Slender Man – recenzja filmu. Jedno wielkie nic
Czasem naprawdę dziwię się, że niektóre filmy trafiają do kin. Tak jest w przypadku Slender Mana, który pojawił się na wielkim ekranie chyba tylko dlatego, że serwisy streamingowe nie były zainteresowane jego zakupieniem. Produkcji do tego towarzyszyły spore kontrowersje. Ostatecznie wyszedł z tego twór filmopodobny, którego nie da się nawet nazwać horrorem.
Slender Man to internetowy fenomen (a przynajmniej był nim jakiś czas temu). To wymyślona istota o długich rękach, która po tym, jak zostanie wezwana, porywa kolejnych nastolatków, albo sprawia, że wariują. Cztery przyjaciółki z liceum postanawiają dowiedzieć się więcej na ten temat, oglądają przerażający filmik, a następnie zaczynają być dręczone przez tytułowego potwora.
Film ten miał wyglądać zupełnie inaczej. Zainspirowany został bowiem prawdziwą i rzeczywiście przerażającą historią ze Stanów Zjednoczonych: dwie nastolatki zwabiły do lasu koleżankę i zadały jej dziewiętnaście ciosów nożem. Jak potem twierdziły, zrobiły to w ramach ofiary dla Slender Mana. Ktoś w Hollywood uznał, że to świetny pomysł, by nakręcić na ten temat horror. Zaprotestował przeciwko temu jeden z ojców tych trzech dziewczyn, słusznie zauważając, że to żerowanie na tragedii oraz szansa na dodatkowe podsycenie wśród młodych ludzi miejskiej legendy o tej istocie. Ostatecznie film został mocno przemontowany, dlatego też nie ma w nim co najmniej połowy scen z trailera. Ma to ogromne konsekwencje. Jedną z nich jest fakt, że Slender Man nie ma absolutnie żadnej historii do opowiedzenia. Pozbawiony jest jakiejkolwiek struktury narracyjnej, to po prostu następujące po sobie sceny, które nagle się zaczynają i nagle kończą, bez żadnej konkluzji. Postacie pojawiają się i nagle znikają, nic do niczego nie prowadzi, nic tu po prostu nie ma sensu. Nie ma żadnego powodu, by chociażby w minimalnym stopniu przejmować się tym, co dzieje się na ekranie. Zwłaszcza, że dzieje się tyle, co nic. Cztery dziewczyny po kolei włóczą się tu i ówdzie (głównie po lesie).
Slender Man nie broni się również jako horror. Po pierwsze, widz nie dostaje podstawowych informacji. Tak naprawdę nic nie wie o tej istocie, nie zna jej motywacji, nie wie, do czego jest zdolna. Nie ma reguł rządzących historią, a w związku z tym nie da zbudować się napięcia: nie wiadomo bowiem, kiedy i dlaczego dokładnie postacie znajdują się w niebezpieczeństwie. Reżyser zupełnie nie umie nie tylko zainteresować swoim filmem, ale też przestraszyć. Bohaterki są napisane na kolanie i nie mają żadnego charakteru, do tego każe im się prowadzić dialogi, od których uszy więdną. Nie ma tu nawet najczęściej wykorzystywanych przez twórców zabiegów, czyli jump scare’ów. Zamiast tego widz ma się bać trzasków gałęzi i szelestu liści. Jak łatwo się można domyślić, powoduje to, że seans straszliwie się wlecze, bo film zwyczajnie nudzi.
Jedyne co ewentualnie można docenić to fakt, że młode aktorki, które wcielają się w cztery bohaterki bardzo starają się dobrze grać. Niezbyt im to oczywiście wychodzi, bo raz, że większość z nich nie ma specjalnego doświadczenia, a dwa, dostały taki materiał, że nikt by nic z tego nie wyciągnął. Widać jednak, że przynajmniej im chociaż trochę zależało, by dobrze wykonać swoje obowiązki. Nie da się tego powiedzieć o żadnym z pozostałych twórców Slender Mana, którego według mnie należy omijać jak najszerszym łukiem.
Atuty
- Młode aktorki bardzo się starają grać
Wady
- Brak historii;
- Brak napięcia;
- Brak strachu;
- Brak sensu;
- Brak tempa;
- Brak wszystkiego
Slender Man nie jest przykładem produkcji, która nigdy nie powinna trafić do kin. Tylko takiej, która nigdy nie powinna powstać, bo nie nadaje się nawet do serwisów streamingowych.
Przeczytaj również
Komentarze (18)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych