Nie tylko Wiedźmin. Dziesięć najciekawszych serialowych "remake'ów"
Wielki sukces pierwszego sezonu “Wiedźmina”, wyprodukowanego przez Netflix, przypomniał o poprzedniej wersji ekranizacji prozy Andrzeja Sapkowskiego, która była zupełnie nieudana. Nie jest to naturalnie jedyny przypadek takiej produkcji; już w przeszłości pojawiały się serie, będące przeróbkami znanych wcześniej dzieł telewizyjnych. Nie zawsze zresztą zdecydowanie lepsze od pierwowzoru.
Są takie obrazy medialnych katastrof, które dobrze pamięta każdy, kto urodził się w latach 80. i choćby pobieżnie śledził zdarzenia społeczno-kulturalne następnej dekady, a także przełomu wieków. Legendarna kontuzja goleni prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego w Charkowie. Energicznie skaczący po sejmowych korytarzach poseł Gabriel Janowski. Nieumyślny wjazd Conrado Moreno w publiczność na skuterze, podczas kręcenia kolejnego odcinka “Europa da się lubić”. No i oczywiście “Wiedźmin” Marka Brodzkiego… To, że ktoś w końcu wpadnie na realizację filmu i serialu na podstawie przygód Białego Wilka było pewne. Mniej oczywiste było to, że zabiorą się za nią twórcy bez wielkiego doświadczenia w realizowaniu epickich widowisk, co gorsza dysponujący nader skromnym budżetem.
Efekty tych działań były oczywiście mizerne, bo choć serial jest nieco lepszy od niezwykle chaotycznego filmu z 2001 roku, to i tak już po premierze głównie śmieszył i na długie lata obrzydził polskiemu widzowi podgatunek fantasy, kojarzący się od tego czasu z biednymi kostiumami i ogólną tandetą. Na szczęście jednak osławionym, dzięki fantastycznym grom, materiałem literackim w końcu zainteresowali się twórcy obdarzeni bujniejszą wyobraźnią, a może przede wszystkim dysponujący dużo większym budżetem. Efekty ich prac były oceniane przeróżnie, ale z pewnością nijak nie można ich porównać do wspomnianego serialu Brodzkiego, co powinien szczególnie uwydatnić drugi sezon, który mamy zobaczyć jeszcze w tym roku.
“Wiedźmin” nie jest jedynym przypadkiem udanego remake’u produkcji telewizyjnej, bo z takimi dziełami spotykamy się dość często. Nie zawsze zresztą mamy w tym przypadku do czynienia z przerabianiem serii ewidentnie złych, ale choćby przenoszeniem ich fabuły w czasy współczesne lub kompletnej zmianie otoczenia, dającej niezwykle interesujące efekty. Najczęściej mowa o bardzo starych serialach, z wypiekami na twarzy oglądanych przez poprzednie pokolenia, a odświeżanych we współczesnych czasach w taki sposób, że nadal robią spore wrażenie. Przed Wami dziesięć najciekawszych remake’ ów telewizyjnych, które cieszyły się w XXI wieku całkiem sporym zainteresowaniem.
The Office
Chyba najbardziej znany przypadek remake’u serialowego, w dodatku takiego, w którym druga produkcja cieszy się zdecydowanie większą estymą niż pierwsza, mająca jednak również swoich wiernych fanów. Pierwotną, dwusezonową serię napisali Rick Gervais i Stephen Merchant, a następnie w latach 2005-2013 realizowano jej amerykańską wersję, która spotkała się ogromnym zainteresowaniem, głównie dzięki kapitalnie dobranym aktorom. O ponadczasowości tego dzieła świadczy choćby to, że memy z grającym Michaela Scotta, Steve’m Carrell’em do dziś w czytelny dla widza sposób komentują współczesną rzeczywistość. Nic więc dziwnego, że produkcją zainteresowała się również rodzima telewizja, a polska wersja “Biura” ma się niedługo pojawić w Canal+.
House of Cards
W przypadku jednego z pierwszych, wielkich hitów Netflixa sprawa jest już bardziej skomplikowana. Zarówno brytyjski serial BBC, jak i dzieło z Kevinem Spacey w roli głównej, zostały luźno oparte na powieści Michaela Dobbsa. Brytyjski serial, z oczywistych względów (wspomniany autor jest obywatelem Wielkiej Brytanii), dużo mocniej trzyma się książkowych realiów, a główny bohater nazywa się tam Francis Urquhart i jest politykiem Partii Konserwatywnej. Co ciekawe jednak widzowie nowszej produkcji bez problemu odnajdą się zwłaszcza w pierwszym sezonie dzieła z lat 90., bo jest ono fabularnie bardzo podobne do wersji streamingowego giganta. Przyznać należy również to, że o ile trudno powiedzieć, by pierwowzór był lepszy, to jednak od początku miał pomyślane bardzo sensowne zakończenie, czego nie da się powiedzieć o jego amerykańskim odpowiedniku.
Battlestar Galactica
Pomysłodawcą pierwszego serialu był Glen A. Larson, ale nie cieszył się on wielką popularnością na przełomie dekad 70. i 80. poprzedniego wieku, zwłaszcza po premierze krytykowanej kontynuacji. Do pomysłu jednak powrócono na początku XXI wieku i wtedy okazało się to strzałem w dziesiątkę, a odnowiona “Battlestar Galactica” stała się nagle jedną z najpopularniejszych serii fantastyczno-naukowych w historii. Choć nie rozrosła się ona do takich rozmiarów jak Star Trek Gene’a Roddenberry’ego to jednak obejrzenie wszystkich części wymaga sporego samozaparcia i dużej ilości wolnego czasu.
V: Goście
Wspomnienie o zupełnie innej inwazji długo nie dawało mi spokoju. Jeszcze kilkanaście lat temu od czasu do czasu przypominałem sobie strzępki oglądanej w czasach dzieciństwa na TVP Katowice przedziwnie wyglądającej produkcji, w której - mający sporo wspólnego ze szczurami - kosmici najechali na Ziemię, początkowo deklarując pokojowe zamiary. Razu pewnego, przeszukując zasoby Internetu, trafiłem na serial z lat 1984-85, a następnie jego nową wersję, która doczekała się ledwie dwóch sezonów, choć miała potencjał na zdecydowanie dłuższą kontynuację. Niestety do pomysłu nie powrócono, marnując potencjał bohaterek, granych przez kojarzoną przede wszystkim z “Firefly” i “Homeland” Morenę Baccarin czy Elizabeth Mitchell.
Hawaii Five-0
Pierwsza wersja tego serialu miała swoją premierę w 1968 roku i przetrwała w telewizji aż dwanaście lat, co świadczy o sporej popularności. Do pomysłu policyjnego procedurala powrócono w 2010 roku, a odpowiadał za niego Peter Lenkov. Choć nowa wersja nie była tak żywotna jak jej poprzedniczka, okrągłe dziesięć lat i 240 odcinków robią wrażenie. Co ciekawe sam Lenkov zajmował się rebootami do dwóch innych serii: “MacGyvera” i “Magnum PI”, a postacie z nich często pojawiały się w “Hawaii Five-0” prowokując oczywiście do licznych komentarzy na temat “Lenkov-verse”.
Shameless
Brytyjski komediodramat, rozgrywający się w Manchesterze, którego pomysłodawcą był Paul Abbott, doczekał się aż jedenastu sezonów i 139 odcinków. Zainspirował on także amerykańską wersję, wyprodukowaną przez stację Showtime, która miała swoją premierę w 2011 roku. Ugruntowała ona pozycję takich aktorów jak choćby William H. Macy, kojarzonego raczej z postaciami z drugiego planu i występami w filmach braci Coen, a jednocześnie stała się najdłuższą produkcją opartą o oryginalny scenariusz w historii telewizji, znanej choćby z takich hitów jak “Dexter” czy “Californication”.
Lost in Space
Bardzo sympatyczny serial, łączący ze sobą science fiction z kinem familijnym, w którym występują m.in. Molly Parker i Toby Stephens, to tak naprawdę remake bardzo starej produkcji, którą w końcówce lat 90. poprzedniego stulecia realizowała telewizja CBS. Tak jak i w nowszej wersji bohaterami była tam rodzina Robinsonów, którzy wylądowali na obcej planecie, starając się ją zasiedlić. Remake wyprodukowany w ostatnich latach przed Netflixa zachwyca szczególnie pod względem wizualnym, a wszelkie naiwne elementy scenariusza wcale tak bardzo nie przeszkadzają, bo mówimy o produkcji przeznaczonej dla całej rodziny, także najmłodszych.
Strefa mroku
Oryginalne “The Twilight Zone” mające swoją premierę w 1959 roku uchodzi za jedno z najważniejszych dzieł telewizji, bez którego mogłoby nie być takich serii jak choćby “Twin Peaks” czy też “Black Mirror”. Oczywiście powrót do pierwotnej formuły antologii opowieści z dreszczykiem w XXI wieku wielu wydawał się karkołomny, ale jednak wzięło się za niego kilku znanych twórców, na czele z Jordanem Peele’m. Oceny pierwszego sezonu były całkiem wysokie, drugi zebrał już zdecydowanie niższe noty, rzecz jasna nie wytrzymując porównań do pierwowzoru, czego jednak należało się spodziewać.
Perry Mason
Postać znanego prawnika i detektywa pojawiła się po raz pierwszy w filmie z 1933 roku. Później był on również protagonistą serii z lat 1957-66, 1973-74, a także kilku telewizyjnych filmów. Pomysł na zupełnie nową serię, wykorzystującą potencjał wcześniejszych odsłon, pojawił się w 2016 roku, a cztery lata później premierę miała produkcja z Matthew Rhysem, który zastąpił Roberta Downeya jr.-a. Gwiazdor miał pierwotnie w niej zagrać, ale na przeszkodzie stanęły inne zobowiązania. Ośmio-odcinkowa seria, przy której pracował m.in. odpowiedzialny za “True Detective” Nic Pizzolatto, zebrała wysokie oceny krytyków i widzów, a HBO już zapowiedziało jego kontynuację.
Kleszcz
Jedyna w tym zestawieniu propozycja, która pierwotnie była serialem animowanym, a w 2016 roku miał swoją premierę serial aktorski. Wpisuje się ona w niezwykle popularny w ostatnich latach model pokazywania superbohaterów z mocnym przymrużeniem oka. W końcu protagonistą jest tu prawie niezniszczalny heros, przebrany w kostium tytułowego pajęczaka, grany przez Petera Serafinowicza. Najbliżej “Kleszczowi” do niezwykle ostatnio popularnych, awanturniczych filmów akcji pokroju “Deadpoola”, ale mimo tych skojarzeń i całkiem wysokich ocen, produkcję zawieszono w 2019 roku, kończąc ją na ledwie dwóch sezonach.
Przeczytaj również
Komentarze (14)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych