Stewardesa (2020) – recenzja serialu (HBO). Teoria urwanego filmu

Stewardesa (2020) – recenzja serialu (HBO). Teoria urwanego filmu

Jędrzej Dudkiewicz | 18.12.2020, 21:00

Jak głosi znane powiedzenie, lepiej nie mieć nadziei i się miło zaskoczyć, niż mieć nadzieję i się rozczarować. Czasem jest tak w przypadku seriali – te, po których oczekujemy wiele, nie potrafią sprostać oczekiwaniom, a te, po których nie spodziewamy się niczego specjalnego, dostarczają dużo dobrej rozrywki. Oto recenzja serialu HBO Stewardesa (2020).

Cassie pracuje jako stewardesa i prowadzi dość szalone i intensywne życie. Nie dość, że ciągle lata w nowe miejsca, to gdy tylko może mocno imprezuje i dużo pije. Można powiedzieć, że wręcz o wiele za dużo, bo pewnego dnia budzi się w łóżku z martwym facetem, a z poprzedniego wieczoru, poza kilkoma przebłyskami pamięta tyle, co nic. Wkrótce okazuje się, że to dopiero początek jej kłopotów.

Dalsza część tekstu pod wideo

Stewardesa (2020) – recenzja serialu (HBO). Teoria urwanego filmu

Stewardesa (2020) – recenzja serialu (HBO). Może i bez sensu, ale jakże wciągająco

Jak już się pewnie domyśliliście, Stewardesa jest dla mnie właśnie serialem, po którym nie spodziewałem się absolutnie niczego, a otrzymałem naprawdę fajną produkcję, zapewniającą sporo świetnej rozrywki. Trochę tu Kac Vegas (i innych filmów oraz seriali, w których bohaterowie nie pamiętają poprzedniej nocy), trochę netflixowego Już nie żyjesz. Trochę czarnej komedii, trochę dramatu psychologicznego, trochę kryminału. Ot, miks w sumie wszystkiego ze wszystkim.

Tak, pewnie największym zarzutem, jaki w związku z tym można by postawić Stewardesie jest to, że mnóstwo rzeczy w niej po prostu nie ma sensu. I jest to prawda. Kolejne odcinki pełne są absurdów, przypadków, cudownych zbiegów okoliczności. Wiele zdarzeń w rzeczywistości po prostu nie mogłoby mieć miejsca. A do tego postacie a to mają sporo szczęścia, a to zachowują się iście kretyńsko. Nie da się tego ukryć, pytanie tylko, czy akurat zawsze musi to przekreślać daną produkcję. Moim zdaniem niekoniecznie.

Jasne, są takie filmy i seriale, w których takie rzeczy bardzo rażą i nie pozwalają cieszyć się fabułą. Ale są i takie, przy których spokojnie można przymknąć na to oko. I taką jest dla mnie Stewardesa. Z prostego powodu – jest to produkcja niesamowicie wciągająca. Na ekranie dzieje się mnóstwo (chociaż jeden wątek wydaje się zrobiony trochę na siłę, z drugiej strony jego kontynuacja w ewentualnym drugim sezonie nie jest wykluczona) i to w znakomitym tempie. Twórcy podrzucają kolejne tropy, gmatwają sprawę, gdy wydaje się, że wiemy już wszystko, okazuje się, że mają jeszcze jakąś kartę w rękawie. Poza całym wątkiem kryminalnym, Stewardesa jest też opowieścią o mierzeniu się z wewnętrznymi demonami, wypieraniu tragedii sprzed lat, tworzeniu sobie w głowie przyjemnej, ale nieprawdziwej wizji przeszłości i własnej osoby. No i z alkoholizmem, który ma być jednym z lekarstw pozwalających o tym wszystkim nie myśleć.

Stewardesa (2020) – recenzja serialu (HBO). Świetne postacie

Tak więc Stewardesa ma też coś na kształt głębszego dna i przyznać muszę, że wątek podświadomości Cassie został poprowadzony naprawdę sprawnie. Spora w tym zasługa grającej ją Kaley Cuoco, którą większość widzów kojarzy z Teorii wielkiego podrywu. Tutaj udowadnia ona jednak, że potrafi zagrać coś więcej i tworzy znacznie ciekawszą i bardziej wielowymiarową rolę. Z jednej strony jest urocza, wygadana, przebojowa, trudno jej nie kibicować. Z drugiej bywa niesamowicie narcystyczna, egoistyczna i irytująca i są momenty, gdy moja sympatia do niej wisiała na włosku. Z trzeciej, gdzieś pomiędzy tym wszystkim, z odcinka na odcinek widać, że Cassie tak naprawdę ledwo się trzyma i daje radę utrzymać się w pionie (metaforycznie, a często – po alkoholu – dosłownie). I Cuoco każde z tych oblicz swojej bohaterki pokazuje wiarygodnie.

Partnerujący jej wykonawcy również stają na wysokości zadania. W ogóle Stewardesa ma bardzo dobrze wykreowane postacie. Świetna jest Zosia Mamet (Shoshanna z Dziewczyn) jako zdolna prawniczka i najlepsza przyjaciółka Cassie. Strasznie sympatyczny jest jej chłopak, Max. Grający Alexa, faceta, z którym Cassie spotyka się głównie w swojej podświadomości, Michiel Huisman tak samo, jak wtedy, gdy grał w Grze o Tron Daario Naharisa ma w sobie odpowiednią dawkę charyzmy i wdzięku. Zapadającą w pamięć postacią jest też Miranda, w którą wcieliła się Michelle Gomez.

A i tak nie wspomniałem o wszystkich bohaterkach i bohaterach wartych uwagi. Stewardesa jest po prostu serialem, w którym lubi się pojawiające się na ekranie osoby i interesuje ich losami. Chyba dlatego serial ten jest tak bardzo wciągający i przyjemny w oglądaniu. Dawno bowiem nie zdarzyło mi się, bym z takim brakiem poczucia upływającego czasu jednego dnia obejrzał na raz wszystkie dostępne odcinki. To coś, czego mi chyba trochę brakowało i chociażby za to jestem gotowy wystawić Stewardesie wysoką ocenę.

Atuty

  • Niesamowicie wciąga;
  • Świetne tempo;
  • Znakomicie wykreowane i zagrane postacie;
  • Ma ciekawy i dobrze poprowadzony osobisty wątek głównej bohaterki mierzącej się ze swoimi demonami

Wady

  • Pełno tu absurdów, przypadków i cudownych zbiegów okoliczności (da się na to przymknąć oko);
  • Jeden wątek zrobiony trochę na siłę (może z myślą o kontynuacji)

Dawno już żaden serial nie wciągnął mnie tak bardzo, jak Stewardesa (2020) od HBO. Choćby dlatego mogę go polecić.

8,0
Jędrzej Dudkiewicz Strona autora
Miłość do filmów zaczęła się, gdy tata powiedział mi i bratu, że "hej, są takie filmy, które musimy obejrzeć". Była to stara trylogia Star Wars. Od tego czasu przybyło mnóstwo filmów, seriali, ale też książek i oczywiście – od czasu do czasu – fajnych gier.
cropper