Reklama
Najdziwniejsze filmy ery kaset VHS. Które z nich oglądaliście?

Najdziwniejsze filmy ery kaset VHS. Które z nich oglądaliście?

Dawid Ilnicki | 29.08.2020, 12:00

Kino lat 80. i 90. dostarcza obecnie nie tylko przyjemności obcowania z dziełami, które pamiętamy z głębokiego dzieciństwa, ale także tony zabawy podczas seansów filmów, których fabuła jest tak niedorzeczna, że aż cudowna. W erze VHS powstało bowiem wiele filmowych kuriozów, do których dziś powraca się z sentymentem, a w dodatku potrafią one bawić nie gorzej niż choćby słynne “The Room”.

Popularne kino lat 80. i 90. oglądane dziś potrafi zaskoczyć specyficznym ujęciem tematu lub kompletnym brakiem zahamowań jeśli chodzi o łączenie różnych popkulturowych motywów. Szczególnie dobrze widać to w produkcjach definiowanych jako “kino klasy B”, dziś właściwie określanym nawet jako “filmy klasy Z”. Współcześnie powstaje dużo tego typu produkcji, które są już jednak przeznaczone dla amatorów “złego kina”. Widać w nich chęć przypodobania się tej mocno specyficznej grupie kinomanów, otwarte nawiązywanie do klasyków, które często skutkują mocno wysilonym humorem. Na tle tych filmów kino epoki VHS wyróżnia się oryginalnością w podejściu do scenariusza i swobodą twórczą, która często daje zaskakujące efekty. Nawet jeśli mamy do czynienia z produktem, który powstał po to, by zdyskontować sukces wielkiego hitu z tamtych czasów (jeden z przypadków na tej liście) samo połączenie tematów jest tak pokraczne, że wywołuje salwy śmiechu, stając się dzięki temu całkiem niezłą komedią.

Dalsza część tekstu pod wideo

Wybrałem dziesięć najdziwniejszych filmów ery VHS. Większość z nich znam jeszcze z kaset wideo, choć nie zawsze widziałem je wtedy w całości, do niektórych wróciłem po latach. Są tu obrazy wyróżniające się odjechanym pomysłem fabularnym, będące prawdziwym prekursorem produkcji takich jak choćby osławiona “Mordercza opona”, część w oryginalny sposób podchodzi do pewnych dobrze znanych popkulturowych motywów. Za innymi stoi ciekawa historia, wiele mówiąca o branży filmowej tamtych czasów. W przeciwieństwie do poprzedniej grupy filmów te akurat w większości zestarzały się bardzo brzydko, niektóre jednak są dość interesującym zapisem epoki, którą starsi kinomani znają aż za dobrze.

Części ciała (Body parts)  

 

O tym filmie przypomniałem sobie za sprawą jednego ze starych programów (“Ech, kiedyś to była telewizja…”), w których nieodżałowany Zygmunt Kałużyński wspominał o przedziwnym filmie, w którym bohaterowi przeszczepiają rękę mordercy, po czym oczywiście zaczyna on zabijać. Upłynęło trochę czasu zanim Internet podpowiedział tytuł tego dzieła, a po seansie okazało się, że rzeczywiście widziałem go już wcześniej na VHS. Zasłużony dla kina lat 80-90 Jeff Fahey, pamiętany choćby ze świetnego “Kosiarza umysłów”, gra tu głównego bohatera, który traci rzeczoną część ciała, w zamian otrzymując niebezpieczną dla otoczenia kończynę przestępcy. Pomysł dziś wydaje się totalnie odjechany, ale przypomina o dawnych mitach, związanych z transplantologią, o których przecież opowiadał także głośny polski film “Bogowie”. Obraz Erica Reda jest z kolei interesującym dziełem z pogranicza thrillera i science-fiction, który broni się ciekawą atmosferą i dobrą rolą wspomnianego Faheya.

Jack Frost  

Film-legenda, którego w żadnym wypadku nie można pomylić z o rok późniejszym obrazem z Michaelem Keatonem, który jest komedią familijną. Tu mamy do czynienia komedio-horrorem, którego bohaterem jest seryjny morderca, przewożony do innego więzienia, gdzie ma zostać stracony. Furgonetka policyjna zderza się jednak na śliskiej drodze z inną, wożącą mutagenne substancje, i z tego połączenia powstaje morderczy bałwan, który zaczyna terroryzować lokalne miasteczko. Jeśli dodamy do tego fakt, iż główny bohater gustuje w niebanalnym, czarnym humorze, często opartym o zabawne gry słowne, otrzymujemy produkcję jedyną w swoim rodzaju. Nie należy jej polecać ortodoksyjnym fanom horroru, bo strachu tu niewiele, dużo więcej komedii, którą docenią przede wszystkim amatorzy bardzo specyficznych żartów, bo w filmie jest kilka wręcz karkołomnych, zwłaszcza z dzisiejszego punktu widzenia, pomysłów.

Powrót zabójczych pomidorów  

Człowiek często zachodzi w głowę jak to się stało, że niektóre produkcje otrzymały kontynuację w postaci kolejnych części. Z pewnością jednym z takich przypadków są przygody morderczych pomidorów, które wypowiadają wojnę ludzkości. Sequel obrazu z 1978 roku można jednak z pełnym przekonaniem nazwać dziełem kultowym, bowiem istnieje spora grupa ludzi, którzy naprawdę go uwielbiają. Ciekawostką, którą powtarza się do dziś, jest oczywiście to, że w filmie zagrał George Clooney, dla którego rola Matta Stevensa była jedną z pierwszych w karierze. Krytycy zauważyli w nim syntezę bardzo popularnego w tym czasie humoru duetu Zucker/Abrams, a także Mela Brooksa, nazywając to dzieło idealnym produktem stworzonym wprost dla pokolenia VHS.

Robo Vampire  

 

Przesławna wytwórnia Asylum, specjalizująca się w podróbkach znanych blockbusterów, oczywiście prochu nie wymyśliła. Już wcześniej pojawiały się produkcje, które chciały zdyskontować komercyjny sukces innych filmów, dodając oczywiście coś od siebie. Tak jest w przypadku sławnego “Robo Vampire”, które powstało już rok po pierwszej części “Robocopa” Paula Verhoevena i oczywiście mocno z niego czerpało. Zapewne po to by nie zostać posądzonym o plagiat, dodano jednak do tego obrazu kontrolowane przez mafię narkotykową wampiry. Czego tu zresztą nie ma? Kino akcji, sztuki walki, rozpadający się kostium tytułowego cyborga, a także obowiązkowa dawka golizny. Prawdziwy klasyk złego kina, w którym dość wartka akcja miesza się z prześmiesznymi, kompletnie niepasującymi do siebie motywami, co oczywiście dziś wywołuje salwy śmiechu.

Mordercze Klauny z Kosmosu  

 

Klaun to przedziwna postać, która niewątpliwie ma rozśmieszać, przede wszystkim najmłodszych, a tymczasem tak naprawdę jest przerażająca, co w przeszłości wykorzystywali już tak uznani twórcy jak choćby Stephen King i Rob Zombie. Próbę podobnego podejścia widzimy również w klasycznym horrorze klasy B, wyreżyserowanym przez Stephena Chiodo, którego można nazwać twórcą jednego pomysłu, bo prócz dwóch filmów z tej serii nie zrobił nic więcej. Fabuła tego pokracznego dzieła koncentruje się wokół inwazji kosmitów, którzy z niewyjaśnionych do końca przyczyn przyjmują postać wspomnianych pracowników cyrku. Film naturalnie ciąży bardziej w stronę czarnej komedii niż horroru, nie tylko ze względu na całą sytuację, ale także wyjątkową kreatywność w eliminowaniu, przez tytułowych bohaterów, kolejnych przedstawicieli rasy ludzkiej. O serialowej kontynuacji tego dzieła, za które mieli się wziąć bracia Chiodo, mówiło się parę lat temu, ale temat szybko przycichł.

Toksyczny mściciel  

Wytwórnia Troma ma wielkie zasługi w promowaniu złego kina i dziś należy do grupy najważniejszych, niezależnych wytwórni filmowych. Od 1974 zrealizowano tam kilkadziesiąt oryginalnych filmów, spośród których wyróżnia się autorskie podejście do dramatu Szekspira “Romeo i Julia” zatytułowane, oczywiście “Tromeo i Julia”, podchodzące do literackiego pierwowzoru bez jakiegokolwiek szacunku (wystarczy wspomnieć o pojawiającej się w trakcie filmu przeróbce tytułu innego dzieła wielkiego Anglika: “Wiele kutasów o nic”). Tetralogia “Toxic Avenger” to bodaj najbardziej znane dzieło Tromy, z którą zresztą potrafiły współpracować tak różne postacie jak lider Motorhead Lemmy Kilmister i Ron Jeremy. Fabuła tego dzieła stanowi oczywiście czytelną parodię filmów superbohaterskich, w którym pewien pogardzany pomywacz zostaje z dnia na dzień wyjątkowo obleśnym mutantem i postanawia rzucić wyzwanie złu w swojej okolicy. Mocno specyficzny, nieoszczędzający nikogo i niczego humor, a także ciekawe pomysły, które w zamierzeniu miały zatuszować budżetowe problemy, a może przede wszystkim uwypuklić z jaką produkcją mamy tak naprawdę do czynienia.

Theodore Rex  

 

Ten pokraczny film, w którym grająca główną rolę policjantki Whoopi Goldberg partneruje zmartwychwstałemu gadowi, prowadząc sprawę zabójstwa jego pobratymców, jest zabawny przede wszystkim z uwagi na historię jego powstania. Otóż mająca wtedy status gwiazdy Goldberg najpierw zawarła ustną umowę na zagranie w tym filmie, najwyraźniej jednak szybko zorientowała się w czym bierze udział, bo chciała się z niej szybko wycofać. Producent Richard Gilbert Abramson wystosował jednak pozew na 20 milionów dolarów, a to ostatecznie zmusiło aktorkę do wzięcia tej roli, co ciekawe już za 2 miliony mniej niż wynikało to z oryginalnej umowy. Obraz był pierwotnie przeznaczony do dystrybucji kinowej, okazał się jednak tak słaby, że od razu trafił na VHS i raczkujące wtedy DVD, będąc w swoim czasie najdroższym filmem dystrybuowanym w ten sposób.

Dentysta  

 

Twórcom tego pokracznego dzieła, m.in. Bryanowi Yuznie i Stuartowi Gordonowi, którzy byli często wspominani w artykule dotyczącym adaptacji prozy H.P. Lovecrafta, trudno odmówić pewnej inwencji jeśli chodzi o pomysł na scenariusz. Wizyta u dentysty jest bowiem zdarzeniem, którego obawiają się nawet pozujący na największych twardzieli mężczyźni. W rozpoczynającym mini-serię obrazie (doczekał się on bowiem sequela), grany przez Corbina Bernsena medyk odkrywa, że jego żona go zdradza, co sprawia, że wpada on w szał. Już hasło promujące tę produkcję w naszym kraju: “Twój ból sprawia mu przyjemność…” pokazuje z jakim filmem mamy do czynienia. Końcówka to już czystej wody czarna komedia, od której mogą rozboleć zęby, dlatego też pilnujcie by myć je dokładnie, co najmniej dwa razy dziennie!

Klasa 1984  

Pokaz tego filmu na ostatnim Octopusie był wielkim wydarzeniem, bo jest to dzieło jedyne w swoim rodzaju. Ile razy słyszeliście, że szkoła to taki mający nieco lepszą renomę poprawczak, a praca nauczyciela przypomina funkcję klawisza w więzieniu? Po raz kolejny okazuje się, że narzekanie na współczesną młodzież to nic nowego, a jedynie powtarzający się w kolejnych pokoleniach cykl, na co całkiem zabawnym dowodem jest ten obraz. Obserwujemy w nim bowiem zmagania nowego nauczyciela (bardzo dobry Perry King) z bandą szkolnych chuliganów, którzy równie dobrze mogliby odbywać długą karę w więzieniu. Przywódcę szkolnego gangu gra sam Timothy van Patten, jeden z najwybitniejszych serialowych reżyserów wszech czasów. Osiem lat później Mark L. Lester wyreżyserował całkiem udany remake, w którym połączył dawny temat z kinem science-fiction.

Cmentarzysko (Burial Ground)  

Włoskie horrory lat 70-tych i 80-tych to oczywiście temat na osobny artykuł, który i tak nie wyczerpałby tematu. Obok niewątpliwych klasyków tego nurtu, jak choćby Dario Argento i Lucio Fulci funkcjonowali w nim także reżyserzy, którzy byli zainteresowani jedynie dyskontowaniem popularności wspomnianego nurtu. Takim twórcą można nazwać Andreę Bianchiego, który we wspomnianym dziele bierze na tapet modny w tamtych czasach motyw zombie, tworząc jeden z najbardziej kuriozalnych filmów w tym nurcie. O ile do wyglądu wspomnianych nieumarłych nie można mieć zastrzeżeń o tyle ich zachowanie jest już kuriozalne. Z drugiej jednak strony, obserwujemy tu przedziwną rywalizację o to, która z grup zachowuje się głupiej: oni czy ludzie przybywający do pewnego zamku. Największą atrakcją tego kuriozalnego dzieła jest jednak syn jednej z par - Michael, który wygląda jak czterdziestoletnie dziecko i zachowuje się w przedziwny sposób, co w ostateczności sprawia, że ten obraz to prawdziwa perełka kina klasy Z, którą można było oglądać na VHS. 

Źródło: własne
Dawid Ilnicki Strona autora
Z uwagi na zainteresowanie kinem i jego historią nie ma wiele czasu na grę, a mimo to szuka okazji, by kolejny raz przejść trylogię Mass Effect czy też kilka kolejnych tur w Disciples II. Filmowo-serialowo fan produkcji HBO, science fiction, thrillerów i horrorów.
cropper