Castlevania - recenzja serialu. Mroczny, brutalny, z humorem - cholernie dobre anime!

Castlevania - recenzja serialu. Mroczny, brutalny, z humorem - cholernie dobre anime!

Roger Żochowski | 07.07.2017, 15:24

Gdy pojawiły się pierwsze wiadomości o tym, że Netflix bierze się za animowaną Castlevanię byłem bardzo sceptyczny. Po seansie pierwszych czterech pilotażowych odcinków pukam się placem w makówkę i powtarzam – „ukłoń się i ładnie przeproś”.

Nie jest ortodoksyjnym fanem serii Konami. Zaliczyłem najważniejsze odsłony, ale nie zgłębiałem fabuły na tyle, by skupiać się nad tym co jest kanonem, a co nie. Do serialu podszedłem więc jak zwykły śmiertelnik znający temat, ale nie mający na jego punkcie hopla. I wiecie co? To jedna z najlepszych rzeczy jakie oglądałem na Netflixie.

Dalsza część tekstu pod wideo

Konami w ostatnich latach zaniedbało marki AAA, skupiając się na jakichś badziewiach na komórki i maszyny pachinko. Jak na ironię to właśnie teraz Castlevania może złapać wiatr w żagle i zainteresować miliony niezaznajomionych z tematem widzów. Bo choć pierwsze cztery odcinki to ogromny ukłon w stronę fanów, to cała historia jest samowystarczalna i bez problemu pochłonie bez reszty również osoby zupełnie zielone w temacie.

"Holy fuck. The Castlevania anime is amazing" - napisał jeden z fanów na Facebooku. Nic dodać nic ująć. Historia toczy się w czasach średniowiecza, a dokładnie w XV wieku. Wschodnia Europa polana mroczną stylistyką oraz bardzo duża dawka brutalności momentami przypominają najlepsze czasy serii Berserk. Ale tutaj klimat jest nieco cięższy. Głównym bohaterem jest znany fanom gier Trevor z rodu Belmontów, który od wieków para się walką z wampirami. A pisząc wprost - zabijaniem ich na śmierć. Niestety Belmontowie podpadli kościołowi, który dokonał na jego członkach ekskomuniki odmawiając święceń. Kościół jest zresztą przedstawiony w bardzo kontrowersyjnym świetle - biskupi wielu średniowiecznych miast wykorzystują ciemnotę zamieszkującej jej ludności, obchodzą się bezwzględnie z niewiernymi i palą rzekome czarownice na stosach.

Pierwsze cztery odcinki (każdy po 25 minut), wciągają jak bagno i pozostawiają nas z ogromnym głodem na sezon drugi. Akcja jest wartka, fabuła nie unika ciężkich tematów, a jednocześnie nie jesteśmy skazani na niepotrzebne dłużyzny. Trevor został znakomicie wykreowany - pijaczyna z poczuciem humoru, zawadiacki nieco obojętny styl bycia, czasami chamski, ale w wersji w jakiej po prostu nie da się go nie lubić. Chłopina zostaje wrzucony w wir kolejnych szokujących wydarzeń, które odrywają go od kufla ulubionego piwa. Miasta terroryzowane są przez armie piekielnych potworów, gdzieś w ogromnym zamczysku ukrywa się kontrolujący je Dracula, ale nie mniej niebezpieczni są wrogo nastawieni przedstawiciele koscioła, którzy widzą winnych tam, gdzie ich nie ma. Bardzo fajnie wpleciono w to wątek niejakich "Mówców", którzy pragną pomóc ludziom, ale są przez nich prześladowani. Dorzućcie do tego czarną magię oraz tajemniczego zbawcę czekającego na wybudzenie w katakumbach, by otrzymać mieszankę, od której bardzo szybko się uzależnicie.

Jedna uwaga - Castlevania to anime dla dorosłych widzów. Nie brakuje scen, w których wypruwane są flaki, giną zarówno mężczyźni, kobiety jak i nowo narodzone dzieci. Bezczeszczone są symbole krzyża, nie unika się odniesień do Jezusa, szatana, chrześcijan czy Boga, nie wspominając o rytuałach znanych z różnych legend i podań o wampirach. Wiecie, czosnek, święcona woda i te sprawy. Sceny w miastach świetnie oddają nastrój zaszczucia, brudu i przelewanej krwi niewinnych istot. Język również nie został w żaden sposób ugrzeczniony i jeśli w jakiejś sytuacji wypadałoby rzucić miechem, to bohaterowie to robią. Dodajmy, że bohaterowie przez duże B, bo póki co postacie zarówno tych dobrych jak i złych, zostały znakomicie "napisane". Choć tutaj podział nie jest wcale taki jednoznaczny i nawet Dracula pełniący role głównego antagonisty, ma swoje racje szukając osobistej zemsty.

Kreska utrzymana jest w realistycznej i bardzo mrocznej tonacji. Rzekłbym w starym dobrym stylu bez niepotrzebnych efektów komputerowych, które stały się zmorą wielu współczesnych filmów anime. Można wprawdzie przyczepić się do niektórych scen akcji czy sekwencji walk, które mogłyby być lepiej animowane, jednak całość trzyma naprawdę wysoki poziom. Choreografia niektórych pojedynków potrafi przyprawić o szybsze bicie serca, a fani uniwersum widząc w akcji Trevora, Alucarda czy Syphę będą oczarowani. Ja również jestem i chcę więcej. Netlfix – robisz to dobrze. Trzymajmy kciuki, bo jeśli wszystko pójdzie dobrze doczekamy się kolejnych sezonów. Zaczynam być spokojny o Wiedźmina.

Atuty

  • Mroczny klimat
  • Znakomicie wykreowane postacie
  • Brutalny świat
  • Realistyczna kreska
  • Bardzo dobrze poprowadzone wątki
  • Humor

Wady

  • Niektóre sekwencje akcji
  • Tylko cztery epizody

Ogromna niespodzianka od Netflixa. Mroczna i wciągająca historia z nietuzinkowymi bohaterami. Pierwszy sezon to małe mistrzostwo świata, szkoda tylko, że taki krótki.

9,0
Roger Żochowski Strona autora
Przygodę z grami zaczynał w osiedlowym salonie, bijąc rekordy w Moon Patrol, ale miłością do konsol zaraziły go Rambo, Ruskie jajka, Pegasus, MegaDrive i PlayStation. O grach pisze od 2003 roku, o filmach i serialach od 2010. Redaktor naczelny PPE.pl i PSX Extreme. Prywatnie tata dwójki szkrabów, miłośnik górskich wspinaczek, powieści Murakamiego, filmów Denisa Villeneuve'a, piłki nożnej, azjatyckiej kinematografii, jRPG, wyścigów i horrorów. Final Fantasy VII to jego gra życia, a Blade Runner - film wszechczasów. 
cropper