Recenzja: Blade Runner 2049
Łowca androidów powraca po 35 latach przerwy. Harrison Ford robi krok w tył, odstępując większość czasu ekranowego młodszemu koledze. Początek października przynosi nam sentymentalną wycieczkę, dla niektórych ważniejszą nawet od ostatnich Gwiezdnych wojen. Na szczęście Denis Villeneuve stanął na wysokości zadania, serwując fanom science fiction kawał solidnej rozrywki…
Ostatnie lata stoją pod znakiem głośnych powrotów. Zarówno w świecie gier wideo, gdzie aktualna generacja jest regularnie wzbogacana o kolejne remastery, jak i w kinie nowe pomysły przeplatają się z chęcią zapoznania młodszych fanów z klasykami sprzed dziesiątek lat. Tym razem trudnego zadania podjął się Denis Villeneuve, reżyser odpowiedzialny za takie filmy jak Nowy Początek, Sicario czy Labirynt. Ryan Gosling został nowym łowcą androidów, Harrison Ford obudził się z emerytury, a do produkcji samego filmu postanowił dołączyć się nawet Ridley Scott…
Akcja Blade Runnera 2049 dzieje się w Los Angeles, 30 lat po wydarzeniach z oryginału. Niczym w Gwiezdnych wojnach widzów wita kilka krótkich zdań na czarnym tle informujących o aktualnym stanie rzeczy. Chociaż sam świat zmienił się niemal nie do poznania, łowcy androidów wciąż istnieją, a ich zadania pozostają te same. Głównym bohaterem filmu jest jeden z nich, Oficer K. Początek Blade Runnera przedstawia rutynowe zlecenie łowcy androidów – Ryan Gosling tropi maszynę i składa jej wizytę. Podczas takiego krótkiego procesu Oficer natrafia na sekret, którego zgłębianie zmusza go do odnalezienia Ricka Deckarda.
Denis Villeneuve od samego początku zaznacza charakter swojej interpretacji przedstawionego świata. Chociaż całość zaczyna się krótką walką i pokazem możliwości łowcy, na próżno szukać dynamizmu przez kolejne półtorej godziny. Blade Runner 2049 przypomina w rezultacie kryminalne thrillery pozbawione samochodowych pościgów i wrogów biorących nogi za pas przy każdej możliwej okazji. Tutaj na odznakę policji Los Angeles kryminaliści reagują krótkim tekstem pokroju „Już nie tacy próbowali zamknąć mój interes.”. Z kolei prawdziwy czarny charakter, Niander Wallace (Jared Leto), wysługuje się swoją mechaniczną asystentką, która przez znaczną część filmu również sprawia wrażenie, jakby przeciwników na ziemię powalała zdawkowymi odpowiedziami.
Nie ma w tym oczywiście nic złego. Reżyser zostawia bowiem bardzo dużo miejsca na rozważania, stawiając tym samym granicę pomiędzy oryginałem a własną interpretacją. Tutaj śledztwo Oficera K tylko na początku wygląda, jakby miało sprowadzić się wyłącznie do znalezienia emerytowanego łowcy androidów. W praktyce pada znacznie więcej pytań niż odpowiedzi, z czego większość jest metaforyczna, a Blade Runner 2049 w film o poszukiwaniu własnej osobowości zgrabnie wplata standardowe wątpliwości odnośnie granicy pomiędzy człowiekiem a maszyną.
Akcja rozkręca się w ostatnich kilkunastu minutach, Ryan Gosling przez prawie trzy godziny nie zmienia swojego stanowczego wyrazu twarzy, dialogi są wybitnie krótkie… cisza momentami mówi sama za siebie, a kiedy akurat tak nie jest, do akcji wkraczają Benjamin Wallfisch, Hans Zimmer i Roger Deakins, czyniąc z warstwy audiowizualnej prawdziwy majstersztyk. Denis Villeneuve po raz kolejny otacza się wybitnymi nazwiskami, umiejętnie przemawiając swoim obrazem. Przyszłość w wizji reżysera jest bardzo pusta. W Las Vegas nie ma żywego ducha, a poza niewielkimi fragmentami Los Angeles, przypominającymi pełną latających samochodów metropolię, resztę świata stanowią ogromne, pokryte mgłą przestrzenie.
Hans Zimmer odbiega odrobinę od swoich zwyczajów, czyniąc z nowego Blade Runnera doskonałą odpowiedź dla malkontentów. Coraz częściej w mediach pojawiały się komentarze, że jego ścieżki dźwiękowe przypominają siebie nawzajem, a autor nie miał okazji stworzyć czegoś wyraźnie innego. Może tutaj nie mamy do czynienia z jakąś wielką rewolucją, ale muzyka na pewno odbiega od poprzednich projektów Zimmera. Wraz z Wallfischem umiejętnie dyryguje pomiędzy niemal całkowitą ciszą i głośnymi elektronicznymi wstawkami.
Nie obyło się oczywiście bez większych problemów. Chociaż sam obraz i oszczędne dialogi bardzo zgrabnie przemawiają do widza, Villeneuve popada w okazjonalne banały. Fani science fiction na pewno znajdą nieścisłości, których będą trzymać się kurczowo, krytykując nowego Blade Runnera. Szczytem konsternacji są jednak momenty, gdzie powolny klimat i miejsca na głębokie przemyślenia zostają zwieńczone tłumaczeniami intrygi rodem z CSI. Wszyscy nagle zapomnieli o inteligencji potencjalnego odbiorcy, serwując widzom rozwiązania znane z tanich filmów akcji.
Na szczęście nieudanych fragmentów jest na tyle niewiele, że nie wpływają one w dużym stopniu na odbiór całości. Klimat można czerpać wiadrami, Ryan Gosling świetnie sobie radzi, będąc jedyną osobą w centrum zainteresowania przez ponad półtorej godziny, a pod względem audiowizualnym Blade Runner 2049 wchodzi na wyżyny. Denis Villeneuve zalicza kolejny znakomity film, udowadniając przy okazji swoje kompetencje fanom obawiającym się o przyszłoroczną Diunę.
Ocena: 8/10
Atuty
Wady
Przeczytaj również
Komentarze (20)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych