Jaki jest najlepszy RPG w historii? Wcale nie Wiedźmin 3

Jaki jest najlepszy RPG w historii? Wcale nie Wiedźmin 3

Maciej Zabłocki | 04.02.2021, 22:00

Przygotowanie uzasadnienia wyboru najlepszych gier RPG w historii naszej branży nie było łatwym zadaniem. Musiałem nie tylko wrócić pamięcią do wszystkich tytułów, które pochłonęły mnie bez reszty, ale też stosownie uargumentować, dlaczego to właśnie te konkretne wskazania uważam za objawienie. Jak to wyglądało, zanim pojawił się Wiedźmin 3: Dziki Gon? Ten, jak wiemy, znacząco ożywił skostniały rynek, ale czy był najlepszym RPG wszech czasów? Zastanówmy się. 

Współczesne pokolenie graczy, których młodość przypadała na okres nowego millenium z pewnością zgodzi się ze Mną, że seria przygód Wiedźmina wprowadziła do gatunku mocno oczekiwany powiew świeżości. O ile w przypadku trójki wszystko już zostało powiedziane, o tyle często zapominamy o tak niezwykłej produkcji, jak pierwsza odsłona wędrówek Geralta. Dziś nieco bardziej archaiczna, ale swego czasu wręcz zachwycająca, szczególnie rozbudowaną, pełną zwrotów akcji fabułą i ciekawym systemem walki. Chociaż po pewnym czasie stawał się zbyt banalny i bez problemów mogliśmy pokonać dowolnego wroga, to jednak satysfakcja płynąca z opanowania mechaniki była nie do opisania. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Jaki jest najlepszy RPG w historii? Wcale nie Wiedźmin 3

Przejrzałem wiele różnych rankingów najlepszych gier RPG w dziejach. Wiele z nich wskazywało, że Wiedźmin 3 jest najlepszą produkcją z tego gatunku. Podkreślano doskonale skonstruowane questy, niesamowitą i trzymającą w napięciu historię oraz przekonującego i charyzmatycznego bohatera. Dokonywane wybory miały wiele sensu, a ich konsekwencje odbijały się w dalszej fazie rozgrywki sprawiając, że mieliśmy ochotę raz jeszcze przejść trzeciego Wiedźmina, tylko tym razem kompletnie inaczej. Gdy w 2015 roku odpaliłem te grę na swoim PC, nie mogłem oderwać się przez kolejne tygodnie. Wydane potem dodatki „Serce z Kamienia” i „Krew i Wino” były jeszcze lepsze od podstawki, doskonale wzbogacały historie i dopełniały wybitnego dzieła. Wiedźmin 3 zasłużył na wiele branżowych nagród. Dla niektórych wcale nie był rewolucją – dla mnie do dzisiaj jest klimatycznym majstersztykiem. Może pod kątem mechanik można mu nieco zarzucić, może też początkowo odstraszał błędami, to jednak finalnie uznany został za najlepsze RPG w historii branży.

Wychowałem się na nieco innych grach RPG

Może zabrzmi to dość infantylnie, ale za moich czasów młodości nie było wielkich, rozbudowanych światów 3D. Zamiast tego każdy zagrywał się w tak niesamowite produkcje jak pierwszy Baldur’s Gate, Icewind Dale czy niezapomniany, wręcz magiczny Planescape Torment. Wtedy nastawały czasy pierwszego, pod pewnymi względami rewolucyjnego Neverwinter Nights i mrocznego, doskonale udźwiękowionego Morrowinda. Ten ostatni potrafił zachwycać pod niemal każdym względem. To były też czasy premiery drewnianego Gothica, tak wielbionego przeze mnie, a niedługo potem drugiej części i wspaniałego dodatku – Nocy Kruka. Wiecie, że rewolucyjny na wielu płaszczyznach KOTOR wyszedł w 2003 roku? A wspominany do dzisiaj z łezką w oku Oblivion to rok 2006? 

Jaki jest najlepszy RPG w historii? Wcale nie Wiedźmin 3

Gdy dopiero uczyłem się mówić „mama” i „tata” na rynek wkraczała doskonała strategia ekonomiczna – Transport Tycoon z widokiem z rzutu izometrycznego. Wtedy taka kamera pozwalała na znacznie więcej, bo to dzięki niej mieliśmy doskonały pogląd na to, co się dzieje dookoła. W pierwszym Wiedźminie również mogliśmy włączyć taki widok. Wszystko dzięki temu, że produkcję oparto na silniku graficznym „Autora” wykupionym bezpośrednio od BioWare. To gwarantowało też wachlarz niezbędnych narzędzi do produkcji rozbudowanego RPG. Do dziś pamiętam filmy z cyklu „making of” które przedstawiały proces produkcji jednej z najlepszych gier w swoim gatunku. Oglądałem te materiały z ogromną radością i zaciekawieniem – wiedziałem już wtedy, że pierwszy Wiedźmin może być produkcją wybitną. Nie miałem natomiast pojęcia, jak wspaniale potoczą się dalsze losy całej marki. 

Pierwsze objawienie? Niektórzy pewnie wskażą Chrono Triggera

Gdy nadszedł rok 1995, na SNESa trafiło RPG, które wyprzedzało swoje czasy. Square Enix przygotowało prawdziwą perełkę – pod względem mechanik, klimatu i podejścia dalece wyprzedzającą to, czego ówcześni gracze mogli doświadczyć w tym gatunku. Chrono Trigger nie różnił się zbytnio graficznie od pozostałych produkcji na konsoli Nintendo – jego największą wartością były natomiast wszystkie pozostałe elementy składowe. Pieczę nad produkcją sprawowały znakomicie znane w środowisku postacie z Akirą Toriyamą na czele. Twórcą muzyki był natomiast kompozytor znany z serii Final Fantasy – Nobuo Uematsu, a wcześniej za warstwę dźwiękową odpowiadał świetny Yasunori Mitsuda. Chrono Trigger odniósł duży sukces, sprzedając się w potężnej liczbie 2,7 mln kopii. W samej Japonii zeszło aż 2,36 mln pudełek. 

Jaki jest najlepszy RPG w historii? Wcale nie Wiedźmin 3

Wielu recenzentów z całego świata zachwycało się, że Chrono Trigger jest rewolucyjny pod względem prowadzenia historii. Mieliśmy wiele różnych zakończeń, szereg możliwości rozgrywania potyczek z przeciwnikami czy charyzmatycznych i świetnie opisanych, siedmiu bohaterów. Celem gry było powstrzymanie ogromnego stwora – Lavosa przed unicestwieniem całego świata. W produkcji zawarto elementy podróży w czasie, a nasi bohaterowie posługiwali się nie tylko mieczem, ale też magią. Chrono Trigger swego czasu na nowo odkrywał gatunek, dostarczając ciekawe pojedynki, fabułę i możliwości, oferując szereg ciekawych zadań pobocznych i jako jedna z pierwszych gier dostarczał tryb „New Game+” pozwalający na rozpoczęcie przygody od nowa, zachowując wcześniej zdobyte przedmioty i statystyki. Co warte odnotowania – nazwę tego trybu zapoczątkował właśnie Chrono Trigger. Szczególnie dobrze wspominam możliwość unikania wielu pojedynków. Każda z potyczek stanowiła duże wyzwanie, ale dostarczała też mnóstwo satysfakcji z pokonanego przeciwnika. Jak na niewielkie możliwości SNESa, produkcja Square Enix zdecydowanie wyprzedzała swoje czasy. 

Potem nastały grube lata dla całego gatunku. Premiery tak potężnych produkcji jak pierwszy Baldur's Gate (Wrota Baldura) czy Icewind Dale sprawiły, że mnóstwo ludzi zakochało się w grach RPG, kupując na potęgę nowe akceleratory 3D. W tamtych czasach byłem graczem PCtowym, chociaż konsole zawsze były obecne w moim domu dzięki dwóm starszym braciom. Wychowałem się jednak na produkcjach, które wspominam z łezką w oku. Pierwszy Doom, pierwszy Quake albo pierwszy Half-Life to gry o których nie sposób zapomnieć. Do dziś wspominam Colin McRae Rally 2.0 i to cudowne intro z dynamiczną muzyką. Szkoda, że dziś nie ma już tak wielu znakomitych przygodówek point&click, jak choćby Gilbert Goodmate czy Ace Ventura. Grałem też w Hopkins FBI, ale to akurat był mocny przeciętniak. 

Jaki jest najlepszy RPG w historii? Wcale nie Wiedźmin 3

Wtedy jednak przyzwyczaiłem się do grania na komputerze, a już tym bardziej do wsparcia myszki podczas zabawy. Szczególnie upodobałem sobie kilka produkcji z gatunku RPG – wracam do niego najczęściej i najchętniej, uwielbiam ponownie zatapiać się w świecie magii i miecza, przechodząc kolejne lokacje na nowe sposoby. Jedną z pierwszych gier, która całkiem mnie oczarowała, był wydany w 1999 roku Baldur’s Gate – czyli „Wrota Baldura”. Dysponowałem wydaniem pięciopłytowym, w pięknym, zielonym boxie. Mnogość możliwości, nieprawdopodobna historia i jeszcze więcej zawartości sprawiły, że to właśnie wtedy zrozumiałem, jak wiele może zaoferować gatunek RPG. 

Wrota Baldura czyli „witajcie w Zapomnianych Krainach”

Niewątpliwie każdy z nas ma pewien tytuł, do którego wraca z łezką w oku. Dla mnie jedną z takich gier jest pierwsza część Wrót Baldura. To magiczne arcydzieło na nowo zdefiniowało gatunek, dostarczając jedną z najpiękniejszych przygód w historii. To dzięki wybitnej formie BioWare i wydawcy Black Isle Studios na nowo rozkwitł cały gatunek, a polska wersja językowa z doskonałym dubbingiem w wykonaniu Piotra Fronczewskiego, Krzysztofa Kowalewskiego czy Mariana Opanii idealnie dopełniała dzieła. To właśnie wtedy okazało się, że gry z widokiem z rzutu izometrycznego mają jeszcze wiele do zaoferowania. Dlaczego Wrota Baldura były tak dobre? 

Jaki jest najlepszy RPG w historii? Wcale nie Wiedźmin 3

Duża w tym zasługa samych podstaw – osadzenia historii i świata, fabuły i wykreowanych postaci. Akcja rozgrywała się w zakątkach „Forgotten Realms” czyli „Zapomnianych Krain”, konkretnie na Wybrzeżu Mieczy w krainie Faerun. Od początku wcielamy się w postać wychowanka Goriona – mędrca mieszkającego w otoczonej wysokim murem bibliotece o tajemniczo brzmiącej nazwie Candlekeep. W tym wszystkim najbardziej fascynujące było to, że nie wiedzieliśmy zbyt wiele o naszej przeszłości. To były czasy gier RPG w których zastanawiało nas wiele więcej niż obecnie – miałem pewne przemyślenia kim byli rodzice tej postaci, skąd pochodzi, skąd się w ogóle tutaj wzięła. Odpalenie tej historii nie polegało jedynie na stworzeniu losowej postaci, która później z niewyjaśnionych powodów ratowała świat. Tylko RPG z charakterystycznymi bohaterami zyskiwały najwięcej, czego dobrym przykładem jest wydany dwa lata później Gothic z niesławnym Bezimiennym. 

Wrota Baldura od samego początku wprowadzały mistyczny klimat. Gorion przygarnął nas, zaoferował miejsce do spania, pożywienie i dach nad głową. Do tego zagwarantował odpowiednie wykształcenie. Szybko dowiadujemy się, że w Candlekeep żyje nasza przyszywana siostra imieniem Imoen. Ona również nie ma pojęcia skąd pochodzi. Przez pierwsze momenty z grą napawałem się klimatem biblioteki, rozmową z przybranym ojcem, historią czytaną przez narratora. Niestety, chwilę później bliżej nieokreślony przeciwnik przeprowadza atak na to magiczne miejsce, a my razem z Gorionem musimy czym prędzej zbierać manatki by wydostać się z tej śmiertelnej pułapki. Niestety podczas ucieczki przez gęste chaszcze dopada nas bolesna ręka wrogów, poważnie raniąc i zmuszając do panicznego odwrotu. Cudem dostajemy się do karczmy „Pod Pomocną Dłonią”, a tam… historia dopiero się rozkręca. 

Ten RPG wydany pierwotnie w 1998 roku, a spolszczony i wprowadzony na półki sklepowe w Polsce w 1999 był pewnego rodzaju audiobookiem. Chłonąłem każdy kolejny dialog niczym następną stronę znakomitej lektury, a możliwość odgrywania roli i uczestniczenia w tym świecie dodawała mi jeszcze więcej radości. Najlepszym mechanizmem, który można było wtedy wykorzystać, była druga edycja papierowego systemu „Advanced Dungeons and Dragons” z którego korzystaliśmy z chłopakami przy RPG rozpisywanych na kartkach. Konieczne było zatem stworzenie postaci i wybór spośród sześciu ras i ośmiu klas. Potem rzucaliśmy wirtualną kostką i losowaliśmy współczynniki do takich statystyk jak siła, charyzma, kondycja czy inteligencja. Każda z klas i ras miała swoje unikalne cechy, które mogły nam znacznie ułatwić walkę czy rozwiązanie jakiejś zagadki logicznej, albo np. umożliwić odblokowanie nowych kwestii dialogowych. 

Wrota Baldura to także pierwsza, pełna polska wersja językowa

W tamtych czasach dubbing nie był powszechną formą polonizacji. Pojawiały się tu i ówdzie jakieś napisy w rodzimym języku, ale dopiero pierwsze Wrota Baldura podniosły poprzeczkę na niespotykany wcześniej poziom. Nie tylko głosy były tutaj pierwszorzędne (za sprawą kinowej, gwiazdorskiej obsady). Równie wielkie wrażenie robiło przetłumaczenie dziesiątek tysięcy stron maszynopisu. Polonizacji doczekały się nawet książki poukrywane w bibliotekach, oferujące doskonałe urozmaicenie historii świata. Kultowe stały się też odzywki naszych towarzyszy czy wymiana zdań pomiędzy nimi. Równie niespotykane wcześniej były możliwości prowadzenia historii – w każdej z krain ukryto pomocnych towarzyszy, których mogliśmy zwerbować do naszej drużyny. Żeby tak się stało, konieczne było wykonanie określonego zadania, czasem nawet ograniczonego czasowo. Rewolucyjny okazywał się także system reputacji, zależny od naszych poczynań. Zbyt niski skutkował tym, że straże atakowały nasze postaci w miastach, a handlarze odmawiali wymiany dóbr. W takich okolicznościach struktura rozgrywki drastycznie się zmieniała, bo zmuszeni byliśmy do kombinowania i kradzieży, a to wiązało się z dużo większym niż zwykle, niebezpieczeństwem. 

Jaki jest najlepszy RPG w historii? Wcale nie Wiedźmin 3

Wrota Baldura pozwalały na pełną dowolność w realizacji kolejnych zadań. Tych było mnóstwo, zarówno głównych napędzających oś fabularną jak i podocznych, często kosmicznie dobrych i zaskakujących. Oczywiście w grze znajdują się krainy do których początkowo nie mamy dostępu, ale to w jaki sposób do nich dojdziemy pozostawało wyłącznie naszym wyborem. Mogliśmy sprzedawać trofea upolowanych bestii, okradać gospody albo szukać jakiegoś bogacza, który w swojej naiwności podaruje nam połowę swojego dobytku. Podczas walki pomagała nam niezastąpiona, aktywna pauza, dzięki której mieliśmy chwilę na dobór odpowiednich zaklęć, wypicie mikstur czy opracowanie taktyki na rozprawienie się z kolejną falą wrogów. 

Wrota Baldura były niezastąpione głównie za sprawą fantastycznie rozpisanych postaci, genialnych dialogów pomiędzy nimi i linią fabularną, która potrafiła zachwycić, a każde kolejne zadanie było „po coś”. Tutaj na każdym kroku mogliśmy doświadczyć czegoś niespodziewanego. Każdy z bohaterów potrafił nas czymś zaskoczyć, a jego znaczenie podczas wędrówki okazywało się niekiedy bezcenne. Druga część, podobnie jak pierwsza, również zachwycała swoimi możliwościami, ale była jedynie kontynuacją, wobec czego jej urokliwość i wielkość jest w mojej ocenie nieco przytłumiona częścią pierwszą. Czy to najlepszy RPG w dziejach? Mógłbym napisać to bez żadnych wątpliwości, gdyby nie… Planescape: Torment. 

„Imiona mają władze nad tożsamością. Mogą posłużyć innym jako broń.”

Produkcja stworzona przez Black Isle Studios, wydana w 1999 roku przez Interplay Entertainment na stałe wpisała się do kanonu wybitnych RPG – głównie dlatego, że w przeciwieństwie do swoich konkurentów, była dosłownie… interaktywną książką. Planescape: Torment to wielka, niesamowita, doprawdy niezwykła i bardzo bogata gra RPG, gdzie nasze wybory, podejście i zachowanie ma olbrzymi wpływ na przebieg rozgrywki i całej fabuły. Tutaj główną składową jest historia – to ona wyznacza kierunek rozwoju, to ona pozwala nam doświadczać czegoś więcej i to ona sprawia, że zaczynamy rozmyślać nad naszą naturą, nad pochodzeniem, nad moralnością. 

Akcja rozgrywa się w jednym z najbardziej mrocznych i klimatycznych światów „Dungeons&Dragons”. Tak zwanym „Wieloświecie” w którym znajdziemy sfery materialne, wewnętrzne oraz zewnętrzne. Są jeszcze takie przechodnie, pozwalające na podróże astralne. Każda z nich to inny klimat, inni przeciwnicy oraz inne możliwości. Na początku przygody trafiamy do miasta drzwi zwanego Sigil, w którym władczynią jest „Pani Bólu” – olbrzymia, lewitująca kobieta będąca odpowiedzialna za bezpieczeństwo i wymiar sprawiedliwości w jednym. Wcielamy się w postać Bezimiennego (skąd to znamy?), dotkniętego amnezją, który wielokrotnie zmagał się ze śmiercią i której za każdym razem potrafił czmychnąć. Bardzo ciekawie rozpoczynamy te przygodę, ponieważ… budzimy się w kostnicy, po której wałęsają się bez celu krwiożercze zombie. A pierwszą postacią, jaką napotkamy, jest lewitująca czaszka o imieniu Morte. 

Głównym zadaniem staje się odzyskanie pamięci, ale przy tej okazji weźmiemy udział w setkach przygód i poznamy na swojej drodze drugie tyle przyjaciół i wrogów. W przeciwieństwie do pozostałych gier RPG, tutaj w Planescape olbrzymi nacisk postawiono na bohaterów z którymi przyjdzie nam współpracować. Każdy z nich ma własną, bardzo bogato rozpisaną historię, własny kręgosłup moralny, a także własne przemyślenia na dany temat. Taki Morte jest… seksualnie niewyżytą czaszką, a przemierzając Wieloświat natrafimy na bezczelną diablicę Annie czy Nie-Sławę prowadzącą powszechnie znany dom uciech, ale dla niewyżytych… intelektualnie. Wchodząc tam koncentrujemy się na rozwlekłej, zamotanej i bardzo długiej rozmowie. Po czasie okazuje się, że kluczem do rozwiązania większości problemów każdej z napotkanych postaci jest… Bezimienny. Za swojego wielokrotnego życia pozostawił wiele cennych pamiątek czy historii, a jego przeznaczenie odkrywamy stopniowo, słuchając na swój temat dziesiątek opowieści, czasem legend, a czasem wręcz niestworzonych, wyssanych z palca głupot. 

Jaki jest najlepszy RPG w historii? Wcale nie Wiedźmin 3

Planescape: Torment to zbiór wybitnych cytatów. Jednym z nich jest: „Zatem złączymy razem te wszystkie udręki i złożymy je w jeden byt. I tym sposobem pokonamy je ostatecznie. Wytoczymy bój naszemu własnemu potępieniu, a kiedy je pokonamy, odzyskamy na nowo wolność.” Drugim, który zapada w pamięć, jest wypowiedź Bezimiennego, który w tak melodyjny sposób opisuje jednemu z napotkanych bohaterów swój nędzny żywot: „Z relacji osób, które spotkałem na swej drodze, dowiedziałem się, że w swoich licznych życiach łapałem się najróżniejszych profesji. Bywałem wojownikiem dzierżącym potężne bronie dwuręczne, magiem sprowadzającym deszcz meteorów na głowy mych wrogów, czy wreszcie złodziejem, który pomagał ludziom pozbyć się zbyt ciężkiej sakiewki. Mimo to, każda kolejna śmierć obdziera mnie z umiejętności, które nabyłem i pamięci o ludziach, którym pomogłem i którzy pomogli mnie…”. Aż łezka mi się w oku zakręciła, chyba ponownie zatopie się w magicznym Wieloświecie. 

To wybitne arcydzieło Black Isle Studios od samego początku nastawione jest przede wszystkim na rozwiązywanie zagadek logicznych, dlatego już na starcie warto zainwestować punkty doświadczenia w inteligencję oraz mądrość, które okazują się nieopisanym wsparciem przy przemierzaniu kolejnych sfer. Co ciekawe, grę możemy przejść od początku do końca bez wdawania się w jakąkolwiek bójkę. No chyba, że nasza erudycja zawiedzie, albo przeciwnicy będą wyjątkowo uparci. Może się także zdarzyć, że jeden z naszych kompanów wypowie niestosowne zdanie, które pogrąży długo pielęgnowaną, pozytywną atmosferę. W tej grze niczego nie możemy być pewni i pod tym względem jest ona zabójczo fascynująca. 

Jaki jest najlepszy RPG w historii? Wcale nie Wiedźmin 3

To jedna z tych produkcji, w której największą wartością jest fabuła, czyli dokładnie to, co w grach RPG cenię sobie najbardziej. Te kilkadziesiąt godzin spędzonych w Wieloświecie pozwoli na stopniowe odkrywanie bohaterów, niewiarygodne zżycie się z nimi, a także zapoznanie się z wieloma historiami, z których cytaty będziemy recytować przez kolejne lata. To także jedna z tych gier do której można wracać nawet dzisiaj, bo w żadnym wypadku się nie zestarzała. Nieco archaiczna współcześnie grafika ma swoje plusy w postaci ręcznie malowanych tekstur i świetnie wykreowanych modeli przedmiotów i elementów otoczenia. Kolorystyka, nieco przybrudzona, przyszarzona, do teraz wprawia w delikatne zakłopotanie. Do tego mistyczna wręcz muzyka i nieustępujący klimat wiecznego niebezpieczeństwa potęgują w nas doświadczanie RPG na kompletnie innym poziomie. To coś, czego nie sposób zapomnieć. 

Dlaczego nie Wiedźmin 3? Bo choć znakomity, to do rewolucji było mu dość… daleko

Dlatego uważam, że Wiedźmin 3, chociaż wielokrotnie nagradzany najbardziej wybitną grą RPG, często ogłaszany tytułem doskonałym i wyznaczającym standardy, jest grą, która… na swój sposób powiela schematy. Broni się doskonałym systemem walki, genialnie wykreowanymi postaciami (ale nie przez CDP Red, a przez Sapkowskiego) i znakomicie prowadzoną fabułą. Ma przy tym gigantyczny, bogaty świat i mnóstwo zaskakujących zadań pobocznych (jak cała historia Krwawego Barona, jedna z najlepszych w trójwymiarowych RPG). 

Jednak nie jest dla mnie tak pochłaniająca i tak niezwykła w swojej opowieści, jak Wrota Baldura czy Planescape: Torment. Nie jest nawet tak dobra, jak Icewind Dale czy pierwszy Fallout. Daleko też trzeciej odsłonie Wiedźmina do magicznego klimatu, jakiego doświadczałem w Morrowindzie, czy do historii Górniczej Doliny osłoniętej śmiertelną barierą. Wiedźmin 3 to po prostu doskonałe rzemiosło, znakomicie zrealizowana gra czerpiąca garściami z najlepszych w swoim gatunku. Ale dla każdego miłośnika RPG – jeśli nie odstrasza was widok izometryczny, nie lękacie się tysięcy stron maszynopisu i nie jesteście fanami fotorealistycznej grafiki, musicie spróbować swoich sił w opisywanych tutaj produkcjach. Może to nie bogate 3D, ale prawdziwa wartość gatunkowa RPG leży w jego historii. A tych na pewno nie zapomnicie. 

Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Wiedźmin 3: Dziki Gon.

Maciej Zabłocki Strona autora
Swoją przygodę z recenzowaniem gier rozpoczął w 2005 roku. Z wykształcenia dziennikarz, ale zawodowo pracujący też w marketingu. Na PPE odpowiada głównie za testy sprzętów i dział tech. Gatunkowo uwielbia RPG, strategie i wyścigi. Uzależniony od codziennego czytania newsów i oglądania konferencji.
cropper