Potwór (2021) – recenzja filmu [Netflix]. Winny?

Potwór (2021) – recenzja filmu [Netflix]. Winny?

Piotrek Kamiński | 08.05.2021, 21:00

Nastoletni licealista z Harlemu zostaje oskarżony o współudział w napadzie rabunkowym i morderstwie. Utrzymuje, że jest niewinny, lecz czy naprawdę tak jest? (Spoilery)

Zabierając się za dzisiejszy film myślałem, że dostanę coś na wzór "Lęku Pierwotnego" z Richardem Geere'em i Edwardem Nortonem - nieoczywistą sprawę, towarzyszące jej napięcie i ciekawy zwrot akcji na sam koniec. "Potwór" Anthony'ego Mandlera nie jest jednak zainteresowany powielaniem czyichś pomysłów. Już na samym początku pokazuje, że główny bohater co najmniej znał się ze sprawcą napadu. Odważny ruch. Szkoda, że zupełnie nietrafiony.

Dalsza część tekstu pod wideo

Potwór (2021) – recenzja filmu [Netflix]. Sądy rzadko kiedy są ciekawe

Steve Harmon jest spokojnym licealistą. Dobrze się uczy, ma oko do kręcenia filmów i robienia zdjęć. Wracając pewnego dnia do domu wpada na Williama Kinga, lokalnego cwaniaka i członka gangu. To ta znajomość sprawi, że kiedy go poznajemy, zostaje właśnie przyjęty do aresztu.

Potwór (2021) – recenzja filmu [Netflix]. Winny?

Cały film przedstawiony jest z perspektywy głównego bohatera, lecz akcja często skacze pomiędzy obecnymi wydarzeniami, a fragmentami jego dotychczasowego życia. Czasami narracja brzmi jakby Harmon pisał pamiętnik, innym razem scenariusz filmu. Jest to wyraźne nawiązanie do książkowego oryginału autorstwa Waltera Deana Myersa, w którym zależnie od perspektywy czytaliśmy albo pamiętnik, albo właśnie pisany dla frajdy scenariusz. Zabawa formą potrafi dać ciekawe rezultaty - uwydatnić pewne cechy bohaterów, wziąć całe sceny w stylistyczny nawias, schować pewne elementy scenariusza. Twórcę ogranicza niemalże tylko jego wyobraźnia.

Tym większa szkoda, że autorzy "Potwora" zupełnie ich nie wykorzystują. Pisanie scenariusza przez głównego bohatera ogranicza się do rzucenia kilka razy zwrotami takimi jak "wnętrze, dzień" i niczego ponad to. Jest, bo było w książce. W swoim pamiętniku Steve również nie ma niczego ciekawego do przekazania. Kilka oklepanych fraz i zbyt prędkie zdradzenie, co tak naprawdę wydarzyło się tamtego dnia, kiedy został aresztowany.

Nie raz i nie dwa razy widz słyszy, że na kółku filmowym, na które uczęszcza główny bohater ważne jest dobre przedstawienie historii, złapanie uwagi widza i sprawienie żeby mu zależało. Oglądając film człowiek myśli sobie, że pewnie jest to istotny element całej układanki. Zaczyna zastanawiać się, czy aby na pewno nie jest właśnie mistrzowsko rozgrywany. Wspominałem, że będą spoilery, więc napiszę wprost. Nie. Widz nie jest wodzony za nos, a cała historia jest tak prosta i nijaka, jak od początku się wydaje.

Potwór (2021) – recenzja filmu [Netflix]. Bez pomysłu

Aktorzy zazwyczaj spisują się przynajmniej poprawnie. Zarówno główny bohater, jak i jego rodzice są w zbyt wielkim szoku żeby reagować na wydarzenia w jakiś przesadnie zamaszysty, teatralny sposób. Ich uczucia widoczne są jak na dłoni, ale wyrażone w raczej cichy sposób. John David Washington robi odpowiednie wrażenie jako gangster, którego boją się wszyscy, łącznie z jego wspólnikami, a ASAP Rocky idealnie pasuje na niestabilnego cwaniaka, który może wybuchnąć w każdej chwili. I tylko sam główny bohater miejscami gra bardzo dziwnie. Być może był to zamierzony efekt, ciężko powiedzieć, ale w scenie, w której w końcu to on będzie mówił w charakterze świadka, jego zachowanie, mimika twarzy, ton wypowiedzi sprawiają, że straciłem do niego praktycznie całą sympatię. A dosłownie chwilę wcześniej pani obrończyni mówiła mu, że musi dać dostrzec w sobie człowieka.

Ta jego gra aktorska jest trochę jak cały "Potwór" - bez pomysłu na siebie. Mogliśmy dostać ciekawą tajemnicę. Mogło to być pokazanie głęboko zakorzenionego w kulturze Stanów Zjednoczonych rasizmu. Twórcy mogli przystawić lusterko nam samym i kazać się wstydzić. Zamiast tego wyszło 90 minut opowiastki bez haka, morału, ani większego sensu.

Atuty

  • Niezłe zdjęcia;
  • Gra aktorska;
  • W miarę krótki.

Wady

  • Brakuje napięcia...;
  • Nijaka intryga i jej rozwiązanie;
  • Nieumiejętne przeniesienie elementów książkowego oryginału.

Zmarnowane półtorej godziny. Z "Monsterów" zdecydowanie bardziej polecam tego spod ręki Naokiego Urasawy.

5,0
Piotrek Kamiński Strona autora
Z wykształcenia filolog, z zamiłowania gracz i kinoman pochłaniający popkulturę od przeszło 30 lat. O filmach na PPE pisze od 2019. Zarówno w grach, jak i filmach najbardziej ceni sobie dobrą fabułę. W wolnych chwilach lubi poczytać, pójść na koncert albo rodzinny spacer z psem.
cropper