Rocket Arena – graliśmy w nowy shooter EA. Czy produkcja ma szansę na sukces?
Electronic Arts to wydawca znany głównie z kilku dużych IP, który dla odmiany planuje nieco eksperymentować, oferując graczom nowe, mniejsze tytuły ze stajni EA Originals. Jedną z takich produkcji jest Rocket Arena - nasza redakcja została zaproszona na testy gry. Jak wypada shooter, który zadebiutuje już w przyszłym miesiącu? To może być ciekawe doświadczenie.
Na EA Play Live 2020 brakowało mi kilku znaczących zapowiedzi. Oglądając pokaz Rocket Areny miałem już rozegrane kilka ekscytujących pojedynków w nowej grze wydawanej przez Elektroników. Nadal jest za wcześnie, by wydawać ostateczne werdykty, choć nie ukrywam, że w trakcie rozgrywki miałem okazję sprawdzić kilka rzeczy i chętnie podzielę się z Wami moimi spostrzeżeniami dotyczącymi świeżego IP.
Rocket Arena nie jest zwykłą strzelanką
Jeszcze przed pokazem pracownicy Electronic Arts trzykrotnie upewnili się, że włączyłem grę i przeszedłem krótki tutorial. Nie jest to standardowa praktyka (zazwyczaj na podobnych pokazach na początku oglądamy/słuchamy, a później gramy), ale w tym wypadku miało to jak najbardziej sens. Dlaczego? Rocket Arena nie jest typowym shooterem: gra nastawiona jest na strzelanie rakietami, które pozwalają nie tylko zaatakować wroga, ale także przemieścić się po arenie. Za tytuł odpowiadają byli twórcy Halo 5: Guardians, którzy najwidoczniej wychowali się na Quake'u, ponieważ bohaterowie gry skaczą po arenie, odbijają się od ścian,a dzięki różnym combosom mają możliwość przeskoczenia całej mapy, by na końcu rozpocząć ostrzeliwanie rywali.
Deweloperzy nie zdecydowali się na standardowy pasek zdrowia z regeneracją, gdyż tutaj naszym zadaniem nie jest zabicie oponenta, a wystrzelenie go w powietrze – poza mapę. Sztuką w tej sytuacji jest tak dobre ostrzeliwanie przeciwnika, by naładować jego miernik wybuchu, a następnie w odpowiednim momencie (gdy uzyska maksymalną wartość) móc wyrzucić go z lokacji, tym samym zdobywając punkty dla swojego zespołu. Jest to na pewno świeże podejście do tematu strzelanek, ale czy sprawdzi się podczas wielogodzinnej rozgrywki? Odpowiem szczerze: nie wiem. Testy nie trwały wystarczająco długo, więc nie mogłem nawet zapuścić się w odmęty wszystkich trybów, jednak jestem pewien jednego: pomysłu tutaj nie brakuje.
Wszystkie pojedynki, w których miałem okazję brać udział, odbywały się na zasadach trzech na trzech. Każda arena jest kolorowa, bohaterowie barwni, a sam gameplay bardzo... Wymagający. Nie spodziewałem się, że sprawne ustrzelenie oponentów w Rocket Arena będzie aż tak specyficzne, co ma oczywiście związek z nastawieniem rozgrywki na współpracę. Na arenie nie ma miejsca dla samotnych strzelców, ponieważ trudno naładować wspomniany miernik wyrzucenia bez wsparcia – gracze mogą także łatwo i efektownie unikać strzałów, więc warto wspomagać się dodatkową rakietnicą partnera.
W Rocket Arena jest pomysł, ale czy gameplay nie zawiedzie?
Na start w Rocket Arenie otrzymamy cztery tryby, jednak podczas testów skupiłem się na jednym. „Nokaut” jest tak naprawdę esencją produkcji: gdy głównym zadaniem jest wyrzucanie rywali z miejscówki, nie obejdzie się bez celnych strzałów i unikania ataków, mając jednocześnie nadzieję, że oponent nie zdąży uciec, a my za pomocą celnego wystrzału wyrzucimy go za miejscówkę. Tak jak jednak wspomniałem – tutaj nikt nie umiera, więc po chwili bohater wraca na mapę i ponownie trzeba się nim "wybuchowo" zająć.
Mój pierwszy mecz nie należał do udanych, ale w każdym kolejnym coraz lepiej panowałem nad postaciami, potrafiłem nawet ustrzelić kilku przeciwników i dość szybko dostrzegłem duży atut produkcji: tutaj bohaterowie są bardzo zróżnicowani. Na start otrzymamy 10 herosów, każdy posiada specyficzne zdolności, za pomocą artefaktów odblokowywanych przez rozgrywkę możemy poprawiać osiągi postaci, a progresja oparta na poziomach doświadczenia (100 lvl) pozwala ujawnić ponad 350 różnych elementów do personalizacji herosów. Najważniejsze jest jednak to, że każdy oferuje zupełnie inne doświadczenie, co faktycznie czuć – wszyscy korzystają z rakietnic, których amunicja jest zróżnicowana, a podczas rozgrywki musimy odpalać kolejne moce. W trakcie starć sporo poświęca się umiejętnościom, ponieważ nie tylko musimy znać postać, ale również nadzwyczajnie sprawnie grać. Tutaj nie ma miejsca na przypadkowe ubicie wroga.
Rocket Arena stawia na umiejętności graczy
To na pewno nie będzie shooter dla każdego, ponieważ tutaj nie ma opcji, że wpadniecie w środek grupy przeciwników, strzelicie trzy headshoty i będziecie skakać po głowach zabitych wrogów. Amunicji jest zawsze mało, każdy strzał jest cenny, a bezbłędne użycie zdolności jest niezbędne do zwycięstwa. Produkcja ma jednak niewątpliwy atut: każda dobrze przeprowadzona akcja skutkuje uczuciem satysfakcji. Na pierwszych sesjach trudno mi było wydobyć z bohaterów pełną esencję, jednak małymi krokami zaczynałem uczyć się założeń, a niektóre mecze okazały się naprawdę przyjemne.
Cechą, która szczególnie przypadła mi do gustu w Rocket Arenie jest przejrzystość – zawsze wiemy, kto nas atakuje, możemy umiejętnie, sprytnie zareagować, a mając już trochę doświadczenia, łatwo przewidzieć ruchy przeciwników. Gra nie jest kolejną zręcznościową strzelanką, a czymś bardziej złożonym, co będzie na pewno znakomitą odskocznią od wielu konkrecyjnych tytułów. Ma to oczywiście swoje plusy i minusy, ale w ostateczności wszystko i tak będzie zależeć od liczby graczy.
Jak wygląda dystrybucja Rocket Areny?
Słuchając deweloperów Rocket Areny zastanawiałem się od początku nad jednym – czy Electronic Arts zdecyduje się na model biznesowy free-2-play? Później dowiedziałem się, że właśnie taki był pierwotny plan. Final Strike Games na początku rozwijało grę z myślą o F2P, jednak po nawiązaniu współpracy z Electronic Arts zdecydowano się na zmianę modelu dystrybucji. Teraz gra będzie od premiery dostępna za 29,99 dolarów lub 39,99 dolarów (lepsze wydanie z dodatkami) i choć twórcy nie rezygnują z mikrotransakcji, to jednak za pieniądze kupimy wyłącznie przedmioty do personalizacji. Wydając gotówkę nie możemy zgarnąć rzeczy wpływających na gameplay – przykładowo wspomnianych artefaktów, które poprawiają możliwości bohatera.
Deweloperzy musieli znacząco zmienić koncepcję tytułu, ponieważ stawiając na płatną grę, użytkownicy muszą otrzymać odpowiednią zawartość na start. Z tego powodu studio znacząco rozwijało pozycję i zadbało o 10 bohaterów, 10 map, 4 tryby PVP, 1 tryb PVE (kooperacje – walka z robotami), 22 wpływające na gameplay artefakty, rankingowe spotkania, społecznościowe mecze (bez walki o punkty), customy (możliwość trenowania ze znajomymi), rozbudowany samouczek czy też konkretny trening. Czy jednak takie atrakcje skłonią graczy, by sięgnąć po Rocket Arenę? Przekonamy się za kilka tygodni. Twórcy mogą w pewien sposób ożywić rozgrywkę oferując pełny cross-play od dnia premiery, ale nie jestem pewien, jak konsolowcy będą mogli rywalizować z graczami na PC. Deweloperzy zapewniają, że wszystko zostało przemyślane i dostosowane, ale niestety testy odbywały się tylko na komputerach osobistych.
Rocket Arena to ciekawy tytuł, ale...
Gra oferuje coś nowego, w niezły sposób łączy pierwotną koncepcję rakiet, a sama rozgrywka jest na tyle wymagająca, że trudno tak naprawdę porównać ją do konkurencyjnych tytułów. No właśnie... Czy ta odmienność i nastawienie na konkretnego odbiorcę ma sens? Rocket Arena to produkcja stricte sieciowa, a każda taka propozycja potrzebuje najważniejszego: graczy. Nie znajdziecie tutaj kampanii na 10 godzin, a możecie jedynie wskakiwać na serwery i walczyć o punkty... Jeśli oczywiście znajdziecie na nich innych zawodników.
Spędzenie z tytułem kilku godzin nie pozwala mi wyrokować, jednak trzeba przyznać, że EA ma w garści bardzo ciekawe IP. Final Strike Games chce stale rozwijać pozycję, w każdym sezonie na serwerach zawita nowy heros, który będzie dostępny dla wszystkich śmiałków, ale na dzisiaj trudno mi powiedzieć, czy wybrany model dystrybucji ma rację bytu. Jeśli szukacie czegoś nowego w gatunku hero shooterów, to na pewno możecie sprawdzić Rocket Arenę – czujcie się jednak ostrzeżeni lub zachęceni: nie to jest typowa strzelanka, których wiele na rynku.
Przeczytaj również
Komentarze (14)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych