To właśnie życie – recenzja filmu. To właśnie banał

To właśnie życie – recenzja filmu. To właśnie banał

Jędrzej Dudkiewicz | 04.03.2019, 21:00

Dan Fogelman to całkiem utalentowany scenarzysta. Ma na swoim koncie między innymi pierwszą część animacji Auta, bardzo dobrą komedię romantyczną Kocha, lubi, szanuje, jest też twórcą seriali Galavant (niestety już skasowanego) i docenianego, przynajmniej nominacjami, Tacy jesteśmy. Nawet jego debiut za kamerą, Idol z Alem Pacino, wypadł całkiem nieźle. Trudno więc jednoznacznie stwierdzić, co się stało, że najnowsze dzieło w jego wykonaniu (ponownie jest reżyserem i scenarzystą), To właśnie życie, jest takie słabe.

Jest to złożona z kilku, w różnym stopniu, połączonych ze sobą elementów opowieść. Will i Abby zakochują się w sobie, spodziewają się dziecka, są szczęśliwi. A przynajmniej byli, bo Willa poznajemy, gdy jest na terapii i wspomina przeszłość. W Hiszpanii natomiast poznamy Javiera i Isabel, którzy mieszkają i pracują w sadzie oliwkowym należącym do bogatego Pana Saccione.

Dalsza część tekstu pod wideo

To właśnie życie recenzja 1

To właśnie życie recenzja 2

To właśnie życie – banał goni banał

Dziwne to streszczenie, wiem. Wynika to jednak z faktu, że To właśnie życie to – nie ma co ukrywać i wstrzymywać się z tą opinią – niesamowicie pretensjonalny i banalny film, który bardzo szybko staje się zwyczajnie nieznośny. Fogelman odkrywa bowiem prawdy objawione, pod tytułem, że życie ludzie jest kruche, że nie da się go całkowicie zaplanować i mieć nad wszystkim kontrolę, że gdyby ktoś kogoś nie poznał, albo bardziej by uważał na to, co się dookoła niego dzieje, to wszystko byłoby inaczej. Innymi słowy życie jest nieprzewidywalne, trzeba z niego korzystać i nie odkładać ważnych decyzji na później, bo może być za późno. Żeby jeszcze było to opowiadane w jakiś ciekawy, subtelny sposób, to może nie byłoby tak źle. Ale Fogelman wyraźnie nie wierzy w swojego odbiorcę i wszystkie powyższe mądrości kładzie mu do głowy z finezją równą walnięciem łopatą w głowę. Przesłanie filmu zostaje powtórzone bodaj trzy razy, w tym oczywiście na sam koniec, tak by na pewno każdy zrozumiał, o co chodziło. Aż człowiek ma ochotę skwitować cytatem z Chłopaki nie płaczą Olafa Lubaszenki – „Jasne, kur**, że wszystko się może zdarzyć. Wielkie mi odkrycie”. W zasadzie jedyne, co jest ciekawe w To właśnie życie, to koncepcja głosząca, że każdy narrator jest z gruntu niegodny zaufania i że czy coś jest prawdą, czy nie, moglibyśmy stwierdzić właściwie tylko wtedy, gdybyśmy słuchali historii i jednocześnie byli jej naocznymi świadkami. Inaczej nie wiemy, czy ktoś nie wprowadza nas w błąd, nie filtruje wydarzeń przez swoje uczucia, nie wybiela samego siebie, etc. W tym również nic specjalnie odkrywczego nie ma, jednak w porównaniu do innych rozważań Fogelmana są to Himalaje filozofii.

To właśnie życie recenzja 3

To właśnie życie – aktorstwo na plus

To właśnie życie broni się w zasadzie wyłącznie aktorstwem. Oscar Issac jest, jak zwykle, bardzo dobry. Gra wiarygodnie zarówno wtedy, gdy widzimy go zakochanego, jak i pogrążającego się we wspomnieniach i depresji. Olivia Wilde jest naturalna, ma w sobie mnóstwo swobody i uroku, trudno się dziwić, że Will (wciela się w niego właśnie Issac) się w niej zakochał. Dobre, chociaż niezbyt długie, występy dają Annette Bening i Mandy Patinkin, zaś całe hiszpańskie trio – Antonio Banderas, Sergio Peris-Mencheta i Laia Costa – wywiązują się ze swoich zadań bez zarzutu. Jeśli więc można w trakcie seansu poczuć jakiekolwiek emocje, to właśnie dzięki aktorkom i aktorom, którzy z marnego materiału wyciągają więcej, niż można by się było spodziewać.

Nie zmienia to jednak faktu, że jeśli ktoś niespecjalnie przepada za wspomnianymi wykonawcami, w To właśnie życie nie znajdzie raczej nic godnego uwagi. Jest to produkcja obliczona na podniesienie na duchu, problem jednak w tym, że zrealizowana została w taki sposób, że trudno nie wyjść z kina poirytowanym, a w najlepszym razie wzruszając ramionami.

Atuty

  • Aktorstwo;
  • Ewentualnie jedna ciekawa koncepcja, nad którą można się chwilę zastanowić

Wady

  • Niesamowicie pretensjonalna i banalna historia, którą reżyser i scenarzysta wkłada widzowi do głowy, jakby uważał, że ma do czynienia z dzieckiem;
  • Film się niesamowicie dłuży i nuży

To właśnie życie Dana Fogelmana zamiast podnosić na duchu i zmuszać do myślenia, sprawia, że człowiek wychodzi z kina poirytowany banałem i pretensjonalnością wylewającą się z ekranu.

3,5
Jędrzej Dudkiewicz Strona autora
Miłość do filmów zaczęła się, gdy tata powiedział mi i bratu, że "hej, są takie filmy, które musimy obejrzeć". Była to stara trylogia Star Wars. Od tego czasu przybyło mnóstwo filmów, seriali, ale też książek i oczywiście – od czasu do czasu – fajnych gier.
cropper