Hyde Park. Jakie masz plany na majówkę?
Piękny słoneczny maj już tuż tuż. Weekend majowy to tradycyjnie okazja dla sztampowego, ale jakże ważnego pytania. Jak zamierzacie spędzić ten czas? Pogoda wykurzy Was na świeże powietrze? A może zrobi to za Was rodzina? A może... zamkniecie się w czterech ścianach i zaliczycie platynę w God of War lub Far Cry 5. Dajcie znać w komentarzach, a my życzymy Wam udanego (majowego) weekendu.
Rozbo: Po ostatnich tygodniach permanentnego hardkoru przyszedł czas na spokojniejszy tydzień i odrobinę oddechu. W tym czasie oddałem się rozkosznym pracom domowym w postaci malowania, silikonowania i naprawiania ościeżnic. Był też czas na wspólne eskapady rowerowe z synami (choć może "ekapady" to trochę za duże słowo). Na Avengers: Wojna bez granic jeszcze się nie wybieram - czekam aż sale kinowe trochę się przewietrzą i może będzie nieco bardziej luźno.
Tymczasem w kwestii gier, kiedy znów jest trochę więcej czasu, tradycyjnie łapię kilka srok za ogon. God of War jeszcze nie wymaksowany, a po prostu muszę zaliczyć tę grę na 100%. Jest tak dobra. Odpaliłem wreszcie Mass Effect Andromedę. Po pierwszym playteście, w którym przed premierą rozegrałem prolog miałem wielką nadzieję na hit. Potem przyszły recenzje i rozczarowanie. Jako ogromny fan trylogii z Shepardem bałem się ruszać Andromedę w obawie, że zepsuje mi wspaniałe wspomnienia i skojarzenia z serią. Teraz, rok po premierze, gdy podchodzę już do tego z nieco większym dystansem, sięgnąłem po płytkę od dawna leżącą na półce. I... podoba mi się! Zrobiłem sobie naprawdę fajnego Rydera (nie mogłem patrzeć na tę nijaką, domyślną mordę, zupełnie odwrotnie niż w przypadku Sheparda) i gram. Co prawda dopiero kilka godzin ale póki co bawię się dobrze. Przede wszystkim, nie przywiązuję aż tak wielkiej wagi do łączenia Andromedy z poprzednimi Mass Effectami. Dlatego może jestem mniej krytyczny. Zobaczymy oczywiście, na jak długo starczy tego entuzjazmu, ale póki co jestem dobrej myśli.
Pytanie tygodnia: Majówka będzie przede wszystkim czasem wyciszenia. Spotkam się też z kilkoma znajomymi, których zaniedbałem ostatnimi czasy. Ale najważniejsza w tym czasie będzie rodzina :-) Nigdzie nie wyjeżdżamy.
mashi1986: Wygodna kanapa, późna pora, przyciemnione światło, jakiś dobry drink i pad w ręku. Klimat do grania - zastanawialiście się kiedyś, nad nim? Mnie ostatnio naszła taka rozkmina. Być może z wiekiem nabrałem jakiegoś - jakby to powiedzieć - poczucia estetyki i chyba mnie to trochę zgubiło. Nigdy nie byłem pedantyczny, jeśli chodzi o porządek, a zwłaszcza "mój pokój". Dziś zasiadając do konsoli, muszę mieć wszystko na "tip top". Pozamykane wszystkie szafki, odłożone na miejsce pudełka, pochowane niepotrzebne kable do ładowania pada...Zanim zacznę grać mija trochę czasu. A kiedyś? Kiedyś wystarczyło, że w gąszczu bajzlu znalazłem pada, przetarłem z fotela resztki chipsów, dopiłem "wczorajszą" colę bez gazu i bez zastanowienia odpalałem pierwszy lepszy hit. Czasami trzeba było zetrzeć z konsoli półcentymetrową warstwę kurzu, czy przepchnąć stos niechlujnie ułożonych płyt, które zasłaniały wentylatory. Tak - kiedyś moje granie wyglądało jak studencka impreza w akademiku. Był spontan, był szał i zabawa zapamiętana na długie lata. Dziś? Dziś to trochę jak wyjście do dobrej knajpki, czy lokalu, gdzie trzeba "jakoś" wyglądać i uważać, żeby nie narobić przypału... Sam już nie wiem co jest lepsze... Niby człowiek czekał całe życie na to, żeby być niezależnym, nie martwić się o pieniądze na gry i mieć dostęp do wszystkiego, a kiedy już to dostał, to jednak "czegoś" brakuje - przynajmniej mi. Być może tym czymś jest "pierwiastek" beztroskiego dzieciaka, który w głowie nie miał za wiele, a do szczęścia potrzebował jeszcze mniej? Może...
Pytanie tygodnia: Maju, maju - wreszcie! Gdzieś Ty był do cholery?! Jak co roku wbijam nad Bałtyk, a konkretnie do Kołobrzegu, gdzie zapominam o reszcie świata i chwytam garściami, co mi życie poda pod nos. W zapomnienie idą wszelkie diety, czy inne bzdety, a na pierwszy plan wchodzą gofry z pięciometrową warstwą bitej śmietany, lody i inne mało zdrowe używki (kulinarne ofkozz). Telefon wyłączam...no dobra nie wyłączam, ale wyciszam. Gry? Konsole? Internet? Nie wiem, co to za pojęcia i do końca urlopu raczej nie będę chciał się dowiedzieć :P Mówię Wam - to najlepsza opcja na udaną majówkę ;) Udanego wypoczynku - niech każdy z Was zrobi sobie porządny reset i wróci naładowany energią na resztę roku...albo chociaż do wakacji :) Miłego dłuuugiego weekendu!
LadyDiesel: Tyle co czekałam na kuriera, a już tydzień minął i największe emocje związane z premierą God of Wara delikatnie opadły. Fabuła już za mną, misje poboczne też, za skrzyneczkami trochę nie chce mi się latać po całej mapie, więc platyny raczej nie będzie (Pozdrawiam wszystkich, którym będzie się chciało szukać tych wszystkich ptaszków Odyna :D). Gra przeszła moje najśmielsze oczekiwania, nawet nie chcę myśleć, jak to wygląda w 4K. Ciekawa fabuła, piękne widoki ale… właśnie – jest jedno ale. Znacznik, który wskazuje mi drogę. Niby nic do niego nie mam, ale mam wrażenie, że bardziej przeszkadza niż pomaga. Czasem naprawdę chwilę mi to zabiera, żeby wrócić do jakiegoś miejsca. Ikonka lata prawo - lewo jak szalona i czasem wprowadza trochę zamętu. Ale nie ma tego złego… można przynajmniej oko nacieszyć pięknymi widokami. Gra spodobała mi się na tyle, że zasłużyła na postawienie jej na półce zaraz obok mojego ukochanego Wiedźmina. Dobrze jest! Kto jeszcze nie kupił, niech się nawet nie zastanawia :D.
I jak to mówią wiejskie babcie: „Patrz Bożenko, już kwiecień, lato zleci, potem Wszystkich Świętych i znów będzie zima”. Faktycznie czas ucieka bardzo szybko, ale przynajmniej w doborowym towarzystwie. Tyle co ganiałam z Mashim za rodzeństwem Seedów, a już zdążyłam zżyć się z Kratosem i jego synem (chociaż większą słabość mam do Mimira :D), za chwilę zaprzyjaźnię się z jakimś sympatycznym androidem, później Lara i wreszcie moje długo oczekiwane RDR2. Śpieszmy się kochać gry na premierę, tak szybko przychodzą następne :D.
Pytanie tygodnia: Jeśli chodzi o moje plany na majówkę, to pewnie będą takie same jak co roku. Bieszczady, mały drewniany domek, zero Internetu, zero konsoli i wyłączony telefon. Nakręcona GoW i opowieściami, jakimi raczył mnie Mimir przez większość rozgrywki, zamówiłam Mitologię Nordycką, którą będę chciała przez ten czas przeczytać, a do tego Mitologia Słowiańska też zerka na mnie z półki, więc mam nadzieję na trochę spokoju i dobrą książkę, czego i Wam serdecznie życzę!
Person: Więc w końcu po sześciu tygodniach udało się zakończyć mozolną walkę ze zwrotkami. Popakowane w koperty podzielone na typy podatków. Początek tego tygodnia zaś spokojne prace, takie jak wpinanie informacji do kart podatkowych, inwentaryzacja szaf oraz stworzenie nowych opisów na każdą szufladę. W czwartek zaś zostaję przeniesiony do innego miejsca, a właściwie do kancelarii podawczej. Na ten moment moimi zadaniami jest wprowadzenie zwrotek, ale w małej ilości w porównanu do podatków, wprowadzenie pism do ezd i pewnie będę też roznosił dokumenty po wydziałach. Pewnie czeka mnie sporo pracy, ale zobaczymy, jak będzie. Odkąd wyszedł nowy God of War, moje życie kosmiczne całkowicie ustało. Nowa odsłona spartanina zdecydowanie robi dobrą robotę i czuję, że trochę czasu zajmię mi przebrnięcie przez całość. Nadal czekam na enkoder, który zamówiłem w Chinach, aby zrobić extra panel. Ostatnio wpadłem na pomysł, by połączyć go wraz z hotasem, który chce kupić, tak, by sprawiało wrażenie jednej bryły. Zrobiłem nawet wizualizację w sketchupie, jak by to mogło wyglądać, ale pewnie nieprędko będę miał okazje to powołać do życia, bo najpierw muszę pobawić się samą płytką oraz dobrać odpowiednie przyciski. W środę wybrałem się na Avengers: Wojnę bez granic i powiem szczerze - podobał mi się, lecz zakończenie wywołało minę, która można by opisać WTF. Jestem strasznie ciekaw, co będzie się działo w kolejnej odsłonie.
Pytanie tygodnia: Zamierzam wziąć trzy dni urlopu i dzięki temu będę miał dziewięć dni wolnego, podczas których wraz z Grześkiem złożymy Melexa z części, które leżą u ojca mojego szwagra oraz gruntowne porządki, które trochę potrwają. Oczywiście nie zabraknie wieczorami Boga Wojny czy ewentualnie pustki kosmosu.
drPain: Kilka dni temu minął równy roczek, odkąd zacząłem pracować w sklepie z grami. Kiedy się o tym dowiedziałem, dłuższą chwilę nie mogłem wyjść z szoku. Doskonale pamiętam swoje pierwsze dni. Powolne przyswajanie podstaw i stopniowe rozgadywanie się przy klientach. Jak to wygląda aktualnie? Teraz to ja ogarniam nowego pracownika, a osoby chcące zostawić trochę grosza, potrafię zagadać w taki sposób, że kupują jedną, czy nawet dwie gry więcej, niż planowali. Kilku stałych bywalców, z którymi genialnie mi się rozmawia i którzy poprawiają humor nawet w te gorsze dni. ,,Fajnie, że akurat na Pana trafiłam’’. Takie słowa potrafią potężnie zmotywować do dalszego działania. Tak samo zresztą jak podziękowania od jakiegoś osobnika za polecenie gierki, która się mu spodobała. Poświęcenie się swojej pasji w końcu przyniosło mi finansowe korzyści. Wiedza nabyta podczas zarwanych nocek przydaje się w codziennej pracy. Kiedy ostatnio znalazłem luźniejszą chwilę, rozsiadłem się wygodnie przed służbowym laptopem i pomyślałem: ,,Ku#wa, jak ja tu lubię siedzieć’’. Praca powiązana z pasją. Jedna z piękniejszych rzeczy, które mogą spotkać człowieka.
Udało mi się troszkę pograć. God of War zaliczony. Warto było przemęczyć pierwszą połowę. Po pewnym wydarzeniu zaczęło mi się grać cudownie [a nie mówiłem? ;-) - Rozbo]. Nie jest to może najlepsza odsłona przygód Kratosa, ale trzyma cholernie wysoki poziom. Czekam mocno na kolejną część. Ukończyłem również Ryse’a na maszynce z zielonego obozu. Zadziwiająco dobrze spędziłem z tym tytułem czas. Fantastyczna, filmowa przygoda. Skojarzenia z The Order 1886 jak najbardziej na miejscu. Trzeci Dirt regularnie ląduje w mojej trzystasześćdziesiątce. Z każdym kolejnym wygranym wyścigiem bawię się coraz lepiej.
Końcówka miesiąca wygląda u mnie niesamowicie biednie. Kiedy dostępne środki nie pozwalają nawet na zakup Vifona, to chyba znak, że coś się dzieje :P Jeszcze tylko kilka dni i finansowo wrócę do żywych. No a przynajmniej na krótką chwilę. Kolekcjonerki Rise of the Tomb Raider i Dead Island: Definitive Edition. Do tego paczka wypchana grami za jakieś 700zł, a także zbliżająca się premiera Detroit. Nadchodzący wielkimi krokami zwrot podatku prawdopodobnie przyniesie mi miniaturkę C64, z którym nigdy nie miałem przyjemności obcować. Będzie grubo!
Pytanie tygodnia: Zamykam się w domu i gram w trzeciego Doom’a. Tym razem nie mam ochoty na żadne popijawy. Będę niedostępny dla nikogo. W końcu zapoznam się z tym tytułem i pewnie przygotuję jakieś materiały na bloga. Chwila tylko dla mnie. Z paroma osobami mogę się spotkać przy okazji zbliżających się moich urodzin. To mi wystarczy. Może w końcu zadbam o montaż nowych półek w pokoju. Zwlekam z tym już zbyt długo, przez co część gier wala się niechlujnie w różnych dziwnych miejscach.
Daaku: Zmieniłem niedawno miejsce pracy i choć nowe stanowisko jest z grubsza to samo, to uderzył mnie fakt, jak bardzo atmosfera i kontakt z ludźmi mogą wpłynąć na samopoczucie podczas przesiadywania za biurkiem. Nie to, żeby na poprzedniej posadce było mi jakoś szczególnie źle - jednak ciągłe podchody, dąsy i machinacje głównej administratorki sprawiały, że niby proste czynności trzeba było wykonywać z duszą na ramieniu. Teraz, kiedy nikt nie miesza się do moich obowiązków, wszyscy wiedzą, co mają robić i nikt nikomu nie robi problemów, praca - choć bardziej reprezentatywna i stawiająca na stosunki międzyludzkie - sprawia mi przyjemność i czuję się w niej naprawdę komfortowo. A fakt, że dojazd na miejsce zajmuje mi raptem parę minut (szybciej dojdę piechotą niż naczekam się na autobus) to tylko wisienka na torcie. I życzę każdemu, aby jego praca nie była tylko mniejszym złem, koniecznością odbębnienia roboczogodzin, a czymś pozwalającym otworzyć się na innych. Bo kontakt z ludźmi to zawsze cenne doświadczenie.
Z rzeczy bardziej okołogrowych - Xbox One zafundował mi ostatnio lekkiego jobla. Otóż miałem jednego wieczoru wypadek losowy - router strzelił focha (nazwa producenta kończy się na "-a", więc można kobiecie wybaczyć), pozostała więc zabawa z Forzą 5 oraz Orim w trybie offline. Podczas gry nie doczekałem się ani jednego monitu o wpadających achievementach, ale nauczony doświadczeniem z PSN byłem prawie pewien, że gdzieś tam "w tle" są zliczane i po synchronizacji z siecią wszystko wpadnie jak powinno. Na drugi dzień loguję się więc na Live'a - a tu takiego kija, nie ma aczików! Iksior, będąc offline, staje się faktycznym kaleką, uzależnionym od podpiętego do żyły kabelka z życiodajną kroplówką internetów. W Forzie kryzys udało się zażegnać (wszystkie brakujące GSy wpadły po ukończeniu jednego wyścigu), ale Ori takiego szczęścia nie miał - konieczne było usunięcie sejwa i ponowne rozpoczęcie gry. Prawie trzy godziny progresu w plecy. drPain pisał ostatnio ciekawego bloga #alwaysoffline i w świetle ostatnich doświadczeń polecam jego lekturę - taka nieciekawa przyszłość nas czeka...
Pytanie tygodnia: Plany na majówkę będą pewnie standardowe - wyjazd z rodziną za miasto, na działeczkę, i najpewniej jakiś grillik... o ile dopisze pogoda, bo coś się podobno w weekend ma popsuć. Na wszelki wypadek zabieram więc ze sobą tableta z filmami oraz Vitę, stałego bywalca wypadów poza miasto ;)
Przeczytaj również
Komentarze (65)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych