Shenmue III. Czy nostalgia przyćmiewa nam osąd?
Zmierzyłem się ostatnio z trzecią częścią Shenmue i muszę przyznać, że przez pierwsze minuty grania, patrząc na ekran, przecierałem oczy ze zdumienia. Miałem wrażenie, że ktoś zrobił mi niesmaczny żart i podmienił płyty, jednak napis na pudełku nie kłamał. Gra wyglądała i, o zgrozo, działała niczym kiepski port z PlayStation 2. Dlatego nie dawały mi spokoju wysokie oceny graczy oraz recenzentów.
Na Metacriticu średnia od graczy na chwilę obecną wynosi 8.1. Nieco bardziej standardowo prezentuje się ocena krytyków, 71, a jak dobrze wiemy, dla wielu ocena poniżej szczęśliwej siódemki się już nie liczy. Nadal jednak to przecież bardzo dobra nota, która sugeruje porządny, solidny tytuł, w który warto z całą pewnością zagrać. Igor w naszej recenzji pokusił się o wystawienie właśnie takiego numeru. Choć w stosunku do gry sam nie jestem już tak łaskawy, tak doskonale rozumiem jego decyzję oraz fanów serii. Trzeba mieć bowiem serce z kamienia, by po czternastu latach nie cieszyć się z upragnionej premiery kontynuacji jednej z najciekawszych serii, jaka powstała w branży gier wideo. Być może zatem właśnie takie serce posiadam, bo naprawdę tego fenomenu zrozumieć do końca nie potrafię.
Daleki jestem od stwierdzenia, że Shenmue III nie lubię, trudno mi jednak kochać grę, która została pokryta finansowo dzięki fanom i zebrała, bagatela, ponad 6,3 mln dolarów na Kickstarterze, a prezentuje się jakby żywcem została wyrwana z innej epoki. O ile uważam, że w grach najważniejsza jest historia, o tyle ładna grafika jest również istotna. Zresztą, co tu mówić o dobrej historii, ta wcale do wybitnych nie należy, a już słyszy się głosy, że taki jest właśnie urok nowego dzieła Yu Suzukiego. Na ile w tym wszystkim zaślepia nas nostalgia, ile jest uwielbienia dla samego twórcy, a ile prawdziwej krytyki? W przypadku Shenmue III sprawa nie jest taka prosta. Choć zachowanie spójności serii jest jak najbardziej pożądane, tak mam dziwne wrażenie, że gdzieś mylnie interpretowana jest spójność z zastojem. Bez dwóch zdań bronię tezy, że uczeń w tej kwestii przerósł mistrza, a piszę oczywiście o Toshihiro Nagoshim - głównym projektancie serii Yakuza. Można by powiedzieć, że Nagoshi to taki padawan Suzukiego, który wykazał się znacznie większą mocą, bo jakby nie patrzeć jego gry przynajmniej idą do przodu. Powoli, ale jednak.
Tymczasem Suzuki jakby sam nie chciał ruszyć się z miejsca, wręcz nie rozumiał już branży, w której pracuje (co niewątpliwie do łatwych nie należy) i nie potrafił się w niej odnaleźć. Choć jest to twórca niezwykle ciepły w obyciu, trudno nie traktować go z przymrużeniem oka, gdy oświadcza, że całość Shenmue będzie składała się nawet z siedmiu części, a serię będzie tworzył póki żyje. O ile jeszcze drętwotę można jakoś w bólach przeskoczyć, tak warto pamiętać, że po tak długim oczekiwaniu otrzymaliśmy kolejny raz grę bez finału, który, odpukać, może nigdy nie nadejść. Suzuki do młodzieniaszków nie należy, a patrząc, jak długo musieliśmy czekać na trzecią część, można mieć ku temu wątpliwości.
Nostalgia jest potężnym narzędziem w rękach twórców, bardzo łatwo za jej pomocą nami manipulować i szybko się jej poddajemy, sam nie jestem wyjątkiem. Podobnie jak fani Shenmue prawdopodobnie zareagowałbym na kolejną grę z uniwersum Mass Effect - nawet po Andromedzie - i wiem doskonale, że wystarczyłaby jedna wzmianka o wznowieniu Suikodena, bym dostał wypieków na twarzy. Zdaję sobie z tego sprawę, jednak mówię tu o kontynuacjach, które w teorii, jeśli powstaną, będą miały swoje wady i grzechy spowodowane nie wymówkami i chowaniem się za stylem artystycznym, lecz próbą stworzenia czegoś nowego, co niekoniecznie musi się w praktyce sprawdzić. A takie próby w moich oczach zawsze warto podejmować. Nie zrozumcie mnie źle, trzecią część Shenmue da się lubić, ale archaizmy tak wielkie aż nie przystoją twórcy pokroju Yu Suzukiego.
Nie po drodze mi więc z Shenmue III, obcowanie z grą było dla mnie miejscami prawdziwą męką i nie zamierzam tego ukrywać. Natomiast chętnie przeczytam opinię zarówno wielbicieli gry, jak i osób, które mają odczucia podobne do moich.
Przeczytaj również
Komentarze (69)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych