Młody Sheldon, sezon 2 – recenzja serialu. Ciepło, inteligentnie, zabawnie
Przed przystąpieniem do oglądania serialu Młody Sheldon zastanawiałem się, jaki jest sens takiej produkcji i czy nie jest to po prostu zwykłe odcinanie kuponów od popularności Teorii wielkiego podrywu. Szybko okazało się, że to ten sam przypadek, co Zadzwoń do Saula. Z jedną zasadniczą różnicą: Młody Sheldon nie tylko jest lepszy od swojego telewizyjnego kuzyna, ale też nie ma z nim praktycznie nic wspólnego.
Nie ma za bardzo czego streszczać. Oglądamy po prostu kolejne przygody młodego Sheldona, który musi sobie radzić z najróżniejszymi sytuacjami, czy to w szkole, czy domu. A wszyscy dookoła muszą sobie jakoś radzić z nim.
Młody Sheldon – dwie zupełnie różne postacie
Co miałem na myśli pisząc, że Młody Sheldon nie ma za wiele wspólnego z Teorią wielkiego podrywu? Cóż, nie jestem w stanie uwierzyć, że młodociana wersja Sheldona i jego znacznie starsze wcielenie to ta sama osoba. Owszem, tytułowy bohater jest dziwny, niekiedy rzeczywiście zachowuje się, jak kosmita. Boi się różnych rzeczy, nie ze wszystkim sobie radzi, ma osobliwe zainteresowania (i oczywiście wiedzę oraz inteligencję), które wyróżniają go z tłumu rówieśników. Nie zmienia to jednak faktu, że jest w nim też bardzo dużo normalności, potrafi wykazać się doskonałym zrozumieniem tego, jak sterować ludzkimi zachowaniami. Widać to na przykład w odcinku, w którym ubiega się o ważne stanowisko w szkolnej hierarchii (i je zdobywa). Albo wtedy, gdy razem z młodszą siostrą dzwonią po ludziach należących do lokalnej parafii i starają się zdobyć jak największe dotacje na kościół. Sheldon wyraźnie też jest ciekawy tego, co się dookoła niego dzieje w ludzkim świecie, chce by jego bliscy byli szczęśliwi i pokazuje momentami niesamowitą wprost empatię. Najlepszym tego dowodem jest epizod, w którym jego mama ma kryzys wiary spowodowany wypadkiem samochodowym nastoletniej dziewczyny (skoro Bóg istnieje, jak może pozwalać na takie rzeczy, jak to może być Jego planem?). Sheldon nie tylko przychodzi do niej i ją pociesza, ale też daje przemowę, z której jasno wynika, że nie odrzuca całkowicie możliwości, że istnieje jakaś siła wyższa, bo wie, jak niesamowicie istotne te sprawy są dla jego mamy, a chce by była szczęśliwa i uśmiechnięta. Podobnych rzeczy dałoby się znaleźć z pewnością więcej, dlatego zaskakuje mnie, że za Młodego Sheldona odpowiadają te same osoby, co za Teorię wielkiego podrywu. Albo szykują one dla swojego bohatera w kolejnych sezonach prawdziwe traumy (co nie było fajne), albo po prostu należy oglądać te dwie produkcje w oderwaniu od siebie. W czym oczywiście nie pomagają pojawiające się tu i ówdzie odniesienia do późniejszych wydarzeń znanych z Teorii wielkiego podrywu.
Młody Shledon – rewelacyjni bohaterowie i mnóstwo humoru
O samym Sheldonie już było. To, co jest świetne w tym serialu to fakt, że nie skupia się on tylko na tytułowej postaci. Sheldon ma bardzo interesującą rodzinę: każdy z jej członków jest osobą wyrazistą, potrafiącą zaskoczyć. Moją absolutną faworytką jest Babunia, która ma cudownie ironiczne poczucie humoru oraz sporo mądrości. Cudowny zresztą – i znakomicie poprowadzony – jest wątek jej związku z doktorem Johnem Sturgisem, swoistym mentorem Sheldona. Bardzo dobry jest też tata Sheldona: człowiek prosty, ale mający w sobie niesamowite pokłady ciepła i cierpliwości. Widać, że bardzo kocha Sheldona i chociaż nie zawsze wie, jak z nim postępować, to z całych sił stara się, by jego niezwykłe dziecko miało w życiu jak najlepiej. Co tu dużo mówić, Sheldon miał fantastycznych rodziców, bo i jego mama jest świetną postacią. Tak samo, jak i rodzeństwo. Szkoda jedynie, że poświęca im się trochę mniej czasu, zwłaszcza Missy jest ledwo dodatkiem. Z kolei Georgie ma ważny wątek nastoletniej miłości, ale nie zostaje on wystarczająco rozwinięty i nagle się urywa (chociaż pewnie twórcy wrócą do tego w przyszłym sezonie). Doskonały jest za to odcinek, w którym odkrywa on, co jest jego powołaniem, co najbardziej chciałby robić w życiu. To w ogóle świetny epizod, bo w międzyczasie Sheldon poświęca kolejne godziny, by razem z Babunią grać w grę na konsoli.
No i właśnie. To, co mi się niesamowicie podoba w Młodym Sheldonie to fakt, że jest to serial z jednej strony bardzo inteligentny oraz pełny ciepła, a z drugiej zaskakująco często strasznie zabawny. Dość powiedzieć, że odcinek, w którym Sheldon walczy, by jego piekarnia produkowała lepszy chleb i zostaje przez dziennikarzy uznany za komunistę (a akcja dzieje się w latach 70., czasach zimnej wojny, do tego w Teksasie) jest jedną z najzabawniejszych rzeczy, jakie widziałem na ekranie w tym roku. Dodajcie do tego świetne aktorstwo, a wyjdzie serial rewelacyjny. Nie mogę doczekać się trzeciego sezonu.
Atuty
- Przemyślana, inteligentna i pełna ciepła historia;
- Mnóstwo znakomitego humoru;
- Znakomicie napisani i prowadzeni bohaterowie;
- Aktorstwo
Wady
- Niektóre wątki są za mało rozwinięte;
- Przydałoby się więcej młodszej siostry Sheldona
Drugi sezon Młodego Sheldona potwierdza, że jest to produkcja o wiele lepsza od Teorii wielkiego podrywu (i nie mająca z nią za wiele wspólnego).
Przeczytaj również
Komentarze (11)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych