Król Darknetu. Jak schwytano twórcę słynnego Silk Road?
Są takie historie, które z miejsca nadają się na fabułę niezwykle wciągającego filmu bądź nawet serialu. Mamy w nich wszystko: ogromne pieniądze, narkotyki, morderstwa i wielką miłość. W samym centrum zaś stoi bohater, który z pozoru kompletnie nie pasuje do przestępczego środowiska, w którym ostatecznie przyszło mu funkcjonować. Tak jest w przypadku twórcy słynnego Silk Road.
W czasie gdy czytacie ten artykuł Ross William Ulbricht, twórca strony Silk Road, nazywanej swego czasu “narkotykowym Amazonem”, którego wartość pod koniec funkcjonowania szacowano na ponad miliard dolarów, odsiaduje wyrok podwójnego dożywocia we Florence High w Colorado. Na pierwszej rozprawie oficjalnie przedstawiono mu aż siedem zarzutów: od handlu i dystrybucji narkotyków, poprzez kierowanie grupą przestępczą, a skończywszy na hakerstwie, praniu brudnych pieniędzy i handlu fałszywymi dowodami tożsamościowymi. W trakcie przedstawiania dowodów wyszły na jaw także zlecenia morderstw swoich współpracowników. Ława przysięgłych orzekła winę we wszystkich przypadkach, a sędzia Katherine Forrest skazała 31-letniego wówczas Amerykanina z Teksasu na dożywocie + 40 lat, oczywiście bez możliwości zwolnienia warunkowego.
W Internecie zawrzało, a część z obserwatorów od początku uznała ten wyrok za polityczny, biorąc pod uwagę skalę działalności słynnego Silk Road, a także jawne wyzwanie rzucone państwu amerykańskiemu. Jeszcze dziś wchodząc na stronę Freeross.org można zobaczyć głosy wspierające Ulbrichta. W tej sprawie wypowiadali się cytowani na stronie członkowie gabinetu byłych prezydentów USA, adwokaci, filmowcy, komisarze policji, zarówno ekonomiści i biznesmeni o poglądach libertariańskich, jak i słynny lewicujący filozof Noam Chomsky, a nawet Keanu Reeves. Każdy akcentuje co innego, ale niemal wszyscy są zgodni, że kara jaką otrzymał Ulbricht była zdecydowanie zbyt surowa, a sąd kierował się przy jej orzekaniu nie tylko jego rzeczywistymi przewinami, ale także chęcią wpłynięcia na możliwe przyszłe działania tego typu, skierowane bezpośrednio przeciwko państwu.
Rzeczywiście bowiem celem Ulbrichta, co podkreśla wiele źródeł poświęconych fenomenowi Silk Road, także wydana w tym roku przez Wydawnictwo Czarne, fascynująca książka Nicka Biltona “Król Darknetu. Polowanie na genialnego cyberprzestępcę”, było rzucenie wyzwania Stanom Zjednoczonym i zakończenie wojny narkotykowej w tym kraju. Tego typu prowokacja spotkała się ze zdecydowaną reakcją ze strony służb, bo przecież nad sprawą “narkotykowego Amazonu” - jak zobaczymy - pracowało kilka agencji. Jego twórcą okazał się przedstawiciel młodej klasy średniej, niewątpliwie wybitnie uzdolniony, którego droga do świata przestępczego była nietypowa, zwłaszcza jeśli porównamy ją do innych tego typu przypadków.
Motywy polityczne
Choć Nick Bilton rozpoczyna przedstawianie głównego bohatera swej książki od trudnego momentu, w którym Ross William Ulbricht jest na rozdrożu, nie jest on przypadkiem człowieka pozbawionego perspektyw. Wręcz przeciwnie, wychowany w dobrej, tradycyjnej rodzinie wspierającej edukację, Ross był uważany za wyjątkowo uzdolnionego i inteligentnego człowieka, robiącego akurat magisterkę na wydziale inżynierii materiałowej. O jego charakterze wiele mówi także to, że później działał w firmie swojego kolegi: Good Wagon Books, która zajmowała się skupowaniem i odsprzedawaniem książek w Internecie, te zaś, których nie udało się opchnąć były oddawane do więzień, a także innych przybytków, które ich potrzebowały.
Wielkie dzieło Vince’a Gilligana “Breaking Bad” przyzwyczaiło nas do tego, że za przejście zwykłego przedstawiciela klasy średniej na złą drogę odpowiedzialne jest przede wszystkim poczucie niedocenienia, zwłaszcza gdy mówimy o jednostce o nadzwyczajnych talentach i dużym mniemaniu o sobie. W przypadku Ulbrichta dodać do tego należy jednak także zachłyśnięcie się na studiach ideologią libertariańską, której głównym wrogiem, na wszystkich polach, jest państwo. Przyszłego twórcę Silk Road interesowała przede wszystkim kwestia narkotyków i wojny państwa z całą branżą, na której cierpią przede wszystkim zwykli ludzie, często trafiający do więzienia za posiadanie zaledwie kilku gramów niedozwolonych substancji. A w końcu - jak argumentował Ulbricht w cyklicznych debatach na uniwersytetach, takich jak Penn State - państwo nie może ingerować w to co jednostka wprowadza do organizmu, bo leży to tylko i wyłącznie w jej gestii. Ten filozoficzny spór określi ramy konfliktu Ulbrichta z rządem USA, doprowadzi do powstania Silk Road, a w konsekwencji do marnego losu naszego bohatera.
Już w 2010 roku Ulbricht dowiaduje się bowiem o czymś takim jak TOR, który umożliwia funkcjonowanie w sieci w taki sposób, by nikt nie był w stanie wykryć tego co jednostka robiła w Internecie. Kolejnym elementem na drodze do stworzenia “narkotykowego Amazonu” był rzecz jasna bitcoin, niezależna cyfrowa waluta, niepodlegająca kontroli żadnego państwa, dzięki której konsumenci mogą kupować co im się żywnie podoba. Mając do dyspozycji taki oręż przywódca niedoszłej rewolucji zabrał się za konstruowanie strony. O jego ogromnych zdolnościach świadczy to, że napisał ją niemal w całości samodzielnie, mimo iż wcześniej nie miał zielonego pojęcia o programowaniu, co oczywiście spowodowało liczne problemy. Do 2013 roku Silk Road rozrosło się jednak do olbrzymich rozmiarów, jego twórcy w międzyczasie zastanawiali się nad możliwością sprzedaży na nim broni, trucizn, a nawet ludzkich organów, bo przecież - wedle ideologii libertariańskiej - jednostka nie może ingerować w to czym ludzie chcą się wymieniać na wolnym rynku.
Co interesujące pomimo niebezpieczeństw, które pojawiały się na horyzoncie, już na samym początku działalności strony, Ulbricht cały czas sądził, że sieć TOR do spółki z Bitcoinem sprawią, że śledczy nigdy nie wykryją kto tak naprawdę odpowiada za jego stronę, i to nawet pomimo tego, że dobrze wiedział o zainteresowaniu różnych służb. O serwisie zaczęli bowiem mówić politycy, a śmierć nastolatka Prestona Bridge’a, spowodowana zażyciem substancji kupionej na Silk Road, skierowała światła jupiterów na działający w Darknecie serwis. W tym czasie było już kilka osób, które wiedziały kto jest jego właścicielem, ale na to również znaleziono wyjście. Twórca przemianował się na Strasznego Pirata Robertsa, postać znaną z filmu “Narzeczona dla księcia”, twierdząc iż zawsze może powiedzieć, że owszem kiedyś był jej właścicielem, ale już dawno oddał ją komuś innemu. Komu? Komuś o pseudonimie Straszny Pirat Roberts! Najwyraźniej jednak nie zdawał sobie sprawy jak potężna grupa stara się go dopaść.
Elliot Ness cyberprzestrzeni
Czym byłaby fabuła filmu traktującego o rozpracowywaniu wielkiego przestępcy bez oryginalnych indywiduów próbujących dopaść głównego bohatera? Tak się akurat składa, że w tym wypadku jest ich nawet za dużo. Pracujący w Departamencie Bezpieczeństwa Krajowego, syn ormiańskich imigrantów Jared Der-Yeghiayan jako pierwszy zwrócił uwagę na dużą ilość narkotyków wysyłanych pojedynczo w kopertach pocztowych do indywidualnych odbiorców, ale jego szefowie pukali się w czoło, gdy przychodził do nich mówiąc, że jest to tylko wierzchołek góry lodowej. Jego upór, połączony z opryskliwością często stosowaną wobec jego przełożonych, a także solidna mrówcza praca zadecydowały o tym, że w końcu zaczął współpracować z FBI stając się osobą niezbędną dla schwytania Rossa Ulbrichta.
Czołową postacią był naturalnie także Chris Tarbell nazywany “Elliotem Nessem cyberprzestrzeni”. To on bowiem kierował specjalną komórką do zwalczania cyberprzestępstw, która po rozbiciu groźnej grupy hakerskiej LulzSec, bardzo szczęśliwie o czym przyjdzie jeszcze wspomnieć, postanowiła wziąć się właśnie za Silk Road, będące już w tym czasie na językach wielu amerykańskich polityków, którzy rozpoznali w niej prawdziwe wyzwanie rzucone przez dowódcę tego okrętu, Strasznego Pirata Robertsa, państwu amerykańskiemu.
Nie obyło się również bez agentów działających na dwie strony. Takim był niewątpliwie skazany ostatecznie za kradzież bitcoinów, funkcjonariusz DEA z Baltimore Carl Force, który wcześniej pracował jako tajny agent udając sprzedawcę narkotyków. W swej książce Nick Bilton znakomicie kreśli postać urzędnika państwowego, który tak mocno wniknął w struktury organizacji przestępczych, że zatracił granicę pomiędzy jasną a ciemną stroną mocy. Choć jego niekonwencjonalne działania sprawiły, że na światło dzienne wyszły pewne przestępcze działania Ulbrichta, ostatecznie skazano go na 6.5 roku więzienia, a to jak wpadł jest po prostu przekomiczne.
Kto wie czy najważniejszym członkiem całej ekipy ścigającej SPR-a nie był Gary Alford, reprezentant amerykańskiej izby skarbowej (IRS), na co dzień tropiący niewłaściwe liczby w zeznaniach podatkowych, który ostatecznie został członkiem grupy zajmującej się Silk Road. Mający zwyczaj czytania wszystkiego trzy razy (e-maili, artykułów, książek) urzędnik był jednym z tych funkcjonariuszy, którzy potrafili myśleć poza schematami. Modus operandi Alforda stały się zabiegi, które pozwoliły w końcu ująć nowojorskiego seryjnego mordercę, znanego jako Syn Sama. Śledczy skupili się bowiem na konkretnej poszlace: mandatach za złe parkowanie, twierdząc, że nawet ktoś bardzo skrupulatny mógł nie dbać o to gdzie stawia samochód przed dokonywaniem zabójstw. Wkrótce rzeczywiście znaleźli wzór, który ostatecznie doprowadził ich do Dawida Berkowitza. Ten, sam zresztą przyznał się do bycia człowiekiem, którego szukają.
Cyfrowe odciski palców
Wiedząc, że absolutnie każdy, nawet ci, którzy większość czasu spędzają w Darknecie, zostawia za sobą ślady, Alford zaczął śledzić stare tematy związane z Silk Road, które pojawiły się w Internecie. Tu trzeba dodać, że już wcześniej krążyły przeróżne teorie na temat tego kim jest Straszny Pirat Roberts, a jednym z podejrzanych był sam Adrian Chen z Gawkera, który jako pierwszy opisał fenomen Silk Road. Urzędnik IRS postanowił jednak prześledzić wczesne wpisy na temat tej strony i natrafił na teksty reklamujące ją w Internecie. Jako pierwszy zdawał się pisać o niej użytkownik o nicku altoid. Odpowiednie uprawnienia pozwoliły Alfordowi na wgląd w bazę danych rzeczonych serwisów, skąd pozyskał on jego adres e-mailowy. Były to: [email protected], a także [email protected], adres, którego użytkownik użył w nieistniejącym już wpisie, a następnie zmienił go na ten pierwszy. W ten sposób to nazwisko pojawiło się na radarze śledczych.
Istotnym przełomem w sprawie było też pozyskanie adresu serwera gdzie zarejestrowana było Silk Road. Stało się to dzięki zauważonemu przez grupę Tarbella błędowi obecnemu na stronie przez jakiś czas, a następnie naprawionemu. Być może pochodził on jeszcze z czasów gdy pracował nad nią wyłącznie Ulbricht, który później miał oczywiście do pomocy cały zespół programistów. Choć twórca serwisu był niewątpliwie osobą niezwykle utalentowaną nie miał wielkiego doświadczenia programistycznego, a we wczesnej fazie rozwoju strony notorycznie pojawiały się jakieś błędy, które powodowały m.in. wyciekanie bitcoinów. Dzięki danym uzyskanym z owego serwera, umieszczonego na Islandii, znano już całą strukturę Silk Road, wciąż jednak nie wiedziano kim jest SPR.
Jego prawdziwej tożsamości z miesiąca na miesiąc coraz pewniejszy był Alford. Na początku nikt nie chciał brać tego na poważnie o tyle, że wszystko co mówił było traktowane wyłącznie jako jedna z teorii, których w tym wypadku pojawiło się mnóstwo. Coraz więcej wskazywało jednak na człowieka z Teksasu. W międzyczasie Ulbricht miał pewne poważne spotkanie z zupełnie innymi przedstawicielami prawa, w związku z tym był już notowany, a dodatkowo powoli zaczynały się zgadzać inne elementy, jak choćby widoczny nie tylko w mailach, ale także w innych rozmowach na forach pseudonim “frosty”, który jednocześnie był nazwą wspomnianego już serwera z Islandii i komputera SPR-a. To wtedy zapadła decyzja o tym, by mocniej przyjrzeć się niedoszłemu fizykowi.
Najpierw laptop, później aresztowanie
Niewiele brakowało, by wspomniana już wcześniej sprawa grupy hakerskiej LulzSec, dzięki której grupa Chrisa Tarbella odniosła kolejne zwycięstwo w walce z cyberprzestępcami, zakończyła się totalnym fiaskiem. Śledczy bowiem źle podeszli do samej procedury aresztowania odpowiedzialnych za nią ludzi, po prostu wparowując do miejsca, w którym mieszkał jej przywódca. Ten jednak podczas nalotu zwyczajnie zamknął swojego, chronionego hasłem, laptopa. Funkcjonariuszy uratowało to, że udało się je złamać za sprawą programu o specyfice “brute force”, który zwyczajnie próbował każdej możliwej kombinacji liter i cyfr. Po sześciu miesiącach szczęśliwie znalazł właściwe połączenie. Samo hasło okazało się zaś wyjątkowo proste.
Pomny tamtych złych doświadczeń Tarbell dobrze wiedział, że do aresztowania Ulbrichta trzeba podejść zupełnie inaczej. Sprawę jednak dodatkowo komplikowało to, że w gotowości był już cały zespół bojowy, który miał, tak jak w przypadku poprzedniej sprawy, wpaść do lokalu zajmowanego przez podejrzanego i aresztować go. To zapewne tym razem skończyłoby się totalną katastrofą, a zatem grupa Tarbella opracowała plan odwrócenia uwagi celu, przejęcia laptopa, a następnie pojmania SPR-a w taki sposób, by laptop był cały czas otwarty. Na miejsce akcji z konieczności wybrano bibliotekę, w której pracował twórca Silk Road, i zakończyła się ona powodzeniem.
Jej opis znajduje się w książce Nicka Biltona, która jest znakomitym przewodnikiem po mocno zakręconym świecie Strasznego Pirata Robertsa. Stanowi ona prawdziwą kronikę działań, podjętych przez Rossa Ulbrichta w celu rzucenia wyzwania rządowi Stanów Zjednoczonych, który z całą pewnością, za sprawą karzącej ręki sprawiedliwości, pokazał zarówno jemu jak i innym, że Darknet również ma swoje ograniczenia. Wraz z szefem Silk Road aresztowano także jego wielu współpracowników, części z nich z kolei - tak jak Curtisowi Greenowi - wyraźnie się upiekło i żyją teraz sprzedając własne wspomnienia o tej interesującej i nadal niezwykle kontrowersyjnej sprawie.
Przeczytaj również
Komentarze (14)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych