Cyfraki: Crazy Taxi (PS3)
Dreamcast… Konsola, której nie kupił prawie nikt, a wszyscy zaczęli ubóstwiać, gdy Sega ogłosiła przedwczesne zakończenie jej rynkowego żywota. Nie mam zamiaru zgrywać lepszego od innych, bo „makarona” nigdy nie posiadałem. Natomiast dzięki zmianie przez japońskiego (wówczas) giganta polityki wydawniczej byłem w stanie zapoznać się z częścią wielkich hitów z Dreamcasta na konsoli Nintendo GameCube. Ten tekst będzie poświęcony reedycji jednego z nich na PSN. Zapraszam Was w podróż w czasie do okresu, gdy salony gier były jeszcze popularne w Europie. Oto recenzja Crazy Taxi!
„Fun fun fun”
Rebecca Black Crazy Taxi potrzebowało niewiele czasu od swojej premiery w 1999 roku, aby podbić salony arcade zarówno za oceanem, jak i na starym kontynencie. Gra była idealnym tytułem na automaty – dynamicznym, emocjonującym, wesołym i motywującym do wrzucania kolejnych żetonów i żyłowania wyników czasowych/punktowych. Rok później została skonwertowana na Dreamcasta, a największą nowością był nowy tryb gry i drugie miasto. Następnie identyczna wersja pojawiła się m.in. na PS2, GC i PC. Na jesieni 2010 roku Sega wypuściła natomiast edycję „HD” na Xboxa 360 i PS3, a miesiąc temu (10.10.2012) miała miejsce premiera Crazy Taxi na… iOS! Jak widać istnieje prawdopodobieństwo, że za kilka lat będziemy mieli szansę ogrywać ten tytuł na kalkulatorach.
W tym momencie interesuje nas jednak wyłącznie wersja, którą możemy ściągnąć z PSN. Gra w sensie zawartości nie różni się niczym od pierwowzoru z Dreamcasta. Rozgrywka polega na „zgarnianiu” pasażerów i dowożeniu ich do wyznaczonego punktu w ramach limitu czasowego. Wyzwania dzielą się na łatwiejsze i trudniejsze, o czym informuje nas kolor strzałki (zielony, żółty, czerwony) nad głową danego klienta. Jak można się domyślić im trudniejsze zadanie, tym większa nagroda punktowa/czasowa za jego wykonanie w terminie.
Model jazdy jest wybitnie arcade’owy. Nie mam tutaj na myśli typu rozgrywki udającego rzeczywistość, ale zawierającego np. turbo czy dłuuuugie poślizgi jak w Burnoucie albo Ridge Racer. Fizyka w Crazy Taxi jest kosmiczna, samochody odbijają się od siebie, jakby były kartami czy klockami lego, skręty są możliwe praktycznie w miejscu, a hamowanie jest niemal natychmiastowe. Ten model można albo pokochać, albo uznać za idiotyczny i z miejsca zniechęcić się do gry. Mnie się podoba, ale ostrzegam, że może być to wina sentymentu.
Jak już wcześniej wspomniałem, ta wersja gry oferuje dwa miasta do zwiedzenia, takie same jak na Dreamcaście. Oba nie są przesadnie duże, ale cechują się znaczną różnorodnością terenu – od nabrzeża portowego, przez stacje kolejowe w górach, po silnie zurbanizowane centra. Możliwych celów podróży jest sporo, dzięki czemu gra nie staje się szybko powtarzalna i nie nudzi. Dwa są również główne tryby gry. Zasady zabawy w obu są znacząco odmienne. Po pierwsze można grać w oparciu o zasady z automatu, tzn. zaczynamy z pewną, niewielką ilością czasu i każda udana „misja” dorzuca nam kilka(naście) sekund. Zabawa trwa do momentu, gdy licznik będzie wskazywał zero. Wówczas nasz wynik jest oceniany w amerykańskiej skali szkolnej, możemy wpisać swój trzyznakowy nick na tablicę najlepszych osiągnięć, a gra powraca do menu głównego. W drugim trybie ustalamy od razu czas zabawy, na np. minutę czy 10 minut, następnie jeździmy po mieście i wykonujemy zadania. Na koniec ponownie podlegamy ocenie i ew. wpisujemy się na listę wyników.
Crazy Taxi jest zdecydowanie pomyślane jako zabawka na krótkie posiedzenia. Jeśli zdecydujemy się na 2-3 rozgrywki, a następnie wyłączymy konsolę albo zmienimy grę, to w głowie pozostanie nam poczucie przyjemnie spędzonego czasu. Gra wywołuje masę pozytywnych emocji, zachowanie pasażerów pokrzykujących z tylnego siedzenia, kraksy, poślizgi czy docieranie do celu w ostatnim momencie, gdy jeszcze świeci on na zielono i oferuje bonus czasowy, bawi tak samo jak 10 lat temu. Jednakże w przypadku, gdy za jednym podejściem gramy dłużej niż pół godziny, może pojawić się dość szybko przybierająca na sile poczucie znużenia albo wręcz zniechęcenia.
Oldies but Goldies?
Niestety konwersja na PS3 nie jest idealna, co w przypadku niezbyt skomplikowanej techniczne gry szokuje. Crazy Taxi już na początku poprzedniej dekady nie powalało oprawą graficzną – obiekty w świecie gry są proste, wręcz prostackie, a tekstury niskiej jakości. Wersja z PSN ma w stosunku do oryginału jedynie podbitą rozdzielczość, co sprawia, że zamiast wyglądać lepiej, jeszcze gorzej radzi sobie z maskowaniem brzydoty. Do tego w sytuacjach, gdy na ekranie wiele się dzieje, animacja solidnie przycina. Byłem w stanie zrozumieć tego typu błędy na konsolach poprzedniej generacji, ale czy naprawdę nie dało się tego poprawić na maszynkach, które pociągnęły bez dławienia się Uncharted 2 albo Gran Turismo 5? Wolne żarty…
Dodatkowo muszę napisać, iż fanów serii po rozpoczęciu pierwszego przejazdu za kierownicą taksówki czeka solidny policzek w twarz. Ścieżka dźwiękowa, zawierająca przeboje punkowych kapel Bad Religion i The Offspring, była drugą po samym gameplay’u największą zaletą gry. W tej wersji niestety nie uświadczymy żadnego kawałka z tamtego soundtracku, a hity zostały zastąpione nieznanym, niezbyt melodyjnym męczeniem gitar… Skoro już o kwestiach licencyjnych mowa, to pierwsze wydania Crazy Taxi zawierały też całą masę product placementów. Dekadę temu fakt, iż woziliśmy klientów m.in. do Pizza Hut czy sklepów FILA, wydawał się niesamowicie fajny. Graczom podobało się, że rozgrywka staje się w ten sposób odrobinę bardziej „wiarygodna”. Edycja na konsole obecnej generacji jest tych elementów pozbawiona, ale ja jakoś specjalnie nie żałuję, bo rozgrywka nic w ten sposób nie straciła.
W Crazy Taxi od czasu edycji na Dreamcasta znajdziemy także dodatkowy tryb zabawy zwany Crazy Box. Jest to seria wyzwań polegających na precyzyjnym albo szybkim wykonywaniu różnych manewrów. Dlaczego nie napisałem o nim wcześniej? Ponieważ nie przepadam za nim. Misje nie dość, że są bardzo trudne, to jeszcze nie wyróżniają się w większości niczym ciekawym, a polecenia potrafią być niezrozumiałe. Jedynym interesującym z naszej polskiej perspektywy wyzwaniem są „skoki narciarskie” z wykorzystaniem taksówki. Jeśli ktoś będzie na tyle wytrwały, aby wykonać je wszystkie, to odblokuje nagrodę w postaci dodania do 4 podstawowych samochodów… rykszy. Życzę powodzenia, ja nigdy nie miałem motywacji, aby tracić w tym celu godziny z życia na nudne misje.
Finish Him!
Czy warto mimo tych wszystkich wad zainwestować w Crazy Taxi? Jeśli miałeś do czynienia z dowolną wcześniejszą edycją, to zdecydowanie NIE. Gra nie ma dla takich osób nic nowego do zaoferowania, więc odpalanie jej zaowocować może jedynie zniszczeniem pięknych wspomnień. Natomiast osobom, które nie miały z tą serią do czynienia, a pamiętają złotą erę automatów do gier, zalecam dodanie do końcowej oceny jednego oczka i rozważenie zakupu… w trzeciej kolejności, tzn. gdy już zaliczycie wszystkie pudełkowe i cyfrowe gry ze swojej listy życzeń. Czyli w większości przypadków tak za 2-3 lata...
ZALETY: dwa zróżnicowane miasta, dwa odmienne tryby rozgrywki, odstresowująca i zabawna w trakcie krótkich sesji
WADY: karygodna jakość konwersji, brak oryginalnej ścieżki dźwiękowej, nic nowego w stosunku do edycji sprzed dekady, niezmiennie nudny tryb wyzwań
WERDYKT: 5
CENA: 29 zł
Przeczytaj również
Komentarze (8)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych