To my – recenzja filmu. Jesteśmy swym największym wrogiem
W mieście jest nowy król horroru, a imię jego Jordan Peele. Dwa lata temu nakręcił on intrygujący, wielowymiarowy i zmuszający do myślenia film Uciekaj!. Teraz do kin zawita jego najnowsze dzieło To my. I jest chyba jeszcze lepsze! Tym samym Peele pewnym krokiem dołącza do grona najciekawszych amerykańskich reżyserów.
Gdy była mała Adelaide Wilson oddaliła się na kilkanaście minut od rodziców w wesołym miasteczku. O tym, co spotkało ją w nietypowym domu strachów długo nie chciała mówić. Po latach, razem z mężem i dwójką dzieci, powraca w to samo miejsce. Wkrótce w ich domu pojawiają się nieznajomi, którzy wyraźnie nie mają dobrych zamiarów.
To my – wielowymiarowa historia
Celowo starałem się, by streszczenie było jak najbardziej ogólne, odradzam też oglądanie trailerów (co oczywiście może być trudne). Im mniej wie się o fabule To my, tym lepiej. Jednak spokojnie, nawet jeśli ktoś widział zwiastun, to i tak czeka na niego wiele niespodzianek. Zwłaszcza, że film Peele’a można czytać i interpretować na bardzo wielu różnych poziomach. Z jednej strony jest to opowieść o traumie, tej nieprzepracowanej, która rzutuje tym samym na wszystko inne i tylko czeka na odpowiedni moment, by sprawić, że dana osoba zacznie pogrążać się w coraz większej paranoi. Innymi słowy jest to też ilustracja tego, że czasem naszym największym wrogiem jesteśmy my sami. Z drugiej strony dużo, niekiedy mimochodem, wątków dotyczy tu rasizmu, tego mniej i bardziej ukrytego, jak również kierowanego w obie strony, nie tylko w kierunku biali – czarni. Są tu podteksty klasowe, rywalizacja związana z tym, ile kto posiada. Nawet jeśli sprowadza się to do uszczypliwych żartów między znajomymi, to gdzieś podskórnie czuć, że jest to znacznie istotniejsza kwestia, niż ktokolwiek chciałby przyznać. Poszczególne grupy społeczne coraz bardziej się od siebie oddalają i tracą się z pola widzenia, mimo że w wielu innych aspektach niewiele je dzieli. Przy okazji Peele dyskretnie krytykuje konsumpcjonizm i fakt, że coraz bardziej polegamy na technologii, która w najważniejszym momencie łatwo może nas zawieść. Można w końcu To my uznać za dość szaloną ekranizację, a przynajmniej dzieło zainspirowane, Alicji w krainie czarów Lewisa Carolla. Tyle, że w konwencji horroru. Rodzina Adelaide, z nią samą na czele, wraz z rozwojem filmu podąża coraz bardziej w głąb pełnej koszmarów króliczej nory. A to i tak nie wyczerpuje pewnie bogactwa interpretacyjnego To my, nie wykluczam, ze wybiorę się do kina raz jeszcze, by jeszcze dokładniej prześledzić snutą przez Peel’a historię. Co najważniejsze, nic tu nie jest mówione wprost. Nie ma monologów, które jasno wykładają, o co chodzi reżyserowi i scenarzyście w jednej osobie. Nie ma tu też prostych konkluzji, raczej zachęta do samodzielnej analizy poszczególnych wątków, zjawisk, zachowań postaci. Aż nie mogę się doczekać innych recenzji tego filmu, by sprawdzić, na co zwrócili uwagę inni ludzie.
To my – mistrzowska forma
Film nie byłby tak angażujący i wciągający, gdyby nie to, w jaki sposób go nakręcono. Peele udowadnia, że wiele nauczył się w ostatnim czasie. To, w jaki sposób komponowane są kadry, jaka jest tu dbałość o detale, fakt, że drobne elementy, które nieraz nie znajdują się w centrum naszego pola widzenia mają znaczenie – wszystko to budzi ogromny podziw. Zdjęcia są doskonałe, ustawienia kamery często nieoczywiste, do tego okraszone jest to świetną, trafiającą w odpowiedni tonu muzyką. No i jakie napięcie tu jest! Momentami siedziałem na krawędzi fotela, bo to, co działo się na ekranie sprawiało, że dawno już się tak nie bałem. To my to film pełen grozy, utrzymany w doskonałym tempie i nawet na chwilę nie puszczający złapanego za gardło widza. Jedynie momentami pojawia się tu zaskakująco udany humor, który daje krótką chwilę oddechu. Film nie ma też jednej słabej roli, wszyscy grają bardzo równo i pewnie. I jeśli miałbym się do czegokolwiek przyczepić, to po pierwsze, dobrze by było, gdyby postacie miały odrobinę więcej charakteru, aczkolwiek warto docenić, że częściej zachowują się inteligentnie, a nie głupio. Po drugie, zakończenie jest dość przewidywalne. Nie zmienia to jednak faktu, że To my jest dziełem rewelacyjnym, które warto obejrzeć co najmniej raz. A może i więcej.
Atuty
- Świetna, bogata w interpretacje fabuła;
- Zmusza do myślenia i nie daje nic na tacy;
- Mistrzowska forma: zdjęcia i muzyka są doskonałe;
- Bardzo dobre i równe aktorstwo;
- Napięcie!;
- Znakomite tempo
Wady
- Dość przewidywalne zakończenie;
- Postacie mogłyby mieć odrobinę więcej charakteru
Nowy film twórcy Uciekaj!, Jordana Peele’ego, jest jeszcze lepszy niż debiut tego scenarzysty i reżysera. Wizyta w kinie obowiązkowa!
Przeczytaj również
Komentarze (49)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych