Uncharted: Zaginione Dziedzictwo to jedyna dobra odsłona serii [opinia]

Uncharted: Zaginione Dziedzictwo to jedyna dobra odsłona serii [opinia]

kalwa | 23.08.2020, 18:00

Uncharted mimo swojej ogromnej popularności nigdy mnie nie porwało - mówiąc dosadniej, nie spodobało mi się. Zmieniło się to dopiero przy ostatniej, w sumie dodatkowej odsłonie, która dla mnie okazała się tą najlepszą. Nie tylko dzięki zmianie pierwszoplanowych postaci.

Nigdy nie rozumiałem fenomenu Uncharted. Pierwsza odsłona w którą zagrałem w okolicach premiery, odstraszyła mnie kiepskim modelem strzelania, nieco plastikową grafiką i postacią Nathana Drake'a, który ani trochę nie przypadł mi do gustu. Ogólnie jeśli chodzi o postacie to nigdy nie była to moja bajka - również jeśli mowa o poczuciu humoru. Kolejne odsłony są nieco lepsze, ale głównie z uwagi na grafikę i kilka poprawek w temacie rozgrywki. Dopiero czwarta odsłona miała przyzwoity model strzelania, ale to zbyt mało żeby przy takich ilościach wrogów i starć, być z tego zadowolonym. Uncharted 4: Kres Złodzieja było zbyt długie jak na to co oferuje, zwłaszcza otwarty etap w Madagaskarze. Mimo iż przy tej przygodzie Nathana bawiłem się najlepiej, wciąż nie podobał mi się model strzelania, dialogi pomiędzy postaciami, czy choćby sekwencje skradane. Pod wieloma względami było to wszystko przeciętne i na przestrzeni długiego czasu gry, zbyt zauważalne.

Dalsza część tekstu pod wideo

Uncharted Zaginione Dziedzictwo nie byłoby w połowie tak dobre, gdyby nie Chloe i Nadine

Uncharted: Zaginione Dziedzictwo to jedyna dobra odsłona serii [opinia]

Bez większych przeszkód można powiedzieć, że gdyby lepsza rozgrywka i mniej drażniące postacie, Uncharted byłoby w moich oczach znacznie lepsze. Ba, zmiana samych postaci wiele by zmieniła. Zdaję sobie sprawę, że to o czym teraz mówię to po prostu sprawa gustu. Lubię prosty humor, czy proste gry pozwalające się odstresować, ale jeśli już mam wskazać to co mnie bawi, to zamiast głupkowatych tekstów Nathana, czy Sama, wskażę Deadpool, Nicka i Juliet z Lollipop Chainsaw, czy nawet nielubiane za bardzo przeze mnie Deadly Premonition (choć nie lubię drugiej połowy gry). Przykładów mógłbym podać więcej, ale myślę że na podstawie tych kilku łatwo pojąć dlaczego suchary Drake'ów i ekipy mi nie smakują. To jednak jedynie poczucie humoru.

Rozgrywka to inna bajka i po tym co widziałem na przestrzeni lat grając w gry, Uncharted nie tyle nie robiło wrażenia, co po prostu było "takie sobie". Są starsze gry, które oferują lepszy model strzelania i czasem nawet one miały system chowania się za osłonami. Pozostając jednak w odpowiednim okresie - pod tym względem znacznie lepiej zawsze wypadało Gears of War. Żeby też już nie umniejszać serii przesadnie - problemy, o których mówię zacząłem bardzo mocno odczuwać dopiero na najwyższym poziomie trudności. Nie zliczę ile razy Nathan źle schował się za osłoną i tym samym był wystawiony na ostrzał. Koniec końców wolałem z tej mechaniki nie korzystać.

Jeśli chodzi o eksplorację i wszelakie "akrobacje" podczas wspinaczek, też niestety najlepiej nie było. Wiele rzeczy odbywa się automatycznie i niestety Nathanowi zdarzyło się nie wskoczyć na słupek, na który powinien, czy po prostu głupio spaść podczas próby przeskoczenia do innej półki przy ścianie. Takie Tomb Raider: Legend również nie było idealne, ale wiele rzeczy robiło znacznie lepiej. We wspomnianej produkcji znacznie lepiej zachowano balans strzelania i zwiedzania, bo w Uncharted walk jest zbyt dużo i szybko zaczynają nieco drażnić. Zwłaszcza, że momentami twórcy uciekli się do nieco przestarzałych rozwiązań. Mówię tu o snajperach z celownikami laserowymi, którzy idealnie namierzają głowę protagonisty - dokładnie tak samo jak w Syphon Filter z pierwszego PlayStation. Wolne żarty.

Uncharted Zaginione Dziedzictwo nie opowiada o niczym nowym, ale robi to znacznie lepiej od poprzedników

Uncharted: Zaginione Dziedzictwo to jedyna dobra odsłona serii [opinia]

O fabule opowiadać nie ma za bardzo co, bo to proste opowieści o pościgach za cennymi artefaktami. Przyznam jednak, że nie spodobała mi się obecność nadprzyrodzonych elementów. Po tym wszystkim co scenariusze pokazują do tego konkretnego momentu, niewiele albo nic nie wskazuje na to, że pojawią się jacyś nadprzyrodzeni przeciwnicy. O wiele lepiej pod tym względem wypadają gry z serii Tomb Raider - mówię o najstarszych odsłonach jak i o tych najnowszych. Tam wszystko jest na miejscu i jakoś wypada to naturalnie. Widocznie nie były to tylko moje odczucia, bo w czwartej odsłonie podobnych motywów już nie ma.

Wszystkie bolączki opisane powyżej składają się na przeciętną serię, nawet jeśli pominąć kwestię mało ambitnej fabuły i postaci z określonym charakterem, który akurat mi się nie podoba. W tym miejscu pokrótce wyjaśnię, dlaczego Uncharted: Zaginione Dziedzictwo bardziej przypadło mi do gustu. W zasadzie jako jedyna odsłona serii w ogóle mi się spodobało, choć nie poznałem Uncharted: Złota Otchłań. Jak się pewnie już domyślacie, chodzi o postacie. Tylko i aż tyle. Duet Chloe i Nadine, a do tego wszystkie ich perypetie, pogłębiająca się relacja i ogólnie całokształt scenariusza - za to bardzo cenię sobie ostatnią odsłonę tej przereklamowanej serii.

Uncharted Zaginione Dziedzictwo to przykład na to, jak Naughty Dog powinno przedstawiać rozwój relacji

Uncharted: Zaginione Dziedzictwo to jedyna dobra odsłona serii [opinia]

Uncharted Zaginione Dziedzictwo to w teorii to samo co poprzednie odsłony, a dokładniej mówiąc czwarta. Mamy jednak znacznie mniejszą skalę i to o czym mówiłem wcześniej - inne postacie. Zacznę więc od fabuły i protagonistek. Znów oczywiście mamy do czynienia z prostą opowieścią o pogoni za artefaktem, ale podaną w na tyle fajny sposób, że śledzi się to z zaciekawieniem i rosnącą sympatią w stronę bohaterek - bo po poprzednich doświadczeniach z serią, byłem sceptycznie nastawiony. Jednak już po połowie pierwszej godziny z grą wiedziałem, że będzie to prawdopodobnie jedyne Uncharted jakie mi się spodoba.

Zamysł jest prosty. Mamy dwie kobiety, które początkowo nie za bardzo za sobą przepadają i współpracują ze sobą jedynie dla korzyści - wspólnie będzie im o wiele łatwiej zdobyć artefakt. Oczywistość. Niechętnie dzielą się ze sobą swoimi przemyśleniami, zwracają się do siebie po nazwisku, Chloe przykładowo nie chce skorzystać z pomocnej dłoni Nadine - i tak to trwa przez jakiś czas. Stopniowo jednak, obie postacie zaczynają się do siebie przekonywać. Pojawiają się bardziej znaczące dialogi, dzięki którym możemy zapoznać się z przeszłością bohaterek. Zamiast złośliwych uwag pojawiają się żarty i przyjacielskie wymiany zdań, a zamiast po nazwisku, protagonistki zwracają się do siebie po imieniu. Prosta rzecz, ale zrobiona prawidłowo, bez żadnych skrótów i w odpowiednim tempie. Tak to właśnie powinno wyglądać w The Last of Us.

Wrażenie zepsuła postać znana z poprzednika, która mówiąc dosadnie wnerwiała mnie swoją głupkowatością. Z drugiej jednak strony - bardzo dobrze! Nieokrzesanym prostakom mówimy stanowcze nie i tym lepiej, że została potraktowana w ten sposób. Nie dla psa okulary. Na szczęście i ta postać stała się pod koniec lepsza, choć uważam, że jej obecność była po prostu zbędna. Lepsze wrażenie sprawiał na początku również antagonista. Z inteligentnego, wzbudzającego coś w rodzaju respektu handlarza bronią, Asav stał się po prostu zwykłym szaleńcem o nadludzkiej wytrzymałości. To jednak niewielkie wady w stosunku do zalet.

Uncharted Zagionione Dziedzictwo to najlepsza odsłona nowej serii Tomb Raider

Uncharted: Zaginione Dziedzictwo to jedyna dobra odsłona serii [opinia]

Bardzo też spodobały mi się Indie, w których umiejscowiona została akcja gry. Lokacje wyglądają naprawdę świetnie, a dzięki temu, że bohaterki trafiły właśnie tu, mieliśmy okazję zobaczyć tę świetną scenę z rodziną słoni. Dało to też okazję do zwiedzenia wielu fajnie skonstruowanych miejsc. I choć zagadki to jak zwykle nic skomplikowanego, nie przeszkadzają w żaden sposób. Całość, dzięki temu, że jest krótsza od poprzednika nie wydaje się zbyt długa. Platynowe trofeum zdobyłem w jakieś 2 dni i w sumie miałem nawet lekki niedosyt. Gdyby więcej odsłon tej serii wyglądało właśnie tak, pałałbym do niej jakąkolwiek sympatią. "Chloe ma więcej w sobie z Lary Croft, niż nowa Lara Croft" - to tak na zakończenie tego tekstu. Nie są to moje słowa, ale idealnie oddają to jak myślałem przez większość czasu o samej grze i postaciach głównych.

cropper