Dolina Łez (2020) – recenzja serialu [HBO]. World of Tanks
W 1973 wojska Syrii i Egiptu skorzystały z faktu, że izraelscy Żydzi obchodzą właśnie Jom Kipur - jedno z ich najważniejszych świąt - i zaatakowali zajmowane przez Izrael ziemie, które jeszcze 10 lat wcześniej należały do nich. Wojna trwała 20 dni i pochłonęła 21 tysięcy istnień. O jej początkach opowiada nowy serial HBO.
Przyznam bez bicia, że kiedy zabierałem się za "Dolinę Łez" miałem już trochę dosyć seriali i filmów o charakterze wojennym. W ostatnich miesiącach przyszło mi recenzować "Mosul", "Ziemię Niczyją", "W Strefie Wojny", teraz to. Nie chodzi o to, że są to złe produkcje. Po prostu męczy mnie już oglądanie ludzkich tragedii, śmierci, płaczu. Zwłaszcza kiedy wiem, że oglądam produkcję opartą na prawdziwych wydarzeniach. Nigdy nie sądziłem, że to powiem, ale przydałaby mi się jakaś głupia komedia romantyczna, horror, albo inny prosty sensacyjniak. Kiedy wychodzi jakieś nowe Mission Impossible, w którym mamy jasny podział na dobrych i złych i tym dobrym nigdy nic się nie dzieje?
Dolina Łez (2020) – recenzja serialu [HBO]. Ignorancja potrafi być przydatna
Kapral Avinoam, członek izraelskiego wywiadu od jakiegoś już czasu przeczuwa, że zbliża się wojna. Świadczą o tym przekazywane półgębkiem informacje, które podsłuchuje na stacji radiowej, udowadniają ruchy syryjskiego i egipskiego rządu. Wojna wisi w powietrzu. Jest tylko jeden problem - nikt nie chce w to wierzyć. Avinoam jest raczej nerwowym człowiekiem, prawdopodobnie również hipochondrykiem, więc jego ostrzeżenia odbijają się od przełożonych jak od ściany. Do czasu aż zaraz po rozpoczęciu Jom Kipur, zwieńczenia dziesięciodniowej pokuty w trakcie którego to święta nie wolno jest pracować, jeść, a nawet myć się, rozpoczyna się atak sił egipskich i syryjskich. Przeciwnik ma naście razy więcej siły wojskowej niż Izraelczycy, toteż sytuacja wydaje się być beznadziejna.
Zdecydowanie nie podoba się to kapralowi Alushowi, który dopiero co wyjechał na front, aby dołączyć do swojego przyjaciela, brata kobiety z którą planuje związać swoje życie. Będzie musiał teraz walczyć aby utrzymać swoich towarzyszy czołgistów przy życiu, jako że przeciwnik ma dziesięć czołgów na każdy ich jeden. Potrzebny będzie spryt. Trzecim głównym bohaterem historii jest kapral Melakhi Berdugo (nie mylić z "Malakhi"!), człowiek bardzo porywczy, ale jednocześnie zażarcie wierny. Często ładuje się w kłopoty, ale zazwyczaj robi to po to aby pomóc swoim najlepszym przyjaciołom. Kiedy siedząc w areszcie za działalność rozbojową dowiaduje się, że jego braciom grozi śmierć, bez choćby cienia wahania rusza na front aby tylko móc im pomóc, uratować ich.
Szerszą fabułę serialu zna każdy entuzjasta sztuki wojennej. Czyli nie ja. Nie zrozum mnie źle, interesują mnie strategiczny aspekt wojny, lubię czytać o tym jakie ruchy i dlaczego podejmowali najwięksi dowódcy, ale nigdy do tej pory nie czytałem o wojnie Jom Kipur. Tym bardziej ciekawiło mnie jak potoczy się ta historia. Nie jestem na tyle zaznajomiony z tematem aby oceniać którąkolwiek ze stron, toteż całkowicie dałem się porwać historii przedstawionej przez serial. Sympatyzowałem z bohaterami, którzy musieli walczyć o życie przeciwko przytłaczającym swoją przewagą siłom wroga. Scenarzystom udało się wykreować bardzo wyraziste postacie.
Nawet z początku irytujący jak cholera Avinoam, którego postać w pierwszych odcinkach sprowadza się do płakania, że nie chce umierać, trzeba go bronić bo dużo wie i "gdzie jest jego jeżyk?!" ewoluuje ostatecznie w ciekawym kierunku i daje się polubić. Tak samo Melakhi, który być może i jest szukającym guza rozbójnikiem i nie podoba mu się, że jego miłość woli być z jego przyjacielem, ale ostatecznie udowadnia, że ma serce ze złota i dosłownie rzuciłby się dla swoich kompanów na granat. Jedynie Alush, mimo bijącej od niego sympatii, jakoś mnie nie kupił. Był zbyt czysty, zbyt doskonały i nieomylny. Nawet poboczne postacie mają w serialu do odegrania całkiem spore i interesujące role. Dafna, pracująca w centrali żołnierka, a prywatnie dziewczyna jednego z bohaterów, staje na rzęsach żeby mu pomóc, nie odwracając się przy tym plecami do reszty bohaterów. Stawkę niebanalnych sylwetek zamyka Meni Ben-Dur, dawniej żołnierz, bohater wojenny, a obecnie pisarz i kobieciarz, który za wszelką cenę stara się dowiedzieć, czy jego syn, który nigdy nie powinien był nawet znaleźć się na froncie, wciąż żyje.
Dolina Łez (2020) – recenzja serialu [HBO]. To jak to się skończyło?!
Serial Izraelczyków (ponoć ich najdroższy w historii) to przede wszystkim historia o ludziach, ale nie zapominajmy, że całość dzieje się w czasie wojny, toteż przyjdzie nam zobaczyć całą masę związanych z nią scen. Strzelaniny w otwartym polu, szturmowanie bunkrów, bitwy czołgów, przypadkowy friendly fire, przeprawa przez pole minowe. Czego tu nie ma! Może najwyżej umiaru, bo tak jak scena w której nasi przypadkiem dziesiątkują własny oddział (stres związany z widmem śmierci musi być niewyobrażalnie wielki), albo próbują przejść bezpiecznie przez pole minowe sprawiają, że siedzimy na brzegu fotela i boimy się złapać oddech, tak kolejna runda World of Tanks - a oglądamy co najmniej jedną na odcinek - potrafi znużyć. Rozumiem, że produkcji udało się wskrzesić kilka maszyn, które pamiętają jeszcze prawdziwą wojnę i chcieli się tym pochwalić, ale co za dużo to i świnia nie zje.
Tak samo jak w przypadku standardowego minusa, o którego czepiam się w przypadku seriali właściwie za każdym razem - cała wojna trwała wszystkiego 20 dni. Nie dało się zamknąć jej historii w jednym sezonie? Musieli ograniczyć się do dziesięciu odcinków i skończyć w najciekawszym momencie? No nienawidzę kiedy seriale to robią. To jakby czwarty sezon "Breaking Bad" zakończyć odcinek przed tym jak Waltowi udaje się pozbyć Gustavo. Jakby "Dexter" musiał czekać rok żeby dorwać Rudiego, albo Trójkowego. No nie robi się tak. Rozpoczęty wątek należy zakończyć. Tutaj za jakkolwiek zakończony można uznać co najwyżej wątek Meniego szukającego swojego syna. Mało trochę. Zwłaszcza, że nie ten temat ciągnął do przodu cały sezon.
"Dolina Łez", mimo, że bardzo się przed nią broniłem, okazała się być szalenie wciągającą i emocjonującą historią. W porównaniu z pozostałymi historiami wojennymi, które przyszło mi ostatnimi czasy recenzować, oferuje dobrze napisane postacie, wciągającą historię, porządny spektakl. Producenci nie bali się pokazać przed kamerą z jakimi wydarzeniami, obrażeniami, tragediami wiąże się wojna, uzyskując w efekcie obraz raczej dołujący, ale warty uwagi. Mam nadzieję, że doczekamy się drugiego sezonu. To nie Netflix, więc jest szansa.
Atuty
- Kreacje w zasadzie wszystkich aktorów;
- Zrealizowany z rozmachem;
- Bezpardonowe ukazanie okropieństw wojny
Wady
- Bitwy czołgów zaczynają w pewnym momencie przynudzać;
- Krótka historia, a i tak nie dało się jej zamknąć w jednym sezonie
"Dolina Łez" to jeden z ciekawszych seriali wojennych jakie ostatnio widziałem. Wolno się rozkręca, ale warto dać mu szansę.
Przeczytaj również
Komentarze (12)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych