Trzy dni Kondora – recenzja serialu. Sam przeciw CIA

Trzy dni Kondora – recenzja serialu. Sam przeciw CIA

Jędrzej Dudkiewicz | 16.08.2018, 20:33

Znów nie mają pomysłu, więc sięgają po klasykę i przerabiają na serial: pomyślałem sobie, gdy – przyznam, że trochę z zaskoczenia – dowiedziałem się o Trzech dniach Kondora. Produkcję tę oparto na książce Jamesa Grady’ego i filmie Sydneya Pollacka; na marginesie, wciąż świetnym, jak masa innych z lat 70. ubiegłego wieku. Efekt jest bardzo wciągający.

Punkt wyjścia jest bardzo podobny. Oto jest sobie specjalny oddział CIA zajmujący się wyszukiwaniem potencjalnych terrorystów zanim dokonają oni zamachu. Pracuje w nim Joe Turner, zdolny analityk, autor ważnego algorytmu pozwalającego na realizację wspomnianego celu. Pewnego dnia w biurze pojawiają się zabójcy, a Joe jest jedynym, któremu udaje się ujść z życiem. Rozpoczyna się polowanie.

Dalsza część tekstu pod wideo

Dużym atutem serialu jest na pewno to, że fabuła rozkręca się bardzo szybko i autentycznie wciąga. Twórcy uaktualnili oczywiście sprawy, którymi się zajmują, więc w tym przypadku dotyczą one kwestii terroryzmu, bezpieczeństwa, szpiegowania (także własnych obywateli), etc. Jest tu trochę może niezbyt wnikliwych, ale pożądanych w takiej produkcji rozważań, zastanawiających się chociażby, jak w ogóle walczyć z wrogiem, który jest chaotyczny, nie działa w znanym systemie, tylko – chcąc go zniszczyć – poza nim, z przeciwnikiem, którego się po prostu nie rozumie. I nie zapomina się tu o przypomnieniu, że Zachód w dużym stopniu odpowiada za pojawienie się islamskiego terroryzmu w obecnej postaci. To także bardzo ciekawy portret wysokich rangą agentów CIA, którzy na pewnym poziomie, tak naprawdę niczym nie różnią się od tych, z którymi walczą: są takimi samymi fanatykami. To, w jaki sposób są w stanie uargumentować najokropniejsze rzeczy, które robią, jak bardzo pewność, że wiedzą wszystko najlepiej, więc nie ma dla nich ograniczeń jest zarówno fascynujące, jak i – znaczenie bardziej – przerażające. Wszystko to utrzymane jest w dobrym tempie i w klimacie bardzo mocno przypominającym Homeland oraz 24 godziny. A to seriale, na których warto się wzorować (chociaż nie we wszystkim).

Trochę gorzej wypadają bohaterowie. Chyba przez to, że w trakcie pędzącej do przodu na złamanie karku akcji, nie ma aż tyle miejsca, by ich porządnie zarysować. Aczkolwiek twórcy próbują to robić, chociażby poprzez pojawiające się tu i ówdzie flashbacki, które pomagają nieco zrozumieć zachowanie postaci. Największy problem mam niestety z samym Turnerem, który w wykonaniu Maxa Ironsa jest dość mdły, a niekiedy wręcz antypatyczny. Trochę trudno było mi kibicować temu gościowi. Także jego relacja z Kathy Hale jest bardzo średnio napisana, zwłaszcza, że twórcy zdecydowali się skorzystać z najbardziej oczywistych tropów. Choć, żeby być uczciwym trzeba przyznać, że nie wszystko w tej relacji (jak również samym serialu) da się tak łatwo przewidzieć). Z drugiej strony Robert Redford i Faye Dunaway przed kilkudziesięciu laty zawiesili poprzeczkę – zarówno samego aktorstwa, jak i chemii między nimi – tak wysoko, że próba doskoczenia do niej od początku skazana była na niepowodzenie. Najlepszy z całej stawki aktorskiej bez wątpienia jest William Hurt, jako Bob Partridge, który wychował i wyszkolił Turnera. Ale to nie jest żadne zaskoczenie, bo to znakomity aktor. Bardzo fajnie jest też zobaczyć znów na ekranie Brendana Frasera, który stworzył bardzo nieoczywistą i intrygującą postać.

Trzy dni Kondora zawierają w sobie, ale to chyba nic dziwnego, trochę naciąganych elementów, zwłaszcza biorąc pod uwagę kwestie psychologiczne postaci. Ale i tak jest ich o wiele mniej, niż można by się było spodziewać, a do tego co jakiś czas twórcy zdają się to zauważać i starają się jakoś skomentować. Do tego akcja pędzi do przodu tak szybko, że niekiedy nie ma czasu zwrócić na to uwagi. Najbardziej można narzekać w sumie na ostatni odcinek. Po pierwsze, zakończenie historii jest strasznie szybkie i następuje trochę, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Po drugie, twórcy popełniają ten sam błąd, co osoby odpowiedzialne za Homeland w pierwszym sezonie: nie idą za ciosem i wycofują się w pół kroku przed czymś bardzo odważnym. Mimo to Trzy dni Kondora dostarczyły mi znacznie więcej rozrywki niż się mogłem spodziewać.

Serial można oglądać na Showmaxie. 

Atuty

  • Szybko rozkręcająca się i wciągająca fabuła
  • Porządne aktorstwo
  • Tempo;
  • Aktualne lęki społeczne i rozważania z nimi związane

Wady

  • Dość mdły główny bohater
  • Trochę naciąganych elementów, zwłaszcza psychologicznych

Trzy dni Kondora okazały się bardzo wciągającym, dobrze nakręconym serialem, przy którym warto spędzić kilka godzin.

8,0
Jędrzej Dudkiewicz Strona autora
Miłość do filmów zaczęła się, gdy tata powiedział mi i bratu, że "hej, są takie filmy, które musimy obejrzeć". Była to stara trylogia Star Wars. Od tego czasu przybyło mnóstwo filmów, seriali, ale też książek i oczywiście – od czasu do czasu – fajnych gier.
cropper