Zakonnica – recenzja filmu. Całkiem niezła komedia
Horror ponoć tak straszny, że aż Youtube zablokował możliwość pokazywania trailerów, w obawie o dobre zdrowie widzów. Będąca spin-offem serii Annabelle (która z kolei jest spin-offem Obecności) Zakonnica jest typową próbą odcinania kuponów od popularności znanej marki. Gdyby jeszcze rzeczywiście była to produkcja, na której można by się przestraszyć, pewnie dałoby się przymknąć na to oko. Zamiast tego otrzymaliśmy niezłą komedię.
Gdzieś w Rumunii (no bo gdzie indziej?) jest stary klasztor. Lokalny ziomek, przywożący tam zapasy, znajduje ciało zakonnicy, która ewidentnie popełniła samobójstwo. Na miejsce zostaje wysłany Ojciec Burke, specjalizujący się w skomplikowanych z punktu widzenia Kościoła, sprawach. Pomoże mu miewająca wizje Irene, która jeszcze nie zdążyła przyjąć święceń.
Niby wszystko jest na miejscu. Daleki, tajemniczy kraj. Złowrogi stary klasztor, w którym łatwo się zgubić, bo ma wiele mało uczęszczanych korytarzy i pomieszczeń. Do tego wszystko, jakżeby inaczej, skrzypi. Okazuje się jednak, że jeśli brak talentu reżyserskiego, to nawet taką lokację można zniszczyć i pozbawić jakiegokolwiek klimatu. Zakonnica nie ma żadnej atmosfery, zero jakiegokolwiek napięcia. Chociaż winę za to ponosi również scenarzysta. Bo nawet kiedy wydaje się, że będzie można się chociaż odrobinę przestraszyć, natychmiast jest to przełamywane czymś, co sprawia, że nie da się nie wybuchnąć gromkim śmiechem.
Żeby była jasność – to na pewno nie był cel twórców. Nie zmienia to jednak faktu, że film ten zdecydowanie lepiej sprawdza się jako komedia, niż horror. Już nie chodzi nawet o to, że postacie zachowują się idiotycznie, aczkolwiek warto zauważyć, że momentami cechują się niesamowitą wprost durnotą. Główne źródło komizmu tkwi w dialogach, które są tak poważne, że aż śmieszne. Celuje w tym zwłaszcza Francuzik, czyli lokalny ziomek, któremu podoba się Irene. Ma on wiele kwestii, po których widz będzie co najmniej chichotać pod nosem. A jedna jego wymiana zdań z Ojcem Burke’iem bez wątpienia będzie kultowa.
W efekcie fani horroru będą okrutnie zawiedzeni, za to miłośnicy filmów tak złych, że aż dobrych powinni się zachwycić. Ci pierwsi nie dostali tu nawet jednego porządnego jump scare’a, który sprawiłby, że szybciej zabiłoby serce. Niestety, Corin Hardy nie ma nawet ułamka talentu, który posiada James Wan, reżyser pierwszej Obecności. Jeśli jest jeszcze jedna kwestia, za którą można pochwalić Zakonnicę, to jest nią występ Taissy Farmigi (siostry Very, która w Obecności grała Lorraine Warren). Może to oczywiście wynikać, że mam słabość do tej aktorki, jednak widać, że bardzo stara się ona przekonać odbiorcę, by chociaż odrobinę przejął się tym, co dzieje się na ekranie. Niezbyt jej się to udaje, warto jednak docenić starania.
Nie ma sensu dłużej się rozwodzić, bo i w zasadzie niewiele elementów Zakonnicy zasługuje na to, by je szerzej opisać. Film ten nie ma w sobie absolutnie nic oryginalnego, wygląda jak wykonany na taśmie produkcyjnej. Nie wystarcza to do tego, by przestraszyć widza. Za to bez problemu udaje się go rozbawić. Nie taki był chyba zamysł twórców.
Atuty
- Sporo humoru (chociaż niezamierzonego przez twórców)
- Taissa Farmiga
Wady
- Zupełnie niewykorzystana lokacja
- Zero strachów, nawet jump scare’y są marne
- Wyjątkowa durnota bohaterów
Zakonnica miała być super strasznym horrorem. Wyszła jednak z tego całkiem przyzwoita komedia.
Przeczytaj również
Komentarze (61)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych