Avatar - prawdziwa historia największego hitu w dziejach kinematografii
Mający swą premierę w 2009 roku “Avatar” Jamesa Camerona jest nadal najbardziej kasowym filmem w historii i choć nie przyniósł rewolucji w kinematografii, jaką zapowiadał, pojawiające się z coraz większą częstotliwością pogłoski dotyczące realizacji kolejnych części tej produkcji wciąż rozpalają wyobraźnię wielu widzów na całym świecie.
O legendarnym filmie Jamesa Camerona głośno było w ostatnim czasie i to niezależnie od przygotowywanych od dłuższego czasu kolejnych częściach blockbustera. W 2019 roku z pierwszego miejsca, na liście najbardziej kasowych obrazów, udało się zepchnąć “Avatara” ostatniej części serii Marvela “Avengers: Endgame”. Reżyser zresztą przywitał ten moment specjalnym twittem, w którym umieścił Iron Mana w fikcyjnym świecie Pandory, gratulując “rywalowi” tak dobrego wyniku. Po kilku miesiącach jednak Disney postanowił wprowadzić raz jeszcze wielkie widowisko 3D na rynek chiński, co poskutkowało dodatkowym zyskiem ze sprzedaży i sprawiło, że “Avatar” znów wrócił na pierwsze miejsce w tej kategorii, która nie każdemu może się podobać, ale trzeba przyznać, że jest pewnym miernikiem wartości samych produkcji.
Wielu zapewne uważa Camerona za odpowiednik mitycznego króla Midasa, który zamienia w złoto wszystko czego się dotknie. Mimo wielkich triumfów już na początku swojej kariery nazwisko Kanadyjczyka nie zawsze było gwarantem wielkiego sukcesu box-office’owego. Choć bowiem od 1984 roku, kiedy do kin weszła pierwsza część “Terminatora”, nie przydarzyła mu się żadna komercyjna wpadka, twórca za każdym razem musiał walczyć o finansowanie swojego kolejnego dzieła, a przedstawiciele Paramount Pictures czy XXth Century Fox reagowali alergicznie na wszelkie doniesienia o konieczności zwiększenia budżetu. Tak było choćby z “Titanicem”, którego produkcja ostatecznie kosztowała ponad 200 milionów dolarów i choć film ostatecznie zarobił ponad dziesięć razy tyle niejedną batalię stoczono o to, by film ostatecznie ujrzał światło dzienne, w takiej formie w jakiej chcieli go widzieć jego twórcy.
Podobnie było z “Avatarem” choć w tym wypadku zadanie sfinansowania takiej produkcji było jeszcze trudniejsze. Gdy James Cameron rozpoczynał pracę nad tym obrazem technologia filmowa nie znajdowała się jeszcze na takim etapie, by móc go zrealizować w pełni. Na początku pozostawała ona zatem w domenie twórczych wizji, ale pewne elementy scenariuszowe, związane ze światem przedstawionym, powoli zaczynały się klarować, zwłaszcza w obliczu coraz lepszych projektów tworzonych przez innych reżyserów. Sam Kanadyjczyk wspominał bowiem o tym, że zaczął wierzyć w to, że “Avatara” uda się wyprodukować, gdy zobaczył pojawiających się w kolejnych wielkich widowiskach bohaterów wykreowanych komputerowo, takich jak Gollum czy King Kong w obrazach Petera Jacksona czy też Davy Jonesa w cyklu “Piraci z Karaibów”. Warto się jednak zatrzymać na samych początkach, by prześledzić jak bardzo złożony jest to projekt.
Szerokie horyzonty
Początki realizacji “Avatara” sięgają połowy lat 90. poprzedniego wieku, kiedy to kanadyjski reżyser po raz pierwszy przedstawił 80-stronicowy draft scenariusza, który zawierał większość pomysłów na świat przedstawiony w ostatecznym dziele w 2009 roku. Według Camerona idee pojawiające się w nim zostały zaczerpnięte niemal ze wszystkich książek fantastycznych, które kiedyś czytał, ze szczególnym uwzględnieniem prozy Edgara Rice’a Burroughsa i Henry Ridera Haggarda, na których opiera się wiele znanych filmowych franczyz, należących do podgatunku filmu przygodowego z posmakiem science-fiction i fantasy. Często wymienia się w tym kontekście przeróżne dzieła, takie jak serię “Johna Cartera” wspomnianego Burroughsa, mało znane opowiadanie “In the Imagicon” George’a Henry Smitha, powieści Arthura C. Clarke’a, a nawet “Solaris” Stanisława Lema, w którym kluczową ideą okazuje się pomysł myślącego oceanu. Sam termin “avatar” Cameron przyswoił dzięki lekturze klasyków nurtu cyberpunku, takich jak William Gibson i Bruce Sterling.
“Avatar” naturalnie nie powstał w filmowej próżni, a Jamesa Camerona zainspirowało również wielu wcześniejszych twórców. Wśród nich wymienia się oczywiście Stanleya Kubricka i jego “Odyseję kosmiczną”, co nie może dziwić jeśli wspomnieliśmy wcześniej o Arthurze C. Clarke’u, twórczość Hayao Miyazakiego, w szczególności zaś “Księżniczkę Mononoke”, “Szmaragdowy las” Johna Boormana, a także wielki hit Kevina Costnera z 1990 roku, czyli “Tańczący z Wilkami”, z którego wziął się sam pomysł zderzenia cywilizacji. Jak widać mamy tu do czynienia z pełnym wachlarzem różnych nawiązań, całkiem bogatych jak na film, którego wielu po premierze nazywało mocno uwspółcześnioną wersją “Pocahontas”, od której zresztą Cameron w wywiadach w żadnym stopniu się nie odżegnywał, podobnie zresztą jak w przypadku tak klasycznych opowieści o miłości jak “Romeo i Julia” Williama Szekspira.
Bardzo istotnym i mocno specyficznym elementem świata Pandory miał być oryginalny język mieszkańców fikcyjnego kontynentu, który został stworzony niemal od podstaw, co przybliża dzieło Camerona choćby do tego co zrobił J.R.R. Tolkien w swoich powieściach o Śródziemiu. Bezpośrednią inspiracją był tu jednak język klingoński, którym posługiwała się jedna z ras w uniwersum Star Trek. Zarówno jednak sam twórca, jak i współpracujący z nim przy tym zadaniu Paul Frommer, przedstawiciel Uniwersytetu Południowej Kalifornii, chcieli stworzyć dialekt pełniejszy niż klingoński. Jednocześnie musiał on być na tyle łatwy do wypowiedzenia, by problemów nie mieli z nim aktorzy i na tyle egzotyczny, by brzmiał atrakcyjnie dla widzów. W tym celu użyto pewnych elementów mowy polinezyjskiej, mieszając ją z językami ludów afrykańskich, przede wszystkim z Etiopii. Z początku powstał więc swoisty słowniczek zawierający blisko 1000 wyrazów, z których około 30 wymyślił sam Cameron.
Początki realizacji Avatara
Start prac nad nowym projektem po “Titanicu” ogłoszono już w 1996 roku. Jego koszt szacowano od razu na blisko 100 milionów dolarów, a zdjęcia miały się zacząć w drugiej połowie 1997 roku. Cameron szybko jednak zrozumiał, że na początku musi się skupić nad rozwojem technologii filmowej, gdyż ówczesna nie dawała pewności, że dzieło uda się pokazać we właściwy sposób. W tym czasie Kanadyjczyk współpracował już z firmą Digital Domain, która szybko związała się z jego projektem. Kluczowym momentem w realizacji tego dzieła okazuje się pierwsza dekada XXI wieku, gdy mający prawa do filmu XX Century Fox daje twórcom 10 milionów na realizację clipu, mającego być dowodem na to, że film powstaje. Cameron przedstawia ów filmik w październiku 2005 roku.
Pieniądze te przydają się Kanadyjczykowi do tego by wyremontować ogromny hangar w Playa Vista, który reżyser wynajął, by realizować tam swój projekt. Jeszcze w latach 40. poprzedniego wieku należał on do samego Howarda Hawksa, gdzie budował on słynny samolot, nazywany - zwłaszcza przez krytyków - “Świerkową Gęsią” (“Spruce Goose”). W trakcie realizacji owego clipu Cameron często bywał w kontakcie z CEO Dreamworks Jerry’m Katzenbergiem, który był wielkim entuzjastą technologii 3D w kinach i mocno kibicował samemu Cameronowi uważając, że jego wysiłki mogą przynieść prawdziwą rewolucję w tej branży rozrywki.
W trakcie wyświetlania zrealizowanego przez Camerona clipu na sali było kilku przedstawicieli Foxa, a według samego reżysera przyjęli oni tę wersję z dużym entuzjazmem, rozumiejąc doniosłość projektu, o którym kanadyjski twórca rozprawiał od dobrych kilku miesięcy. Problemem już wtedy była jednak spodziewana długość samego filmu, dlatego też zażądano od reżysera zdecydowanego skrócenia scenariusza i tradycyjnie zmniejszenia budżetu. W odpowiedzi twórca postanowił nieco okroić skrypt, pozbywając się kilku bohaterów, a także zadeklarował, iż jest w stanie zrezygnować z dużej części wypłaty, jak również zmniejszyć swój procent od zysków, w przypadku gdyby “Avatar” nie okazał się takim sukcesem jak sam przewidywał. Jak się ostatecznie okazało nic takiego nie miało miejsca, bo mówimy o widowisku, które zdecydowanie przerosło oczekiwania zarządców studia. Choć jednak Cameronowi pozwolono na dalszą pracę batalia o ostateczny kształt filmu wcale się nie zakończyła.
Ostateczna bitwa
Jeszcze w 2006 roku pojawiały się pogłoski, że przedstawiciele studia nadal martwią się o to, że koszty realizacji “Avatara” będą zdecydowanie zbyt wysokie i obraz może na siebie nie zarobić. Pojawiła się groźba zakręcenia kurka z pieniędzmi, co mogło poważnie zagrozić realizacji filmu. Sam Cameron uznał, że jest to najlepsza pora, by przedstawić swój projekt innemu, konkurencyjnemu studiu, jakim w tym czasie był Disney, który już kilkanaście lat później wykupił Foxa. Sprzyjał temu fakt, iż to właśnie dla niego reżyser realizował dwa ze swoich ostatnich, podwodnych dokumentów, a zatem szybko porozumiał się on z przedstawicielem korporacji, Dickiem Cookiem, któremu szybko pokazano wspomniany już wcześniej clip.
Disney był mocno zainteresowany współpracą z Cameronem, którego oczywiście uznawano za wielkiego wizjonera, a sam projekt filmu 3D również idealnie pasował do profilu firmy. Nigdy jednak do niej nie doszło, bo XX Century Fox posiadał prawo pierwokupu. Dość szybko okazało się również - a wynika to z wypowiedzi przedstawicieli firmy - że Fox nigdy nie zamierzał pozbywać się tak dobrze zapowiadającego się widowiska. Problemem pozostawało oczywiście jego finansowanie, bo szacunki dotyczące ostatecznych kosztów, wliczając w to także ogromne pieniądze na promocję, szybko okazały się tak wysokie jak się wcześniej spodziewano.
Dość szybko jednak znaleziono rozwiązanie problemów. XX Century Fox podpisało umowę z firmą Dune Entertainment, częścią prywatnego funduszu, która w przeszłości wielokrotnie wspierała finansowo Foxa w realizacji niektórych wielkich widowisk. Dodatkowym sponsorem okazało się londyńskie Ingenious Media, również mające spore doświadczenie w finansowaniu filmów z pierwszej dekady XXI wieku. Szef Ingenious James Clayton przed podjęciem decyzji wielokrotnie spotykał się jednak z samym Cameronem i jego partnerem biznesowym Jonem Landau’em, również od początku związanym z projektem. Szczególnie zaimponowała mu świadomość pełnego wymiaru przedsięwzięcia w aspekcie biznesowym, w stale dzielącym się na przeróżne segmenty świecie rozrywki, w obliczu którego przyciągnięcie widza do jednej marki jest niezwykle trudne. Kanadyjski twórca myślał o “Avatarze” przede wszystkim jako o filmie, który miał spełniać oczekiwania jak największej liczby widzów, co ostatecznie przekonało przedstawicieli różnych funduszy do wejścia w ten interes.
Choć koszt samej realizacji ostatecznie sięgnął ponad 300 milionów dolarów, do których należy doliczyć jeszcze około 150 milionów budżetu na promocję obrazu na całym świecie, nikt nie ma wątpliwości, że ostatecznie była to udana inwestycja. Co prawda dzieło Kanadyjczyka nie rozpoczęło wielkiej rewolucji 3D, która miała przynieść kinom dodatkowe pieniądze z wyświetlania trójwymiarowych filmów, ale do dziś jest najbardziej kasowym tytułem w historii. Dzieje realizacji dwóch największych hitów tego twórcy dają najlepszą odpowiedź na pytanie dlaczego świat filmu po tylu latach nadal czeka na kolejne części “Avatara”. Mimo wątpliwości co do zasadności wydawania na nie tak dużych pieniędzy James Cameron jest bowiem nadal nieomal gwarantem tego, że zwrócą się one z nawiązką, bo widzowie otrzymają widowiska, które z całą pewnością będą chcieli zobaczyć w kinie.
Przeczytaj również
Komentarze (42)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych