Hawkeye (2021) - opinia po pierwszych dwóch odcinkach serialu [Disney]. Świąteczna komedia superbohaterska?
Kate Bishop dowiaduje się, że jej rodzinie grozi niebezpieczeństwo. Na szczęście od dziecka fascynuje się Hawkeye'em, więc jest wyśmienitą łuczniczką i potrafi się bić. Postanawia więc wziąć sprawy rodzinne w swoje ręce, ale szybko okazuje się, że przyda jej się pomoc.
Odnoszę wrażenie, że im dalej w las, tym więcej żartów pcha Marvel do swoich produkcji. Niby zawsze było się z czego pośmiać, już od pierwszego "Iron Mana", ale teraz to już w zasadzie każda scena musi zawierać jakiś gag. Nie miałbym nic przeciwko, lubię się pośmiać, jak każdy, tylko że przy takim stężeniu dowcipów ciężko o utrzymanie wysokiego poziomu. W zwiastunie do nowego "Spider-Mana" Dr Strange mówi Peterowi żeby załatwił coś tam jak Scooby-Doo. Okrutny suchar i nie potrafię sobie na razie wyobrazić aby w filmie puścili go w takim kontekście żeby wyszło zabawnie. Świat zakochał się w trzecim "Thorze" i tak jak i ja bawiłem się na nim raczej dobrze, tak mam do niego ogromny żal, bo kompletnie przepisał dobrze już przecież opisane postacie, co od tamtej pory Marvel robi prawie non stop. "Hawkeye" też przepełniony jest gagami. Niektóre są zabawne, jak na przykład kompletnie sztywne i gburowate podejście Clinta do... wszystkiego. Inne, jak kilkuminutowa scena, w której Hawkeye musi larpować żeby odzyskać swój strój, trwają ciut za długo. Wciąż mnie to bawi, ale po prostu co za dużo, to niezdrowo.
Hawkeye (2021) - opinia po pierwszych dwóch odcinkach serialu [Disney]. Podejrzanie podobny do "Arrow"
Kate Bishop (Hailee Steinfeld) straciła ojca w trakcie bitwy o Nowy Jork z 2012 roku. Podczas ataku, zobaczyła w akcji Hawkeya (Jeremy Renner), który zaimponował jej swoimi umiejętnościami tak bardzo, że pierwszym o co poprosiła mamę po skończeniu żałoby był łuk. Zaczęła również ćwiczyć sztuki walki i ogólnie stała się taką niedoświadczoną, mini kopią avengersowego łucznika. Po długiej nieobecności wraca do miasta, aby odkryć, że jej mama, Eleanor (Vera Farmiga) zaręczyła się z absolutnie-nawet-odrobinę-nie-podejrzanym-z-kilometra Jackiem Duquesne (Tony Dalton), a stary znajomy rodziny i krewny Jacka, Armando najpierw grozi matce, a już chwilę później leży w kałuży własnej krwi, przebity mieczem. Panna Bishop postanawia sama dowiedzieć się co się tu właściwie dzieje, przebiera się więc w skradziony na nielegalnej aukcji strój Ronina, czym przykuwa uwagę Clinta Bartona i gangsterów, znanych jako Dresiarska Mafia (jednym z członków jest nasz własny Piotr Adamczyk). Barton wciąż nie pogodził się ze śmiercią Nat, ale będzie musiał przełożyć żałobę na kiedy indziej, ponieważ bez jego pomocy, Kate Bishop będzie martwa w ciągu doby.
Może to dlatego, że oba seriale traktują o raczej brutalnych superbohaterach z łukami, ale po pierwszych dwóch odcinkach nie mogę pozbyć się wrażenia, że nowemu serialowi Marvela całkiem blisko do "Arrowa" od CW. Nie jest oczywiście tak mrocznie i brutalnie - to wciąż Marvel - ale ogólna konstrukcja scenariusza, gdzie główny bohater wraca po latach do domu, gdzie czeka na niego cała masa złych ludzi czyhających na jego rodzinę i znajomych, więc postanawia schować twarz i walczyć z nimi na pograniczu prawa, wygląda jak żywo wyciągnięta z produkcji z 2012. Nie mówię, że to źle, w końcu pierwsze dwa sezony przygód Olivera Queena były całkiem porządnymi produkcjami, jedynie zbyt rozwleczonymi, jak to zwykle u CW bywa. "Hawkeye" powinien tego problemu uniknąć, ponieważ cały pierwszy sezon ma zamknąć się w raptem sześciu odcinkach.
Hawkeye (2021) - opinia po pierwszych dwóch odcinkach serialu [Disney]. O co tu właściwie chodzi?
Niewielka ilość odcinków może, wyjątkowo, być problemem dla serialu. Zasadniczo obejrzałem już 1/3 całej produkcji i wciąż nie widzę tu nigdzie głównego konfliktu. Kate i Clint po prostu uciekają, albo szukają czegoś i biją się po drodze z w kółko tymi samymi zbirami. Ale jaki jest w tym wszystkim cel? Zostały cztery odcinki na domknięcie całej historii , tymczasem wciąż nie wiadomo dokąd produkcja właściwie zmierza. Jeśli oglądało się scenę po napisach w "Czarnej Wdowie" to wiadomo, że siostra Nat, Yelena (Florence Pugh) będzie ścigała Hawkeye'a, bo wmówiono jej, że to jego wina, że Natasha nie żyje (co nie jest do końca nieprawdą, ale ważny jest przecież kontekst), więc cały czas liczę na to, że ta dresiarska mafia, o wybitnie wschodnich akcentach - Adamczyk nawet mówi ze dwa słowa po polsku - jest w jakiś sposób z nią powiązana. Nie przeszkadza mi lżejszy ton opowieści, ale dobrze by było, jakby do czegoś jednak zmierzała. Tymczasem odnoszę wrażenie, że głównym celem bohaterów jest upewnienie się, że Barton dotrze do domu na Gwiazdkę.
Marvel kontynuuje eksperymentowanie przy serialach. Dostaliśmy już bawiącą się ideą sitcomu "WandaVision", raczej standardowego i niepotrzebnie politycznego "Falcon i Zimowy Żołnierz", ciekawego koncepcyjnie, ale nie do końca wykorzystującego tę koncepcję "Lokiego" (drugi sezon obiecuje naprawić ten błąd), a teraz "Hawkeye". Najnudniejszy z Avengersów. Aby serial o kimś takim mógł być ciekawy trzeba wymyślić coś naprawdę solidnego i trzymać się raczej względnie realistycznej akcji. Ten drugi punkt, zdaje się, że dostaniemy, ale wciąż ciężko powiedzieć jak to będzie z tym pierwszym. Świąteczny klimat to nowość w MCU, zgoda, ale to tylko tło, przystawka. Co scenarzyści planują na danie główne? Przekonamy się jeszcze przed świętami, ale na razie jestem raczej umiarkowanie rozentuzjazmowany. Oby dalej było tylko lepiej!
Przeczytaj również
Komentarze (11)
SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych