Reklama
Tanioszka: Resistance: Fall of Man

Tanioszka: Resistance: Fall of Man

VergilDH | 16.06.2013, 10:00

O Resistance po raz pierwszy usłyszeliśmy podczas targów E3 w 2005 roku. Na pierwszych zwiastunach tytuł ten wydawał się interesujący – zaprezentowały przez Sony rendery potrafiły działać na wyobraźnię. Początkowy entuzjazm z czasem jednak osłabł, by w końcu przejść w niemal całkowite zobojętnienie.

Tytuł gry: Resistance: Fall of Man

Dalsza część tekstu pod wideo

Data premiery: 23 marca 2007

Średnia ocen wg Metacritic: 86/100

Średnia ocen wg Gamerankings: 86.70%

 

Zalety:

 

Fabuła przenosi nas do alternatywnej wersji drugiej połowy XX wieku. II Wojna Światowa nigdy nie miała miejsca, jednak Europę spotkało coś o wiele gorszego. Początkowo uznano, że tajemniczy wirus, zamieniający ludzi w mutanty, którego ochrzczono mianem „Chimer”, to nowa broń biologiczna Związku Radzieckiego. W momencie, w którym to „coś” zaczęło pożerać od środka najpierw samą Rosję, a później rozprzestrzeniło się na resztę Europy, wszyscy zdali sobie sprawę, że nie maczał w tym palców człowiek. Zaraz zaraz – na resztę Europy? Tak, choć nie do końca - mała, brytyjska wioska dzielnie odpiera ataki krwiożerczych istot. W krytycznym dla nich momencie, kiedy wydawało się, że porażka jest kwestią czasu, z odsieczą przybyły wojska Stanów Zjednoczonych. Główny bohater gry – Nathan Hale – to z pozoru zwykły, amerykański żołnierz. Jak się jednak okazuje po mniej więcej czterdziestu minutach rozgrywki, jest wyjątkowo odporny na działanie wirusa, a po zarażeniu nie następują w jego wyglądzie i psychice żadne zmiany. Dodatkowo, zyskał umiejętność regeneracji zdrowia. Dowództwo postanowiło zatem wykorzystać jego zdolności. Jak? O tym przekonacie się w trakcie gry. W Resistance: Fall of Man na ukończenie czeka trzydzieści misji. Różnorodnością nie grzeszą, w większości z nich chodzi jedynie o utorowanie sobie drogi z punktu A do punktu B. Celowo użyłem tutaj słowa „utorowanie”, bowiem twórcy wysyłają przeciwko graczom całe legiony przeciwników (zapewne w celu ukrycia faktu, że nie są oni zbyt rozgarnięci, a ich jedyną taktyką jest parcie naprzód z palcem zaciśniętym na spuście. Czy to źle? Cóż, moim zdaniem niekoniecznie, bo dzięki temu gra zyskała specyficzny, staroszkolny klimat. Wyjątki stanowią tutaj etapy, w którym zasiadamy za sterami czołgu, terenówki, czy nawet robota Chimer, które dają grze naprawdę solidnego kopa. Mapy po jakich przychodzi nam się poruszać, zdecydowanie zapadają w pamięć. Zrujnowane miasta, las naszpikowany posterunkami przeciwników, podziemne korytarze czy wreszcie futurystyczne bazy wroga, naprawdę mogą się podobać i w zasadzie nawet dzisiaj zaskakują pomysłowością grafików.

 

 

Arsenał za pomocą którego przychodzi Nam walczyć, to połączenie dobrze wszystkim znanej dwudziestowiecznej broni palnej (jest więc karabin maszynowy, karabin snajperski czy shotgun), z futurystyczną bronią Chimer. Ich podstawowe narzędzie mordu to Bullseye, umożliwiający „zaznaczenie” przeciwników, dzięki czemu wszystkie, wystrzelone przez nas kule trafiają w wybrany przez nas cel, niezależnie od tego w jakim miejscu się znajdujemy i w którym kierunku spoglądamy. Do tego dochodzi karabin strzelający przez ściany (co ciekawe, przeciwnicy świetnie z niego korzystają, widząc nas w momentach, w których najmniej byśmy tego sobie życzyli) czy granat o ogromnej sile rażenia, rozpryskujący dookoła siebie igły. Warto jednak pamiętać, że wrogowie używają go także w roli miny (zazwyczaj dobrze ukrytej, np. w trawie), aktywującej się w momencie wykrycia w pobliżu człowieka (bo na przedstawicieli Chimery nie reagują). Na naszej drodze, oprócz kilku rodzajów jednostek rozmiarami nie przewyższających człowieka (różniących się wyglądem i posiadaną bronią), staną także elitarne jednostki, z którymi poradzić sobie nie jest łatwo (szczególnie jeśli są wspomagane przez mniejszych pobratymców). Mówiąc o zaletach Resistance, nie sposób nie wspomnieć o możliwości gry na podzielonym ekranie. Tryb współpracy wypada naprawdę dobrze - emocje towarzyszące niektórym pojedynkom sięgają zenitu, biorąc pod uwagę fakt, że przeciwników jest tutaj znacznie więcej, a także mogą się pochwalić większą wytrzymałością. W 2013 roku nie sposób oceniać jakości grafiki, toteż wspomnę jedynie o tym, że wszelkie, „techniczne” braki, gra nadrabia bardzo oryginalnym designem – da się tu wyczuć rękę Insomniac Games. Warstwa dźwiękowa nie pozostawia wiele do życzenia – zarówno strzały jak i wybuchy granatów brzmią jak należy, przeciwnicy, jak można spodziewać się po ich wyglądzie, wydają z siebie jedynie różne odmiany ryków, a całości przygrywa klimatyczny soundtrack. Jest jeszcze oparty na rywalizacji tryb multiplayer, który swego czasu robił furorę ze względu na możliwość toczenia krwawych bojów przez maksymalnie 64 graczy. Obecnie trudno spotkać chętnych do zabawy, więc można go traktować jako ciekawostkę.

 

 

Wady:

 

Zacznijmy od tego, że pojawiające się w grze postacie są niesamowicie sztuczne. Co prawda twórcy silą się na ukazanie ich „człowieczeństwa” jednak nie udaje im się to w żaden sposób. Najgorszy jest Nathan, który przez całą grę wypowiada jedynie kilka słów. Szkoda, bo drzemie w nim duży potencjał. Niestety na tym nie koniec – wspominałem już o mało zróżnicowanych misjach, polegających na eliminowaniu kolejnych tabunów przeciwników. Warto zatem pójść dalej i przyznać, że choć sam pomysł na alternatywną wersję historii może się podobać, fabuła, budowana przez nieciekawie zrealizowane przerywniki filmowe, sprawia wrażenie wrzuconej na siłę...

 

 

Werdykt:

 

Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że Resistance: Fall of Man nie jest produkcją dla każdego. Jeśli jednak wśród Was znajdą się osoby, które chciałyby zapoznać się z „korzeniamiPlayStation 3 i sprawdzić, jak to drzewiej bywało, kiedy na sklepowych półkach nie było jeszcze choćby serii Uncharted... cóż, polecam. Zwłaszcza, że gra jest niezwykle tania, a jej zakup wiąże się z wydaniem kwoty rzędu 15-20 PLN.

VergilDH Strona autora
cropper