Najbardziej obiecujące horrory w 2020. Co nowego w kinie grozy?
Trudno powiedzieć czy obecna, zdecydowanie niewesoła, sytuacja na świecie odciśnie swoje piętno na kinie grozy, wydaje się jednak, że nie powinna ona negatywnie wpłynąć na zainteresowanie tym gatunkiem. Ludzie i tak będą chętnie oglądać horrory, czy to w kinie, czy też u siebie w domu, a w najbliższych miesiącach czeka nas kilka całkiem interesujących premier.
“Chcesz zobaczyć dobry horror? Wyjrzyj przez okno!”- można było jeszcze kilka tygodni temu rzucić znajomym w kontekście totalnie wymarłych miast, jakby żywcem wyjętych z serii Silent Hill, zwłaszcza podczas ponurej, deszczowej pogody. Niektórzy obserwatorzy popkultury dochodzą do przekonania, że żadna fabuła nie wytrzymuje obecnie porównania z rzeczywistością, która niezwykle szybko zmienia się na naszych oczach, i dziś trudno powiedzieć jaki świat wyłoni się z ostatnich wydarzeń, związanych ze światowym zamknięciem, spowodowanym pandemią. Zyskiwać powinny wszelkie produkty nurtu eskapistycznego, czyli filmy i powieści fantastyczne, dzięki którym będzie można zapomnieć o niepewnej przyszłości.
Inaczej jest jednak w przypadku horroru, który zawsze uchodził za swoisty wentyl bezpieczeństwa dla społecznych lęków. Innymi słowy: widzowie wybierali się na filmy grozy po to, by się solidnie przestraszyć, co sprawiało, że inaczej podchodzili do tych, już bardziej przyziemnych, niepokojów. W ostatnich latach horrory wzięły sobie również za cel problemy społeczne. Najlepiej widać to w dwóch filmach świetnego i wciąż młodego twórcy Jordana Peele’a, czyli “Get Out” i “Us”, które w oryginalny sposób podchodziły do tematu nierówności rasowej, wciąż aktualnego, biorąc pod uwagę ostatnie wydarzenia w USA. Z kolei mająca pewne cechy horroru hiszpańska “Platforma” dość zjadliwie krytykowała współczesny kapitalizm, w sposób, który był dotąd zarezerwowany dla podgatunku “zombie-movies”. Najlepiej w ostatnich latach pokazał to koreański “Train to Busan”, w którym walczący o przetrwanie ludzie okazywali się momentami tak samo krwiożerczy, jak goniące ich potwory.
Horror ma tę przewagę nad innymi gatunkami, że dysponuje całą grupą różnych motywów, które można w każdej chwili wyciągnąć z szafy i pokazać w taki sposób, że nabiorą one zaskakująco nowoczesnych kształtów. Wygląda zresztą na to, że w najbliższych miesiącach czeka nas prawdziwy renesans starego kina grozy. Wiąże się to z różnymi projektami dużych studiów filmowych, które pragną nawiązać do dawnego horroru, być może pokazując go w innym świetle. Z drugiej strony z pewnością będą trwały poszukiwania nowego “Stranger Things”, które w ostatnich latach najlepiej pożeniło nostalgię za latami 80-tymi z wzorcowym “teen movie”, prezentując również na ekranie klasyczne potwory, i nieprzypadkowo odniosło wielki sukces. Takim filmem spróbują być z pewnością “Nowi mutanci” Josha Boone’a, którzy w przypadku dużego sukcesu kasowego mogą się doczekać własnej trylogii.
Starzy znajomi
Universal Pictures pracuje obecnie nad swym nowym uniwersum, nazywanym Dark Universe, które ma najmocniej czerpać właśnie z klasycznego kina grozy. Niestety pierwsza próba okazała się kompletnym rozczarowaniem, bo film “Mumia” nie stał się kasowym przebojem, a w dodatku kompletnie rozczarował na płaszczyźnie artystycznej, nie sprawdzając się ani jako horror, ani jako film przygodowy. Pozytywnym zaskoczeniem był za to “Niewidzialny człowiek” Leigh Whannella, który przy budżecie wynoszącym ledwie 7 milionów dolarów zarobił niemal 130, a w dodatku zebrał bardzo dobre oceny, zarówno wśród krytyków, jak i widzów. Wydaje się, że wytwórnia pójdzie teraz właśnie w tym kierunku, o czym świadczą zapowiedzi dotyczące nowych filmów.
Kilka dni temu potwierdzono na przykład, że za nową wersję klasycznego “Draculi” weźmie się Karyn Kusama. Amerykańska reżyserka dopiero w ostatnich latach zyskała sobie opinię oryginalnej twórczyni, potrafiącej wykreować mroczną atmosferę, zwłaszcza w takich filmach jak “Invitation” czy też “Destroyer”. Trochę niepokoją zapowiedzi tego, iż będzie to wierna adaptacja powieści Stokera, co sugerowałoby jakieś mocno nieświeże widowisko kostiumowe, ale może to tylko czysta kurtuazja. Wampiry rzeczywiście nie miały w ostatnich latach dobrej passy; coś się jednak zmienia, a świadczy o tym względny sukces serialu BBC, również traktujący o przybyszu z Transylwanii. Główną rolę w obrazie Kusamy podobno chętnie zagrałby Sebastian Stan, znany z roli Zimowego Żołnierza w filmach Marvela.
Film o Draculi to jednak nie wszystko, bo w planach są także inne projekty dotyczące klasycznych postaci kina grozy. Zainteresowany współpracą na planie “Wilkołaka” jest na przykład Ryan Gosling, który ostatnio miał zaproponować Universal pracę nad swoim własnym scenariuszem do tego obrazu. Zaraz po “Mumii” planowano zresztą remake “Narzeczonej Frankensteina”, klasycznego horroru z Borisem Karloffem. Pojawiały się plotki, że tytułową rolę miałaby zagrać Angelina Jolie czy też Gal Gadot, ale pomysł na razie ucichł, zapewne po fiasku filmu Alexa Kurtzmana. Na dziś trudno powiedzieć czy rzeczone Dark Universe nadal istnieje, co zresztą pokazuje, że projekt ten nie był do końca przemyślany i Universal powinien przede wszystkim zastanowić się nad tym jakie filmy chce nakręcić i jakich błędów uniknąć, by znów nie stworzyć takiego potwora jak film z Tomem Cruisem, bo zamiast Nosferatu przypominał on raczej starego wyliniałego ogra.
Odchodząc już od spraw Universalu, a jednocześnie skupiając się na dobrze znanych postaciach kina grozy należy wspomnieć o innym ciekawym filmie, który swoją premierę będzie miał w najbliższym czasie. Jest nim z pewnością “Candyman” w reżyserii Nia DaCosty, który powraca do dość popularnej, kojarzonej głównie z filmu z 1992 roku, postaci potwora znanego z powieści Clive’a Barkera. Oczywiście wygląda to jak mocno odgrzewany kotlet, ale w scenariuszu do filmu maczał palce wspomniany wcześniej Peele, a obsada jest całkiem ciekawa, więc można się nastawiać na niezłą rozrywkę.
Melodie, które już znamy
Jak zwykle co roku pojawia się wysyp nowości nawiązujących do dobrze znanych marek i nie inaczej jest w świecie horroru. Jedną z najgłośniejszych premier jest z pewnością zapowiadana na wrzesień druga część “Cichego miejsca” w reżyserii Johna Krasinskiego z Emily Blunt w roli głównej. Pierwszy film był świetnym przykładem obrazu, który od początku do końca miał na siebie pomysł i nawet jeśli nie do końca byliśmy do niego przekonani warto to docenić. Jednocześnie niejako zapowiadał on epokę coraz częstszych domowych seansów nowych filmów, bo w kinie, wśród typowej popcornowej widowni, co chwila szeleszczącej jakimiś papierkami, sprawdzał się średnio. Być może pewnym rozwiązaniem byłby tu 15-minutowy wstęp do tego dzieła, polegający na tym, że w momencie gdy ktoś tylko zacznie hałasować z głośników płynąłby ostry ryk potworów. W ten sposób widownia byłaby już przygotowana do właściwego odbioru produkcji Krasinskiego.
Także we wrześniu swą premierę powinna mieć kolejna część serii “Conjuring” wyreżyserowana przez Jamesa Wana. Pochodzący z Malezji australijski twórca nie od dziś jest uważany za prawdziwego speca od straszenia, co pokazał już za sprawą rozpoczęcia cyklu “Piła”, który mocno odświeżył ten segment kina grozy. W “Obecności” wykorzystał stary, dobry motyw nawiedzonych domów, w żadnym wypadku nie odświeżając formuły, ale po raz kolejny udowodnił, że jest niezwykle sprawnym rzemieślnikiem, potrafiącym wystraszyć widzów. To zresztą nie pierwsza i zapewne nie ostatnia horrorowa franczyza Wana, bo przecież jest on także odpowiedzialny za dwie części “Insidious”, przy których współpracował ze wspomnianym wcześniej Leigh Whannellem.
Interesującym fenomenem ostatnich lat jest to, że podgatunek “zombie-movies” jest właściwie przejmowany przez Koreańczyków. Wprawdzie najważniejszym serialem w tym nurcie pozostaje “The Walking Dead”, które jednak z sezonu na sezon wydaje się tracić zainteresowanie widzów, ale z kolei dwie najlepsze produkcje zajmujące się tym tematem wyszły spod rąk azjatyckich twórców. Mowa rzecz jasna o niezwykle sprawnym serialu “Kingdom”, który połączył motyw nieumarłych z feudalną Koreą, a także dobrze znanym, także w Polsce, “Train to Busan”, które w tym roku doczeka się drugiej części, zatytułowanej “Peninsula” i biorąc pod uwagę dotychczasowe doniesienia, warto będzie jej się przyjrzeć.
Zaglądając na chwilę do seriali trzeba wspomnieć o jednym, ciekawie wyglądającym projekcie, który wykorzystuje dobrze znane motywy. Netflix bierze się za własną wersję “Klątwy Ju:On”, telewizyjnej wersji słynnego japońskiego horroru, w reżyserii Takashiego Shimizu, który na początku lat 2000-ych spowodował prawdziwą modę na japońskie kino grozy, a także wysyp amerykańskich remake’ów, samej “Klątwy”, a także “The Ring - Krąg”. Czy produkcja streamingowego giganta po raz kolejny spowoduje renesans zainteresowania tymi produkcjami wśród zachodniego widza? Zobaczymy co z tego wyjdzie.
W poszukiwaniu czegoś oryginalnego
I tak doszliśmy do trudnego punktu, w którym należy zakończyć wszelkie narzekania na wtórność kina grozy i poszukać produkcji, które mogą w najbliższych miesiącach zaskoczyć, czy to nowym tematem, czy też oryginalnym podejściem do znanych motywów. Na szczęście jest kilka dzieł, które mogą zapewnić świeże doznania. Choć naturalnie mogą się okazać sporym rozczarowaniem i tak warto na nie czekać. Pierwszym tytułem, którym jestem zainteresowany jest z pewnością “Antebellum” Gerarda Busha i Christophera Lenza, przy którym co prawda nie pracował Jordan Peele, ale obraz zapowiada się na kontynuację eksplorowania tematyki nierówności rasowych, a jego plusem jest ciekawa fabuła i Janelle Monae w roli głównej.
Pozostając trochę w tym samym klimacie należy wspomnieć także o interesującym serialu HBO “Kraina Lovecrafta”, w którym główny bohater, grany przez Jonathana Majorsa, będzie wraz z małą grupą przemierzał USA lat 50-ych, w poszukiwaniu swojego zaginionego ojca. Ich wrogami mają być nie tylko terror rasistowskiej Ameryki, ale także prawdziwe potwory rodem z opowieści H. P. Lovecrafta. To nazwisko za każdym razem jest prawdziwym znakiem jakości, sprawiającym, że warto się zainteresować produkcjami nawiązującymi do spuścizny jednego z ojców współczesnego horroru. Jednym z twórców tej serii jest wspomniany tu już wielokrotnie Peele, a HBO nadal potrafi realizować świetne serie, dlatego mocno liczę na ten serial.
Na koniec dwie całkowicie różne produkcje. Pierwsza trafia akurat do biblioteki Netflixa w momencie gdy piszę te słowa, a więc za kilka dni może się już okazać kompletną klapą (lub wręcz przeciwnie). Mowa o włoskim serialu “Curon”. Dotychczasowe trailery pokazywały ciekawą opowieść o - z pozoru - spokojnej miejscowości, która z jednej strony próbuje być kolejnym “Dark”, a z drugiej ma potencjał by stać się najlepszą jak dotąd produkcją próbującą uchwycić klimat niezapomnianej serii gier “Silent Hill”. Interesująco zapowiada się również film “Poroże” w reżyserii Scotta Coopera, z Keri Russell i Jesse Plemonsem, który odwołuje się do mało znanej legendy o Wendingo, należącym do mitologii Indian potworze grasującym w okolicach Quebecu i północnej części Stanów Zjednoczonych. Może być to szansa na dodanie do horrorowego bestiarium jeszcze jednego, niezwykle interesującego stworzenia i kolejny niszowy hit w kinie grozy.
Przeczytaj również
Komentarze (20)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych