jak obok leżą nowa Zelda i Nier: Automata. Jak wymasterować Nioha, skoro za chwilę premiery Dark Souls III: The Ringed City i Persona 5. Ale żeby nie być monotematycznym napiszę o Switchu. Czytam ileż to konsola posiada wad i usterek, jak to Nintendo zwaliło premierę sprzętu. Policzyłem - wśród członków redakcji i znajomych dokładnie 17 osób kupiło Switcha. Jedynym problemem są pomyłki ze złym nakładaniem nakładek na Joycony, które powodują ich blokowanie się. Nikomu nie wyskoczyły martwe piksele, niebieski ekran i nikt też nie był na tyle głupi, by nową konsolę oklejać naklejkami. Z drugiej strony mamy jakiś nalot trolli na Metacritic i wystawianie nowej Zeldzie niskich ocen, by zmniejszyć średnią. Najlepsze jest to, że masa z tych ludzi widziała Switcha jak świnia niebo.
Żeby nie było, że jestem fanbojem Nintendo. Gram w nową Zeldę. Póki co nie uważam, że to gra na 10. Nie uważam też, że to najlepsza odsłona gry. Ale to nie zarzut. Bo to wciąć cudowna produkcja, systemseller na premierę i jedna z najlepszych odsłon w historii. Bliska ideału, choć pewne archaizmy i mocne spadki animacji nie pozwalają mi z czystym sumieniem dać najwyższej noty. Ale cały czas gram, więc wszystko może się zmienić. Od Zeldy skutecznie odrywa mnie Nier. Ale jedynka to jedna z moich ulubionych gier na PS3. Wśród znajomych uchodzę wręcz za fanboya Niera. I Automata jak najbardziej spełniła moje oczekiwania. Czy wspominałem już, że brakuje mi czasu?
Pytanie tygodnia: Przez pewien okres byłem przesycony sandboksami. A raczej tym, że każda nowa gra czy kontynuacja znanej serii, zaczęła celować w ten gatunek. Szukanie znajdziek w stylu Asasyna zupełnie do mnie nie przemawia. Jest nudne, bez polotu. To sztuka dla sztuki, zapełnienie środowiska byle czym, że coś było do roboty. Od serii Far Cry odbiłem się właśnie przez świat zapełniony masą powtarzalnych popierdółek. Chyba najlepiej smakują mi więc "półsandboksy", jeśli można użyć takiego określenia. Produkcje, w których świat jest duży, ale w rozsądnych i niepozwalających na nudę ramach. Rise of the Tomb Raider, Uncharted 4 czy Nier: Automata to doskonałe przykłady. Oczywiście są wyjątki, jak choćby trzeci Wiedźmin, ale tutaj robotę robią genialne questy, dla których chce się zwiedzać świat.
Rozbo: Wychowanie dzieci to naprawdę ciężka sprawa. Jestem ojcem dwóch chłopaków (3 i 6 lat) i z każdym dniem przekonuję się, że to chyba najtrudniejsze wyzwanie, przed jakim w życiu stanąłem. Oczywiście przed narodzinami mojego pierwszego syna miałem mniej więcej wszystko ułożone w głowie. Szło to mniej więcej tak: „Dzieciom wpajać będę zasady tolerancji dla innych, ale i odwagi w obronie swoich przekonań. Będę z nimi mówił o tym, czym jest Polska i dlaczego jest dla nas ważna. Będę z nimi ćwiczył sporty, chodził do kina, wychowywał na ludzi, którzy nie boją się zadawać pytań. Będziemy jadali wspólne śniadania i dyskutowali o tym, jak to Minionki są lepsze od Pingwinów z Madagaskaru albo na odwrót”. Tymczasem rzeczywistość codziennie weryfikuje moje plany i zamiary. Łatwo każdemu z nas powiedzieć, że kiedyś będziemy lepszymi rodzicami dla naszych dzieci, niż nasi starzy dla nas, którzy przecież popełnili tyle błędów. Jednak rzeczywistość bardzo szybko sprowadza nas do parteru i uczy w kontaktach z własnymi dzieciakami przede wszystkim jednego: pokory. To ona powinna być nadrzędna, bo pozwala zejść człowiekowi z piedestału zbudowanego przez własne ego i pochylić się nad młodziakiem, by spojrzeć z jego perspektywy na świat. To inny, w wielu kwestiach mniej skomplikowany świat (dorośli lubią sobie go komplikować), ale przede wszystkim piękny. Musimy wraz ze swoimi dziećmi pielęgnować to piękno.
Pytanie tygodnia: Dobre pytanie. Generalnie nigdy nie byłem fanem gier z otwartym światem i to z różnych względów. Raz, że ponad swobodę przedkładałem fabułę skondensowaną i skupioną w jednym miejscu. Dwa, że zawsze nadmiar czynności do zrobienia/odkrycia/badania pochłaniał mnie tak bardzo, że zapominałem o głównym wątku i z czasem traciłem zainteresowanie grą. Jednak teraz mamy takie gry jak np. Wiedźmin 3, który w otwarty świat wtłoczył świetną fabułę, zaś poboczne aktywności uczynił tak ciekawymi, że nawet poświęcenie im dłuższego czasu nie męczy. Tym samym obecnie zagrywam się nie w jeden konkretny tytuł z otwartym światem, a aż w trzy jednocześnie! O Horizonie już swoje napisałem – to świetna i piękna gra. Mad Max wreszcie po latach zagościł w moim czytniku i z radością przemierzam puskowia moim uzbrojonym po zęby Opus Magnum. Z kolei nowa Zelda daje uczucie odkrywania czegoś niesamowitego. No właśnie, to jest chyba swoją drogą największa siła sandboksów – ta niesamowita różnorodność doznań.
Perez: Według umownej daty (pierwszy news) już 15 marca PPE „stuknie” 7 lat. Nie miałem przyjemności uczestniczyć w powstawaniu portalu, ale jestem z nim już od blisko 6 lat, więc gdzieś tam po drodze kilka swoich cegiełek dorzuciłem. I wiecie co, to chyba w PPE lubię najbardziej – możliwość prac nad stroną. Projekty, pomysły, testy, a wszystko zwieńczone newsem informującym o kolejnych zmianach. Nie piszę tego przypadkowo – już w przyszłym tygodniu czeka na Was właśnie taki news – bez rewolucji, raczej takie PPE 3.1, ale już się ekscytuję na samą myśl. Pojawi się wersja responsywna, która zastąpi wysłużoną „emkę” (a wraz z nią m.in. ciemna skórka na telefonach, o którą nieraz pytaliście), czeka na Was kilka zmian w „czarnej liście” (dzięki za aktywny udział w dyskusji u mnie na blogu), ponadto lekki lifting strony głównej i kilka mniejszych poprawek. Tak jak wspomniałem – bez rewolucji, ale mamy nadzieję, że będzie to kolejny krok ku PPE 4.0.
A tak, cóż, kolejny tydzień minął błyskawicznie (wiem, powtarzam się). Weekend z chorymi dzieciakami, gdzieś tam piłka, trochę czasu poświęconego na poszukiwanie auta (straszna męczarnia dla mnie), ale też udało się odpalić Horizona i... jest naprawdę OK. Dla mnie takie gry są idealne – piękna graficznie, z sensowną fabułą, miodnym gameplayem (wiadomo, możliwość strzelania z łuku!) - co wieczór staram się usiąść chociaż na 1-2h.
PS Pytanie tygodnia to zasługa Daaka, który podrzucił mi je podczas rozmowy na Shoucie. Dzięki!
Pytanie tygodnia: Dla mnie jest idealnie, gdy wszystko w sandboksie jest w sensownych proporcjach. Może być jak w Wiedźminie, że jest masa "znaczków" do odhaczenia, ale póki trzyma to świetna fabuła, to nie mam z tym problemu. Gorzej, gdy to ikony na mapie stają się kluczowe i w całej zabawie chodzi jedynie o bieganie i zbieranie przeróżnych cudów. Niech będzie fabuła, niech będą questy, niech będzie i zbieractwo, ale w odpowiednich proporcjach.
Sojer: Zmiany, zmiany i jeszcze raz zmiany. Miło mi poinformować, iż od marca zostałem pracownikiem PKP Cargo Service. Moje drugie marzenie zaczyna się właśnie spełniać - oczywiście zaraz obok gier wideo. Przede mną ponad 1,5 roku szkolenia na świadectwo maszynisty. Nikt nie mówił, że będzie łatwo, trzymajcie zatem kciuki za maszynistę Sojera. To się dopiero nazywa zmiana branżuni, cnie? Może z tą zmianą to nie do końca tak. Bardziej pasuje tutaj poszerzenie horyzontów. W branży gier nadal chcę brać czynny udział, trochę gorzej może być z częstotliwością pokazywania tutaj mojej mordy. Póki co sypiam z sygnalizacją E-1 pod poduszką. Budzik nęka mnie dziennie o 3.00 nad ranem, by na godz. 4.00 zdążyć na pociąg do Gliwic. Po pierwszym tygodniu czuję, że padam na pysk, a i wyglądam jak typowy zombiak. Nie zdziwiłbym się, gdybym wygrał casting do "The Walking Dead: Tamara Edition" już w przedbiegach.
Pytanie tygodnia: "Piaskownica" od dwóch lat kojarzy mi się z jednym - z deskami i piaskiem, a wszystko to za sprawą mojego syna. Niemniej uwielbiam gry z otwartym światem, gorzej z samym graniem. Od pewnego czasu omijam niestety wszelakiej maści sandboxy bo katowanie tego typu szpili po 30 minut dziennie, jest jak masturbacja przy "Trudnych Sprawach" - nie da się! Niemniej nie ukrywam, że takiego Switcha z nową Zeldą z miłą chęcią bym przygarnął. Do następnego, ciuf ciuf!
JaMaJ: Nie byłem jakoś specjalnie napalony na Horizona. Czekałem na niego, ale umiarkowanie. Nie odliczałem dni do premiery. O ile mechaniki przedstawione w grze są standardowe i Horizon w tym temacie nie wychyla się przed szereg, tak świat, jego konstrukcja i zawartość to już inna bajka. Tutaj Aloy bryluje. Dinozauro-roboty to czysta poezja w ruchu. Poznawanie ich zachowań, rozpracowywanie, przygotowanie do polowania, w końcu wykonanie tego polowania. Wszystkie te poszczególne instrumenty tworzą razem piękny koncert i aż się nie chce opuszczać tego świata. Wiąże się to jednocześnie z pytaniem tygodnia, bo to właśnie świat gra dla mnie główne skrzypce. Czym byłoby GTA V bez możliwości podpatrywania próby wyjechania z zatoczki przez kobietę sposobem "na trzy" (tak naprawdę zajmuje jej to "na dwadzieścia") czy nieskrępowanego kombinowania Rico w Just Cause? Pamiętajmy, że same rozgrywane misje w grach z otwartym światem są jedynie elementem gameplayu i gry te, z fabularnego punktu widzenia, mogłyby się bez sandboxa obejść. Ale wszystko właśnie zależy od jego konstrukcji. Jedne brylują w aktywnościach, które można tam przeprowadzać, inne w realności przedstawionego świata. I tylko sposób ich skonstruowania może mnie przy nich utrzymać i "zmusić" do calakowania tych molochów. I Horizona mam właśnie zamiar rozłożyć na czynniki pierwsze. Sandbox jest tak dobry, jak rzeczy, które można w nim robić. A główny nurt Horizona (cała otoczka polowania) jest również głównym elementem otwartości tego świata, z czego cieszę się jak cholera. Idealne wymasterowanie slashowania wszystkich mechanicznych potworów zajmie w cholerę dużo czasu...
Kurde, napiłby się coś człowiek, dawno nie było żadnej konkretnej imprezy, a w temacie XX-lecia PE cisza to może (oczywiście jak macie ochotę, na ostatniej "osiemnastce" było chyba nie najgorzej, co?) przycisnęlibyście Rogera i Pereza w końcu o jakieś info? Mam nadzieję, że tego nie przeczytają, tak samo jak nie czytają tego, co puszczają do druku. Przecież mają bezgraniczne zaufanie do swoich redaktorów, prawda? Prawda? Prawda?!
Pytanie tygodnia: Patrz wyżej :).
Alexy78: Szał rewelacyjnych premier w obecnym czasie pozwala się mocno zastanowić nad priorytetami. Czas jaki by wypadało przy konsoli spędzić mocno rozpycha się względem innych – nie tylko obowiązków – ale i przyjemności. Warto na moment usiąść – zamiast w pierwszej wolnej chwili sięgnąć za pada – i się zastanowić, czego tak naprawdę chcemy. Czasem lepiej się wyspać, czasem wyjść na basen, a czasem faktycznie posprzątać na powietrzu ogródek po zimie. Permanentne granie jeszcze nikomu na dobre nie wyszło – a gry ani konsola przecież nie uciekną! Mój apel do Narodu graczy – wybierajmy mądrze, nie tylko spośród gier, ale i innych atrakcji, jakie życie oferuje*.
Pytanie tygodnia: Odpowiedź na tego tygodniowe pytanie jest dosyć prosta – „swoboda działań” w takich grach najbardziej kręci… ale czy na pewno? Zakładając, że nie chcemy grać w nic „korytarzowego”, nie interesuje nas fabuła, bo akurat ukończyliśmy Tormenta, to czy sama swoboda wystarczy? No właśnie – zdanie należy uzupełnić – „swoboda w...”? W miejscu kropek wypadałoby wstawić właściwą odpowiedź na zadane pytanie. Jedni lubią eksplorację, inni niszczyć, a jeszcze ktoś latać/strzelać/ścigać się... Moja odpowiedź jest prosta – wszystko z powyższych przy założeniu uczciwych zasad rozgrywki i fizyki otoczenia. Przy odpowiednim balansie między realizmem a beztroskim szaleństwem, brakiem zmuszania gracza np. do „farmienia” – „sandbox” może być hitem. To dlatego GTA V króluje od lat (!) na listach sprzedaży, a i z tych samych powodów inne sandboxy sukcesu nie osiągnęły. Drugim aspektem istotnym dla sandboxa jest możliwość wczucia się w odpowiednią rolę. Jak już kiedyś wspomniałem – Elite Dangerous jako największy sandbox w historii gier jest tego świetnym przykładem. Także odpowiedzią uzupełniającą jest kwestia odpowiedniego wczucia się w stworzone realia. A potem już tylko łopatka z wiaderkiem/foremkami i dawaj babeczki robić ;).
*ja tylko tak ładnie napisałem… ;)
Psyko: Dawno mnie tu nie było, ale może niektórzy z co bardziej zaciekłych bojówkarzy o wyższość jednej konsoli nad drugą mnie pamiętają. Część użytkowników odeszła, pojawili się nowi, ale nie zmieniło się jedno - w komentarzach wciąż konsolowy Sajgon, wojenki w najlepsze. Cóż, taka specyfika tematu. Można by rzec nawet, że branżowy folklor. Nie da się jednak nie wyczuć w tych przepychankach szczerej pasji, żaru i emocji. I o to w tym wszystkim chodzi, koledzy i koleżanki.
Co u mnie? Sprawiłem sobie kilka dni temu PlayStation 4 Pro, całkiem mocno ślinię się na myśl o Switchu i ogólnie konsolowy rasizm zamieniłem na multikulti pełną gębą. Po co dzielić, jak można łączyć. Słowem - zmiany, zmiany i jeszcze raz zmiany. I to nie tylko na polu zajoba, którym są dla mnie gry wideo, ale przede wszystkim w życiu osobistym. Za miesiąc urodzi mi się syn i to przy nim zaliczę najważniejsze acziki i trofea. Dygam się ostro i na myśl o nowym „dobytku” nie mogę czasem utulić łba do snu, z drugiej strony ciesząc się przeogromnie na ten największy tytuł AAA w moim życiu. Oczywiście młodego chował będę od najmłodszych lat na hardkorowego operatora padów wszelakich.
I to by było na tyle ode mnie dzisiaj. Na więcej nie pozwala mi potworny ból głowy, który zafunował mi miks Desmoxanu z papierosami. Tym razem w końcu rzucę to pieprzone palenie i do walki z nałogiem szczerze namawiam wszystkich niewolników nikotyny. Dwanaście lat jarania to o dwanaście za dużo.
Pytanie tygodnia: Kolekcjonowanie miliarda rozsianych po świecie gry „znajdziek”... Eee, no wiadomo, że radocha z eksploracji i odhaczania kolejnych zadań. Nieźle robi też sianie trzody i odstawianie megagłupawki.
Senix: 30 lat minęło jak jeden dzień, a my dalej gramy w Final Fantasy. W tym roku seria obchodzi 30-te urodziny. Możemy o niej powiedzieć wiele, miała swoje wzloty i upadki, ale przeważnie zawsze dostarczała wiele godzin gameplayu. Pierwsza i po części druga część cyklu uratowała Squaresoft przed bankructwem, otwarła drzwi do kariery takim osobom, jak Sakaguchi, Uematsu czy Nomura. Trzecia część rozwinęła pomysły z dwóch poprzednich, czwarta dała namiastkę ciekawych postaci – Cid wymiata nawet po latach. W piątej część dostaliśmy genialny system - Job, a szóstka (w moim mniemaniu najlepsza część uniwersum) dała nam wciągającą fabułę, multum genialnych postaci, podróbkę Jokera, a może to Joker jest podróbka Kefki? No i największego „zboczucha” o ośmiu mackach ;). Ale to Final Fantasy VII było rewolucją w gatunku. Przejściem z ery 16 bitów na 32 bity, pierwszym Fajnalem z trójwymiarową grafiką. Ósma część natomiast podniosła poziom względem filmików, a dziewiąta była fajnym powrotem do czasów SNES-a, z mniej pikselową grafiką, ale z najlepszymi elementami starszych części. Dziesiątka z kolei wprowadziła w walkach możliwość zmiany postaci w locie, co było pewną rewolucją w uniwersum. Wykreowała też jednego z najbardziej znienawidzonych przeze mnie antagonistów, którym jest Seymour. Jedenastka to już inne podejście do tematu. Ponieważ zamiast standardowej części cyklu dostaliśmy pierwszego MMO, który był przetarciem dla SE w tym gatunku. Ale powoli seria w mojej opinii upadała. FFXII jest dobrą grą, ale pozbawioną już magii, którą znamy z poprzednich odsłon. Blade postacie, a szczególnie główny bohater, antagoniści, którzy nie zapadają w pamięci, tak jak np.: wspomniany u góry Guado czy Sephiroth. Chociaż największym minusem dla mnie było to, że SE odsunęło summony na dalszy plan. Oczywiście mieliśmy kilka sztuk do dyspozycji, jednak do kultowych przedstawicieli w swoim gatunku dużo im brakowało. Za to fajnym patentem był system Gambit, w którym mogliśmy ustawić odpowiednio opcję i nasi bohaterowie walczyli za nas, a my mogliśmy iść po piwo do kuchni. Jedna seria była ciągnięta dalej w dół, a najlepszych przykładem tego jest trzynasta fantazja. Fabularne nieporozumienie, kto pamięta, o co tam tak naprawdę chodziło? Ciągniecie fabuły na siłę przez kolejne dwa spin-offy, które tak naprawdę nic nie wyjaśniły. Apogeum jednak nadeszło z drugim MMO w serii, które było tak niegrywalne, że twórcy postanowili zacząć wszystko od nowa. Jednak po pewnym czasie wyszli obronną ręką i Final Fantasy XIV: A Realm Reborn stał się tym, czym miał być. Japończycy powoli zaczęli odzyskiwać formę, a FFXV jest dobrym przykładem tego, że historia lubi się powtarzać. Pierwsza część serii uratowała Squaresoft, a 15-ka uratowała cały cykl, bo gdyby okazała się porażką, moglibyśmy zapomnieć o tym uniwersum na lata. Dlatego ja trzymam kciuki za kolejne FF-y, czekam z niecierpliwością na pierwsze DLC z Gladio w roli głównej, i nie mogę się doczekać kolejnych informacji na temat remaku FFVII.
Pytanie tygodnia: Co mnie najbardziej kręci w sandboksach? Genialnie wykreowany świat, bo bez tego taka gra nie ma prawa bytu. Uwielbiam zwiedzać różne zakątki takiego świata, zaglądać w różne miejsca i odkrywać historię, które są w nim zaczerpnięte. Final Fantasy XV nie wciągnął mnie fabularnie, tak jak różne dodatki w nim, które mogłem odkryć. Dotarcie do spotkania z Luna zajęło mi blisko 40h, a to tylko przez to, że w czasie podróży Noctisa i jego boysbandu mogłem zwiedzać dobrze stworzony świat, z mnóstwem poukrywanych sekretów. Teraz moją uwagą przyciąga świat i różne questy czy znajdźki w Horizonie oraz w Zeldzie. Odkrywanie tych dwóch tytułów zajmie mi pewnie wiele czasu, bo na pewno nie będę się z tym śpieszył. A dobrym przykładem tego jest moja rozmowa ze znajomą – wielka fanką Zeldy i chyba nawet Komodo przy niej by wymiękł. Rozmowa zaczęła się od prostego pytania: „Cześć, znalazłaś już wszystkie orby, bo ja szukam od 10h i zwiedzam świat, a nie mogę znaleźć tych świątyń z nimi?”. Odpowiedź była prosta: „Wejdź na wieżę i tam je zobaczysz, a potem zaznacz sobie na mapie”. Zrobiłem tak i zobaczyłem jeszcze nieodkryte zakamarki mapy i stwierdziłem jedno - przecież ja spędzę przy samym zwiedzaniu tej krainy z 250h! A z Horizonem jest podobnie. Dlatego najważniejsze dla mnie jest to, aby dany sandboks był ciekawy i nie pusty, bo rozmiar świata nie ma znaczenia, gdy nie ma w nim co robić.
Przeczytaj również
Komentarze (43)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych