Graliśmy w Clid The Snail. Ślimak, ślimak, rzuć granatem, a jak dycha popraw gnatem

Graliśmy w Clid The Snail. Ślimak, ślimak, rzuć granatem, a jak dycha popraw gnatem

Roger Żochowski | 12.08.2021, 18:00

Ślimaki to w sumie spokojne, żyjące wolno stworzenia. Gdy byłem mały zawsze miałem ogromne wyrzuty sumienia, gdy takiego zdeptałem, nie rozumiejąc jak można się nimi zajadać. Ślimaka z Clid The Snail raczej ciężko byłoby zjeść. To prawdziwy skurczybyk, który najpierw strzela, a później zadaje pytania. A ja miałem okazję mu w tym pomóc.

Za ten ciekawie zapowiadający się tytuł odpowiada firma Weird Beluga Studio S.L. z Madrytu, założona w 2019 przez 5 przyjaciół ze studiów. To właśnie omawiana produkcja okazała się zwycięzcą VI edycji konkursu PlayStation Talents. Clid the Snail to tytuł, który rozgrywa się w bliżej nieokreślonej przyszłości, w której po ludziach, określanych tu mianem gigantów, zostało już tylko wspomnienie. Światem rządzą teraz humanoidalne zwierzęta, które mówią dość dziwnym językiem i generalnie walczą ze sobą o tereny, żywność i życie. Ta postapokalipsa pachnie troszeczkę Oddworldem, a ponury świat pełen ruin dawnej cywilizacji, bagien i z ekosystemem dostosowanym do nowego życia naprawdę może się podobać.

Dalsza część tekstu pod wideo

Ślimacza przygoda

Graliśmy w Clid The Snail. Ślimak, ślimak, rzuć granatem, a jak dycha popraw gnatem

Gracz wciela się w ślimaka pijaka, który ma niewyparzoną gębę i wyrzucony został z cytadeli zamieszkiwanej przez jemu podobnych. Włócząc się po świecie szuka nowego celu w życiu, a towarzyszy mu świetlik imieniem Belu, z którym co jakiś czas można prowadzić dialogi na temat otaczającego nas świata. Clid jakoś specjalnie nie wzbudził mojej sympatii. Po niespełna godzinnym demie mogę go opisać jednym słowem - cringe. Jego dialogi to jakże błyskotliwe "jestem ślimakiem, który skopie ci dupsko", czy "muszla mać", choć na pochwałę zasługuje polska wersja językowa, w której przemycono nawet takie smaczki znane niejednemu graczowi jak rzucane przez jedną z postaci - "zaraza". 

Inna sprawa, że świat sam w sobie jest całkiem ciekawy.  W pewnym momencie trafiłem do Cytadeli Koników Polnych, które spalił żywcem pewien szczur z miotaczem ognia. Ten okazał się zresztą bossem, którego musiałem ubić, co pozwoliło mi ostatecznie trafić do kryjówki wyrzutków i... zająć miejsce zabitego gryzonia u boku jednookiego kameleona, jeża dzierżącego klucz francuski czy żółwia. Niekoniecznie ninja, bo tutaj rolę takową dostała akurat żaba. Klimat jest więc dość specyficzny, a prowadzenie dialogów z ekipą, która nie unika ciętego języka i jest niejednoznaczna w poglądach, daje przedsmak narracji, która może nas wciągnąć. Zwłaszcza, że twórcy obiecują w tej materii sporo, wliczając w to takie hasła jak "przyjaźń" i "zdrada". A dodam, że nie jest to przygodówka lecz… strzelanina. 

Ładuj broń 

Graliśmy w Clid The Snail. Ślimak, ślimak, rzuć granatem, a jak dycha popraw gnatem

Tak, to rasowa strzelanka z widokiem z góry, w której uzbrojony po zęby ślimak przedziera się przez kolejne etapy, zabijając nie tylko inne ślimaki, które zdaje się chcą podbić świat stajać się dla innych gatunków plagą, ale również  muchy, żuki, glisty i cały panteon robactwa i zwierzyny wszelakiej. Clid porusza się dość wolno, czuć jego ciężar, przypomina trochę Marcusa z Gears of War w wersji ze skorupą na plecach. Postać opisana jest trzema wskaźnikami odpowiedzialnymi za zdrowie, liczbę apteczek i staminę. Ta ostatnia zużywa się podczas turlania po ziemi, które niczym w Soulsach służy jako unik. Choć trochę szkoda, że w grze nie znalazło się miejsce na sprint ograniczony również zużywającą się staminą, bo czasami go brakuje.

Strzela się całkiem przyjemnie, bo do dyspozycji mamy shotguna (zwanego tu Bykiem), Rzygacza (odpala małe ładunki wybuchowe z kwasem), karabin plazmowy oraz podstawową broń. Do tej ostatniej amunicja jest nieograniczona, w przypadku całej reszty musimy się o nią postarać. I tutaj twórcy zdecydowali się na dość dziwny mechanizm. Na poziomach ukryte są skrzynie, ale przynajmniej ja nie znalazłem w nich amunicji, a jedynie kasę, za którą następnie w sklepiku lub naszej bazie możemy zakupić naboje czy apteczki. Póki co nie było żadnej opcji ulepszania sprzętu, choć twórcy przebąkują, że w pełnej wersji gry się ona znajdzie, a wracając do naszej kryjówki będziemy mogli nawet rozwijać przyjaźnie z jeżem i spółką. Ba, w każdej kolejnej planszy przyjdzie nam pomagać lokalnym mieszkańcom w walce ze ślimakami. Brzmi jak poboczne questy.

Nie tylko strzelanie 

Graliśmy w Clid The Snail. Ślimak, ślimak, rzuć granatem, a jak dycha popraw gnatem

Poza karabinami można też używać granatów, min oraz muszli. Ta trzecia kryje po prostu specjalny atak, którym był w moim przypadku gąszcz samonaprowadzających się rakiet. W sklepie póki co niedostępna była opcja edycji "ataku muszlowego", więc obstawiam, że będzie można zakupić inne funkcje skorupy. Rozpierducha nie była specjalnie intensywna, może to przez mocno ograniczone, nieco tunelowe lokacje. Miałem też wrażenie, że gra jest dość łatwa, boss padł za pierwszym razem i nie sprawił mi większych problemów, a też brakowało większej liczby wrogów napierających na ślimaka. Elementy zniszczalne otoczenia mogą cieszyć, podobnie jak fakt, że można użyć terenu jako osłony (choć w grze nie ma klasycznego cover systemu), ale już statyczna kamera, której nie można obracać czasami jednak trochę irytowała. 

Niemniej jednak gra zachęca do sprawdzania każdego kąta. Za zebranie czterech koniczynek nasz pasek zdrowia się powiększa, a na planszach można też spotkać uciekające, świecące żuczki, których ubicie da nam spory zastrzyk gotówki. Trochę jak słynny przeciwnik z Diablo. Nie samym strzelaniem Clid the Snail zresztą żyje, bo przyszło mi rozwiązywać również proste zagadki, wymagające refleksu, szukania kluczy czy aktywacji przełączników. Oprawa jak na tytuł tworzony przez niezależnego dewelopera trzyma dobry poziom zwłaszcza jeśli chodzi o design, wszelkie rozbłyski towarzyszące atakom czy animacje głównego bohatera. Mnie jednak dużo bardziej porwała muzyka. Motyw przewodni w menu nagrany na gitarze z miejsca wpada w ucho. Widać, że jest to tytuł, który dostał zastrzyk budżetowy i prezentuje się po prostu dobrze.

Clid the Snail oferuje więc ciekawy świat, pokręcone postacie i fajnie zapowiadającą się historię. Dialogi są wprawdzie momentami bardzo suche, a gdy chwytamy za gnata przydałaby się trochę większa rozpierducha i wyższy poziom trudności, ale po zagraniu w demo z chęcią kontynuowałbym dalej. Daję więc ślimakowi kredyt zaufania i czekam na spłatę zaraz po premierze. 

Roger Żochowski Strona autora
Przygodę z grami zaczynał w osiedlowym salonie, bijąc rekordy w Moon Patrol, ale miłością do konsol zaraziły go Rambo, Ruskie jajka, Pegasus, MegaDrive i PlayStation. O grach pisze od 2003 roku, o filmach i serialach od 2010. Redaktor naczelny PPE.pl i PSX Extreme. Prywatnie tata dwójki szkrabów, miłośnik górskich wspinaczek, powieści Murakamiego, filmów Denisa Villeneuve'a, piłki nożnej, azjatyckiej kinematografii, jRPG, wyścigów i horrorów. Final Fantasy VII to jego gra życia, a Blade Runner - film wszechczasów. 
cropper