Reklama
Era VHS. Kultowe filmy z kaset wideo, które znakomicie się zestarzały

Era VHS. Kultowe filmy z kaset wideo, które znakomicie się zestarzały

Dawid Ilnicki | 22.08.2020, 12:00


Kinomani urodzeni przed datą wielkiego przełomu w Polsce - 1989 roku, mieli to niewątpliwe szczęście być ukształtowanymi przez filmy dystrybuowane na kasetach VHS. Do tego okresu wielu dziś wraca z nieukrywanym wzruszeniem, stanowi on też źródło inspiracji, nie tylko dla wielkich wytwórni filmowych, szukających znanych postaci z przeszłości, na których można by zarobić, ale także dla nowych twórców filmowych.

Zapewne wielu, którzy klikną w ten artykuł, może opowiedzieć podobną historię: początek lat 90-tych w Polsce, rodzice kupują pierwszy magnetowid, głównie po to, by móc skorzystać z otwartej niedawno wypożyczalni kaset. Co jakiś czas biorą stamtąd dwa filmy: jeden dla siebie, drugi dla dzieci, ale tak naprawdę pozwalają swym pociechom na oglądanie również filmów dla dorosłych (z wyjątkiem scen seksu!), a więc synowie i córki mają okazję poznać klasykę kina kopanego, sensacje, kryminały i kino fantastyczne, pokroju “Batmana” i “Terminatora”. Wkrótce okazuje się, że urządzenie do oglądania filmów ma niezwykłą funkcję: nagrywanie! Zaczyna się kupowanie “czystych” kaset i uwiecznianie na nich wszystkich najciekawszych produkcji telewizyjnych. Te kasety z czasem będą “przegrywane” dziesiątki razy i tylko nieliczne nagrania przetrwają potrzebę zachowania na nich coraz to nowszych produkcji TV.

Dalsza część tekstu pod wideo

Era VHS wciąż pozostaje w pamięci, jak się okazuje nie tylko kinomanów z Polski. Jednym z najciekawszych wydarzeń tegorocznego Octopus Film Festiwal była bowiem projekcja niezwykłego filmu “VHYES” wyreżyserowanego przez młodego twórcę Jacka Henry Robbinsa, prywatnie syna aktorskiej pary Tim Robbins - Susan Sarandon, którzy zresztą też wzięli udział w tym przedsięwzięciu. Jego obraz to szalona produkcja, która zaczyna się nagranym na kasetę VHS ślubem, a następnie przechodzi w osobliwy kolaż przeróżnych audycji, zaaranżowanych na programy z epoki: przedziwnych programów edukacyjnych, czegoś w rodzaju telezakupów Mango, wczesnych mockumentów, policyjnych seriali, horrorów itp. mieszając również filmiki młodych chłopców, zafascynowanych możliwością nagrywania własnych przeżyć. Całość wygląda jak specyficzny hołd złożony erze VHS, z jednej strony niesamowicie zabawny, a z drugiej z czułością traktujący dawne produkcje, uwiecznione na kasecie magnetowidowej.

Nieprzypadkowo dzieło Robbinsa wygrało pierwszą edycję konkursu Nowe Kino Gatunkowe i choć zdecydowanie nie było ono moim faworytem, sam bawiłem się na seansie znakomicie. “VHYES” pokazał bowiem przede wszystkim uniwersalność pewnego przeżycia pokoleniowego, które jak się okazuje łączy ludzi pochodzących z różnych części globu, którzy potrafią dzięki niemu patrzeć na kino w podobny sposób. To samo dotyczy przecież samego Quentina Tarantino, którego najmocniej ukształtowały właśnie czasy pracy w wypożyczalni kaset wideo. Mając to na uwadze stworzyłem listę dziesięciu interesujących filmów z lat 80 i 90-tych. Oczywiście świadom jestem tego, że powinny się na niej znaleźć takie klasyki jak “Predator”, “Powrót do przyszłości”, “Rambo”, Batman” czy “Obcy”, ale są to tak oczywiste tytuły, że umieszczenie ich tutaj nie miałoby żadnej wartości, prócz sentymentalnej, a takich list jest w Internecie pełno.

W mgnieniu oka (Split second)

Mało znany, ale bardzo dobry film z nieodżałowanym Rutgerem Hauerem. Dystopijna wizja, w której duża część Londynu została zalana wodą, a główny bohater, detektyw Harley Stone, wraz ze swym nieco safandułowatym partnerem Dickiem Durkinem, polują na krwiożerczą bestię grasującą w mieście. Znakomity humor, świetna kreacja świata i przede wszystkim popisowa rola Hauera, któremu reżyser pozwala tu na niemal wszystko. Świetna pozycja, nie tylko dla tych, którzy mają sentyment do mocno specyficznego kina z lat 90-tych.

Flash Gordon

O historii tego mocno kuriozalnego widowiska pisałem już kiedyś w artykule dotyczącym “Diuny” Davida Lyncha. Obraz Mike’a Hodgesa to film, który widziałem prawdopodobnie najwięcej razy w życiu i mimo swej niewątpliwej kiczowatości, problemów fabularnych i nierównej gry aktorskiej jest to produkcja, do której nadal wraca się z wielką przyjemnością. Z jednej strony wynika to z tego, że takich dzieł science fiction się już nie kręci, stawiając przede wszystkim na spektakularne bitwy z dużą ilością efektów specjalnych, a z drugiej pomimo wielu niedociągnięć, za które odpowiadają głównie dość specyficzne warunki w jakich tworzony był “Flash Gordon”, jest to obraz, który nadal robi wielkie wrażenie.

Robocop

Seans filmu Paula Verhoevena z 1987 roku jest dziś niezwykle interesującym przeżyciem, zwłaszcza, że jego akcja rozgrywa się w Detroit, dziś w zasadzie wymierającym mieście, w które bodaj najmocniej uderzył proces deindustrializacji. “Robocop” to bowiem widowisko jedyne w swoim rodzaju: z jednej strony niezwykle brutalne, nawet jak na obecne standardy, a z drugiej twórcom w niewiarygodny wręcz sposób udało się oddać, w tym maksymalnie przegiętym obrazie, dramat człowieka uwięzionego w “ciele” cyborga, głównie dzięki znakomitej kreacji Petera Wellera. Jest to bez wątpienia film, który z roku na rok zdecydowanie zyskuje, stając się czymś więcej niż tylko typowym widowiskiem science-fiction z lat 80-tych.

Mucha

Można zaryzykować stwierdzenie, że do czasu remake’u klasycznego filmu z 1958 roku David Cronenberg był twórcą niszowym, a po nim stał się reżyserem rozpoznawalnym. Fabuła jego wersji “Muchy” stanowi w zasadzie kontynuację fascynacji zmieniającym się ciałem ludzkim, ale ze względu na ciekawą historię i świetne aktorstwo Jeffa Goldbluma i Geeny Davis zyskał on sobie zasłużoną popularność. Jest to w dodatku jeden z czołowych przedstawicieli podgatunku kina grozy, jakim jest “body-horror”, który bywa wykorzystywany przez twórców nawet w ostatnich latach. Z całą pewnością jeden z najbardziej przerażających filmów wszech czasów jeśli chodzi o pokazywanie fizycznej przemiany bohatera.

Błękitny Grom

Film Johna Badhama od niedawna można obejrzeć na stronie Netflixa. Choć nie jest to taki sam seans jak na kasecie wideo, warto go sobie przypomnieć. Głównego bohatera, pilota nowoczesnego śmigłowca, gra tu Roy Scheider, który po sukcesie “Szczęk” był przez pewien czas niezwykle rozchwytywanym aktorem. Wraz ze swoim młodszym kolegą trafiają oni na ślad spisku na najwyższych szczeblach władzy. Głównym atutem tego obrazu są rzecz jasna sceny z udziałem tytułowej machiny, które musiały robić wrażenie na wszystkich, także na przyzwyczajonych głównie do pościgów samochodowych amerykańskich widzach.

Żelazny orzeł

Bezsprzecznym królem przestworzy, jeśli chodzi o filmy z lat 80-tych, jest “Top Gun” Tony’ego Scotta z Tomem Cruisem, Kelly McGillis i Valem Kilmerem, który połączył w jedno wiele różnych motywów i miał szczęście do słynnego motywu muzycznego. O wiele mniej popularny jest nakręcony w tym samym roku “Żelazny Orzeł”, w którym oglądamy prostą historię młodego pilota, który decyduje się na niezwykle niebezpieczną misję odbicia swojego ojca. Kapitalny Louis Gosset jr. w roli mentora niedoświadczonego Douga Mastersa, wartka akcja i efektowne bitwy powietrzne sprawiają, że obraz Sidneya J. Furie może dziś uchodzić za prawdziwy klasyk lat 80-tych.

Nieśmiertelny

Christopher Lambert to jeden z najważniejszych odtwórców ery VHS, który zagrał w tak wielu specyficznych produkcjach z lat 80-tych i 90-tych lub takich, które w otwarty sposób do nich nawiązywały, że jest dziś właściwie aktorem kultowym. Jednym z jego największych osiągnięć pozostaje bez wątpienia film z 1986 roku, w którym pewien góral ze Szkocji dowiaduje się nagle, że jest nieśmiertelny. Oprócz Lamberta świetną kreację w tym filmie stworzył również mocno niedoceniany Clancy Brown. Samej produkcji najgorszą reklamę zrobiły zaś kolejne części serii nie mające już takiego polotu, a obliczone chyba wyłącznie na zdyskontowanie zarówno marketingowego, jak i artystycznego sukcesu pierwszej odsłony cyklu.

Wilk

Jak wiadomo Universal pracuje obecnie nad Dark Universe, filmami, które mają nawiązywać do klasycznych filmów grozy. Wiele mówi się o nowej wersji “Wilkołaka”, z który ponoć ma być zaangażowany Ryan Gosling. Ciężko będzie jednak dorównać choćby filmowi Mike’a Nicholsa z 1994 roku, który do dziś jest jedną z najlepszych pozycji, w której pojawia się ta dość istotna dla horrorów istota. O ile jeszcze do scenariusza można się przyczepić, to wykreowana dzięki świetnej charakteryzacji, scenografii i aktorstwu atmosfera grozy stawia mocno niedocenioną produkcję w czołówce horrorów końca lat 90-tych. Trio Jack Nicholson- Michelle Pfeiffer - James Spader sprawdza się tu idealnie.

Polowania na Czerwony Październik

Ekranizacja słynnej powieści Toma Clancy to po dziś dzień jeden z najlepszych filmów sensacyjnych, w których co prawda nie mamy wielkich wybuchów, strzelanin i pościgów (prócz właściwie niewidocznego wyścigu kilku nuklearnych łodzi podwodnych), a i tak napięcia w nim nie brakuje. Twórca serii “Szklana pułapka” i “Predatora” John McTiernan po raz kolejny pokazał, że potrafi realizować mocno nietypowe kino akcji, tym razem opierając widowisko na rywalizacji wielkich osobowości. Film naturalnie dźwigają na swoich barkach wspaniali aktorzy: nie tylko Sean Connery i Sam Neill, ale także odtwarzający głównego bohatera, analityka CIA Jacka Ryana, Alec Baldwin, który już w “Glengarry Glen Rose” pokazał, że potrafi skraść show praktycznie każdemu. Klasyka do powtarzania co kilka lat, oczywiście najlepiej na kasecie VHS.

Bez przebaczenia

Uhonorowany Oscarem za najlepszy film 1992 roku obraz Clinta Eastwooda to według wielu produkcja, która ostatecznie zamknęła gatunek westernu, sprawiając że w zasadzie nic więcej nie dało się w nim powiedzieć. Niezwykle intensywna, brutalna, ale przy tym oczywiście wciągająca opowieść o starym rewolwerowcu, który decyduje się na ostatnią misję w “karierze”. Obraz będący prawdziwą syntezą niemal wszystkich wątków pojawiających się w jednym z najpopularniejszych gatunków filmowych, kojarzonych bezsprzecznie ze Stanami Zjednoczonymi, i twórczo je przetwarzający. Wielki pojedynek aktorski pomiędzy Clintem Eastwoodem i Gene’m Hackmanem, który można było obserwować jeszcze na kasetach VHS.

Dawid Ilnicki Strona autora
Z uwagi na zainteresowanie kinem i jego historią nie ma wiele czasu na grę, a mimo to szuka okazji, by kolejny raz przejść trylogię Mass Effect czy też kilka kolejnych tur w Disciples II. Filmowo-serialowo fan produkcji HBO, science fiction, thrillerów i horrorów.
cropper