Recenzja: Emotki. Film
Zwiastuny wyglądały żenująco, film wypadł nawet gorzej. Do kin trafiła animacja Emotki studia Sony, jedno z największych nieporozumień ostatnich lat. Po Internecie rozeszły się bardzo negatywne opinie, krytycy zrównali premierę z ziemią, a praktyka pokazała, że jest dokładnie tak źle, jak zapowiadały media.
Z samej koncepcji wynika, że Emotki to odpowiedź Sony na W głowie się nie mieści. Z wielkiego, przepełnionego kreatywnością świata w środku ludzkiej głowy trafiamy do pustego, wypełnionego bezczelnymi reklamami Tekstopolis, miasta wewnątrz naszego smartfona zamieszkałego przez emotikony. Każdy z mieszkańców ma na twarzy wypisaną jedną minę – jeden wciąż się śmieje, drugi jest kupą, obiektem dziesiątek żenujących dowcipów, a jeszcze inny stoi i świeci jako choinka. Wszyscy w pewnym momencie idą do pracy, gdzie stają w wyznaczonych miejscach i ich zadaniem jest zrobienie odpowiedniej miny w momencie, kiedy właściciel telefonu, młody chłopak próbujący za wszelką cenę zaimponować atrakcyjnej dziewczynie, zdecyduje się na użycie w wiadomości którejś z nich.
W ten sposób trafiamy na Minka, głównego bohatera opowieści. Teoretycznie przypada mu rola „Meh”, obojętnej na cały świat emotki. W praktyce jednak widać, że niedoświadczony w czekającej go pracy Minek nie potrafi ukryć swojej ekscytacji. Zarząd szybko definiuje go jako anomalię, postać zdolną do pokazania wielu różnych wyrazów twarzy, i postanawia go usunąć. Minek, razem ze swoimi znajomymi Matrix i Piątką, bierze nogi za pas i ucieka w poszukiwaniu chmury, miejsca, gdzie każdy może być sobą.
Trójka przyjaciół wychodzi poza aplikację Tekstopolis i zaczyna podróż po telefonie. Jak się szybko okazuje, dla Sony ten fragment okazał się doskonałym momentem na wrzucenie bezczelnego product placementu. Zamiast kreatywnych, widowiskowych miejsc z dziecięcych marzeń, jakie przedstawiało Pixar, Emotki wrzucają swoich bohaterów do… gry Candy Crush Saga. Bohaterowie dosłownie przechodzą podstawową planszę, żeby uwolnić swojego przyjaciela uwięzionego na górze cukierkowej sterty.
Chwilę później Matrix uczy się tańczyć w Just Dance Now. Brakowało jedynie komunikatu na środku ekranu informującego o cenie produktu oraz możliwości pobrania go na każdego smartfona. Spotify stanowi pełną muzyki rozrywkowej drogę ku ratunkowi, a upragnioną chmurą ratującą bohaterów od złośliwego wirusa jest… Dropbox! Kreatywność poszła więc w odstawkę w imię kilku konkretnych sponsorów.
Gdyby tego było mało, żarty są nieśmieszne, animacja brzydka, a ciężko uwierzyć też w to, żeby twórcy chcieli koniecznie dostosować zawartość do młodszych użytkowników. Biorąc pod uwagę niektóre odniesienia, dzieci nie zrozumieją, o co chodzi, a dorośli prędzej załamią ręce z zażenowania. Za dużo widzieliśmy już wcześniej w gatunku animacji, żeby takie próby wydawały się chociażby strawne. Filmy Pixara czy Disneya z roku na rok pokazują, że nawet w takiej formie można dostarczyć rozrywkę zarówno poważnym dorosłym, jak i roześmianym, marzącym o cukierkowej krainie dzieciom.
Emotki można potraktować jako antyutopię kinematografii przejętej przez deweloperów darmowych gier mobilnych. Fabuła szybko przestała mieć znaczenie, bohaterowie nieustannie stroili głupie miny, a w miejsce jakiejkolwiek zawartości pojawiły się niemożliwe do pominięcia reklamy. Na szczęście, patrząc na reakcje widzów oraz krytyków, wciąż mamy świadomych odbiorców, którzy nie pozwolą na więcej podobnych prób.
Ocena: 1/10
Atuty
Wady
Przeczytaj również
Komentarze (5)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych