Reklama
Roberto Baggio: Boski Kucyk (2021) – recenzja filmu (Netflix). Włoski Maradona zasłużył na lepszy film

Roberto Baggio: Boski Kucyk (2021) – recenzja filmu (Netflix). Włoski Maradona zasłużył na lepszy film

Roger Żochowski | 08.06.2021, 23:00

Roberto Baggio uznawany jest za jednego z najlepszych włoskich piłkarzy. Po świetnym filmie dokumentalnym o Maradonie apetyt na piłkarskie biografie był duży, ale tym razem nie udało się powtórzyć sukcesu. Roby zasłużył zdecydowanie na lepszą laurkę.

Pierwszą i chyba najważniejszą różnicą względem produkcji o „boskim Diego” jest to, że film o Baggio nie jest dokumentem, a fabularyzowanym dramatem. Wydawałoby się więc, że najtrudniejszy w takim wypadku będzie dobór właściwego aktora, który będzie nie tylko podobny do słynnego piłkarza, ale pokaże na ekranie jego trudny charakter dysponując porządnym warsztatem. I tu o dziwo twórcy filmu spisali się doskonale.

Dalsza część tekstu pod wideo

Andrea Arcangeli, który wcielił się w postać Roberto, wygląda nie tylko jak Roby w czasach swojej świetności wliczając w to charakterystyczny kucyk, ale również porusza się jak idol włoskich kibiców. Aktorowi udało się też umiejętnie pokazać przemianę piłkarza, od nerwusa wpadającego w konflikty z trenerami, po człowieka, który przeszedł z katolicyzmu na buddyzm, starającego się walczyć z przeciwnościami losu i własnymi słabościami. 

Roberto Baggio: Boski Kucyk (2021), recenzja filmu (Netflix). Trudny charakter 

Roberto Baggio: Boski Kucyk (2021) – recenzja filmu (Netflix). Włoski Maradona zasłużył na lepszy film

Baggio nie miał bowiem łatwo. Tuż przed życiową szansą, czyli klepnięciem transferu z włoskiego zaplecza piłkarskiego do Fiorentiny, złapał ciężką kontuzję. A kontuzje to chleb powszedni późniejszego reprezentanta Squadra Azzurra, z którymi Włoch borykał się przez całą karierę. Nie miał też łatwo w domu rodzinnym - wychowywał się w wielodzietnej rodzinie pod okiem surowego ojca. I ta relacja syn-ojciec (w tej roli bardzo dobry Andrea Pennacchi), jest siłą napędową scenariusza. Wszak ten opiera się na obietnicy, jaką mały Baggio wybijający piłką szyby w warsztacie złożył swojemu tacie. Mianowicie - zwycięstwo w finale Mistrzostw Świata z Brazylią. 

Co więc nie zagrało? Po pierwsze narracja jest bardzo chaotyczna. W pierwszej połowie filmu historia co chwila skacze o kilka lat do przodu, nie tłumacząc wielu kwestii z życia Baggio, gubiąc po drodze rozpoczęte wątki, wprowadzając chaos i zamieszanie. Dla osób nieobeznanych z historią Roby'ego takie przeskoki mogą zupełnie wybić z opowieści, bo w pewnym momencie po prostu nie wiadomo o co chodzi i na jakim etapie życia i reprezentacyjnej kariery jest piłkarz. Twórcom nie udało się też pokazać fenomenu i talentu Baggio. Widzimy tylko jak z jednego kryzysu wpada w drugi, musimy się domyślać tego, że jest dobry na boisku oraz czemu fani i krytycy uważają go za wielką nadzieję Włoch. Gdy strzela bramkę przeciwko Maradonie nie widzimy tego w filmie, takie stwierdzenie pada jedynie z ust jednego z bohaterów.

Sceny kręcone na boisku wyglądają dobrze, ale zabrakło pokazania przełomowych momentów w karierze, walki w serie A w koszulce Juventusu czy Milanu. Nawet archiwalne zdjęcia, których również mogłoby być więcej, nie pokazują najlepszych akcji, z których zasłynął Baggio. Trochę teraz koloryzuję, ale wygląda to tak, że Roby gra sobie w Serie B, a za chwilę walczy z reprezentacją Brazylii w finale Mistrzostw Świata, a my nie wiemy dlaczego ktoś go w ogóle tam zabrał, skoro jego życie to pasmo niepowodzeń i kontuzji. W produkcji Netflixa Włoch nie raz nazywany jest "włoskim Maradoną", ale zupełnie tego nie czuć. Tak jak tego, że przez znawców futbolu uznawany jest za jednego z najwybitniejszych piłkarzy w historii.

Roberto Baggio: Boski Kucyk (2021), recenzja filmu (Netflix). 

Roberto Baggio: Boski Kucyk (2021) – recenzja filmu (Netflix). Włoski Maradona zasłużył na lepszy film

Brakowało mi też większego nacisku na to, jak wyglądał klimat w szatni, jak układały się relacje z innymi zawodnikami, zwłaszcza w kadrze Włoch. Mamy jedynie dość średnio zrealizowane przemówienia trenerów oraz samotnego Baggio. Paradoksalnie brakuje tu piłki nożnej w filmie, jakby nie patrzeć, o piłce nożnej. Rozumiałbym, gdyby twórcy skupili się tylko na życiu prywatnym Baggio, całkowicie pomijając sprawy związane z boiskiem i meczami, ale jest tu po prostu wszystkiego po trochu, jakby reżyser sam nie wiedział, z której strony ugryźć tę biografię i jak pokazać ją atrakcyjnie przed kamerą. 

Pod koniec filmu, gdy skoki w czasie nie są tak częste, a wątki zaczynają się zazębiać i tworzą spójną całość, obraz zaczyna w końcu wciągać. Widzimy bowiem człowieka u szczytu kariery, który już wie, że pewnych marzeń nie będzie w stanie zrealizować. Jest w tym trochę patosu, ale gdyby cały film grał na emocjach tak dobrze jak sam koniec, to mielibyśmy pozycję wartą polecenia każdemu fanowi piłki nożnej. Niestety, by dotrzeć do zgrabnego finału trzeba się trochę przemęczyć. 

Atuty

  • Bardzo dobrze dobrany aktor
  • Relacja ojciec-syn
  • Emocjonalne zakończenie
  • Archiwalne zdjęcia i filmy

Wady

  • Chronologia i przeskoki w czasie
  • Przez większość filmu chaotyczna narracja
  • Fenomenu Baggio nie udało się ukazać
  • Piłkarska strona filmu kuleje

Fani Roby'ego mogą film obejrzeć i zapewne serce nie raz zabije szybciej, ale taki piłkarz jak Baggio zasłużył na lepsze upamiętnienie.

5,5
Roger Żochowski Strona autora
Przygodę z grami zaczynał w osiedlowym salonie, bijąc rekordy w Moon Patrol, ale miłością do konsol zaraziły go Rambo, Ruskie jajka, Pegasus, MegaDrive i PlayStation. O grach pisze od 2003 roku, o filmach i serialach od 2010. Redaktor naczelny PPE.pl i PSX Extreme. Prywatnie tata dwójki szkrabów, miłośnik górskich wspinaczek, powieści Murakamiego, filmów Denisa Villeneuve'a, piłki nożnej, azjatyckiej kinematografii, jRPG, wyścigów i horrorów. Final Fantasy VII to jego gra życia, a Blade Runner - film wszechczasów. 
cropper