Czy byliście kiedyś uzależnieni? Ja byłem od dwóch gier
Uzależniłem się kiedyś od gier komputerowych. Nie jest to dzisiaj nic nowego, ale za czasów mojej młodości nikt nie traktował gier zbyt poważnie i namiętne spędzanie czasu przed ekranem komputera wiązało się momentalnie z podejrzeniami uzależnienia i jakiegoś rodzaju choroby. To było nietypowe doświadczenie, na które z perspektywy czasu patrzę z dużym dystansem.
Łatwo dzisiaj mówić o uzależnieniu z perspektywy czasu, ale w latach mojej młodości nie miałem odwagi się do tego przyznać. To był spory problem, bo granie wychodziło na pierwszy plan. Zaniedbywałem znajomych, rodzinę, czasem nawet obowiązki szkolne czy pozaszkolne. Nie liczyło się dla mnie nic poza graniem, szczególnie gdy chorowałem albo z jakiegoś innego powodu zostawałem w domu. Byłem tylko ja i ekran monitora, niczego więcej do szczęścia nie potrzebowałem.
World of Warcraft był moim katem od którego nie potrafiłem uciec
Na pierwszy ogień przytoczę od razu najcięższe działa. Wiele osób na całym świecie uzależniło się od tej gry i ja nie byłem żadnym wyjątkiem. Gdy jednak słyszałem takie wypowiedzi jeszcze po premierze, w 2004 czy 2005 roku, nie dawałem temu wiary. Jak można uzależnić się od czegokolwiek aż do tego stopnia, żeby zaniedbać rodzinę, rozwieść się z żoną i jeszcze stracić pracę? Myślałem wtedy, że to jakiś kompletny absurd. Nawet gdy widziałem WoWa w akcji u kogokolwiek, trudno mi było wsiąknąć w niego jakoś na dłużej. Byłem co prawda wielkim fanem Warcrafta, całego uniwersum, grałem wcześniej mnóstwo w poczciwą trójkę, ale jakoś World of Warcraft nie trafiał ówcześnie w mój gust.
Wszystko zmieniło się w 2008 roku, gdy w kwietniu kupiłem zestaw złożony z edycji podstawowej z dodatkiem The Burning Crusade (którego recenzję przeczytacie w tym miejscu). Pierwszy miesiąc spędziłem absolutnie pochłonięty zabawą. Kolejne cztery lata zleciały mi w moment. Nie mogę sobie nawet przypomnieć czy w tym czasie robiłem cokolwiek innego. Rzecz jasna poza nauką i szkołą, które traktowałem jako przymusowe i spychałem je możliwie na jak najdalszy plan. O ile TBC dopiero zaszczepił we mnie bakcyla do tej gry, tak wydany później Wrath of the Lich King sprawił, że nie mogłem już oderwać się od monitora. Postrzegam ten dodatek jako doskonały. Regularnie kupowałem pre-paidy, rozwijałem kilka postaci, rywalizowałem w PvE i PvP, a WoW stał się dla mnie drugim, dużo lepszym światem. Miałem tam znajomych, miałem gildię, miałem swoje rzeczy do zrobienia. Nie chciałem wracać do tej brudnej, ponurej, szarej rzeczywistości.
W pewnym momencie zachorowałem na mononukleozę. To choroba, która znacząco wpływa na wydolność. Nie można biegać, podnosić ciężkich rzeczy, w zasadzie przez cały przebieg zakażenia byłem przykuty do łóżka. Trudno wyobrazić sobie lepsze warunki do grania. Rozwijałem wtedy swojego druida, dostałem się do trzeciej najlepszej gildii na serwerze - TNT, a później rajdowałem regularnie po Naxxrammas, Ulduar czy Icecrown. Powrót do WoTLK po latach, gdy wyjdzie wersja Classic, będzie dla mnie powrotem do domu - jakkolwiek dziwnie by to nie zabrzmiało. Nawet ostatnio, grając w TBC, miałem takie wspomnienia, jak to kiedyś biegałem po tych samych miejscach jako dzieciak, w kompletnie innych okolicznościach i innym momencie mojego życia. World of Warcraft to fenomen. Gra od której nie sposób uciec, jeśli choć raz wpadnie się w jej sidła. Po premierze Pandarii wracałem do niej wielokrotnie, ale nigdy już nie potrafiłem wkręcić się na dłużej. Muszę chyba podziękować Blizzardowi, że na pewnym etapie rozwoju produkcji tak bardzo zniszczył ten niesamowity świat, bo dzisiaj... miałbym ze sobą olbrzymi problem.
Grand Theft Auto czyli złodziej samochodów, którym ciągle chciałem być
Byłem swego czasu uzależniony mocno od serii GTA. Zaczynałem od grania w jedynkę, która pozwalała mi, jako dziecku, wyobrażać sobie setki różnych scenariuszy. Uciekałem przed policją, jeździłem zgodnie z przepisami, zdobywałem kolejne pojazdy czy błądziłem po przepięknych drogach San Andreas - trzeciego, najfajniejszego miasta. W dwójce zachwycałem się systemami reputacji, znacznie bardziej rozbudowanymi misjami i jeszcze lepszą grafiką, a gdy w końcu wyszła trójka, niemal kompletnie przepadłem. Mogłem w to grać dniami i nocami, bez chwili wytchnienia. Chociaż dzisiaj powrót do tej części jest dla mnie dość bolesny, wtedy myślałem, że to najlepsza i najładniejsza gra na świecie. Późniejsza premiera Vice City całkiem zawróciła mi w głowie.
Do dzisiaj przygody Tommy'ego przechodziłem 19 razy. Zdecydowaną większość z tego na PC, ale też na PS4 w trybie wstecznej kompatybilności i na smartfonie. Grałem ponadto trzy razy w GTA Vice City Stories, z czego dwukrotnie ukończyłem te grę na starym, poczciwym PSP. Do Liberty City Stories nie byłem aż tak przekonany, ale okazało się znacznie lepsze od klasycznego GTA 3. Po premierze San Andreas nie wiedziałem nawet gdzie mam szukać swojej szczęki. Wcale nie chodziło o grafikę, tylko ogrom tego świata, multum możliwości i samą konstrukcję rozgrywki. Zaraz po premierze dosłownie pochłonąłem tę grę. Nie chciałem się od niej odrywać przez długie lata, aż do momentu wsiąknięcia w bezkresne krainy Azeroth w World of Warcraft.
Przy GTA IV też spędziłem setki godzin. Podobnie mam z kontynuacją. Specjalnie na potrzeby GTA Chinatown Wars znowu zainwestowałem w PSP. Nie pominąłem też dodatku osadzonego w Londynie do GTA 1 i przeszedłem go po latach. Rozszerzenia dostępne dla GTA IV ukończyłem kilkukrotnie. Uwielbiam te serię, dla mnie to jedne z najlepszych gier w historii. Do dzisiaj, mimo upływu lat, regularnie wracam do GTA V, do GTA Vice City, odpalam sobie z łezką w oku GTA 2. Nie zamierzam odpuszczać, mam czasem ochotę tak po prostu, zwyczajnie, pośmigać po mieście, pojeździć, zachwycać się tym rozbudowanym światem. Można powiedzieć, że to seria od której uzależniłem się chyba na całe życie. Możecie mi wierzyć, że na żadną z gier nie czekam bardziej, jak na szóstą część złodzieja samochodów.
Uzależnienie to poważny problem. Kiedyś grałem dużo więcej. Po premierze Need for Speed: Most Wanted w 2005 roku przechodziliśmy fabułę z moim bratem na zmianę. Gdy ja szedłem spać, on siadał i grał dalej. Spaliła nam się karta graficzna, bo nie wyłączaliśmy komputera przez kilkadziesiąt godzin. Po premierze Battlefielda 2 też nabiliśmy setki godzin. Nawet ostatnio, gdy wyszedł Spider Man na PS4, spędziłem przy nim nieprzerwanie kilka dni, aż nie przeszedłem całości praktycznie na 100%. Są takie tytuły w które nie mogę przestać grać i do których wracam po latach z ogromnym uśmiechem na twarzy. Ostatnio znowu przechodziłem Warcraft 3: The Frozen Throne i odświeżałem sobie Gothic 2: Noc Kruka. Dość regularnie gram też w Transport Tycoon, a zdarza się, że w napędzie zawiruje pierwszy Driver. Przynajmniej raz do roku muszę przejść jedynkę Maxa Payne'a i zagrać w trzeciego Wiedźmina. To chyba ostatnia z gier, która pochłonęła mnie bez reszty. Gdy tylko wyszła w 2015 roku, przez tydzień nie oderwałem się od komputera. Wziąłem wolne w pracy. Dzisiaj, po 6 latach nie mógłbym tak zrobić z wielu różnych powodów, ale wtedy... nie czułem żadnych ograniczeń.
A czy Wy byliście uzależnieni od jakiejś gry? Którą wspominacie najlepiej? Ile czasu spędzaliście przez monitorem czy telewizorem? Czekam na wasze historie w komentarzach. Do usłyszenia!
Przeczytaj również
Komentarze (126)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych