Najlepsze gry we Flashu. Internet był kiedyś głównym źródłem rozrywki
Jestem z pokolenia, które długie godziny dzieciństwa spędzało, grając w przeróżne projekty we flashu na stronach Internetowych. Warto przypomnieć sobie te najlepsze!
Choć jestem stosunkowo młody, a mój wiek to ciut poniżej średniej użytkowników portalu, wciąż pamiętam czasy przed Internetem – choć nieco jak przez mgłę. Znacznie lepiej pamiętam momenty, w których trzeba było płacić za niego ogromne sumy, a czas, kiedy to on był dla mnie największym źródłem gier wideo, kojarzę zdecydowanie najlepiej. Niektóre portale (jak gry.pl i wyspagier.pl) do dziś budzą we mnie masę nostalgii.
Z racji braku świadomości i młodego wieku, zdecydowanie łatwiej było mi korzystać z przeróżnych stron internetowych oferujących gry we flashu, niż z PlayStation 1 albo PlayStation 2. Z tego względu wraz z rówieśnikami właśnie tam zaczynaliśmy nasze przygody z branżą. I to właśnie w taki sposób kwitło nasze zamiłowanie do tego medium, które już wtedy oferowało bezmiar frajdy oraz możliwości.
Graliśmy w domach (choć ja częściej u dziadków), będąc w odwiedzinach u siebie oraz, przede wszystkim, na lekcjach Informatyki, w bibliotekach i świetlicach. Nie wymagało to bowiem instalowania niczego, ani nawet znajomości podstaw komputerów. Czysta, niczym niezmącona frajda. Pozwólcie więc, że w ramach małej, nostalgicznej podróży, przedstawię Wam dziesięć najlepszych gier we flashu, w których spędzałem dziesiątki godzin. Do rzeczy!
The Fancy Pants Adventure
Do dziś jestem pod wrażeniem tego, jak płynnie zrealizowane było poruszanie w tamtej grze. Genialny tytuł o zwykłym patyczaku w spodniach, który przemierzał ręcznie rysowane poziomy. Świetna zabawa na długie godziny, a niektóre poziomy dla młodego mnie były naprawdę sporym wyzwaniem. Co więcej, niedawno dowiedziałem się, że pojawiła się rozszerzona wersja gry na Steam! Zakup obowiązkowy dla fanów!
Age of War
Od zawsze lubiłem gry, gdzie rozwój prowadził do przeskakiwania kolejnych epok. Pewnie stąd moje zamiłowanie do strategii jak Age of Empires albo Empire Earth. Niewielkie Age of War oferowało podobne możliwości, choć całość była zdecydowanie łatwiejsza i mniej skomplikowana. Mimo wszystko sprawiało, że przez długie godziny potrafiłem walczyć wojownikami z maczugami i żołnierzami.
N
Klasyk, po prostu! Do dziś uwielbiam ten tytuł, choć swego czasu spędziłem przy nim naprawdę długie godziny i udało mi się uporać z lwią częścią poziomów. Wspaniały był fakt, że postęp mógł się zapisywać, dzięki czemu nie musiałem robić wszystkiego od nowa, gdy znów po szkole mogłem odwiedzić dziadków. Ponadto, przygotowując się do napisania tego tekstu, zauważyłem, że w międzyczasie wyszły dwie kontynuacje – N+ i N++!
Boxhead 2
Największa dawka brutalności, jaką widziałem w grach, w Szkole Podstawowej! Pamiętam, że mój dobry przyjaciel wymiatał w tym tytule, a masę zabawy czerpałem, przyglądając się z boku, jak masakruje kolejne fale przeciwników. Dziś chyba bym nie wytrzymał, gdybym miał po prostu patrzeć. Niemniej, świetna formuła rozgrywki, która w zasadzie nawet obecnie znajduje ujście w wielu podobnych, pełnoprawnych tytułach.
QWOP
Od zawsze lubiłem sport i nie ukrywam, że ten enigmatyczny i zakręcony tytuł sprawiał, że mogłem się naprawdę wyszaleć. Bardzo ciekawa gra, w której ogromne znaczenie miało operowanie partiami naszych nóg. Wydaje mi się, że jedynym powodem, dla którego spędziłem w tym projekcie tyle czasu, była chęć bicia rekordów kumpli ze stanowisk obok. Zabawa była niełatwa, a satysfakcja po uporaniu się z wyścigiem, ogromna!
Electric Man 2
Jeśli dobrze pamiętam, to zawsze, gdy grałem w tę pozycję, wyobrażałem sobie, że mogę sterować Son Goku – a wszystko dzięki żółtej poświacie. Cóż, wtedy mogłem pomarzyć o czymś jak Dragon Ball FighterZ, a nawet Dragon Ball Z: Budokai. Tak więc to była moja przepustka do świata wojowników. Co więcej, elementy zwolnionego czasu rodem z Matrixa tylko podbijały frajdę z pojedynków. Ostatnio spróbowałem nawet zagrać ponownie. I wiecie co? Naprawdę się wciągnąłem!
Sherwood Dungeon
Gdy nie wiedziałem wiele o World of Warcraft i prawdopodobnie nie było mnie stać na wydawanie pieniążków na abonament, właśnie Sherwood spełniał rolę integracji ze znajomymi podczas sieciowego przechodzenia kolejnych podziemi. Choć gra zdążyła się mocno zestarzeć i dziś próżno mówić o niej, jak o gwarancie świetnej zabawy, to wciąż niesie ze sobą masę wspomnień – głównie przez wzgląd na liczbę godzin, które tam utopiłem.
Ogień i Woda
Jeden z pierwszych tytułów, które pokazały mi, jak cudowne może być granie w kooperacji. Bardzo możliwe, że to właśnie przygody Ognistego Chłopca i Wodnej Dziewczynki wzbudziły we mnie miłość do podobnych produkcji. Dziś uwielbiam przechodzić przeróżne projekty, grając wspólnie z partnerką. I wierzę, że to właśnie godziny w tych platformówkach sprawiły, że dziś perspektywa współpracy w grach budzi we mnie tak pozytywne odczucia.
Latające Chomiki
Tytuł niezwykle prosty w swoich założeniach, ale niebywale grywalny! „Chomiki” (jak zwykłem je wtedy nazywać) polegały po prostu na wystrzeleniu zwierzaka przy pomocy poduszkowej katapulty tak, aby ten doleciał jak najdalej. Po drodze można było łapać dowolne dopalacze i przedmioty wspomagające. Przekroczenie granicy amatorskiego latania wymagało jednak wręcz strategicznego myślenia.
Miecze i Sandały 2
Nie wierzę, że jest ktoś z pokolenia dzieciaków lat 90., kto nigdy nie miał okazji mierzyć się w tym tytule! Założenia były proste – rozwijaliśmy postać, aby następnie mierzyć się na arenie z przeciwnikami w bardzo charakterystycznych starciach. Banalna formuła, ale bawiła przez wiele lat. Pamiętam, gdy pierwszy raz dowiedziałem się o magicznym kodzie na losową postać – przez kilka dni byłem największym kozakiem w klasie!
Przeczytaj również
Komentarze (33)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych