10 najciekawiej zapowiadających się gier F2P na PS4

10 najciekawiej zapowiadających się gier F2P na PS4

[email protected] | 17.01.2016, 15:37

W najbliższy wtorek bibliotekę gier free-to-play na PlayStation 4 zasili docenione przez graczy MMO World of Tanks. Jakie jeszcze „darmowe” produkcje trafią na najmocniejszą konsolę Sony?

W poniższym zestawieniu będzie używane słówko „darmowa”, z czym niektórzy mogą mieć problem, gdyż wszystkie te gry oferują jakąś formę mikrotransakcji. Tak, zdajemy sobie z tego sprawę. Chodzi nam oczywiście za bezpłatną możliwość grania, a to, czy skąpienie grosza uniemożliwi granie dłużej niż parę godzin – tego dowiemy się dopiero po premierze. Pamiętajcie jednak, że nie każdy tytuł free-to-play oznacza zaraz pay-to-win. Najlepiej przekonać się na własnej skórze – za darmo.

Dalsza część tekstu pod wideo

Baldur’s Gate, Icewind Dale, Neverwinter Nights – każdy szanujący się fan role playów zna (i prawdopodobnie uwielbia) te serie gier osadzonych w Forgotten Realms. I nawet jeśli ma awersję do sieciowych produkcji, powinien dać szansę nadchodzącemu MMORPG o prostym tytule Neverwinter. Tym bardziej że próba ta nie będzie go kosztowała ani grosza, a sterowanie konsolowe powinno dać radę…

… bo gra dostępna jest już na konsolach Xbox One. Mamy dzięki temu jednak wgląd w jej jakość poza pecetami, a ta wydaje się być zaskakująco wysoka. Nie ma co liczyć na wciągającą fabułę, a zamiast otwartego świata, autorzy gry postawili na instancje. Pochwały słychać natomiast co do mechaniki RPG-a akcji , walk PvE i PvP, bezproblemowego namierzania wrogów i czytelnego interfejsu. Wspomniałem o mikrotransakcjach mających obejmować tylko pomniejsze wygody? Jeśli wymyślą coś ciekawego względem komunikowania się między graczami, możemy w końcu dostać porządnego przedstawiciela tego gatunku na konsolach!

Któż nie lubi od czasu do czasu spędzić parę chwil przy jakiejś gierce typu tower defense? Teraz dorzućcie do takiej rozgrywki grywalnego bohatera w trzecioosobowej perspektywie, system zdobywania poziomów, szukanie coraz lepszych przedmiotów i kooperację na dzielonym ekranie – takie połączenie pozwoliło Dungeon Defenders stać się jedną z najciekawszych produkcji co-opowych ubiegłej generacji. A teraz planuje powrót za darmo!

Druga część miała być przedstawicielką gatunku MOBA, ale twórcy postawili na sprawdzoną mechanikę (włącznie ze split-screenem!), świeże pomysły i mikrotransakcje dotyczące wyłącznie kosmetycznych zmian oraz kupowania wewnątrzgrowej gotówki. Osoby biorące udział we Wczesnym Dostępie chwalą sobie ten nieinwazyjny model płatności. I tak, wspomniana wczesna wersja gry jest już dostępna na PS4, ale to wciąż nieukończony produkt, a poza tym musimy za to zapłacić (choć całość wkładu wraca jako waluta do mikropłatności). Czekamy na pełniaka bez wymogu wykładania pieniędzy z góry.

Serię Orcs Must Die kojarzycie pewnie z gatunkiem tower defense’ów, ale tym się już zajęliśmy wraz z sequelem Dungeon Defenders. Będąca w produkcji odsłona Unchained wyrywa się z łańcuchów schematów i nie ograniczy się do obrony baz – tym razem będziemy je również atakować, próbując poradzić sobie z systemami obronnymi innych graczy.

Obrona własnej bazy, atak na zamek wroga – brzmi znajomo? Jest to jednak podejście do gatunku MOBA (patrz ramka) w formie mocno nastawionej na zastawianie pułapek - na suficie, ziemi i ścianach, do tego ukryte wieżyczki, wybieranie rodzajów maszerujących w stronę wroga minionków i tym podobne. Deweloper zna się na rzeczy i jeśli uda się wszystko odpowiednio zbalansować, prowadzenie do boju zastępów orków wyrwie z życia wielu posiadaczom PS4 długie godziny.

 

Po kilku drużynowych grach sieciowych FPP/TPP, z udanym tytułem MOBA Smite na czele, Hi-Rez Studios postanowiło zadebiutować na PlayStation 4 swoim nadchodzącym pierwszoosobowym shooterem… z kartami i na koniach. Podobieństwo do gearboksowego Battleborna zupełnie przypadkowe. Porównanie zresztą niezbyt odpowiednie, ale zwariowany design postaci, dziwaczne bronie i przesadnie kolorowa oprawa od razu nasuwają na myśl nową grę twórców Borderlands.

Tutaj mamy do czynienia z innymi założeniami – dwie drużyny walczyć będą o dominacje na sporych rozmiarów planszach, stąd też grze bliżej do z większymi mapami W przemieszaniu się pomogą wierzchowce, a losowo dobierane karty z ułożonej wcześniej talii wspomogą rozmaitymi modyfikatorami umiejętności postaci. FPS, PvP, wymyślny arsenał broni i to wszystko za darmo? Żal nie dać szansy.

Jeden z najciekawszych aRPG-ów ubiegłej generacji powrócił jako gra sieciowa. Jeśli grając w Dragon’s Dogma marzliście o tym, by kłaść ogromne potwory w towarzystwie znajomych, to Wasze życzenia zostały spełnione. I nie mówimy tu o „pionkach” z oryginału, które można było pożyczać od innych graczy jako sterowanych przez SI sojuszników!

Osiem klas postaci, ogromny otwarty świat, znana z Dragon’s Dogma sprawdzona mechanika i nieinwazyjne mikrotransakcje – aż dziw bierze, że to MMORPG będzie dostępne w modelu free-to-play. Pozostaje tylko kwestia tego, iż gra trafiła na razie jedynie na rynek japoński, a europejskie wydanie zależy od tamtejszego sukcesu. Biorąc jednak pod uwagę, że zaliczyła milion pobrań w niecały miesiąc i słychać na jej temat przeważnie pochlebne opinie, anglojęzyczna wersja jest pewnie kwestią czasu.

Ojciec serii God of War i Twisted Metal szykuje… trzecioosobową strzelankę sieciową. Żadnych uzbrojonych wozów czy krwawego wspinania się na Olimp – tym razem David Jaffe postawił na deatchmatch dla czterech osób i arsenał pokręconych broni, wśród których znajdą się takie perełki jak trzymany za grzbiet niewielki smok, pełniący tu rolę miotacza ognia.

To, co najbardziej odróżnia od reszty gier, to oryginalny styl graficzny. Wszystko stylizowane jest na bazgroły z zeszytu znudzonego dzieciaka. Rolę tła pełnią więc notatki z lekcji, większość obiektów jest białego koloru z wyznaczonymi długopisem konturami, a rzadkie kolory podkreślają zwykle litry przelewającej się krwi. Do tego ręka samego rysownika może kogoś przebić ołówkiem czy zwiększyć poziom naszego zdrowia, zalewając napojem gazowanym. Być może nie wygląda to jak gra obecnej generacji, ale najwyraźniej taki był zamysł autorów. A wypróbujemy ją tak czy inaczej – w końcu będzie dostępna nieodpłatnie.

Drużynowy twin-stick shooter, walka z zombie, MOBA, elementy RPG – czego nie ma w ? Gracze stają do boju w nietypowym podziale 5v5v2. Obie pięcioosobowe ekipy to rywalizujące ze sobą grupy żołnierzy walczących o surowce, a oprócz nich po mapie grasuje para zombie, które są w stanie zarazić ludzkie postacie i przeciągnąć na swoją stronę.

Rundy mają trwać około pół godziny, więc proporcje drużyn będą się z czasem zmieniać. Wspomóc można się nowymi umiejętnościami wynikającymi ze zdobywania kolejnym poziomów doświadczenia, a zbierany surowiec daje dostęp do potężnych nagród, jak możliwość skorzystania z mecha. Bo gdy reszta naszych ziomków przemieniła się w nieumarłych, musimy ratować się wszystkim, co będzie mogło zapewnić nam chociaż chwilową przewagę.

 

Obok Davida Jaffe, na rynek free-to-play wszedł również Suda 51, autor takich gier jak , czy No More Heroes. Jego darmowy slasher znany był wcześniej jako Lily Bergamo, ale podczas deweloperskiej burzy mózgów wymyślono podobno tak ciekawe rozwiązania dotyczące rozgrywki, że pomysł na historię z kobietą w roli głównej poszedł w odstawkę.

Co ostatecznie dostaniemy? Sieciowego hack’n’slasha, w którym jesteśmy wrzucani na mapę z innymi graczami. Znajdziemy tam części ubrania i bronie, a po zabiciu jakiegoś krążącego w okolicy gracza, będziemy mogli zabrać mu cały jego dobytek. Po śmierci jednak opuszczamy grę i tracimy postać na zawsze, by odrodzić się w zupełnie innej sesji, zdobywając wszystko na nowo. Postać w samych majtkach i z wielkim miotaczem ognia? Tak wyszło. Teraz ten miotacz może być nasz! I majtki pewnie też… Nie wiadomo tylko, w jaki sposób twórcy zaimplementują mikropłatności, a w tego typu grze mogą one zepsuć cały zamysł na zabawę.

W 2014 roku dowiedzieliśmy się o , który z miejsca został okrzyknięty klonem DayZ – moda do gry Arma 2, który wrzucał gracza do wielkiego otwartego świata z zombie, lecz najniebezpieczniejszym wrogiem był tam człowiek. Zbieranie surowców, łączenie się w grupy i polowanie na świeżaków, psychologiczne gierki z innymi ekipami graczy – zgon usuwał naszą postać i cały jej dobytek na zawsze, więc trzeba było zachować ostrożność. Po dwóch latach DayZ wciąż jest grywalne wyłącznie we Wczesnym Dostępnie na PC, a H1Z1 planuje zdobyć równie wielką rzeszę oddanych fanów, ale przy okazji kiedyś w końcu grę wydać.

Czym twórcy spróbują nas przekonać do swojej produkcji? Wskoczymy do świata po piętnastu latach od epidemii tytułowego wirusa, który zdziesiątkował populację. Naszym zadaniem będzie zwyczajnie przetrwać, walcząc z nieumarłymi i zawiązując sojusze z innymi graczami. Będzie także bogaty crafting i, w przeciwieństwie do DayZ, znajdzie się opcja przemierzania mapy za kierownicą samochodu. Zanim jednak zaczniemy porównywać obie gry, poczekajmy na ich pełne wersje.

Co-opowy survival horror jako gra free-to-play? W czwórka graczy połączy swe siły w walce z potwornościami rodem z koszmarów, a za arsenał posłużą im XIX-wieczne bronie - strzelby, kusze, nawet wczesna wersja miotacza ognia się załapała.

Z produkcji bije przede wszystkim mroczny klimat. Ciemne lokacje straszą losowo wrzucanymi potworami, a w tle przygotowuje się do ataku boss – większa bestia, którą pokonamy wyłącznie współpracując z resztą drużyny. Nie można zapominać też o rozwoju postaci, a ten będzie można przyspieszyć poprzez mikrotransakcje. Na szczęście tego rodzaju exp boost i niewpływające na rozgrywkę zmiany wyglądu bohatera to jedyne, co nabędziemy za prawdziwą gotówkę. Zainteresowani?

cropper