Miasto (2021) – recenzja filmu [Kino Świat]. Wewnętrzna walka
Początkujący pisarz i twardy detektyw przybywają w jednej chwili do Miasta. Jeszcze nie wiedzą po co tu są, lecz już wkrótce obaj będą musieli walczyć o życie.
Jakim cudem film, w którym głowni bohaterowie nazywają się Detektyw, Profesor, czy Piosenkarka może być tak dobry? Cóż, może to i nieprawdopodobne, ale, cytując profesora Iana Malcolma: "Life, uh, finds a way". I będzie to ostatnie tak niepoważne odwołanie, ponieważ film pana Marcina Sautera (scenariusz i reżyseria), wbrew mylnemu pierwszemu wrażeniu, które da się odnieść czytając jego opis, jest dziełem sztuki. Trudnym, intrygującym i przemyślanym w najmniejszym detalu.
Miasto (2021) – recenzja filmu [Kino Świat]. Po co piszemy?
Powieściopisarzem można chcieć zostać z wielu powodów. Może szukamy poklasku. Może robimy to dla kogoś? Można nawet nie chcieć zostać pisarzem, a jedynie korzystać ze słów na papierze jako narzędzia do przetwarzania i porządkowania pewnych informacji. Dopiero po fakcie okazuje się, że wyszło z tego coś ciekawego i być może warto podzielić się tym z innymi. Marek Pełka (Bartłomiej Topa) zdaje się nie lubić swojego życia. Żona wiecznie zła, praca nudna, szef smali cholewki do żony. Pisze więc opowiadania noir, w których życia uczciwych detektywów krzyżują się z losami pięknych kobiet i niebezpiecznych gangsterów. Jego nowe opowiadanie, które ma zostać scenariuszem filmowym, posiada jednak drugie (a może i trzecie) dno. Bardziej prywatne, bardziej bolesne. W mistrzowski sposób przenikają się w nim pióro prawdziwego profesjonalisty oraz kompletnego amatora, a aktorzy każdą z tych stylistyk odgrywają równie poważnie i świetnie.
Bo "Miasto" ciężko byłoby ocenić jak każdy inny film. To wizja artystyczna jednej, zmęczonej życiem, nie wywodzącej się ze świata pisarzy osoby. Jest w niej więc pełno dziwnych wypowiedzi i zachowań, sceny potrafią powtórzyć się, bo autor zmienił zdanie na temat jakiejś sceny. Całość dzieje się gdzieś w latach osiemdziesiątych, może nawet i wcześniej, więc cały film nakręcony został tak jakby pochodził z tamtej epoki. Użyto 16 milimetrowej taśmy filmowej, oświetlenie jest raczej minimalistyczne, wszystkie efekty specjalne również pochodzą właśnie z tamtych czasów, jak na przykład niesiona wiatrem kartka, której ruch stworzono metodą animacji poklatkowej. Pięknie się na to wszystko patrzy. Gasnące i zapalające się na zawołanie światła jednej z bydgoskich ulic, rzucane na pobliską ścianę subtelne cienie zbliżeń, powidoki. Każde ujęcie zaplanowane zostało z dbałością o najmniejsze nawet szczegóły. Nie wyglądają zbyt realistycznie, bo i nie mają takie być. Królują światło, cień i uderzający kolor. I każde z tych ujęć czytać można zarówno dosłownie jak i metaforycznie.
Miasto (2021) – recenzja filmu [Kino Świat]. Dźwięki kina noir
Scenariusz, którego wizualizację oglądamy na żywo to nie jakieś tam byle jakie kino. To ma być prawdziwy noir. Prywatny detektyw, piękna kobieta, gangsterzy, miasto nocą. Ale również i odpowiednia ścieżka dźwiękowa, o którą zadbał Jerzy Rogiewicz. Klimat dosłownie wylewa się z ekranu. Tam gdzie muzyka nie jest potrzebna, do uszu widza docierają dźwięki miasta, kroków, szeleszczących materiałów nagrane tak dokładnie, że aż niepokojące same w sobie. Dawno już nie słyszałem aż tak wyraźnie strzelającego pod podeszwami piasku, czy szeleszczącego papieru. Może trochę sobie ten zakres dźwięków wyolbrzymiłem, nie wiem, ale w mojej głowie brzmiało to wszystko świetnie.
To nie będzie długi tekst. Powiedzenie na temat "Miasta" zbyt wielu słów może mu jedynie zaszkodzić. Takie filmy najlepiej jest przeżyć samemu. Mógłbym napisać jeszcze o reszcie obsady, tak samo jak Topa występującej w podwójnych rolach. Mógłbym zdradzić o czym film opowiada tak naprawdę, bo to, co przedstawia zwiastun i dostępne w Internecie opisy to zasadniczo kłamstwa i półprawdy. Mógłbym jeszcze trochę porozpływać się nad co ciekawszymi scenami. Tylko po co. Najlepszym co można zrobić to nie wiedzieć o filmie Sautera nic konkretnego i iść obejrzeć go na ślepo. To tylko godzina i dwadzieścia minut. Biorąc pod uwagę naturę fabuły powiedziałbym, że to dla mnie wręcz trochę za krótko. A rzadko to mówię.
Atuty
- Doskonały Bartłomiej Topa;
- Piękne scenografie, kostiumy, oświetlenie i w ogóle wszystko;
- Klimatyczna ścieżka dźwiękowa.
Wady
- Nie wiem. Za krótki?
Myślałem, że idę na kolejny chłam polskiej produkcji. Dostałem dzieło sztuki.
Przeczytaj również
Komentarze (18)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych