Felieton: Symulator kozy, operacji i inne bzdury

Felieton: Symulator kozy, operacji i inne bzdury

Paweł Musiolik | 31.03.2014, 18:30

Rynek gier ma to do siebie, że spotkać można na nim kompletnie wszystko. Otwartość PC-ów pozwala tworzyć co tylko dusza zapragnie i w co tylko ludzie będą chcieli zagrać. Głupie gry powstawały już kiedyś, ale dopiero dzisiaj nabrały takiego rozgłosu, a ja sobie siedzę i zastanawiam się czy jestem aż tak dziwny, że nie widzę nic fajnego w Symulatorze Kozy czy „sparaliżowanego i pijanego” chirurga?

Jeśli ktoś stara się mnie śledzić na bieżąco chociażby na Twitterze, gdzie czasami dzielę się różnorakimi spostrzeżeniami na okołogrowe tematy, ten wie, że daleko mi do sztywniaka oczekującego od gier hollywoodzkich historii i wszechobecnej powagi polanej patosem godnym kina klasy B. Dla mnie gry wideo to nic więcej jak jedna z forma rozrywek, spędzania (lub marnowania) wolnego czasu, nierzadko samemu, bo niestety kanapowe koopy odchodzą do lamusa. Skąd więc moje krzywienie się po premierze G?

Dalsza część tekstu pod wideo

W każdej branży jest odłam gatunkowy, pławiący się we wszechobecnym kiczu. Flagowym przykładem mogą być filmy Rodrigueza czy Tarantino, a nie szukając daleko, bo na naszym podwórku – twórczość ZF Skurcz. Filmy dwóch pierwszych panów, nierzadko pracujących w duecie, charakteryzują się jednak czymś nieosiągalnym dla gier, które wymieniłem w pierwszym akapicie. Każdy z nich jest niesamowicie dopracowany w każdym detalu, zawiera mnóstwo odniesień do innych produkcji kinowych, zarówno innych reżyserów jak i wspomnianego duetu Rodriguez – Tarantino. ZF Skurcz to inna para kaloszy. Kręcone kompletnie amatorsko, z drętwymi dialogami, słabymi efektami specjalnymi, ale za to cudnym, rodzimym folklorem naszych blokowisk. Wściekłe Pięści Węża to dla mnie „klasyka polskiej kinematografii” w kategorii kiczu. Ale skoro podoba mi się taka twórczość, dlaczego narzekam na szalonego kozła w grze studia CoffeeStain?

Bardziej niż fakt powstania takiej produkcji zastanawia mnie szajba graczy i części mediów. Gry mają bawić, internet pokazuje, że najgłupsze rzeczy są najśmieszniejsze (no przyznać się, kto nie ogląda serii filmików z „failami”?) oraz to, że gracze uwielbiają krytykować wielkie korporacje za błędy w grach, a samemu zagrywać się w grę-żart naszpikowaną błędami, których nikt nie poprawi – ot tak, „bo nie”. Deweloper opisuje swój produkt jako „mała, zepsuta i idiotyczna gra”, czyli niczego przed nami nie ukrywa. A jednak szał jest poza moim zrozumieniem. Skoro ludzie uwielbiają gry, gdzie mogą wykorzystać zepsutą detekcję kolizji, drętwą animację czy wszechobecne błędy do zabawy, to czemu narzekają na identyczne elementy w większych produkcjach? Bo za nimi stoją korporacje i je krytykować trzeba, a małą ekipę należy za to samo chwalić? Bzdura. I nie zmienia tutaj nic fakt, że ci mniejsi się przyznają, że gra ma mieć błędy. Nie. Gry nie powinny mieć błędów. Jeśli coś ma być nasycone kiczem, naśmiewać się z czegokolwiek i bawić, powinno być przede wszystkim grywalne i pozbawione błędów. Gry nie mogą opierać się zepsutej mechanice i błędach. W muzyce jest taki zespół jak Tenacious D, który dla wielu jest ogromną żenadą. Jednak ciężko odmówić Jackowi Blackowi talentu gry na gitarze, bycia dobrym komikiem i głosu do śpiewania. Gdyby zestawić go z takimi grami musiałby fałszować, szarpać druty i mieć humor na poziomie ripost „twoja stara”.

Może będę surowy w osądzie, ale na takie gry powinno się reagować jak na wiejskich głupków, którzy za czteropak piwa dadzą walnąć się sztachetą w głowę. Uśmiechniemy się, pokiwamy głową z dezaprobatą i pójdziemy dalej ze świadomością, że z głupotą nie ma co walczyć. W przypadku wspomnianych gier robi się z nich coś większego niż kolejną pierdołę, która wypłynęła na ogromnych pokładach głupoty w internecie. Ktoś powie - „lepsza taka gra niż kolejne blockbustery nic nie wnoszące do branży”. A co gry pokroju symulatora kozy i chirurga wnoszą? Też nic, a osoba podająca takie argumenty zapomina, że poza skrajnościami są także rzeczy pomiędzy, prawie zawsze bardziej wartościowe niż wybrane produkcje z obu stron branży. Bawcie się, traktujcie to jako ciekawostkę, ale za każdym razem gdy będę widział, że ktoś chce z pseudośmiesznych produkcji zrobić poważną grę – popukam się w głowę.

Paweł Musiolik Strona autora
cropper