Sniper Elite 4 (PS4) - Playtest
Polski wydawca gry Sniper Elite 4 - Cenega - zorganizował pokaz dla mediów, na którym zaprezentowano najnowszą wersję gry. Czy warto rozważać zakup nadchodzącej gry? Przyjrzyjmy się tematowi bliżej.
W teorii zaplanowano, że hands-on w siedzibie Cenegi potrwa około 2,5 godziny, ale w rzeczywistości każdy mógł grać w przygotowaną porcję gry tak długo jak chciał, przez co nikt specjalnie się nie spieszył. W szczególności, że rozgrywka wieloosobowa ostatecznie się nie odbyła za sprawą awarii deweloperskiej sieci PlayStation Network, także po mniej więcej godzinie cała zawartość została ujrzana.
Jak w każdej poprzedniej części gry, tak i w Sniper Elite 4 wcielimy się w elitarnego snajpera Karla Fairburne’a, agenta alianckich sił specjalnych. Akcja ogrywanego fragmentu zabrała mnie do Włoch, bo to właśnie na Półwyspie Apenińskim będzie się toczyć akcja pełnej wersji gry. Amerykanie wylądowali już na Sycylii, ale Niemcy mają kolejne „cudowne bronie”, które trzeba zneutralizować w ten czy inny sposób. Tu do akcji wkracza gracz. W zaprezentowanej misji miałem okazję wyeliminować czterech niemieckich oficerów oraz pozyskać informacje na temat rakietowego Wunderwaffe.
To, co rzuca się w oczy, to poprawiona grafika w stosunku do poprzedniczki. Może oprawa nie stoi na najwyższym poziomie, ale daleki jestem od stwierdzenia, że w jakimkolwiek momencie mnie raziła, a w paru miejscach widać, że twórcy chcieli pochwalić się efektami świetlnymi pokroju god rays, ale jakichś zaawansowanych technik tu nie uświadczymy. Przykładowo liście wyglądają dość szczegółowo, lecz jakikolwiek kontakt z nimi szybko pokazuje, że mamy do czynienia z prostą teksturą.
Sama gra jest skradankową piaskownicą. Zostajemy zrzuceni na obszar misji z karabinem wyborowym oraz garścią wyposażenia jak miny czy lornetka. W jaki sposób wykonamy zadanie – to już zależy od nas. Możemy się skradać, chować ciała, zakładać pułapki, przygotowywać się do jedynego wymierzonego strzału, a wszystko po to by szybko odkryć, że… to nie ma sensu. Gra znacznie bardziej premiuje siłowe lub przynajmniej mieszane podejście, gdzie trochę się skradamy, ale głównie strzelamy. Niby nic, ale trudno nie odnieść wrażenia, że coś jest nie tak, gdy jesteśmy lepiej premiowani za granie „na Rambo”, eliminując po kolei dziesiątki Niemców, niż grając jak… snajper.
SI w tym nie pomaga. Choć w rozgrywkę zaszyto kilka ciekawych mechanizmów (jak chociażby to, że wrogowie skupiają się na miejscu, gdzie ostatni raz nas widzieli), to ich dziwaczne zachowanie nie raz wprawiało mnie w zdumienie. Pomijając, że reagowali z dużym opóźnieniem na różne moje akcje, to zdarzało im się nie widzieć mnie w szczerym polu czy wykonać jakąś nieprzewidzianą przez twórców akcję, np. zawiesić się w biegu na murku. Baboli tego typu nie uświadczyłem zbyt dużo, ale nawet na nagranym materiale wideo widać, że ginąłem dopiero w krzyżowym ogniu (ach, ten autozapis w samym środku akcji) lub… spadając z dwóch metrów.
Budowa plansz i ruchliwość naszego bohatera rodzą kolejne problemy. Ilość niewidzialnych ścian w grze potrafiła doprowadzić mnie do białej gorączki, bo o ile potrafiłem zrozumieć, że wszystko musi mieć jakieś granice, o tyle „korytarzowanie” niektórych miejsc na planszy wzbudzało jedynie irytację. Dwumetrowy mur to dwumetrowy mur (choć komandos chyba powinien sobie poradzić), ale brak możliwości przeskoczenia sięgającego do kolan płotku to są chyba jakieś jaja. Warto wspomnieć, że w drugą stronę dało się go przeskoczyć, ale też wykonując akcję przyciskiem, co sugeruje, że wszelkie miejsca do skakania są w pełni oskryptowane.
Nie znaczy to jednak, że w Sniper Elite 4 nie ma solidnych elementów. Obserwowanie, jak kula z rentgenowską precyzją przebija się przez ciało kolejnego przeciwnika, jest obrzydliwie satysfakcjonujące. Same ujęcia, przykładowo z perspektywy lecącej kuli, robią niezwykłe wrażenie. Choć nie jest to dla serii nowa mechanika, cieszę się, że twórcy ją pozostawili, gdyż stanowi naprawdę fajny i przede wszystkim dobrze wykonany element.
Poświęciłem też dłuższą chwilę dokładnemu przetestowaniu karabinu wyborowego. Tak jak wcześniej, tak i w tej części zaobserwujemy wiele interesujących współczynników wpływających na strzał. Testując strzelnicę zauważyłem, że na dalsze dystanse wpływ ma oczywiście wiatr, oddech i grawitacja… tylko tak naprawdę co z tego, skoro gra nie wydaje się być w żaden sposób obudowana wokół konceptu bycia snajperem? Pomimo nazwy „Sniper Elite”, przez całą grę bardziej czułem się jak jakiś superkomandos łamiący karki gołymi rękami niż snajper. To nie jest tak, że nie można przejść w ten sposób gry, bo przy drugim podejściu do dema postanowiłem jak najwięcej się skradać, ale już po dziesięciu minutach zrozumiałem, że to jest jedynie wyznaczanie sobie celów na siłę. Po przejściu gra i tak podsumuje, że zabiliśmy za mało wrogów, więc nie należą nam się punkty doświadczenia.
Czy natomiast jako symulator takiego superkomandosa tytuł się sprawdził? Na siłę powiedziałbym, że tak, choć patrząc na istniejące już na rynku gry, trudno mi powiedzieć, że pomysł na zabawę jest oryginalny czy jakkolwiek wciągający. Nie czułem się w żaden sposób porwany przez ten tytuł. Pod względem zaawansowania technicznego, Sniper Elite 4 przypomina mi grę spóźnioną o parę lat. Jeśli chcemy się skradać, to są na rynku lepsze pozycje, chociażby nowy Hitman. Może nie dzieje się w okresie drugiej wojny światowej, ale… czy musi? Ujrzany przeze mnie fragment gry jest na tyle dobry, że jakoś przesadnie nie razi nawet tymi gorzej wykonanymi aspektami, ale nie ma też niczego, co spowodowałoby, że miałbym ochotę sięgnąć po pełną wersję.
Przeczytaj również
Komentarze (6)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych