Graliśmy w Metal Gear Survive - rzucić to wszystko w cholerę i wyjechać w Bieszczady
Wbiłem na pokaz Metal Gear Survive podbudowany opinią Komoda, wielkiego fana serii, który po sprawdzeniu tytułu na E3 napisał mi: "nie jest tak źle". Ziomuś musisz sobie kupić okulary, albo pożyczę ci swoich, bo to co zobaczyłem gwałci mój gust na wielu płaszczyznach.
Może lekko przesadzam (ale tylko lekko), może trochę mnie poniosło, ale naprawdę nie widzę w tym momencie żadnego sensu wydawania tej gry na rynek. Żeby jednak nie wyjść na ignoranta zacznę od elementów, które w przypadku nieco innej koncepcji artystycznej miałyby prawo zadziałać. Tytuł podzielony został na dwa tryby - singlowy oraz sieciowy, w którym to współpracując z innymi graczami bronimy się przed kolejnymi falami wrogów. Zabawa dla pojedynczego gracza osadzona została w otwartym świecie - na rozległych pustkowiach, które po małym liftingu po prostu zerznięto z Metal Gear Solid V.
Naszym głównym zadaniem jest rozbudowa fortecy, zapuszczanie się w coraz to bardziej odległe zakątki mapy, skradanie się i kolekcjonowanie lootu. Elementy survivalowe odegrają ważną rolę - zbierać będziemy surowce do tworzenia nowych broni (tak białej jak i palnej), jedzenie, wodę oraz elementy pozwalające na ulepszanie bazy i stawiania kolejnych fortyfikacji. Z czasem będziemy mogli hodować zwierzęta w celu zapewnienia sobie pożywienia. Zasiejemy plony, zbudujemy wieżyczki z obsadzonymi stanowiskami strzelniczymi, zaprojektujemy nowe pułapki (miny, kolce, balony fultonowe), a nawet maszyny pozwalające filtrować wodę. Brzmi to wszystko pięknie prawda? Tylko brzmi.
Na samym początku gry tworzymy postać. Póki co próżno szukać tu awatarów i skórek przypominających bohaterów kanonicznego Metal Gear Solid, ale może to i dobrze. Kreator jest całkiem rozbudowany, ale oprawie graficznej daleko do tego, co widzieliśmy w piątej części serii. Jest po prostu szaro, nudno i biednie. W dodatku twórcy gry bezlitośnie korzystają z assetów z MGSV, tak graficznych jak i dźwiękowych. W połączeniu z fantastycznymi motywami (w końcu gra dzieje się w alternatywnym świecie), dostajemy niestrawną mieszankę. Ja się pytam - kto projektował potwory? Kto projektował ten świat? Wygląda to wszystko strasznie tanio. Nawet nie kiczowato, bo kicz też można przecież fajnie sprzedać. Widząc design kolejnych przeciwników i stylistykę w jakiej śmiga gra, najwięksi fani serii zapragną upić się i zapomnieć o tym, co widzieli. Ale ''odwidzieć" się tego nie da.
Kooperacyjne zmagania z innymi graczami rozgrywają się już nie w otwartym świecie, a na mniejszych mapach. Fajnie, że tryby singlowy i sieciowy są połączone pozwalając przenosić progres naszej postaci i doświadczenie. Innymi słowy - wszystko co odkryjemy, zbudujemy w kampanii dla pojedynczego gracza, będziemy mogli wykorzystać grając z ludźmi po sieci i vice versa. W zaprezentowanym demie musiałem z trzema innymi graczami obronić się przed falami napierających zombiaków (chociaż prawdziwe zombiaki poczułyby się urażone nazwaniem tak tych pokrak), a przy okazji ochronić generatory w bazie. Między kolejnymi atakami dostajemy kilka minut na odbudowanie przerwanych fortyfikacji i stworzenie nowych. W późniejszej fazie możliwe jest nawet wykonywanie szybkich subquestów pozwalających skołować do pomocy nawet małe mechy. Jeśli jakiś kompan polegnie mamy minutę na jego wskrzeszenie. Wspólne stawianie murów obronnych i ostrzeliwanie się z wrogami daje jakąś satysfakcję, ale podobnych gier jest już na rynku trochę, a Survive niczym specjalnym się nie wyróżnia.
Sterowanie to kopia tego, z czym mieliśmy do czynienia w Metal Gear Solid V. Nie nastręcza trudności, ale samo menu zarządzania surowcami wydaje się trochę zbyt skomplikowane. Trzeba przyznać, że gdy zaczyna brakować zapasów amunicji, a my chwytamy skonstruowaną naprędce broń białą, podnosi się lekko ciśnienie. Pojawiają się nawet nowe typy wrogów, jak Bomber, który wybucha, jeśli nie zabijemy go od tyłu nożem. Tylko znowu - kto projektował te maszkary? Lepsze potwory malowałem nudząc się gdy facetka od matematyki ścierała tablicę. Dla mnie to okropna profanacja marki. Okropna dosłownie i w przenośni, bo gra już na poziomie projektowania musiała wyglądać jak kupa, a ktoś doszedł do wniosku, że tę kupę da się sprzedać pod banderą Metal Geara. Być może fanom budowania fortec i ich obrony gra się spodoba i przymkną oko na recykling elementów z MGSV, bo materiał źródłowy pozwolił na stworzenie naprawdę sporej liczby broni i gadżetów, mnie jednak gra odrzuciła. Przeokrutnie.
Przeczytaj również
Komentarze (76)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych