Temat tygodnia - Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi
O czymkolwiek byśmy nie pisali na portalu w ciągu tygodnia i jakakolwiek informacja nie byłaby sensacją, to i tak nie przebilibyśmy tej najważniejszej - premiery nowej części Gwiezdnych wojen. Cóż, midichloriany robią swoje...
I choć chciałbym napisać Wam coś ciekawego o giereczkach, to z Mocą wolałbym jednak nie zadzierać. Wiecie, jak jest. Gwiezdne wojny to obecnie popkulturowa świętość oraz kura znosząca złote jaja. Fenomen naszych zwariowanych czasów, czy nam się to podoba, czy nie.
Nasza recenzja filmu Gwiezdne wojny: Ostatni Jedi
Zresztą potędze Mocy naprawdę trudno się oprzeć, patrząc na to, jak zalewała ona dosłownie wszystkie aspekty naszego życia przed premierą. Disney bardzo dokładnie o to zadbał, podobnie jak masa firm korzystających z Gwiezdnych wojen na zasadzie franczyzy. Nie zliczę produktów, gdzie wciskano miecze świetlne, szturmowców, Vaderów i Chewbacków dosłownie wszędzie. Z różnym skutkiem, lepszym lub gorszym, jak np. fantastyczna seria 8 znaczków pocztowych, które zostały wypuszczone w Wielkiej Brytanii w październiku (marne 8.40 funta za sztukę):
Ale i słynne "przyklejanki" pewnej dużej sieci dyskontów, które straszyły nasze biedne, przerażone, polskie dzieci wybałuszonymi oczami i zdeformowanymi gębami:
Jasna i ciemna strona Mocy
Na szczęście sam "Ostatni Jedi" jest wyraźnie lepszej jakości, choć dawno nie widziałem tak spolaryzowanych opinii o filmowym hicie. Jeszcze w poprzedni weekend informowałem Was o pierwszych relacjach ludzi, którzy świeżo po wyjściu z premierowego pokazu w Los Angeles atakowali portale społecznościowe "ochami" i "achami". Ale tak było i zaraz po premierze "Przebudzenia Mocy", kiedy emocje brały górę nad zdrowym rozsądkiem. Kurz i podnieta opadły jednak szybko...
Dziś, kiedy przeglądam opinie znajomych na Facebooku, nie jest już tak różowo. "Wielkie rozczarowanie", "Niektóre wątki to śmiech na sali", "dobry film, średni Star Wars" to tylko niektóre opinie, przeplatane niemal równie proporcjonalnie z "nie zawiodłem się", "Ostatni Jedi to zupełnie nowy kierunek dla Gwiezdnych wojen" i "Wow, wow, wow!". Wprawdzie większość profesjonalnych krytyków filmowych w przeważającej większości wydało pozytywne oceny, również w polskich mediach. Średnia na Metacritics i Rotten Tomatoes, czyli największych serwisach agregujących opinie krytyków filmowych na świecie, bardzo ciekawie uwydatnia jednak różnice pomiędzy krytykami a publicznością.
I bądź tu człowieku mądry...
Użyj Mocy Luke
Jedno jest pewne - dyskusja o Ostatnim Jedi będzie nam jeszcze towarzyszyła przez dłuższy czas, choć niemal wszyscy zgodnie chwalą kreację Marka Hamilla. Nie brakuje opinii, że to występ jego życia, a zarazem wielki powrót na srebrny ekran. To bardzo znamienne, zważywszy na to, w jaki sposób potoczyła się jego kariera i jak zamaszyste oraz efektowne zatoczyła koło.
Do Hamilla, w odróżnieniu od Harrisona Forda grającego Hana Solo, na stałe przyczepiła się łatka "aktora jednej roli". Nigdy nie wyzbył się Luke'a i nigdy nie zrobił wielkiej kariery, aczkolwiek nigdy też o nią specjalnie nie zabiegał. Kiedy otrzymał, wraz z Carrie Fisher i Fordem, propozycję zagrania w kolejnej trylogii, na początku nie był specjalnie chętny do przyjęcia roli, ale kiedy pozostała dwójka tego trio zgodziła się niemal natychmiast, był już w sytuacji niemal bez wyjścia. No bo jak to tak - Gwiezdne wojny bez Luke'a?! Jak na ironię i tak dostał najmniejszą (pod względem czasu ekranowego) rolę w Epizodzie VII. Ale - jak widać po reakcjach krytyków na występ w Epizodzie VIII - owo budowanie napięcia zaserwowane zarówno jemu, jak i fanom się opłaciło.
Swoją drogą, polecam przeczytać świetny artykuł połączony z wywiadem z Hamillem w "The New York Times", w którym dowiecie się m.in. o jego dzieciństwie, starwasowej szajbie i pewnych szczególnych koszulkach, które zaraz po premierze "Nowej Nadziei" sprawili sobie rozbawieni opiniami krytyków odtwórcy roli Luke'a, Hana i Lei:
Dodge this!
W tym szczególnym czasie, kiedy "Ostatni Jedi" trafił na ekrany, szczególnie cenioną umiejętnością okazało się unikanie siekających na lewo i prawo spoilerów. Na przykład nie powinniście dowiedzieć się, że Rey zabija na końcu Luke'a, a Snoke okazuje się Obi-Wan Kenobim. I że Jar Jar Binks powraca!
Przynajmniej tak to sobie wyobrażam, bo seans nowych Gwiezdnych wojen wciąż jeszcze przede mną. Tych z Was, którzy są już po seansie, szczerze nienawidzę (no dobra, zazdroszczę), zaś dla tych z Was, którzy - tak jak ja - czekają znalazłem kilka praktycznych porad prosto z niezawodnej sieci.
Możecie np. skorzystać z pomocy niezłomnego Liama Neesona:
wściekłego Danny'ego Trejo:
albo bezwzględnego Samuela L. Jacksona:
Wybór należy do Was. Tymczasem ja wyłączam "internety", wyrzucam komórkę do kibla, zabijam dechami okna i rygluję drzwi. Spać będę w wannie, kąpać się w umywalce, a jeść w pralce. A gdyby to mimo wszystko nie pomogło, to zawsze z pomocą przyjdzie admirał Ackbar, żeby mnie ostrzec. Do przeczytania za tydzień!
Przeczytaj również
Komentarze (73)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych