Reklama
Raising Dion - recenzja serialu. Jak wychować małego Supermana?

Raising Dion - recenzja serialu. Jak wychować małego Supermana?

Piotrek Kamiński | 19.10.2019, 08:00

Co wspólnego mają ze sobą Freddy kontra Jason, Wodogrzmoty Małe i Raising Dion? We wszystkich trzech jedną z głównych ról gra Jason Ritter. No i wszystkie trzy ogląda się co najmniej przyjemnie - choć z zupełnie innych powodów.

Raising Dion zagrał dla mnie na zaskakująco wielu poziomach. Sam jestem rodzicem kilkuletniego berbecia, więc łatwo było mi się wczuć w szkolne problemy młodego Diona. Z lekkim przerażeniem patrzyłem też na jego tęsknotę za ojcem. Rodzinna drama zdecydowanie potrafi człowieka chwycić. Ale Raising Dion to nie tylko skoncentrowana na codziennym życiu obyczajówka. To również opowieść o dziecku z super mocami rodem z komiksów, które nie do końca potrafi sobie z nimi poradzić. Nie wszystko zagrało tak jak powinno, ale przyznasz chyba, że sama koncepcja brzmi ciekawie.

Dalsza część tekstu pod wideo

Raising Dion - recenzja serialu. Jak wychować małego Supermana?

Raising Dion - recenzja serialu. Jak wychować małego Supermana?

Raising Dion - Jakby dzieci nie były trudne nawet bez super mocy

Tytułowego bohatera poznajemy pewnego zupełnie przeciętnego ranka. Mama zaraz spóźni się do pracy, on nie chce jeść śniadania, nie wiadomo gdzie podział się jego inhalator - mało bohatersko. Jednak chwilę później dzieje się coś mocno nieszablonowego. Dion przewrócił się odnosząc niezjedzone płatki do zlewu, ale te, zamiast wylądować na ziemi i zapewnić im tym razem już bankowe spóźnienie, zostają w powietrzu. Magia? Tak z początku racjonalizuje to dzieciak. Później okaże się, że maluch potrafi znacznie więcej, a burza, przez którą stracił ojca, mogła być czymś więcej niż tylko zwykłymi wyładowaniami elektrycznymi.

Nie łatwo jest być dzieckiem. jeszcze trudniej dzieckiem z super mocami, nad którymi nie panujesz. Raising Dion, mimo powierzchownie lekkiego tonu i koncentracji na trudach codziennego życia, całkiem często wjeżdża w całkiem mroczne klimaty, miejscami zahaczając wręcz o horror. Momenty w których młodzian traci panowanie nad swoimi zdolnościami można by spokojnie wpleść w kolejną część Obecności i pewnie nawet by ci powieka nie drgnęła, że coś jest nie tak. Duża w tym zasługa dobrze dobranej obsady. Alisha Wainwright jako borykająca się z życiowymi problemami i wyrzutami sumienia samotna matka bez problemu przekonała mnie, że ekranowy Dion to naprawdę jej syn. W szczególności pod koniec sezonu jest taka bijąca żywymi emocjami scena, w której serialowa Nicole po prostu błyszczy. Partnerujący jej Ja'Siah Young, mimo młodego wieku i zaledwie czterech ról na koncie, radzi sobie absolutnie poprawnie i jest chyba jednym z najsympatyczniej wyglądających dzieciaków na świecie. Tym bardziej łamie się człowiekowi serce, kiedy ta miła, pucołowata buźka zupełnie nie rozumie dlaczego, mimo jak najlepszych chęci, część ludzi których spotyka na swojej drodze najzwyczajniej w świecie go nie lubi. Podejrzewam, że nie na każdym niesprawiedliwość tego świata zrobi tak mocne wrażenie, jak na mnie, ale tak, czy siak, jest to bardzo dobrze skonstruowany element scenariusza, który zasługuje na pochwałę. Co ciekawe, mimo, że przecież technicznie rzecz biorąc nie żyje, sporą rolę w serialu odgrywa także ojciec Diona, grany przez Michaela B. Jordana Mark. No, ale nie po to ogarniasz sobie do obsady Adonisa Creeda żeby z niego nie skorzystać, prawda? To, że M.B.J. potrafi grać nie jest żadną tajemnicą - był bodajże najjaśniejszym elementem marvelowej Czarnej Pantery, tchnął ponownie życie w markę Rocky, nie zniknął w otchłani zapomnienia po, ekhem, Fantastycznej Czwórce. W Raising Dion jego rola ogranicza się do bycia najcudowniejszym człowiekiem na świecie - ideałem bez skazy, który myśli tylko i wyłącznie o swojej rodzinie, a czyjeś życie przedkłada nad własne w stu procentach przypadków. Tani to chwyt ze strony scenarzystów, ale trzeba przyznać, że pasuje do prowadzonej narracji. Stawkę zamyka wspomniany we wstępie Jason Ritter, czyli serialowy Pat - najlepszy przyjaciel Marka i ojciec chrzestny Diona. Pod wieloma względami jest on odbiciem nas, jako widzów. Orientuje się w temacie suberbohaterów, potrafi zachować zimną krew w sytuacjach, w których reszta bohaterów wariuje i... w tak absurdalnie oczywisty sposób leci na matkę swojego chrześniaka, że czasami aż wstyd patrzeć. Pat jest tym dorosłym, z którym większość widzów utożsami się najbardziej.

Raising Dion - każdy bohater ma jakąś skazę

Fabuła sezonu oscyluje wokół tajemnic związanych z burzą i pochodzeniem mocy Diona i trzeba przyznać, że jest to dosyć ciekawa intryga. Może nie odkrywa koła na nowo, ale potrafi przyciągnąć przed telewizor na tych dziewięć odcinków i mimo, że najważniejszego zwrotu akcji można domyślić się relatywnie prędko, ja byłem na tyle zainwestowany w te nudne, codzienne problemy szkolnego życia, że zupełnie o nim nie pomyślałem. Z perspektywy czasu jest mi wręcz trochę głupio. :)

Raising Dion - recenzja serialu. Jak wychować małego Supermana?

Ale żeby nie było, to należy również przyznać, że Raising Dion do ideału jeszcze trochę brakuje. Pierwszy sezon składa się jedynie z dziewięciu odcinków, a i tak niektóre sceny można by spokojnie wyciąć i serial tylko by na tym zyskał. Jest to tym bardziej bolesne, że obraz Netflixa rozpoczyna wcale niemało interesujących wątków, ale rozwinięcie większości z nich zostawia sobie na kolejne sezony. W efekcie zostajemy z sezonem, który kończy się tak, jak w innych serialach mógłby się skończyć pojedynczy odcinek. W trakcie napisów końcowych po głowie krążą myśli w stylu "Ale co z tym i z tamtym? Jak to 'koniec'?!". I, co dla niektórych najważniejsze, Raising Dion bierze jedynie sprawdzone już schematy i tylko łączy je we względnie oryginalną całość. Wszystko to już widzieliśmy, wszystko to już znamy. Tylko czy to naprawdę aż taka tragedia? Pierwszy sezon Diona raczej nie stanie się klasykiem, do którego będziemy, z sentymentu, co kilka lat wracać, ale na pewno nie zmarnujesz dziewięciu godzin życia jeśli zdecydujesz się z nim zapoznać.

Atuty

  • Pięknie ukazuje prozę życia
  • Dobrze zagrany
  • Ciekawy pomysł
  • Interesująca zagadka...

Wady

  • Która zostawia nas ze sporym niedosytem
  • Czasami CGI wali po oczach niskim budżetem
  • Od czasu do czasu dłużyzny
  • Od niektórych dialogów aż bolą zęby

Raising Dion to pełna serca opowieść o młodym nadczłowieku, którą obejrzysz z przyjemnością, ale nigdy już pewnie do niej nie wrócisz.

7,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper